Tomasz Lachowski
Indywiduum w stirneryzmie i nietzscheanizmie
Od Jedynego do Nadczłowieka i z powrotem
Jedyny a Nadczłowiek – (ro)zbieżności
Przegląd indywiduum: Jedyny a Nadczłowiek
Nihilizm jako wieść optymistyczna i konstytuująca indywiduum
Bunt jako element autokreacji jednostki w Stirneryzmie i Nietzscheanizmie
Jedna z książek Nietzschego nosi tytuł Wędrowiec i jego cień. Jeśliby przyjąć, że to sam Friedrich Nietzsche jest owym Wędrowcem (co będzie tu chyba najmniej kontrowersyjną tezą), to tym, który jak cień kroczy za nim, jest Max Stirner. Dlatego zanim przejdę do najważniejszych dla artykułu koncepcji jednostki, chciałbym przedwstępnie skupić się na samej parze tytułowych filozofów, którą tak rzadko się ze sobą zestawia w polskiej literaturze filozoficznej i nakreślić zawiłość relacji, jaka rysuje się między nimi.
Stirner – Nietzsche
Podobieństwa między obydwiema filozofiami są wyczuwalne podczas lektury. Pomijając same kwestie stylistyczne i itinerarium pojęciowe obu myślicieli można niekiedy odnieść wrażenie, że Jedyny i jego własność wyszedł spod pióra tego samego autora, co Tako rzecze Zaratustra[1]. Stirnera i Nietzschego łączy podobna egzaltacja literacka, patetyczność i profetyczność tonu, a także architektonika czy strukturyzacja ich filozofii: w obu przypadkach najbogatsza jest część krytyczna oraz problematyzacja nihilizmu jako punktu węzłowego, najsłabiej zaś rozwinięta jest część pozytywna. Obaj przejawiają skłonności do metaforyzacji, metoni-miczności i hiperbolizacji języka; współdzielą też przekonanie o rewolucyjności własnej myśli[2]. Jednak, co będę starał się wykazać, pomiędzy stirneryzmem a nietzscheanizmem zachodzi zasadnicza rozbieżność właśnie wraz z pojawieniem się problematyki „kto?”, tzn. problematyki (nadchodzącego) indywiduum i (przyszłego) statusu przezeń zajmowanego.
Zbieżności między myślami Stirnera i Nietzschego były wyraźnie dostrze-gane i żywo artykułowane jeszcze na początku XX w. Emblematycznym przykła-dem jest tu Eduard von Hartmann, który widział w Nietzschem nie tyle ucznia Stirnera, co wręcz jego plagiatora[3]. Był więc czas, gdy cień przyćmił swojego Wędrowca. Współcześnie jednak tendencja uległa odwróceniu: to Stirner żyje w cieniu Nietzschego, jako ukryty i być może – nieuświadamiany współpisarz jego filozofii. Zastanawiającym jest fakt, że dyskusja na temat oryginalności koncepcji Nietzschego właśnie w świetle stirneryzmu wciąż nie została podjęta; zwłaszcza, iż badacze nietzscheanizmu przejawiają zwykle tendencję do przewartościowywania oryginalności konceptu filozofa z Rӧcken, nie napominając przy tym o jego protoplaście w postaci Stirnera[4]. Tego ostatniego zaś nie ceni się już zbyt wysoko. Widzi się w nim raczej niesamodzielnego pseudofilozofa (Boris Groys powiedziałby pewnie: „antyfilozofa”[5]) czy efemerydę filozoficzną. Stirner utrwalił się w naukowej świadomości przede wszystkim jako „filozof polityczny” i z tego też powodu z rzadka patrzy się na niego pod kątem jego prekursorstwa XX-wiecznych nurtów w filozofii, np. postmodernizmu czy poststrukturalizmu. Tymczasem ślady jego myśli występują nie tylko w nietzscheanizmie. Dość wspomnieć, że np. wczesnoheideggerowskie „Się” (das Man), czyli niewłaściwe modi bycia Dasein, jako żywo przywodzi na myśl stirnerowskich „Wielkich Egoistów”. Czarowi Stirnera ulegli również filozofujący działacze polityczni obozu anarchistów (ściślej: anarchoindywidualistów), np. Benjamin Tucker, James L. Walker, Enrico Arrigoni, Steven T. Byington, Dora Marsden (zwana „Stirnerem feminizmu”), Emile Armand czy Saul Newman[6]. Pewne nawiązania do stirneryzmu odnaleźć można także w prozie amerykańskiej pisarki i współ-czesnej filozofki, Ayn Rand, np. w dziele Cnota egoizmu czy w powieści Źródło (The Fountainhead), w której główny bohater, Howard Roark, przypomina nieco stirnerowskiego egoistę-nihilistę, a i sam tzw. obiektywizm Rand przywodzi na myśl filozofię egoizmu Stirnera. Zdaje się więc, że istnieją lepsze powody ku temu, by Stirnera klasyfikować raczej jako filozofa inicjującego współczesność, niż kończącego nowożytność. Jednak nawet w wytrawnych polskich monografiach nietzscheanizmu[7] w indeksach cytowanych myślicieli próżno szukać nazwiska Stirner (a bardziej poprawnie: Schmidt, Johann Caspar). Dzieje się tak być może dlatego, że próżno szukać w pismach samego Nietzschego bezpośrednich odwo-łań do Stirnera. Funkcjonuje więc kilka hipotez dotyczących tego stanu rzeczy.
1.
1.
Najbardziej „spiskowa” głosi, jakoby autor Zaratustry „zadbał” o to, by wszelkie skojarzenia z równie radykalnym filozofem z Bayreuth zostały mocno stępione i osłabione. Niepewności w tej cienkiej materii między naśladownictwem a inspiracją dostarczył nie byle kto, bo przyjaciel Nietzschego, Franz Overbeck. Twierdził on, że nie ma wątpliwości, iż Nietzsche znał Stirnera i inspirował się nim, zarazem jednak przyjaciel Nietzschego nie uważał, jakoby autor Zaratustry był pod jakimś przemożnym wpływem jego filozofowania.
Głównym orędownikiem pierwszeństwa Stirnera nad Nietzschem pozostaje dziś Bernd Laska[8]. Twierdzi on, że Nietzsche zaznajomił się z filozofią Stirnera w październiku 1865 r. (a więc mając zaledwie 21 lat), w trakcie pobytu w domu rodzinnym swojego studenta o nazwisku Hermann Mushacke. Ojciec Hermanna, Eduard Mushacke, był bliskim przyjacielem Maxa Stirnera i aktywnym propagatorem jego filozofii. Laska sugeruje, że to dzięki niemu Nietzsche poznał filozofię Stirnera i to właśnie tam czytał jakoby po raz pierwszy Jedynego i jego własność. Książka miała wywrzeć na Nietzschem piorunujące wrażenie i od momentu zetknięcia się z nią Nietzsche miał ponoć doznać „nawrócenia” na filozofię (był to wówczas okres filologiczny w życiu Nietzschego). Zdaniem Laska’ego sam Nietzsche swoje zetknięcie z książką Jedyny i jego własność wyraził kamuflująco po latach w Nachlaβ z lat 1884–1885, a konkretnie we fragmencie nr 34 [232], w którym wspomina o pewnym szczególnym, niemal mistycznym, ambiwalentnym uczuciu, jakie ogarnęło go za młodu, nakazując mu jednak zachować milczenie[9]. Laska łączy to ,,boskie uczucie” właśnie z lekturą opus vitae Stirnera, po której Nietzsche miał doznać właśnie tytułowego kryzysu duchowego. Laska pisze o tym rzekomym zetknięciu Nietzschego z książką Stir-nera: ,,Die weitergehende Annahme besteht darin, dass es dieses Erlebnis war, das Nietzsche in eine gravierende geistig-psychische Lebenskrise trieb, in der sich entschied, dass er zum Philosophen wurde”[10].
Na antypodach tej myśli sytuuje się hipoteza Alberta Levy’ego. Głosi ona, że być może pewnym tropem łączącym Stirnera i Nietzschego jest postać Adolfa Baumgartnera, ulubionego studenta Nietzschego, gdy ten wykładał na Uniwersytecie w Bazylei. Wedle tej hipotezy Nietzsche miał osobiście polecić Baumgartnerowi zaznajomienie się z książką Stirnera, co też ambitny student uczynił, wypożyczając ją (jak wskazują rewersy biblioteczne) w roku 1874. Student Nietzschego miał usłyszeć od swego profesora pochlebną opinię o dziele Stirnera, jakoby było ono „najbardziej spójnym ze wszystkich, które póki co posiadamy”. Zdaniem Levy’ego miałoby to sugerować, iż bazylejski profesor znał tę książkę już wcześniej. Levy wskazuje ponadto na fakt, że dzieło Stir-nera wywołało prawdziwą burzę w Niemczech i zostało odnotowane w Historii materializmu Alberta Langego jako: „das extremste [Buch], das wir überhaupt kennen”, którą Nietzsche przeczytał i polecał. W ostateczności Levy stwierdza jednak, że nawet jeśli Nietzsche znał Stirnera, to i tak nie wywarło to jakiegoś decydującego wpływu na bogatszą filozofię autora Zaratustry. Niewątpliwym atutem analizy Levy’ego jest uwzględnienie kontaminacji w (anty)filozofiach Stirnera i Nietzschego, w których myślenie o (nowej) jednostce implikuje myślenie o (nowym) podmiocie i odwrotnie; plusem jest też rozróżnienie w obrębie zaczątków filozofii polityki, którą uprawiają Stirner i Nietzsche: pierwszemu zależy na obaleniu państwa w ogóle, niezależnie od jakiejkolwiek formy ustroju, drugi dąży do odnowienia, restytucji państwa wzorowanego, jak pisze Levy, na platońskich (sic!) rządach arystokracji. Ostateczną różnicę między obydwoma myślicielami Levy podsumowuje w pięknym passusie: „Ainsi, tandis que Stirner tend à assurer le triomphe du sujet sur l’objet, Nietzsche voudrait absorber dans l’objet le sujet borné. Stirner est un esprit critique; Nietzsche est un artiste”[11].
W roli adwokata Nietzschego stawia się Thomas H. Brobjer. Nie dostrzega on ani jakiejś uderzającej zbieżności między obydwoma filozofami, ani tym bardziej stirnerowskiej inspiracji w dziełach Nietzschego, które jego zdaniem tchną oryginalnością. Brobjer sugeruje, że Nietzsche tylko słyszał o Stirnerze, ale (odmiennie niż twierdzi Levy) nie znał jego prac z pierwszej ręki, tym samym teza o jakiejś inspiracji, a już tym bardziej – o rzekomym plagiaryzmie, jest nie-dorzecznością[12]. Podobne stanowisko w sporze zajmuje John Glassford[13], który uwalnia myśl Nietzschego od wpływu Stirnera, sytuując je obie jako niezależne od siebie, kongenialne, naturalne konsekwencje antyheglowskiego (antysystemowego) zwrotu w filozofii. Taką argumentację podejmuje też Gilles Deleuze, wskazując na historyczne uwarunkowania obydwu filozofii[14]. Domniemuje on via negativa: nic nie wskazuje na to, powiada, iż Nietzsche nie znał Stirnera, czołowej postaci ruchu młodoheglowskiego, „przywódcy” irredenty anty-heglowskiej, w czasach gdy w Niemczech szukano bojowników do walki z Heglizmem niemal na wszystkich frontach. Antysystemowy (antyheglowski) Stirner nie mógł więc przemknąć antysystemowemu (antyheglowskiemu) Nietzschemu – był to wszak jego naturalny sprzymierzeniec. Niemniej Deleuze nie rozstrzyga kwestii ewen-tualnego filozoficznego wpływu jednego filozofa na drugiego, akcentuje jednak dwie poważne rozbieżności: Stirner to dialektyk (a więc wciąż heglista), który każe mówić „nie”, Nietzsche zaś to filozof afirmacji, którego nie da się już wpisać w opozycję dialektyczną.
Tak więc pomimo braku bezpośredniego odwołania czy odniesienia do pism filozofa z Bayreuth w dziełach Nietzschego myśl obu myślicieli zbiega się (poza problematyką nihilizmu i buntu) w ich pozytywnych koncepcjach indywiduum jako czegoś, co dopiero ma nadejść, a co wyrażają w terminach nie-człowieczych, mówiąc o: „Jedynym” lub „Nadczłowieku”. Spróbuję jednak dowieść, że są to tylko zbieżności powierzchowne, zaś eksplikacja ich treści przez obu filozofów idzie w zgoła odmiennych kierunkach. Interesuje mnie tu zwłaszcza pytanie: czy stirnerowski Jedyny/Egoista stanowi jakiś etap bądź ślepy zaułek w drodze do Nadczłowieka oraz czy – z drugiej strony – można by traktować Jedynego/Egoistę jako wariację na temat nadczłowieczeństwa?
Jedyny a Nadczłowiek – (ro)zbieżności
Tym, co współdzielą ze sobą w myśleniu Nietzsche i Stirner, jest leżące u „fundamentów”[15] ich filozofii nastawienie krytyczne: antymetafizyczne[16], antyhumanistyczne, antysystemowe (antyheglowskie) i anty-aletheiczne (najbardziej bodaj radykalne w dziejach filozofii zakwestionowanie kategorii prawdy[17]). Tym, co zasadniczo ich różni jest fakt, iż Nietzsche okazuje się filozofem proaksjologicznym, Stirner zaś: pronihilistycznym. Podczas gdy Nietzsche dąży przede wszystkim do ustanowienia nowych tablic wartości – Stirner skupia się na ich radosnym tłuczeniu i optymistycznej pieśni, iż wszystko jest bezwartościowe – poza „Ja”, swoiście rozumianą jednostką i zasadą nowego, egoistycznego podmiotu. Obu można uznać za orędowników nowych perspektyw, jakie kreślą się przed jednostką. Obaj są prorokami (samo)zbawienia, przekonanymi, iż my, sami z siebie, mocą swej Siły (przywłaszczania), jak powiada Stirner lub Wolą swej Mocy (mocą swej mocy/wolą swej woli), jak powiada Nietzsche, możemy osiągnąć upragnioną wizję swego bytowania.
Jedyny i Nadczłowiek przedstawiają swoiste intensyfikacje życia, to egzemplaryczne klony Dionizosa, soteriologiczne perspektywy ocalenia i zbawienia jednostki i podmiotu, inne nazwy na „samozbawienie” czy wyzwolenie, które nosimy W-sobie. Wątek soteriologiczny wysuwa się więc w obu antyfilozofiach na pierwszy plan: stirneryzm i nietzscheanizm mają przynosić, zgodnie z zamiarem ich twórców, przede wszystkim efekt wyzwalający, samozbawienie jest tu centralnym wątkiem, przewijającym się w refleksji obu myślicieli[18]. Jednak w przeciwieństwie do rozkazującego Stirnera, Nietzsche udziela raczej wskazówek niż rozkazów, szuka niepokornych uczniów, ale nie wyznawców. Dlatego potępia słowa „szpetnego człowieka”, szukającego wytchnienia w „wyznawaniu” Zaratustry: „O, Zaratustro, chrońże mnie, ostatnia ty moja ucieczko, ty jedyny, któryś mnie odgadł”[19]. W oryginale zdanie to brzmi interesująco: „Oh Zarathustra, schütze mich, du meine letzte Zuflucht, du Einziger [wyróżnienie – T.L.], der mich errieth”. Du Einziger, czyli Ty Jedyny. To dosłowne posłużenie się tytułowym terminem dzieła Stirnera! Być może to przypadek. Być może to celowe. Być może to jakiś kolejny ślad (nie)obecności Stirnera.
1.
1.
Wypada teraz wytłumaczyć się z użytego wyżej słówka „antyhumani-styczne”. Stirner i Nietzsche odrzucając to, co ogólnoludzkie, to co „człowiecze”, a więc pewną humanitas, nie czynią tego, bynajmniej, w imieniu człowieka, jak dawni humaniści, lecz występują właśnie przeciw-człowiekowi. Nie chodzi im o to, by człowiek przezwyciężając siebie pozostał mimo to wciąż człowiekiem – chodzi raczej o przezwyciężenie samego zastanego, wyczerpanego ideału „człowieczeństwa”. Obaj oczekują rychłego kresu „człowieka” (w czym tkwi pewna eschatologia ich myśli), tzn. pewnego przesilenia humanistycznego paradygmatu, który ma zwiastować pojawienie się swoistego „mesjasza” w postaci „Jedynego” lub „Nadczłowieka” (w czym z kolei dostrzec można ich swoistą świecką propo-zycję soteriologiczną – w swej osnowie te dwie filozofie można by potraktować jako de facto nowe „religie bez religii”, tzn. wyraz indywidualnej duchowości ich, chyba już ponowoczesnej, świadomości filozoficznej). Właściwie należałoby rzec: obaj chcą przyspieszyć ten kres, to wypełnienie się telosu „człowieka metafizyki”. Spostrzegając niedający się wyhamować kryzys kultury i zmierzch człowieczeń-stwa w jego starej formie Stirner i Nietzsche występują już w imieniu nowego, wyższego porządku i typu (nad)ludzkiego, który jest odrzuceniem pojęć, zasad i wartości rojących się w teraźniejszej ludzkiej humanitas. Człowiek jest więc dla nich pomostem, przejściem, na drodze do nowej, wyższej formy ludzkiego bytowania. „Prawdziwe indywiduum” powstanie z upadku człowieka i będzie unikatem, jedynym w swoim rodzaju egzemplarzem, jednającym w sobie to, na czym zbywa człowiekowi teraźniejszemu. Obaj udzielają wskazówek, jak ponaglić czy wyhodować ów nowy, wyższy typ, bowiem nowe modi bycia nadejdzie tym szybciej, im sprawniej pozbędziemy się czy pochowamy „starego człowieka”.
W ramach swego antyhumanizmu obaj gruntownie krytykują filozoficzną ideę podmiotu doskonale ze sobą tożsamego, widząc w nim niebezpieczne narzędzie w rękach humanizmu, służące ujarzmianiu jednostek („prawdziwy człowiek” realizuje bowiem ideały humanistyczne) i przekreślaniu ich unikatowości. Podmiot jest fikcją[20], pisze Nietzsche (podmiot to oniryczny wymysł języka); podmiot jest Nicością, powiada Stirner. Między tymi stwierdzeniami zachodzi poważna różnica. O ile Nietzsche uznaje „podmiot” za kolejny (sztuczny) konstrukt językowy, zaś w pragnieniu „bycia podmiotem” rozpoznaje stare metafizyczne pragnienie idealnej wewnętrznej zgodności siebie samego z sobą, pragnienie jakiegoś stałego residuum, w którym i z którego lokowałoby się i nadawało wszelkie sensy, to jest: pragnienie posiadania jakiejś ogólnej, statycznej istoty (np. człowieczeństwa) i udaremnia to jako pragnienie ludzi słabych; o tyle już Stirner poniekąd totali-zuje podmiot. Sytuacja podmiotu u Stirnera jest paradoksalna: jest on Nicością i Wszystkością zarazem. Stirner pisze, że jest on „nicością wszystkich rzeczy wokół”, a więc z jednej strony jest wszechogarniającą, twórczą nicością, neanty-zującym (nicościującym) „źródłem”, otchłanią w której absolutnie wszystko ulega rozpadowi, rozchwianiu, zakwestionowaniu – i w tym sensie jest to totalizacja podmiotu (egologia jest tu neantologią); ale z drugiej strony – jest on Nicością w tym samym sensie, co Państwo, Społeczeństwo, Rodzina, etc. tzn. jest „wkłamanym pojęciem”, któremu w rzeczywistości nic nie odpowiada (nominalizm stirnerowski), co jest anihiliacją podmiotu. Podmiot Stirnera jest pusty, bo sam jest Wszystkością, czyli – Pustką. Można chyba napisać, iż Stirner dokonuje (de) totalizacji podmiotu.
Antyhumanizm obu filozofów wypływa jednakże z odmiennych przesłanek. Zaratustra, w przeciwieństwie do Jedynego, nie jest tym, który chce nauczyć człowieka jak gładko porzucić swoją ludzką przeszłość. Zaratustra nie chce, by człowiek po prostu wszystko bezwiednie przekreślił. Celem, jaki Pers przed sobą stawia, jest raczej podprowadzenie człowieka w to miejsce, z którego on sam przemawia, z chłodnego, górskiego szczytu, po to, by pokazać człowiekowi, co zostawia za sobą. I że za tym, co człowiek zamierza porzucić, nie może być już tęsknoty. Jest w tym być może jakaś analogia do fragmentu ewangelii, w którym Szatan przenosi Chrystusa na szczyt świątyni i kusi go ziemskim bogactwem, o ile tylko ten odda mu pokłon. Jezus odmawia, spostrzegłszy wprzódy marność roztaczającego się pod nim bytu. Podobnie ma postąpić u Nietzschego człowiek: powinien on rozpoznać dekadenckość swej starej formy i zrozumieć, że to, od czego odchodzi, wyczerpało się, zmarniało, jest u swego schyłku i głupstwem oraz nonszalancją byłoby przy czymś takim trwać. Zaratustra pokazując to zmarnie-nie nie chce wszakże człowieka pogrążyć w rozpaczy, wprost przeciwnie – chce wzniecić płomień, który rozpali w nim Wolę budowy nowego, wyższego typu, Nadczłowieka właśnie. NAD-człowieka, tego, który właśnie z wysoka (z góry stanowiącej tu jakoby eliadowskie axis mundi), spogląda na to, co ma pod (przed) sobą: na człowieka. Trzeba przejść ponad człowiekiem, ponad swoją ludzką prze-szłością[21], przejść bez nostalgii, bez płaczu, przejść nieodwoływalnie.
Nadczłowiek, choć jego narodziny poprzedzone są „śmiercią Boga” (rozpoznaniem złudliwości i fikcyjności dotychczasowych wartości prezentowanych przez metafizykę/chrześcijaństwo, w czym tkwi pewne podobieństwo do stirnerowskiej akcji demaskatorskiej w sferze idei), nie jest jednak budowany z gruzów europejskiej kultury jak Jedyny: kolaż złożony z porozbijanych szkiełek starej, znicościowanej wiary (metafizyki), dzieło pseudo-artysty, któremu zbrakło weny, a być może i odwagi, by sięgnąć po materiał prawdziwie własny. Anty-humanizm Jedynego wspiera się na ciągłym „nie” wobec całej kultury, w której Jedyny widzi wielkie oszustwo, wielkie Nic – ale nie ma koncepcji, jak od tego Nic się uwolnić, dlatego stawia na utożsamienie z nim, w myśl zasady: chcesz pokonać wroga – przyłącz się do niego. Odtąd Jedyny sam siebie rozpoznaje jako „nicościującą nicość”, „nicość wszystkich rzeczy wokół”. Mówi wprawdzie o „wywyższeniu” czy „wyniesieniu siebie”, ale zaraz potem powraca do negującej mowy, bez której nie może się obejść. Jedyny nigdy nie mówi światu „Tak” – to zaś, ta bezwzględna afirmacja (czasu jako wiecznego powracania, życia jako koliska), stanowi wyróżnik nietzscheańskiego Nadczłowieczeństwa. Stirner stawia na utożsamienie się z chaosem, Nietzsche – na próby jego opanowywania i wykreowania z niego czegoś pozytywnego, czegos darzącego. Jak powiada Stirner w jednym ze swych pomniejszych pism: „Miejcie odwagę być destruktywnymi!”[22]. Nietzsche stwierdza natomiast: „Powiadam wam, trzeba mieć chaos w sobie, by porodzić gwiazdę tańczącą. Powiadam wam: wiele chaosu jest jeszcze w was”[23].
Stirneryzm i nietzscheanizm są kontrą dobrze zadomowionego w europejskiej kulturze filisterstwa, które kryło się dotąd pod pojęciem „humanizmu” czy „edukacji/pedagogiki humanistycznej”[24]. Doprowadziło ono do sytuacji, w której ukontentowany z siebie człowiek przestał już od siebie wymagać czegoś więcej, przestał siebie przezwyciężać, siebie wzmacniać, budować: wziął na siebie tylko ciężar tradycji i bezrefleksyjnie ją podtrzymywał swoim oślim „ta-ak”[25]. Humanizm i religia chrześcijańska, które – koniec końców – okazały się sprzymierzeńcami, doprowadziły jednostkę do stanu, który należałoby chyba określić jako „paraliż woli”. Miały wznieść człowieka ku maksimum jego możliwości – a tymczasem doprowadziły go do niebywałego wręcz skarlenia i poddaństwa. Dawni humaniści i metafizycy sądząc, że dzięki nakierowaniu człowieka na świat ichniejszych wartości dokonują jego nobilitacji pomylili się sromotnie, doprowadzając w efekcie do utracenia tyleż świata nadzmysłowego, co i zmysłowego. Dawna filozofia („platonizm”) lokując świat prawdziwy po stronie transcendencji doprowadziła do deprecjacji i dewaloryzacji tego, co immanentne, jednostkowe, do utraty naszej „Sobości”, jak powiedziałby Stirner, do przekreślenia naszego „charakteru” i stępienia instynktu życia, jak rzekłby Nietzsche.
Rozpoznania fikcyjności tych wartości („Widm” wedle terminologii Schmidta), które prezentowała dotąd kultura europejska, dokonują właśnie obaj myśliciele. Tym samym oczekiwać należy, jak zapowiadają jednym głosem, nowego oszacowania szal aksjologicznej wagi[26], należy oczekiwać „przewartościowania wartości”. Na tym nowym „oszacowaniu” szal aksjologicznej wagi niewspółmiernie zyskuje u nich odważnik z napisem „ciało”, co dzieje się kosztem odważnika z napisem „dusza”. Nowe wartości mają być szacowane z punktu widzenia ciała, a nie (jak było dotąd) z punktu widzenia duszy. Nietzscheańskie hasło „przewartościowania wszystkich wartości” ma więc, jak znakomicie wskazuje Bogdan Baran, znaczenie podwójne: należy wymienić tyleż katalog wartości, co i samo miejsce, z którego się wartościuje[27]. Owo „miejsce” czy może wnętrze należy chyba rozumieć podwójnie. Z jednej strony chodzi chyba o to, że wartości ustanawiane w tym żywiole (wnętrzu), jakim jest Wola Mocy (tzn. wartości są „punktami widzenia” Woli Mocy, w których rozpoznaje ona możliwość swojej intensyfikacji, wzmocnienia). W myśli Nietzschego, jak wyłuskuje Baran, przewartościowanie może dokonywać się dzięki temu, że istnieje „nihilizm ekstatyczny, obdarzony nadmiarem woli mocy”[28]. Z drugiej strony owo „wnętrze” – to ciało, cielesność, a nie dusza. Reasumując: tak, jak wartość jest wnętrznością Woli Mocy, tak ta jest wnętrznością ciała, jego „duszą dostojną”. W ostateczności więc: to ciało wartościuje. Owo „ciało” u Stirnera pojmowane jest jednak jeszcze quasi-hedonistycznie, u Nietzschego zaś już cielesność to w zasadzie nowa forma tego, co duchowe, to „świątynia” Nadczłowieka, więcej jeszcze: sam Zaratustra mówi o sobie, że jest przecież „orędownikiem (Fürsprecher) cierpienia”, a więc zaspokajanie chuci ciała dla samej tylko przyjemności jest zasadniczo niezgodne z jego nauką – rodzi bowiem Widmo człowieka ostatniego. Nie o rozkoszowanie się ciałem, lecz o jego hartowanie chodzi Nadczłowiekowi. Nietzscheańskie rozumienie ciała przypomina właściwie starogrecką troskę o siebie, ale w kontekście całościowego piękna, nierozrywalności ciała i ducha. „Cielesny” punkt widzenia to zatem punkt widzenia arystokratycznej duszy. Stirneryzm i nietzscheanizm różnorodnie więc nobilitują ciało i jego potrzeby, przywracają rangę zmysłowości, tłamszonej dotąd przez dominującą moralność ascetyczną (Stirner) lub kapłańską (Nietzsche), osadzającą się w człowieku jako „dusza” (u Nietzschego: „dusza licha”, w odróżnieniu od cechującej nadczłowieka „duszy dostojnej”, choć chyba należałoby powiedzieć: „ciała dostojnego”). Odtąd, zdaniem obydwu myślicieli, nasz przewartościowany świat ma być „światem według ciała”.
Przegląd indywiduum: Jedyny a Nadczłowiek
Indywidualność nie jest ani dla Nietzschego ani dla Stirnera jakąś cechą przyrodzoną, uniwersalną, czymś, co miałby każdy człowiek na mocy samego factum bycia, tego, ŻE się jest. Status jednostki trzeba sobie wywalczyć, odrywając się od bezkształtnej masy ludzi, co dzieje się dzięki aktywności, temu JAK się jest. Trzeba siebie jako jednostkę od podstaw stworzyć, zbudować, poprzez rozmaite – powiedzmy za Foucaultem, który pozostaje tu dalekim uczniem obydwu filozofów – „zabiegi wokół siebie”. Autokreacja to kolejna wspólna cecha stirneryzmu-nietzscheanizmu. Stirner powiada: „Ja jestem tylko dzięki temu Ja, że Siebie tworzę, tzn. że nikt inny Mnie nie tworzy, lecz Ja sam muszę być swym własnym dziełem”[29]. „Twórcza kreacja”, o której mówi Stirner to nic innego jak wyparcie się życia „życiem nie-własnym”, powiedzmy „życiem Widmowym”, tzn. życiem obiektywnymi treściami ducha – i zawłaszczenie tego świata jak własnego. Ale ów akt kreacji samego siebie (swej „Jedyności”) jest w stirneryzmie dość pro-blematyczny. Wszystko wszak „rozpuszcza się” w nicości Jedynego, a „jedyność” każdego „Jedynego” okazuje się w efekcie sprowadzać każdorazowo do tego samego, to jest: do nieustannego negowania świata i siebie. Skoro każdy „Jedyny” jest do siebie podobny (ma podobny rodowód), to nie ma wyjątkowego „Jedynego”. Stirnerowska principium individuationis jest wewnętrznie sprzeczna. Podejrzaną wydaje się także próba dowartościowania „ja” na tle odwartościowania tego, co „nie-ja”, gdyż nie wiadomo z jakich powodów mielibyśmy poprzestać na sobie, gdy idzie o odmawianie wartości? Podobnie anachroniczne wydaje się dziś ujmowanie świata wyłącznie jako przeciwstawiającego się jednostce otoczenia, nie zaś jako elementu strukturalnego i konstytuującego jej bycie, który to świat co chwila musi się rozpaść, by móc dostarczyć budulca dla stirnerowskiego indywiduum. Problem jest więc następujący: „stwarzanie siebie” przez Jedynego jest zawsze doskonale beznadziejne, gdyż Jedyny nie może nigdy poza swój negatywny „fundament”, za-przestać „nicościowania”. U Nietzschego problem autokreacji jest o wiele bardziej złożony i dodajmy od razu – znajduje swój pozytywny finał. Nietzsche znajduje wartości, na których można zbudować (wyhodować) Nadczłowieka, a więc jego koncepcja indywiduum nie jest czczą reakcją na wybrakowany z sensu świat.
Stirner i Nietzsche nie za bardzo wiedzą jednak, jak wyższy (nad-ludzki) typ mógłby wyglądać[30]. Toteż przedstawiają go zaledwie w zarysie, jako pewną hipotezę czy postulat, punkt widzenia, który jest do przyjęcia konieczny (mocny kwantyfikator występujący u Stirnera) lub korzystny (najkorzystniejszy), kuszący, zachęcający do eksperymentowania[31] (u Nietzschego), o ile w ogóle chce się być jednostką (u Nietzschego) lub o ile w ogóle chce się być w sposób właściwy. U Stirnera, podobnie jak u Alberta Camusa, człowiek, który się nie buntuje (nie walczy o swoją jednostkowość, Jedyność), nie ma właściwie prawa by istnieć. Jednostką jest bowiem tylko ten, kto ma w sobie dość Mocy (Macht, Nietzsche) lub Siły (Gewalt, Stirner), by wyhodować w sobie „Nadczłowieka” lub by przeobrazić się w Jedynego, by „ufundować swoją sprawę na nicości”[32], „przenicościować” siebie.
1.
Zasadnicza różnica między Jedynym a Nadczłowiekiem uwidacznia się także w problematyce własności (Eigentum). Jedyny jest tym, który przywłaszcza sobie cały Byt, by za chwilę go w sobie rozpuścić, roznicestwić. Sytuuje się w roli Pana Bytu, a więc jeszcze w roli metafizyka. Jedyny odczuwa jakąś koneksję z bytem-w-ogóle, a więc jest jeszcze od niego jakoś zależny. Natomiast nietzscheański Nadczłowiek przechodzi niejako ponad tym zagadnieniem, choć też „sprowadza do siebie” Byt, dając jego interpretację jako Wolę Mocy (wszystko, co jest – jest Wolą Mocy). Niemniej to nie indywiduum (Nadczłowiek) zależy tu od bytu, jak u Stirnera (gdyby nie Byt – stirnerowska Nicość byłaby niemożliwa), lecz odwrotnie – byt zależy tu od indywiduum. Interpretacja bytu dokonywana przez jednostkę nietzscheańską odpowiada zawartemu w niej quantum Mocy, w szczególności zaś, gdy Moc jest najwyższa, przybiera ona postać interpretacji (świata) jako Woli Mocy. Problematyczne jednak może się wydawać samo uprzywilejowanie tej ostatniej interpretacji jako nadrzędnej, Nietzsche bowiem nie do końca zdaje przekonująco sprawę z tego, skąd wie, iż właśnie ta interpretacja jest najlepsza.
Nihilizm jako wieść optymistyczna i konstytuująca indywiduum
W byciu artystą i dziełem zarazem istotną rolę odgrywa u obu filozofów bunt, ten zaś wiąże się z pojęciem nihilizmu. Stirner jest buntownikiem na rzecz nihilizmu, który w jego ujęciu wspiera jednostkowość („jedyność”) w jednostce, gdyż na drodze negatywnej uprzytomnia jej to, że ona sama jest nicością, swoją własną sprawą[33]. Jednostka/Jedyny/Egoista/Nihilista to u niego indywiduum posiadające moc sprawczą, „cnotę” twórczą: siłę niszczenia, wchłaniania, „żywienia się” mocą tego, co sama niszczy. Odwartościowanie wszystkiego wokół przywodzi wartość w jej właściwe miejsce narodzin – w ego, które samo też jest „odwartościowane”, gdyż jest nicością. Ale jest to zarazem nicość szczególna, wyjątkowa: w niej bowiem dokonuje się rozszyfrowanie widmowości (quasi-wartościowości świata) i dlatego jako taka – jest ona „wartościowa”. Jednostka Stirnera, wznosi się na nicości świata idei („Wielkich Egoistów”), na jego przenicościowaniu (unicestwieniu). Destrukcyjna, nicościująca świadomość egologiczna, okazuje się tu czymś ostatecznym. Być może zdemaskowanie Wielkich Egoistów było wydarzeniem inicjującym głucho jeszcze odczuwalną agonię Boga. Nietzsche natomiast, „przeżywszy do cna nihilizm”[34], pragnie jego przezwyciężenia, co osiągalne jest nie tyle poprzez sam bunt, ile dzięki całkowitej afirmacji życia rozumianego jako kolisko, wieczny powrót. Nietzsche chce, jak trafnie pisał Karl Lӧwith, przełożyć na nowo człowieka „na logos kosmosu”[35], tzn. na nowo sprzęgnąć go z nurtem życia jako takim i z jego rytmem. Afirmacja życia, świata jako Woli Mocy, Wiecznego Powrotu, amor fati – dopiero to umożliwi przezwyciężenie nihilizmu bez konieczności nieustannego buntowania się wobec niego. Pomimo różnych reakcji filozofów na nihilizm, pozostaje on punktem, dzięki któremu jednostka uświadamia sobie, że oto jest odtąd zdana na siebie, że: musi siebie stworzyć, zbudować.
Wedle Stirnera nihilizm, czyli odwartościowanie rzeczywistości, okazuje się możliwością zwrócenia się jednostki ku sobie, a to jest wieść najlepsza z możliwych. Dlatego Stirner wita nihilizm jako wieść optymistyczną: oto nastaną czasy, gdy ludzie rozpoznają wreszcie, że wszelkie tzw. wyższe wartości to Widma (Geistes), których są niewolnikami; że wszystko w czym dotąd ludzie upatrywali jakiejś bezinteresowności i czystej dobroci przesycone jest cnotą egoizmu. Toteż wolność ku nihilizmowi okazuje się w ostateczności wolnością ku-sobie, ku autentyczności swego bycia. Służąc jakiejś „wyższej sprawie” (wartości) nie służyliśmy wcale sobie – mówi Stirner. U Stirnera człowiek zatem odwartościował sam siebie: nie żył bowiem dla siebie, lecz dla swoich „Widm”, dla „Wielkich Egoistów”, dla pseudo-wartości, w które wyalienował swoją indywidualność, „sobość”, „Jedyność”. Sytuacja zostaje jednak rozpoznana i możliwa do odwrócenia, a jedynym sensownym stanowiskiem staje się świadomy nihilizm. Dzięki orzeźwiającemu nihilizmowi oferowanemu przez Stirnera, jednostki rozpoznają funkcjonowanie tego zbiorowego tworu, tych wymyślonych przez nas widm, fikcji[36], „Wielkich Egoistów” i być może w końcu zrozumieją, iż egoizm jest cnotą, zaś jedyną „wartością” (korzyścią?) jest być egoistą, „Jedynym”, Nicością. Nihilizm jest więc u Stirnera wieścią optymistyczną dla odzyskania i budowania przyszłej jednostki (Jedynego). Rozpoznanie nihilizmu u Stirnera pociąga więc za sobą jego bezwa-runkową afirmację, zgodę na świat bez wartości, „Jedyny” pragnie być nihilistą zupełnym. W tym punkcie tkwi największa i nieprzekraczalna różnica między pragnącym nihilizmu Stirnerem, a zwalczającym nihilizm Nietzschem.
Nietzschego widmo nihilizmu przeraża, chce je przezwyciężyć, przewalczyć, bowiem w jego tryumfie widzi nastanie czasów „ludzi ostatnich”. U Nietzschego widmo nihilizmu spełnia rolę katalizatora, ma nas skłonić do podjęcia akcji, podczas gdy Stirner przedstawia jedynie reakcję na nihilizm. Kontr-nihilistyczna akcja zachęca do walki zamiast do ulegania, postuluje konieczność odróżnienia się od tego widma, zamiast utożsamienia się z nim. „Jedyny”/Nihilista to dla Nietzschego de facto jednostka bierna, ktoś, komu „nie chce się chcieć”, kto pozwala, by inni działali za niego, u kogo Wola Mocy jest dekadencka. Nihilizm w wizji Nietzschego to zatem wieść ambiwalentna: z jednej strony najczarniejsza z możliwych, gdyż nadciąga aksjologiczna pustka i być może widmo ludzi ostat-nich. Ale z drugiej strony jest to wieść-wyzwanie, wieść, która pozwala pojawić się „pocieszycielowi”, mówcy, orędownikowi Nadczłowieka – Zaratustrze. To wieść, która ściąga Starca z wysokich i chłodnych gór, by mimo „śmierci Boga”[37], w której streszcza się cały nihilizm Nietzschego (a być może i cała jego filozofia), głosił jednak „wiedzę radosną”, la gaya scienza, naukę o Nadczłowieku, nową Ewangelię Życia. Nihilizm paraliżujący wolę w jednostce, musi zostać przezwyciężony przez żywioł, aktywność rozpościerającą siebie i nienasyconą, przez cnotę darzącą, przez Dionizosa. U Nietzschego jednostka nie chce być „nicością” (rzekomym „sobą” czy Jedynym wedle Stirnera). U Stirnera wola jednostki, Jedynego, okazuje się wolą nicości (podniesioną do rangi twórczości, autokreacji jednostki[38]) – u Nietzschego jest to wola, która ma nicość przełamać jej niemoc, impas. Stirnerowska cnota egoizmu (nihilizmu) ma przejść w nietzscheańską „cnotę darzącą”[39]; zamknięcie się Jedynego w swojej nicości (solus ipse) ma przeoblec się w radosny taniec Nadczłowieka, wydarzenie. To pojęcie („cnota darząca”) pozwala Nietzschemu na krytykę stanowisk pro-nihilistycznych:
Zaprawdę, rabusiem wobec wszystkich wartości czyni cnota darząca; jednak błogosławię ja i uświęcam samolubstwo takie. Bywa wszakże inne samolubstwo, nad miarę ubogie, głodne, zawsze kraść gotowe, – chciwość chorych, samolubstwo chore.[40]
Nietzsche zdaje się tu przeciwstawiać samolubstwo, o które chodzi Stirnerowi w jego cnocie egoizmu, swojej „cnocie darzącej”, która ze wszech miar pragnie wartości i chce nimi darzyć tyleż siebie, co i innego. Tymczasem egoizm Jedynego pragnie tylko zabierać, zawłaszczać, trawić, trwonić, zużywać, panować, pragnie wszystko ustawiać wyłącznie „pod siebie”. Nadczłowiek przeciwnie – zabiera wprawdzie człowiekowi złudzenia o „szczęśliwym życiu”, ale przychodzi obdarzać, chce obdzielać, robić użytek z przepełniającej go „cnoty darzącej” rozpiera go witalizm, dla którego musi znaleźć jakieś ujście[41]. Nadczłowiecza „cnota darząca” występuje jawnie przeciwko zasadzie egoizmu, którą nakazuje praktykować Stirner. Niemniej sama „egoistyczna zasada działania” wszelkiego bytu, odkryta przez Stirnera, zostaje przez Nietzschego przyjęta jako fundament jego „cnoty darzącej”, ale zarazem dość poważnie zmodyfikowana, przybiera bowiem postać tryskającej mocy. Egoizm jest tu akceptowany tymczasowo, w punkcie wyjścia, ale już nie w punkcie dojścia, trzeba go przezwyciężyć, czerpać radość z dawania, które jest antonimem litości. Jest jakimś wzmocnieniem jednostki, ale wola mocy w egoiście jest wedle Nietzschego dopiero w początko-wym stadium rozwoju, jest jeszcze stosunkowo najsłabsza, wciąż dekadencka. Jeszcze jeden fragment:
„Cnota darz ąca” – temi słowy rzecz nienazwalną nazwa ł kiedyś Zaratustra. I wonczas stało się – i zaprawdę, stało się to po raz pierwszy! – że słowo jego uświęciło samolubstwo, krzepkie, zdrowe samolubstwo, co z potężnej duszy tryska [wyróżnienie T.L.]: – z duszy potężnej, z którą ciało bujne w parze chodzi: piękne, zwycięskie, rześkie, wokół którego rzecz każda zwierciadłem się staje: – ciało giętkie i przekonywające, ciało taneczne, którego przenośnią i streszczeniem jest dusza ochocza. Takich ciał i dusz ochoczość zwie się sama: „cnotą”.[42]
Reasumując: Jedynego można chyba zinterpretować tylko jako preludium do Nadczłowieka, jako jeszcze nie zadowalającą konfigurację woli mocy w jednostce. Stirnerowska „Siła” (Gewalt) to eo ipso ledwie przedsionek nietzscheańskiej „Mocy” (Macht).
Bunt jako element autokreacji jednostki w Stirneryzmie i Nietzscheanizmie
Rozumienie buntu jako elementu autokreacji jednostki zdecydowanie głębsze jest u Nietzschego. Stirner bowiem nie problematyzuje buntu, lecz bezrefleksyjnie akceptuje go jako narzędzie sprzeciwu jednostki wobec jakiejkolwiek władzy nad nią, narzędzie artykulacji jej jednostkowości. A jako że w jego ujęciu jednostką się nie rodzimy – rodzimy się niewolnikami „Wielkich Egoistów” – przeto mu-simy się buntować wobec całej rzeczywistości społeczno-polityczno-kulturowej:
[...] bunt prowadzi do tego, by nie pozwolić dać sobą rządzić, by samemu się gospodarzyć, nie pokładając płonnych nadziei w żadnych „instytucjach”. Bunt to nie walka z istniejącym stanem, albowiem gdy bunt się powiedzie, to istniejący stan rzeczy sam z siebie obraca się w niwecz; jest on jedynie mym wydobyciem się z istniejącego stanu rzeczy, który porzucony umiera i ulega rozkładowi. Moim celem zatem nie jest obalenie danego stanu rzeczy, ale wywyższenie się ponad niego.[43]
Ten cytat jasno wskazuje, dlaczego Stirner uchodzi za prekursora anarchizmu (scil. anarchoindywidualizmu). Bunt jest więc w stirneryzmie wyrazem wywyższenia Egoisty, a nie poszukiwaniem przez niego jakiegoś nowego porządku czy ładu. Aby jednostka stała się Jedynym – musi wpierw uświadomić sobie swoje marne położenie i zależność od Wielkich Egoistów, by potem przybrać postawę buntownika i odrzucić swoje dotychczasowe życie, będące wyrazem poddaństwa, wynieść się (Siebie, swoje Ego) ponad nie. Jednostka buntuje się nie „dla czegoś”, lecz „dla Siebie”, buntuje się z konieczności, z zasady: by zamanifestować swą Jedyność. Tym samym bunt w wydaniu Stirnerowskim nie do końca podpada pod chyba klasyczne rozumienie buntu w filozofii (zwłaszcza w filozofii polityki), które przywołuje choćby Józef L. Krakowiak[44], mające na horyzoncie jakiś cel, jakąś wartość, którą chce się urzeczywistnić. To w tym właśnie miejscu, w pojęciu buntu, zaczyna się zdaniem Stirnera droga do tego, by stać się tym, kim się naprawdę jest, tylko jeszcze nieświadomie – stać się Egoistą. Buntownik jako ten, który walczy o wolność negatywną (wolność od –) to u Stirnera stadium koniecznie poprzedzające Właściciela, który przychodzi, by przywłaszczać to, przeciw czemu uprzednio się zbuntowano, by się wywyższyć. I w zasadzie buntownikami musimy pozostać na wieczność: jeśli bowiem o tym zapomnimy – sami zostajemy zawłaszczeni.
Nietzsche widzi już ambiwalencję buntu. Zwraca uwagę, że tendencję do nieustannego buntowania się przejawiają ludzie słabi, lisi (schlecht), którzy później nie są w stanie sprostać sytuacji po buncie: jako ludzie z natury reaktywni ciągle potrzebują przecież wroga, tego, przeciw któremu będą się buntować. Buntuje się przecież zawsze niewolnik, ten, który nie umie powiedzieć „tak” życiu. Buntują się ci, którzy przesiąknięci są resentymentem. Więcej jeszcze: wszakże to właśnie bunt niewolników przeciwko dostojnym „Panom” doprowadził do wykształcenia moralności kapłańskiej, w której sidłach znajduje się obecna kultura. To przecież bunt zrodził kryminalny przypadek w historii ludzkości: chrześcijaństwo. Z drugiej jednak strony: w obecnej sytuacji kryzysu tej kultury to właśnie bunt wydaję się przecież tym, co powinny podjąć jednostki silne, by przemienić (przywrócić) dawny porządek, w którym Panowie działaliby poza dobrem i złem. To bunt wydaje się tym, co powinno się wszcząć celem przezwyciężenia europejskiego nihilizmu. Nowy bunt nie ma być reakcją, lecz nie akcją, atakiem, wyparciem starych wartości nowymi. Ma to być bunt całościowy, bunt przeciwko zmarnieniu instynktu życia, dekadenckości Woli Mocy. Jednak w ostateczności bunt nietzscheański ma być buntem w celu ustanowienia nowych tablic wartości, nowej etyki. Nie jest to więc bunt Z POWODU CZEGOŚ, jak jest to przede wszystkim u Stirnera, lecz zdecydowanie bardziej bunt PO COŚ, bunt, „aby”. Bunt Stirnera: reakcja; bunt Nietzschego: akcja i projekcja, cel. Zaratustra rzecze do swych uczniów:
Bunt – to dostojeństwo w niewolniku. Waszym dostojeństwem niech będzie posłuszeństwo! Wasze rozkazywanie nawet niech będzie posłuszeństwem! Dobremu wojownikowi brzmi milej „musisz”, niźli „chcę”. I wszystko, co wam jest drogie, winniście sobie wprzódy pozwolić nakazać. Wasze umiłowanie życia, niech będzie miłością waszej najwyższej nadziei: a najwyższą nadzieją waszą niech będzie najwyższa myśl życia! Zaś najwyższą myśl swoją winniście mnie pozwolić sobie rozkazać, a brzmi ona: człowiek jest czemś, co pokonanem być winno.[45]
Zaratustra zachęca więc do czegoś większego niż bunt – zachęca do posłuszeństwa wobec zadania, czy polecenia, które po sobie zostawia: przezwyciężyć człowieka! Bunt jest czymś chwilowym, wywrotowym, jest iskrą, ale nie ogniem. A nie zapominajmy, że zoroastryzm jest religią ognia[46]. Dlatego to właśnie posłu-szeństwo, a nie bunt, posłuszeństwo wobec nauk Zaratustry jest ogniem ciągle trawiącym i czyniącym więcej, niż zwykły bunt. Poza tym stirnerowski „bunt” ma w sobie coś z utopizmu: wierzy mianowicie, że jednym, prostym, krótkim „nie” jednostki wobec świata wszystko się przemieni (tzn. znihilizuje), że niewolnik stanie się panem. Tymczasem mowa Zaratustry jest mówieniem „tak”: jest długofalowym drążeniem i rozbijaniem „człowieka”, balansowaniem na linie nad przepaścią, wytrwałą pracą jednostki nad tym by mogła w końcu pokochać swój los, ziścić amor fati. „Tak” świadczy o indywidualności jednostki. Jeśli zaś wykrzykuje ona ciągłe „nie, nie, nie!” – pozostaje buntującym się niewolnikiem.
1.
1.
Przyszłość: kiedy nadejdzie Jedyny/Nadczlowiek?
Skoro Jedyny i Nadczłowiek mają dopiero nadejść, przeto jednostki we właściwym (stirnerowsko-nietzscheańskim) sensie jeszcze nie ma. Nie istniejemy jeszcze tak, jak powinniśmy, jak możemy, jak powinniśmy móc istnieć – brzmi werdykt obydwu (anty)filozofów. Przewijający się już wcześniej w artykule wątek przyszłości, tzn. nadejścia Jedynego i Nadczłowieka, jest przez dwóch filozofów widziany z nieco odmiennych perspektyw. Stirnerowi zależy mianowicie na powołaniu do życia tzw. Zrzeszenia Egoistów (Verein von Egoisten albo, jak niekiedy je nazywa, Verein von Ichen[47]), tzn. para-społecznej efemerydy o dobrowolnym i otwartym charakterze, w której jednostki funkcjonowałyby na podstawie zasady maksymalizacji egoistycznej korzyści i w pełnej spontaniczności, bez jakiejkolwiek władzy, przymusu nad sobą. Pluralizm i rozproszenie tych niezliczonych Zrzeszeń oraz pełna osmoza między ich członkami – tak właśnie, wedle Stirnera, wygląda „naturalne” środowisko jednostki (Jedynego). Stirner wprowadza więc swoistą perspektywę quasi-wspólnotową, choć nie należy jej brać za jakiś odruch altruizmu czy pragnienie więzi społecznej w Jedynym. Chodzi tu bowiem o czystą użyteczność, udogodnienie jednostce (Jedynemu) możliwości zwiększania i zużywania, trwonienia siebie i innych. Jednostka w takim Zrzeszeniu będzie po prostu miała bardziej optymalne ku temu warunki. Chodzi o egoizm, a nie życie wspólne. Wspólnoty tej nie powołuje więc jakiś konsensus między jednostkami – lecz dobrze wszystkim uświadomiona cnota egoizmu. Natomiast Nietzsche takiej „perspektywy wspólnotowej” nie wprowadza. Nadczłowiek to ten, który nauczył się żyć samotnie, wśród pustki górskich szczytów i chłodnego powietrza. Zdaje się, że nadczłowiek musi mieć coś z filozofa, skoro sam Nie-tzsche pisze: „By żyć samotnie, trzeba być zwierzęciem lub Bogiem – powiada Arystoteles, brakuje trzeciego przypadku: trzeba być jednym i drugim na raz – filozofem...”[48]. „Nadczłowiek”, wypadkowa Boga i zwierzęcia, zdaje się być bytem/byciem o statusie znacznie bardziej elitarnym i zdecydowanie trudniej osiągalnym, niż stirnerowska fraza o „Jedynym”.
Nietzscheanizm i Stirneryzm są filozofiami drogi do jednostkowości. Od odwartościowania jednostki i wykazania jej nie-jednostkowości – przechodzą wspólnie do przewartościowania indywiduum, które dopiero ma nadejść. Te filozofie drogi, choć zdają się mówić o tej samej potrzebie (konieczność wyłonienia się nowej jednostki), rozchodzą się jednak w różne kierunki. Nietzsche mówi, że trzeba wpierw stworzyć dogodne warunki biologiczne (kwestie higieny, dbania o ciało) i kulturowe, aby nadczłowiek w ogóle mógł rozkwitnąć. Trzeba zapew-nić odpowiednie warunki „chowu i hodowli”. Stirner twierdzi, że Jedyny może pojawić się już tu i teraz, w warunkach obecnie panujących. I że ta manifestacja Jedynego nie musi być poprzedzona niczym specjalnym, poza przemianą jednostkowej świadomości. Nietzscheanizm jest, jak wiadomo, stąpaniem człowieka po cienkiej linie zawieszonej nad przepaścią, rozciągającej się pomiędzy brzegiem zwierzęcym i brzegiem nadczłowieczym, na który to zstępując porzuca się swoje człowieczeństwo. Stirneryzm zdaje się drogą łatwiejszą, o ile za „łatwe” uznamy przekonanie o nicości rzeczywistości i braku jakichkolwiek wartości, poza Nami Samymi. Nietzscheanizm jest filozofią wymagającą, filozofią trudu i afirmacji – Stirneryzm jest filozofią radosnego wyrzeczenia i trwania w nihilizmie.
Wyprowadzka – Jedyni i Nadludzie: wątpliwości
W pozytywnych koncepcjach Stirnera i Nietzschego dotyczących (przewartościo-wanej) jednostki mniej lub bardziej wyraźnie wyczuwalny jest powinnościowy ton obydwu filozofów. Mieliby jednak pewien kłopot z prostym pytaniem: dlaczego powinniśmy chcieć stać się Jedynym/Nadczłowiekiem? Stirner na to pytanie nie byłby w stanie odpowiedzieć: jako relatywista bowiem może wszak rozkazywać co najwyżej samemu sobie, a Jedyny może być prawdą obowiązującą z konieczności tylko dla niego. Mniej kłopotów z tym pytaniem miałby bardziej wysublimowany epistemologiczny i etyczny perspektywista Nietzsche.
Z drugiej strony to właśnie perspektywa Stirnerowska może dla niektórych wydać się bardziej kusząca (jeśliby opuścić jej imperatywny ton) – jest wszakże łatwiejsza, a dodatkowo jej przyjęcie sprawia, że skutki „przenicościowania się” w Jedynego możemy sprawdzić na własnej skórze niemal natychmiast. Tymcza-sem droga do Nadczłowieka wiedzie przez dwie „przemiany” (trzy stadia) jak naucza Zaratustra, z których każda przemiana jest coraz trudniejsza. Od osła/ wielbłąda, przez pustynnego lwa (zapewne to „stadium” najbliższe jest Jedynemu Stirnera, któremu nie udaje się go przekroczyć) – aż do dziecka[49]. Nie każdy tę drogę pokona – jedni zatrzymają się na stadium buntownika, inni osiągną status „wolnych duchów”, nieliczni tylko ujrzą w sobie Nadczłowieka. W większości jednostek (dodajmy od razu: jednostek lichych) może pojawić się uczucie frustracji, zawiedzenia, nawet rozczarowania: że nie uświadczyli epifanii Nadczłowieka. W tym sensie można by rzec za Fichtem: taką ma się filozofię, jaką ma się wolę. Najważniejsze jest jednak to, by w ogóle taką wolę przejawiać. Choćby nawet była to wola nicości, bo nawet wola nicości, rzecze Zaratustra, jest dostojniejsza niż nicość woli. Wola nicości sprawia, że paraliż woli ustępuje. Jedyny przezwycięża nihilizm przez to, że go chce. Z tego samego powodu ponosi też klęskę. Jedyny nie przezwycięża nihilizmu ponieważ jest od niego uzależniony, sam się na niego dobrowolnie skazuje i z nim utożsamia. Dlatego na widok tego beznadziejnego uwikłania Jedynego Nadczłowiek, który nihilizm „przeżył do cna”, może się tylko głośno roześmiać.
[1] Choć w „kwestii stylu”, jeśliby ująć rzecz po derridiańsku, wyrafinowany filolog Nietzsche jest multistylistą: ma wiele twarzy (charakterów) i często zmienia stalówkę pióra, skrywając się za wieloma „kobiecymi woalkami”, a jego myśli miejscami bliskie są poezji. Tym samym dystansuje dość prosty, ale nadrabiający emfatycznością (by nie rzec: krzykliwością) język prozy Stirnerowskiej.
[2] Zob. M. Stirner, Jedyny i jego własność, przeł. J. i A. Gajlewiczowie, wstępem poprzedził L. Kusak, przekład przejrzał A. Węgrzecki, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 11 i zwłaszcza s. 417 oraz F. Nietzsche, Ecce homo, przeł. L. Staff, posłowie D. Misztal, Zielona Sowa, Kraków 2003, s. 4, a zwłaszcza fragment: „Uczyniłem nim [dziełem Tako rzecze Zaratustra – T.L.] ludzkości największy dar, jaki jej dotąd uczyniono […]”. Nieco dalej (ibidem, s.74) Nietzsche sam siebie nazywa „dynamitem”. Co symptomatyczne: obaj filozofowie byli głęboko przekonani co do tego, iż ich myśl jest krokiem milowym w historii filozofii i, że rewolucjonizuje dzieje oraz myślenie człowieka. Odtąd, ich zdaniem, miało się myśleć już tylko „po nich”: myśleć po-Stirnerze, tworzyć po-Nietzschem.
[3] Zob. E. Hartmann, Ethische studien, Hermann Haacke, Lipsk 1898, s. 34–69. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że wspomniana teza von Hartmanna z początku XX w., stawiająca całą filozofię Nietzschego w świetle zdemaskowanego plagiatu myśli Stirnera, wydaje się jednak przesadzona. Bezpieczniej jest stwierdzić (choć i to wzbudzać może pewne kontrowersje), że być może „tylko” jądro filozofii nietzscheańskiej (nihilizm, Nadczłowiek) inspirowane jest Stirnerem, niemniej i tak się do niego w ostateczności nie sprowadza, więcej – przezwycięża w swoisty, już „zaratustriański” sposób.
[4] Jest jednak kilka chlubnych wyjątków: (1) Historia filozofii Władysława Tatarkiewicza (zob. idem, Historia fi lozofi i, T. 3., PWN, Warszawa 1988). W rozdziale poświęconym Nietzschemu czytamy niezwykle lakoniczne stwierdzenie: „W poprzednim pokoleniu bliski był mu Stirner” (ibidem, s .164). A w podrozdziale dotyczącym Stirnera odnajdujemy wzmiankę korespondującą: „Teoretycznie najbliższym pozostał mu Nietzsche” (ibidem, s. 54). (2) Bogdan Banasiak – zob. idem, Sny o potędze. Przyczynek do teorii Nadczłowieka, „Nowa Krytyka”, nr 15, 2003, s. 97–115. Banasiak wspomina o koncepcji Jedynego u Stirnera przy okazji analizowania nietzscheańskiego Nadczłowieka, ale Stirner pojawia się gdzieś na marginesie, jako zaledwie jeden z punktów odniesienia, stawiając jego teorię obok innych konceptów indywiduum (Człowieka Integralnego de Sade’a i Człowieka Absolutnego Artauda) i nie podejmując wprost pytania: na ile „Nadczłowiek” przypomina „Jedynego”? (3) Wypowiedź Leszka Kusaka, która bierze w obronę oryginalność Nietzschego: „Filozofia Nietzschego jest w niektórych punktach zbieżna z koncepcją Stirnera. Nie na tyle jednak, aby można było mówić o podobieństwie lub wręcz plagiacie. W wielu wypadkach podobna jest jedynie forma wyrażania myśli, pewna skłonność do przesady i skrajności, różna jest jednak ich treść. Tym, co niewątpliwie łączy Stirnera i Nietzschego, jest wiara, że przyszłe pokolenia przyznają im rację i że właśnie ich filozofia wyciśnie piętno na dziejach ludzkości” (zob. L. Kusak, Maxa Stirnera koncepcja jednostki i społeczeństwa, [w:] M. Stirner, op. cit., s. XXXV); (4) Zofia Daszyńska zwracająca uwagę na obecność u obu (anty)filozofów wyrażenia „Gute Mensch” wartościowanego przez nich zdecydowanie negatywnie (zob. eadem, Nietzsche-Zarathustra. Studyum Literackie, Drukarnia Narodowa F.K. Polondkowicza, Kraków 1896, s. 41–43): „Nietzsche mógł i powinien był przecież znać dzieło swego ziomka […] istnieje tu [między Nietzschem i Stirnerem – T.L.] niezaprzeczony i bezpośredni niemal stosunek duchowej zależności. [...] Nie będzie to pożyczka, która obniża znaczenie teorii Nietzschego, ale pokrewieństwo umysłów, które nie pozostało bez wpływu na młodszego filozofa. Mógł on u Stirnera znaleźć argumenty, potwierdzające własne twierdzenia, a dodał do nich teorię moralności przyszłej”. Daszyńska, badając obecny w obu tekstach „filozofem” (by posłużyć się tu terminem Derridy) indywiduum, zwraca uwagę na to, że Nietzsche swoją koncepcję „zaczyna tam, gdzie Stirner kończy”. Broni ona oryginalności Nietzschego, ale oddaje zarazem sprawiedliwość lekkiemu (a nie determinującemu) wpływowi autora Jedynego na autora Zaratustry, jakkolwiek błędnie interpretuje samą koncepcję stirnerowskiego Jedynego, wydając katastrofalny werdykt o Stirnerze, określiwszy go mianem „beznadziejnego pesymisty”, co wynika chyba u niej z pomieszania koncepcji Schopenhauera i Stirnera. Nic nie jest bowiem dalsze od pesymizmu, niż używający (hedonistyczny) nihilizm stirnerowskiego egoisty, wiecznie ukontentowanego ze swej własnej sytuacji. Wedle Daszyńskiej Stirner ubolewa ponoć nad tym, że jednostka nie może w pełni zaktualizować w sobie ideału „człowieka”. Nic nie uprawnia do takiej interpretacji antyfilozofii Stirnera, więcej: jest to interpretacja pozostająca w substancjalnej niezgodności z myślą autora Jedynego. Tam, gdzie Daszyńska widzi cierpienie stirnerowskiej jednostki – sam Stirner widzi właśnie jej uwolnienie, samozbawienie, zrzucenie z siebie jarzma humanizmu i zażegnanie mowy o jakiejś „istocie człowieka”, perspektywą samosterowności. To nie jest nihilizm rozpaczy czy pesymizmu, lecz nihilizm radykalnie optymistyczny, polegający na wyzbyciu się ideałów, którymi karmiła nas filozofia humanistyczna.
[5] Antyfilozof to, wedle Groysa, myśliciel obwieszczający swoją prawdę niczym rozkaz; nie silący się zbytnio na jej uzasadnienie i nie troszczący się o jej przyjęcie – bądź odrzucenie – przez pozostałych, a przez to podważający samą „prawdziwość” konceptu prawdy; to myśliciel rezygnujący z powagi filozoficznego przedsięwzięcia, parodiujący tradycję, wykręcający ją. Zob.: B. Groys, Wprowadzenie do antyfilozofii, Oficyna Naukowa, przeł. J. Gilewicz, Warszawa 2012, passim.
[6] Zob. S. Newman, Stirner and Foucault: Toward a Post-Kantian Freedom, „Postmodern Culture”, Vol. 13, No. 2, January 2003, passim. Newman w tym artykule nazywa nawet Stirnera „proto-poststrukturalistą” (sic!).
[7] Np. B. Baran, Post-Nietzsche. Reaktywacja, inter esse, Kraków 2003; M.P. Markowski, Nietzsche. Filozofia interpretacji, Universitas, Kraków 2001.
[8] Zob.: B.A. Laska, Nietzsches initiale Krise Die Stirner-Nietzsche-Frage in neuem Licht, „Germanic Notes and Reviews“, Vol. 33, Nr. 2, 2002, s. 109–133.
[9] Zob. F. Nietzsche, Nachlas. Pisma z lat 1884–1885, przeł. G. Kowal, posł. G. Colli, przekł. fragm. w jęz. fr. E. Kaniowska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011, fr. 34 [232], s. 415: „Jako młody człowiek zetknąłem się z niebezpiecznym bóstwem i nikomu nie chcę opowiadać o tym, co mi wówczas przemknęło przez duszę – ani o dobrych, ani o złych rzeczach. Tak też nauczyłem się milczeć we właściwym czasie. Również tego, że trzeba nauczyć się mówić, by potrafić milczeć: że człowiek z drugiego planu potrzebuje pierwszego planu, czy to dla innych, czy dla siebie samego: pierwszy plan jest bowiem potrzebny do tego, by móc od siebie samego odpocząć i żeby innym łatwiej się z nami żyło”. Wedle interpretacji Laska’ego owym skrywanym bóstwem jest właśnie Max Stirner.
[10] Zob. B. A. Laska, op. cit., s. 129.
[11] Zob.: A. Levy, Stirner et Nietzsche, Société nouvelle de librairie et d’édition, Paris 1904, s. 35: „Tak więc Stirner chce zapewnić tryumf podmiotu nad przedmiotem, Nietzschego [natomiast] będzie bardziej absorbować kwestia ograniczoności [samego] podmiotu. Stirner to duch krytyczny; Nietzsche to artysta” [przekład – T.L.].
[12] Zob. T.H. Brobjer, A Possible Solution to the Stirner-Nietzsche Question, “The Journal of Nietzsche Studies, Sectio Philologica”, Issue 25, 2003, s. 109–114.
[13] Zob.: J. Glassford, Did Friedrich Nietzsche (1844–1900) Plagiarise from Max Stirner (1806–56)?, “The Journal of Nietzsche Studies”, Issue 18, 1999, s. 73–79.
[14] Zob. G. Deleuze, Nietzsche i filozofia, przeł. B. Banasiak, K. Matuszewski, KR, Warszawa 1993, s. 170.
[15] W obu przypadkach to słowo nie jest zbyt trafne. „Fundamentem” Stirnera jest bowiem… brak fundamentu, Nicość, nihilizm. „Fundament” Nietzschego jest upłynniony: jest nim przecież życie jako takie w jego dionizyjskości.
[16] Dla Nietzschego każda metafizyka jest platonizmem, ergo: dualizmem, pęknięciem w obrębie życia i myśli na lepsze „tam” i gorsze „tutaj” i jako taką chce ją obalić. Podobnie czyni Stirner, który w „tam” rozpoznaje świat „Upiorów/ Widm/Duchów” (stosuje tu polisemiczność niemieckiego słowa Geist, obarczonego w tym czasie dziedzictwem Hegla celem zdyskredytowania go), czyli idei, domostwo Wielkich Egoistów, ciążące nad „tutaj”. Co ciekawe – sam Nietzsche pisząc o metafizyce sięgał po skojarzenia z marzeniami sennymi, oniryzmem, a więc także pewną sferę „duchów”. Obaj przeto dążą do zanegowania tej dwoistości i sprowadzenia życia w jego właściwy nurt: tutaj, co wiąże się z anihilacją „tam”. Stirner wyraża ją w terminach cielesnych, „posilania się”, „nasycania”, „przełknięcia” czy „strawienia”, periodyzując w ten sposób paradygmat niemieckiej filozofii klasycznej, w tym zwłaszcza paradygmat Hegla, o „duchowym” posilaniu się Rozumu, tzn. o jego dialektycznym ruchu. Por. M. Stirner, op. cit., s. 356–357. Co do Nietzschego kwestia metafizyczności jego filozofii jest żywo dyskutowana. Jakkolwiek wedle Heideggera (zob. idem, Nietzsche, przeł. A. Gniazdowski, P. Graczyk, W. Rymkiewicz, M. Werner, C. Wodziński, opr. C. Wodziński, t. 1–2, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1999–2000, passim) Nietzsche wikła się w metafizykę w sposób jawny (koncepcje Woli Mocy, Wiecznego Powrotu, Nadczłowieka, etc.) i określany jest jako filozof domykający metafizykę („ostatni metafizyk”), to już w derridiańskiej lekturze Nietzschego (zob. J. Derrida, Ostrogi. Style Nietzschego, przeł. B. Banasiak, wyd. II, Officyna, Łódź 2012, s. 69, 71, 75) jest on już zdecydowanie antymetafizykiem, a raczej: para-metafizykiem, kimś myślącym obok (łac. para) metafizyki, ale w nieustannym dialogu z nią (niemniej Derrida sugeruje delikatnie, że koncepcje „Człowieka ostatniego” i „Nadczłowieka” pachną tu nieco eschatologią). Z pewnością jednak Nietzschego nie daje się ustawić w szeregu wraz z pozostałymi metafizykami, jak czyni to Heidegger, toteż francuski myśliciel pisze: „Lektura Heideggerowska stanęła na uboczu”. Zdecydowanie bliżej metafizyki stoi chyba Stirner, którego styl pisarski jest bardziej „męski”, tzn. kategoryczny, jednoznaczny, spójny ze sobą, w odróżnieniu do „kobiecego” stylu pisania Nietzschego, gdzie owa „kobiecość”, czyli „prawda”, jest wiecznym dystansowaniem się, odwlekaniem, skrywaniem za woalkami – i rozumiana jest jako metafora życia. Tradycyjna kategoria prawdy zostaje tu zawieszona, Nietzsche kwestionuje „prawdziwość prawdy”. Prawda nie jest nieskrytością lecz odwrotnie – prawda zawsze jest skryta, bowiem jest samą skrytością i dystansem; nie jest możliwym, by ją „posiąść”, zatrzymać, zawłaszczyć. Zob. F. Nietzsche, Radosna wiedza, przeł. M. Łukasiewicz, Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2011, § 339: „Tak, życie jest kobietą!”.
[17] Stirner „Jeszcze przed Nietzschem zakwestionował wartość samej prawdy” (J. Bergner, Stirner, Nietzsche and the Critique of Truth, “Journal of the History of Philosophy”, Vol. 11, no. 4, October 1973, s. 534; cyt. za: J. Wasiewicz, Oblicza nicości. Z dziejów nihilizmu europejskiego w XIX wieku, Wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2010, s. 150). O ile jednak Stirner był relatywistą etycznym, o tyle już w przypadku Nietzschego o relatywizmie mówić nie można: dokonuje on wszak wartościowania na to, co „dostojne” i na to, co „liche” (schlecht), mówi o „dobru według dostojnych” i o „dobru według lichych”. Perspektywizm proponowany przez Nietzschego nie jest relatywizmem – jest właśnie wymierzony w relatywizm. Jest on odpowiedzią na życie jako takie – i pozwala mówić o indywiduum jako takim (zob. F. Nietzsche, Ludzkie, arcyludzkie, przeł. K. Drzewiecki, vis-á-vis/Etiuda, Kraków 2010, s. 289: „dla wzbogacenia poznania może mieć większą wartość, jeśli się człowiek nie uniformizuje w ten sposób [dążąc niczym filozof-metafizyk do posiadania jednego, tożsamego stanu umysłu – T.L.], lecz jeśli wsłuchuje się w cichą mowę rozmaitych sytuacji życiowych; te przynoszą z sobą swoje własne poglądy”.
[18] Zob.: G. Fraser, Redeeming Nietzsche. On the piety of unbelief, Routledge, New York 2002, s. 2: „Nietzsche jest opętany przez pytanie o ludzkie zbawienie. [...] pomijając fakt, że pozostaje on ateistą, kontynuuje on jednak swe namiętne poszukiwania innych dróg, na których ten sam instynkt odkupienia można by wyrazić w świecie bez Boga” (przekład – T.L.).
[19] Zob. F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, przeł. W. Berent, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2004, s. 188.
[20] F. Nietzsche, Wola Mocy, vis-a-vis/Etiuda, Kraków 2009, s. 222, fragm. 277: „[...] »Podmiot« jest fikcją. Jak gdyby wiele jednakowych stanów było działaniem na nas jednego substratu, ale myśmy dopiero »jednakowość« tych stanów stworzyli; zrównanie i dopasowanie ich, oto stan rzeczy, nie zaś jednakowość (tej należy raczej zaprzeczyć)”.
[21] Oczywiście rodzi się pytanie: jak Nietzsche wspiął się na ów „chłodny górski szczyt”? Co go upoważnia do zajmowania tej pozycji, która siłą rzeczy przywodzi na myśl myślenie metafizyka. Skąd Nietzsche wie to a to o człowieku i nadczłowieku? Nie czuje się on bowiem zobowiązany tłumaczyć ze swej wiedzy, nie zdaje sprawy z tego, w jaki sposób ją posiadł. Te wątpliwości uwypuklał choćby Heidegger.
[22] Zob.: M. Stirner, [„Habt nur den Mut, destruktiv zu sein”], źródło: http://www.lsr-projekt.de/msrohmer. html, pobrano 10.4.2012: „Habt nur den Mut, destruktiv zu sein, und ihr werdet bald sehen, welch‘ herrliche Blume der Eintracht aus der fruchtbaren Asche aufschießt”. [„Miejcie odwagę być destruktywnymi, a ujrzycie niebawem, jak wspaniała harmonia kwiatów wytryskuje z żyznych popiołów” – tłum. T.L.].
[23] Zob. F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, s. 12. Zob. też: ibidem, s. 31 – „Chcę mieć psotne duchy wokół siebie, gdyż odważny jestem. Odwaga, co upiory wystrasza, sama psotne duchy sobie stwarza, – odwaga śmiać się chce”. Być może w przytoczonym fragmencie, gdy mowa i duchach i upiorach, zza tekstu wygląda Stirner z jego „widmologią”. I dalej: „Macież wy odwagę, o bracia moi? Zali jesteście krzepcy sercem? Nie odwagę przed świadkami, lecz odwagę pustelnika i orła, któremu żaden Bóg już się nie przygląda?” (ibidem: „O człowieku wyższym”).
[24] Dobitnie wyraził to Stirner w swojej krótkiej broszurce Das unwahre Princip unserer Erziehung oder der Humanismus und Realismus.
[25] Nawiązuję tu do metafory osła, która u Nietzschego, wspólnie z metaforą wielbłąda (zwierząt pustynnych, tzn. zwierząt wyrażających sens nihilizmu: szwędających się bez celu, bez pytania „po co, dlaczego”), oddaje swoistą reaktywność bytu ludzkiego i pewne nieporozumienie, w jakie się on wikła. Myli on mianowicie afirmację z bezrefleksyjnym przyjęciem i wzięciem na swój karb całej tradycji i kultury. Tak więc pozorne ośle/wielbłądzie „ta-ak” nie jest wcale żadną afirmacją, lecz kłamstwem i sprzeniewierzeniem się życiu, wobec którego nie ma się odwagi wyrzec stanowczego „tak”, już bez zająknięcia.
[26] F. Nietzsche, Radosna wiedza, s. 140: „W co wierzysz? W to, że wagi wszystkich rzeczy na nowo trzeba oznaczyć”. I dalej: „Ograniczmy się więc do oczyszczenia swych mniemań i ocen wartości i do stworzenia nowych własnych tablic dóbr. [...] My jednak bądźmy tym, czym jesteśmy – nowymi, jednokrotnymi, nieporównywalnymi, prawodawcami sobie samym, twórcami samych siebie” (ibidem, s. 174–175).
[27] Zob. B. Baran, op. cit., s. 37–50.
[28] Ibidem, s. 46.
[29] M. Stirner, op. cit., s. 275.
[30] Ściślej rzecz ujmując: Nietzsche nie tyle „nie wie” nic o Nadczłowieku co – zgodnie z jego „antybytową” filozofią, wrogą wszelkiej substancjalizacji i „statyzmowi”, nie może o Nadczłowieku powiedzieć nic ostatecznego, bo gdyby to uczynił – wypowiedziałby kolejny metafizyczny ideał, popadłby w znienawidzony przez siebie platonizm: zsubstancjalizowałby Nadczłowieka. Nietzsche domyśla się tylko kierunku, w którym powinna zmierzać (to znaczy: odchodzić, upadać) kondycja ludzka, zaś sam Nadczłowiek z konieczności musi pozostać u niego czymś zagadkowym, może nawet i – płynnym. To pewna hipoteza, czy też dorozumiany na drodze negatywnej projekt: nadczłowiek jest tym, co jest nie-ludzkie, tzn. jest tym, co nie jest człowiekiem teraźniejszym, co jest poza zasięgiem możliwości człowieka teraźniejszego. Nadczłowiek jest „wznoszeniem, wzlotem”, podczas gdy człowiek teraźniejszy jest schyłkiem, upadaniem, przejściem i zejściem, zanikiem, decadence. W szczególności zaś Nietzsche sugeruje, że Nadczłowiek to ktoś żyjący zgodnie ze swoistą „trójcą”, niemal nieosiągalną dla człowieka teraźniejszego, na którą składają się: Wola Mocy, amor fati i wieczny powrót.
[31] Zob. F. Nietzsche, Ecce homo, s. 5: „Nie przemawia tu zagorzalec, tu się nie »każe«, tu nie wymaga się wiary. [...] Coś podobnego dochodzi jeno do najbardziej wybranych; nieporównany to przywilej być tu słuchaczem; nikomu nie dano do woli, dla Zaratustry mieć uszy… Nie jestże Zaratustra tedy kusicielem?...”. To niemieckie słowo Verführer, ma dwojakie znaczenie: znaczy bowiem zarówno „kusiciela”, jak i „eksperymentowanie”. Nietzsche kusi więc na sposób zachęty do eksperymentowania z jego propozycją. Nietzsche nie „każe” nikomu być Nadczłowiekiem, niczym Stirner rozkazujący nam przemienienie siebie w Jedynego. Nietzsche nie rozkazuje – on „tylko” proponuje, kusi nas pewną – w jego mniemaniu najkorzystniejszą dla nas – ogólną interpretacją świata jako Woli Mocy i szczegółową interpretacją jednostki jako potencjalnego Nadczłowieka, która wydobędzie nas z nihilistycznej niemoty. Możemy ją przyjąć i starać się jej sprostać, bądź po prostu ją odrzucić. Rozkaz Stirnera obejmuje wszystkich. Propozycja Nietzschego zaś, jak wiadomo z podtytułu Zaratustry, jest propozycją dla wszystkich – i dla nikogo. Jest dla jednostek wybranych, tzn. tych, które mają w sobie dość dostojeństwa, charakteru i Mocy, by jej sprostać. To pewna subtelna dystynkcja między tymi dwiema filozofiami. I dlatego myli się Boris Groys nazywając nietzscheanizm „(anty)filozofią rozkazu”: nie spostrzega bowiem tego para-ewangelicznego wątku Nietzschego-kusiciela.
[32] Owo „nicościowanie siebie” wedle szczątkowej filozofii historii Stirnera, przyrównywanej do procesu ontogenezy, dzieje się w „wieku męskim” (w ostatniej fazie egoizmu uświadomionego i realizowanego). Mężczyzna bowiem ma dość Siły (Gewalt) by dokonać interioryzacji pierwotnie wyobcowanych z siebie pojęć i idei, które budowały świat wartości, i wchłaniając je w siebie obrócić je w nicość, unicestwić je. Mężczyzna nie służy już czemuś wyższemu, lecz samemu Sobie (swemu Ego). Staje się Egoistą, którego celem jest odtąd realizowanie własnych, a nie cudzych zamierzeń, ergo: korzystanie z życia albo „trwonienie, zużywanie siebie”. W tym sensie Stirner powiada: „Nad podwojami naszej epoki nie widnieje apollińskie hasło »Poznaj samego Siebie«, ale »Używaj Siebie« (Verwerte Dich)!” (zob. M. Stirner, op. cit., s. 379). Filozofii nie chodzi już zatem o poznanie siebie, lecz o egoistyczne urzeczywistnienie siebie – to jest drogowskaz do stirnerowskiej wizji indywiduum (Jedynego). W ostateczności Jedyny okazuje się konceptem jednoczącym w sobie dwa przedsięwzięcia: bycie nieskrępowanie wolnym oraz bycie „właścicielem” (der Eigner).
[33] M. Stirner, op. cit., s. 6: „Ja sam jestem Sobie własną sprawą, a nie jestem ani dobry, ani zły. Dla mnie obydwa słowa nie znaczą nic. [...] Poza mną zaś – nie obchodzi mnie nic!” „Skoro nie obchodzi Mnie nic poza Mną, Jedynym, to wszystko zależy ode Mnie, Przemijającego, śmiertelnego Stwórcy, który sam siebie unicestwia [...]” (ibidem, s. 436). To jest radykalna teza ontologiczna stirneryzmu, padająca na 100 lat przed Sartre’em: jednostka jest nicością.
[34] Zob. F. Nietzsche, Wola Mocy, s. 7–8.
[35] Zob. K. Lӧwith, Natura, historia, egzystencjalizm, „Kronos”, 2010, nr 2, s. 144.
[36] Stirner jest radykalnym nominalistą: odmawia realnego istnienia wszelkim pojęciom ogólnym, takim jak np. Państwo, Społeczeństwo, Naród, Rodzina, Bóg, etc. Widzi w nich tylko projekcje umysłowe, fikcje, Widma. Tym, co jako jedyne się ostaje, jest rzeczywistość Jednostkowa, tzn. rzeczywistość Jedynego: „widziałem swoje Ja zawsze nade Mną, zawsze poza Sobą, i nigdy nie mogłem naprawdę przyjść do Siebie” (M. Stirner, op. cit., s. 265).
[37] Słynny fragment 125. III księgi Wiedzy radosnej: „Czy nie słychać jeszcze zgiełku grabarzy, którzy grzebią Boga? Czy nie czuć nic jeszcze boskiego gnicia? – I bogowie gniją! Bóg umarł! Bóg nie żyje! (Gott ist todt!) Myśmy go zabili! Jakże się pocieszymy, mordercy nad mordercami?” itd.
[38] Stirner powiada przecież: „Zresztą nie jestem jakąś tam zwykłą pustką, lecz twórczą Nicością, z której Sam, jako Stworzyciel, Wszystko tworzę” (zob. M. Stirner, op. cit., s. 5). Jest to jego próba obrony swej filozofii przed posądzaniem jej o czysty destrukcjonizm.
[39] Zob.: F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, przeł. W. Berent, Antyk, Kęty 2004, s. 55: „Niepospolita jest najwyższa cnota i niepożyteczna, jaśniejąca jest ona, a w blasku łagodna: cnota darząca jest najwyższą cnotą. Zaprawdę, zgaduję ja was, uczniowie moi: dążycie, jako ja, ku cnocie obdarzającej”. I dalej: „Och, któż znajdzie mi właściwe imię chrzestne, imię cnoty dla takiej tęsknicy! »Cnota darząca« — temi słowy rzecz nienazwalną nazwał niegdyś Zaratustra” (ibidem, s. 137).
[40] Ibidem, s. 55.
[41] Ibidem, s. 43: „O, to wasze ubóstwo, wy mężczyźni, to skąpstwo duszy waszej! Co wy przyjacielowi dajecie, tem ja wroga mego obdarzę i jeszcze przeto nie zubożeję”. Por.: „Choroba przemawia z takiej pożądliwości i ukryte zwyrodnienie; o mdłym ciele mówi żarłoczność tego samolubstwa [...] zwyrodnienie odgadujemy wszędzie tam, gdzie brak duszy obdarzającej” (ibidem, s. 55).
[42] Ibidem, s. 137.
[43] Zob. M. Stirner, op. cit., s. 380–381.
[44] J.L. Krakowiak, Absurd. Pytanie o sens ludzkiej egzystencji, Scholar, Warszawa 2010, s. 17. „Bunt to perspektywa opowiadania się po stronie świata, którego jeszcze nie ma, to pewna forma wyobrażenia, czyli obcowania z czymś zjawiskowo nieistniejącym, ale w sferze wartości obecnym w tej formie, iż skłania do ofiary w imię wyższych wartości. [...] Idea buntu jest przeciwieństwem złud i nadziei, w tym łaski i zbawienia”.
[45] F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, s. 36.
[46] W zaratustrianizmie ogień to symbol oczyszczenia i zbawienia, symbol świętości i najwyższego Boga, Ahura Mazdy. Sam Nietzsche-Zaratustra pisał o sobie: „Tak! Ja wiem, skąd ród mój szczytny! / Jako płomień nienasytny, / Trawię się, żar we mnie drga. / Światłem wszystko, gdzie się zwrócę, / Węglem wszystko, co porzucę: / Tak, płomieniem jestem ja!” (idem, Ecce homo (wiersz), [w:] idem, Radosna wiedza, § 340. W tekście przytaczam przekład Leopolda Staffa. W języku niemieckim wiersz brzmi następująco: “Ja, ich weiß, woher ich stamme:/ Ungesättigt gleich der Flamme / Glühe und verzehr‘ ich mich. / Licht wird alles, was ich fasse, Kohle alles, was ich lasse; / Flamme bin ich sicherlich!”.
[47] Nieprzetłumaczalny na język polski neologizm Ichen, to wyraz wytworzony od zaimka osobowego Ich (Ja), stwarzający pozór liczby mnogiej, zachowujący w sobie jednak wyjątkowość („jedyność”) zaimka pierwszoosobowego liczby pojedynczej. Stirnerowskie Verein von Egoisten, pewien projekt ułożenia relacji między Jedynymi, jest najprawdopodobniej konstrukcją wzorowaną na nieformalnym ugrupowaniu, a w zasadzie bohemie intelektualnej zwanej „Wolnymi” (die Freie), której Stirner był członkiem.
[48] Zob. F. Nietzsche, Zmierzch bożyszcz, przeł. S. Wyrzykowski, wyd. vis-à-vis/Etiuda, Kraków 2011, s. 7.
[49] Daje się dopatrzeć w tych nietzscheańskich „trzech przemianach ducha” pewne przekręcenie heglowskiej (fichteańskiej) trójczłonowej dialektyki. Podobna rzecz ma miejsce u Stirnera, który jednak stadium „dziecka” lokuje, wzorem oświeceniowców, na początku rozwoju ludzkości. Różnica między „dzieckiem” Stirnera a „dzieckiem” Nietzschego byłaby chyba taka: dla Stirnera dziecko to ignorant: jego obchodzenie się z tym, co wartościowe, ma charakter nieświadomy, zabawowy, podbarwiony wyłącznie ciekawością. Nietzsche natomiast eksponuje niewinność dziecka, w które mamy się przeobrazić z całą świadomością tego przeobrażenia: dziecko żyje przecież poza dobrem i złem.