#title Klęska seksizmu w środowisku anarchistycznym lub kolejny brukowiec o anarcho-betonie
#author Nancy Antisexist
#SORTtopics anarchizm, anarchofeminizm, seksizm
#lang pl
#pubdate 2021-10-09T09:58:10
Teksty te zostały napisane przez pojedyncze osoby, mężczyzn, kobiety oburzonych licznymi przypadkami przemocy domowej, które ostatnio wyszły na jaw w naszym środowisku, ujawniając tym samym rzeczywistość, z którą nadszedł czas się zmierzyć, ponieważ uważamy, że nie są to odizolowane sytuacje.
Przemoc domowa, partnerska, w związkach, relacjach to wszystkie drobne czyny, słowa, postawy, które rozpatrywane w oderwaniu od siebie mogą wydawać się błahe, ale które razem tworzą głęboko asymetryczną relację i umieszczają kobietę pod uciskiem jej towarzysza. Jest to powielanie, w ramach związku, procesów kontroli, izolacji, poniżenia, poczucia winy.
Uważamy, że nadszedł czas, aby wspólnie zareagować na system ucisku, który jest tak głęboko w nas zakorzeniony. Że nadszedł czas, by przestać pozwalać, by takie czyny pozostawały bezkarne. Że nadszedł czas, aby myśleć wspólnotowo, aby działać wspólnotowo. To jest to, co staraliśmy się zacząć tymi tekstami.
Patriarchat nie upadnie sam, pomóżmy mu!
*** Seksizm i kapitalizm: ta sama logika
Albo seksizm jako mechanizm dominacji klasowej
Anarchiści od zawsze określają siebie jako antykapitalistów. Uznają, że są wyzyskiwani i wyzyskiwacze. Debata nie polega na tym, aby powiedzieć „wszyscy szefowie są źli” czy „wszyscy pracownicy są mili”, ale na tym, aby uznać, że istnieje ogólny system dominacji i że dominacja ta musi zostać zniszczona (nie poprzez zabicie wszystkich szefów i ich rodzin, ale poprzez walkę z systemem, który tworzy tę dominację: kapitalizm!). To samo dotyczy systemu patriarchalnego: również za sprawą tego systemu ludzie stają się wyobcowani, ponieważ podlegać mają jego standardom i normom. Niemniej jednak, w tym systemie, każdy człowiek nadal jest warunkowany, by być ciemiężcą.
Aby walka z seksizmem była prawdziwie skuteczna, musi być prowadzona na dwóch poziomach: po pierwsze- krytyki uwarunkowań i ograniczeń związanych z płcią, z powodu których cierpią zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Tak, w tym systemie mężczyźni również są uciskani i poddawani kontroli społecznej przez obowiązkową męskość, ciągłą potrzebę udowadniania, że „ma się jaja” itp.
Jednak ten fakt nie usprawiedliwia ich w żaden sposób, jeśli nadal popierają system dominacji! Wracając do przykładu antykapitalizmu, możemy się zgodzić, że „są szefowie, którzy również bywają wyobcowani i którzy również mają gówniane życie” lub że „pracownicy też bywają głupi, będą pracować, żeby konsumować, kupować bzdury”, więc, można by dalej stwierdzić- czerpią przyjemność i wymierne korzyści z roli zdominowanych. Nie zamierzamy jednak powiedzieć „pracownicy i szefowie są tacy sami!”, tylko wciąż walczyć ze zdominowanymi przeciwko dominującym, aby znieść wszelką dominację. Przyznajemy więc tym samym, że szefowie nie zamierzają spontanicznie rezygnować ze swoich przywilejów.
Podobnie, szczerze antyseksistowscy mężczyźni muszą być konsekwentni: wielkie „uniwersalistyczne” dyskursy typu „mężczyźni, kobiety- ta sama walka, wszyscy to ofiary ucisku ze względu na płeć!”[1] niestety zbyt często zaprzeczają, że w praktyce istnieje wiele różnic i że są one zinternalizowane w każdym z nas, w tym w anarchistach.
Tym trudniej jest uświadomić sobie czy zakwestionować fakt, że antyseksizm wydaje się być postulatem, który musimy nabyć. W rzeczywistości mężczyźni i kobiety w niewielkim stopniu analizują seksistowskie ograniczenia w ten sposób, ponieważ są przekonani, że wyszli poza nie: mężczyźni nie uważają się za dominujących, a kobiety za dominowane i oboje szukają innych wyjaśnień dla swoich zachowań związanych z płcią. Aby iść naprzód, konieczne jest rozpoznanie relacji władzy między płciami. Każdy musi przyznać się do swojego udziału w konstrukcji genderowej i spojrzeć na swoje miejsce w relacji dominujący-dominowani. Tylko wtedy, gdy będziemy świadomi tych kwestii, możemy mieć nadzieję na ich zmianę. Stwierdzenie, że dokonałeś już tej dekonstrukcji to najlepszy sposób na odmowę ewolucji. Wykraczanie poza płeć jest długim i trudnym zadaniem, ponieważ stawia pod znakiem zapytania bardzo dużą część nas samych, kwestie dotyczące płci internalizowane już od naszych narodzin. I zawsze trudno jest poddawać w wątpliwość siebie samych, zwłaszcza gdy dotyczy to naszej tożsamości. Dlatego musimy ruszyć tyłki, indywidualnie, ale także zbiorowo, tworząc grupy mieszane i w ramach wspólnej tożsamości płciowej.
Podobnie jak kapitalizm, seksizm jest systemem zorganizowanej opresji. Jak lubimy powtarzać, gdy mówimy o kapitalizmie, barykada ma tylko dwie strony. Nie działać radykalnie przeciwko opresyjnemu systemowi to spiskować z nim...
[1] od tłumaczek- warto tu wspomnieć o terminie „gender blindness”, czyli ślepocie ze względu na płeć, oznaczającym brak uznania, że role i obowiązki kobiet / dziewcząt i mężczyzn / chłopców są im przypisywane lub narzucane w określonych kontekstach społecznych, kulturowych, ekonomicznych i politycznych oraz braku refleksji na temat ich potrzeb, statusów, pozycji czy historii
*** Prywatne jest polityczne
Albo krytyka odseparowania życia
Sfera prywatna to intymność, te chwile, kiedy to, co dzieje się między osobami, jest znane tylko im. Rozdzielenie sfery publicznej i prywatnej jest jednym z filarów męskiej dominacji. To dzięki niej utrwala się patriarchat. Męska dominacja i wynikająca z niej przemoc odbywają się głównie w ramach tej intymności, a rzadko w miejscach publicznych, na przykład w obecności wszystkich (antyseksistowskich) znajomych.
To właśnie dlatego, że gwałt małżeński czy partnerski, szantaż emocjonalny, upokorzenie i przemoc na tle płciowym mają miejsce w sferze prywatnej, mogą dalej trwać. W efekcie, istnienie tej prywatnej sfery oddzielonej od życia publicznego, a więc od spojrzenia innych, uniemożliwia:
- z jednej strony uznania przez sprawcę swojego postępowania za przejaw zinstytucjonalizowanej przemocy i używania jej jako narzędzi dominacji patriarchatu. Może on powiedzieć tysiąc razy „nie uderzyłem mojej dziewczyny, bo jestem macho, tylko dlatego, że mnie wkurzyła”, jednak nadal rzeczywistość pokazuje, że to przeważnie kobiety są narażone na przemoc ze strony mężczyzn;
- z drugiej strony, aby kobieta postrzegała siebie i swoją sytuację taką, jaką jest ona naprawdę, to znaczy jako jedną z wielu ofiar przemocy związanej z dominacją mężczyzn. „Uderzył mnie nie dlatego, że jest przemocowy, ale dlatego, że go wkurzyłam”: to właśnie oddzielenie publicznego od tego, co prywatne, sprawia, że kobieta postrzega siebie jako odosobniony przypadek, jednostkowa ofiara przemocy jednostki.
Zauważenie szkodliwych skutków tego podziału polega na przyznaniu, że sfera prywatna ma charakter polityczny i że to, co się w niej dzieje, to nie tylko odpowiedzialność jednostki, ale, co od dawna podkreślane jest przez krytyczki anarchofeministyczne, przede wszystkim zjawisko dotyczące mechanizmów społeczno-politycznych.
Przez „walkę z separacją publicznego od prywatnego” rozumiemy upublicznienie wszystkich tych aktów ucisku, „uczynienie wstydu jeszcze bardziej haniebnym poprzez poddanie go do rozgłosu” oraz możliwość wypracowania zbiorowej odpowiedzi i reagowania na opresje. Uczynienie tego ma doprowadzić do tego, że gdy przemoc ze względu na płeć jest popełniana w środowisku anarchistycznym, w pobliżu ofiary nie ma już tylko kilku osób, które są świadome i ubolewają nad tym, co się stało, podczas gdy inni nie są tego świadomi bądź ignorują to i nawet nie zadają sobie pytania, dlaczego? Oczywiście, że to jest sprawa osobista, ale czy dlatego to nie nasza sprawa?
Aby to zrobić, należy działać w taki sposób, aby to się więcej nie powtórzyło i aby ta przemoc była głośno i wyraźnie wykrzykiwana. Nie chodzi o to, aby demonizować ciemiężcę i litować się nad kobietą, ale zadać następujące pytania:
Jak to może mieć miejsce w środowisku anarchistycznym, które twierdzi, że jest antyseksistowskie? I jak temu zapobiec?
Zadawanie tych pytań to kwestionowanie naszego zachowania. Czy jako ludzie nie utrwalamy systemu patriarchalnego przez nasze tak zwane prywatne czyny, niezależnie od tego, czy oceniamy je jako seksistowskie czy nie? A czy jako kobiety, trwając w izolacji w sferze prywatnej i wynikającej z niej ciszy nie pozwalamy na utrwalenie męskiej dominacji?
Poruszanie tych kwestii oznacza również zadawanie sobie pytań o środki, które my, anarchiści i anarchistki, chcemy zastosować w walce z seksizmem. Uważamy, że nagłaśnianie przemocy, jakiej doświadczyły kobiety w życiu prywatnym, przyczynia się z jednej strony do wprowadzenia debaty na temat seksizmu do sfery publicznej; z drugiej strony do postawienia sobie konkretnego pytania o zbiorowe odpowiedzi, jakich jesteśmy w stanie na tę przemoc udzielić.
*** Gniew kobiet
Albo jak zostałaś plugawą feministką
Mówi się mi, że mój gniew nie jest konstruktywny, że nie jest uzasadniony; że analizowanie wszystkiego pod kątem relacji między płciami i dominacji seksistowskiej jest uproszczeniem. Tak, jestem zła. Buntuję się, bo odkąd byłam małą dziewczynką, uczono mnie uległości. Nauczono mnie być delikatną i wyrozumiałą, nie złościć się, nigdy nie być gwałtowną. Ponieważ byłam zmuszona przyjąć to wszystko, poddać się agresji i nie wzdrygać się na to.
Jestem zła, ponieważ każdego dnia przywraca się mnie do roli kobiety, odsyła na moje miejsce jako kobiety. Kobiety, zarządzającej codziennym życiem, kobiety, która ma poczucie odpowiedzialności, kobiety, która zawsze musi umieć wypowiadać się spokojnie, kobiety, której tak wiele czynności jest zabronionych, ponieważ są „męskie”.
Jestem zła, bo jestem dziwakiem: kobietą, która pije, która krzyczy, która majsterkuje, która walczy. Ponieważ zostałam zmuszona do przyjęcia męskich kodów, aby istnieć w przestrzeni publicznej, ponieważ byłam zmuszona walczyć aby móc zaistnieć w przestrzeni publicznej, ponieważ byłam zmuszona walczyć o to, by mnie słuchano, wierzono mi, traktowano poważnie, uznawano; bo nie jestem kobietą, bo nie zachowuję się tak, jak kobieta powinna; bo nie jestem mężczyzną, bo brakuje mi kutasa. Więc jestem suką, wrzodem na dupie.
Jestem zła, bo myślałam, że jestem silna. I bo pozwalam mężczyźnie mnie ujarzmić, upokorzyć, sprawić, żebym czuła się winna. Ponieważ nigdy nie chciałam tylko patrzeć na tę sytuację dominacji, ponieważ nie chciałam widzieć siebie jako ofiary.
Jestem zła, ponieważ według niektórych nie mam prawa wyrażać tego gniewu, ponieważ kobieta, która buntuje się przeciwko temu, co przechodzi, zawsze przesadza, posuwa się za daleko, jest przeciwko mężczyznom.
Jestem zła, bo bycie feministką to haniebne piętno. Bo kiedy krzyczymy, to nadal jesteśmy osądzane. Bo to my jesteśmy tymi histeryczkami, lesbijkami, ciężko pojebanymi, niewyruchanymi, szalonymi.
Jestem zła, ponieważ rozmawiam z kobietami, że wszystkie mamy tę samą historię, że ta historia dotyczy patriarchatu i że jej potępienie naraża nas na represje ze strony tych, którzy się nią nie interesują.
Jestem zła, bo mężczyźnie zawsze udaje się uchodzić za ofiarę: ofiarę swojej partnerki, która go opuściła, ofiarę przeklętych feministek, które gnębią go swoimi żartami, ofiarę jego uwarunkowań. Więc pieprzyć to, my, kobiety, wznosimy toasty!
Jestem zła, bo boję się mężczyzn. Tego, co mogą zrobić mnie lub innym kobietom. Ponieważ dzisiaj jest tylko jedna płeć, co do której czuję się pewnie. Tak, szkoda, ale po prostu nie mam innego wyboru.
Jestem zła, bo nawet kiedy faceci myślą o tych kwestiach, to i tak do nas, kobiet, należy wzięcie ich za rękę, wyjaśnienie, zrozumienie ich wątpliwości, poproszenie o zajęcie stanowiska, podburzanie i zorganizowanie ich.
Jestem zła, bo tak czy inaczej, to wszystko zawsze dźwiga kobieta. Dźwiga historię, przemoc, której jest poddawana, znoszenie krytyki, antyfeministyczne ataki, zaprzeczanie jej gniewowi. I ponosi odpowiedzialność za to, by zawsze chcieć w kółko to wyjaśniać.
Jestem zła, bo nie chcę już więcej współczuć. Nie chcę godzinami zastanawiać się, jak to wyjaśnić, nie wysyłając mężczyznom w tym komunikacie czegoś agresywnego lub bolesnego. Nie chcę przepraszać za złość.
Słuchajcie. I uznajcie nas, jako kobiety, jako feministki, jako grupę uciskaną społecznie.
Niech umrze patriarchat. Teraz, w tej chwili.
*** Miejsce mężczyzn w walce z dyskryminacją ze względu na płeć
Albo jaką pozycję możemy zająć jako mężczyźni w obliczu walki antyseksistowskiej, kiedy jesteśmy częścią obozu ciemiężycieli?
Ponieważ jesteśmy gotowi uczestniczyć w walce z seksizmem w naszych kręgach i nie tylko, nie chcemy odkładać na bok kwestii teoretycznych związanych z udziałem mężczyzn w walce z dominacją. Naszym celem jest stawianie sobie pytań, aby zastanowić się nad naszymi zachowaniami i działaniami w kontekście tej walki oraz nad ich powodami. Mimo wszystko mamy nadzieję, że nadal możemy próbować coś zmienić, uczestnicząc we wspólnych działaniach, ale zawsze musimy zachować czujność, aby nie były to tylko gesty czy działania powierzchowne.
Istnieje pewna teoretyczna sprzeczność w idei, że klasa uciskana potrzebuje wsparcia członków klasy ciemiężycieli, aby walczyć. Zazwyczaj jeśli pracownicy buntowali się, ponieważ jeden z nich został zabity przez szefa i ci sami szefowie brali udział w buncie, stwierdzaliśmy, że szefowie ci są sprzedawczykami, którzy chcą w imię swojego interesu wydostać się ze swojej pozycji szefa. I że totalnie nie ma potrzeby ani zasadności, aby „wsparcie” panów legitymizowało gniew niewolników. Powiedzielibyśmy, że w ten sposób zbyt łatwo przyszło by odmówienie szefowi zakładu udziału w ucisku pracowników, że ten śmiertelny wypadek jest w zasadzie skutkiem całego systemu, a szefowie są po stronie tych, którzy go tworzą. Powiedzielibyśmy, że szef jest zainteresowany wyrażeniem solidarności ze swoimi pracownikami tylko po to, aby nie zostać zlinczowanym.
Jakie są więc wszystkie „złe” powody, które mogą nas skłonić do walki z seksizmem? Na pewno jest to pragnienie, aby stworzyć na zewnątrz dobry obraz siebie samego, wmówić sobie i innym, że wszystko mamy przeanalizowane. Takie zachowanie w ramach antyseksistowskich działań to tylko sposób na pokazanie innym i sobie, że jesteśmy czyści, że nie jesteśmy jak wszyscy inni faceci, że nie jesteśmy macho. To zbyt proste, bo nawet jeśli o to nie prosiliśmy, urodziliśmy się z jajami, byliśmy socjalizowani jako mężczyźni i oczywiście jesteśmy trochę macho. Nie możemy wykorzystywać tego jako sposobu na oczyszczenie siebie z możliwości popełniania błędów, zapomnienie i sprawienie, by inni zapomnieli, że musimy zawsze krytycznie patrzeć na seksistowską konstrukcję naszego zachowania.
Istnieje również pogląd, że nie uczestniczenie mężczyzn w działaniach przeciwko seksizmowi wynika z obawy przed tym, że koledzy będą nas źle postrzegać. Mimo, że zawsze chcielibyśmy stwierdzać, że jako jednostki dokonujemy wyborów w oparciu wyłącznie o naszą moralność, musimy przyznać sobie, że nigdy nie jest to całkowicie prawdą. Pragnąc uproszczenia naszych stosunków z innymi - oczywiście w konkretnym środowisku, ale wciąż w tym, w którym działamy - w naszym interesie jest uczestniczenie w działaniach feministycznych.
Wykreowanie sobie dobrego wizerunku wiąże się również z „posiadaniem klasy”, postawieniem się ponad innymi facetami i tym samym zdominowanie ich w narracji „zobacz, jestem bardziej antyseksistowski niż ty”. Ponadto, jeśli w twoim środowisku wiele kobiet to feministki, fakt bycia po „ich stronie” daje ci możliwość gadania „patrzcie chłopcy, mam wszystkie laski po swojej stronie, mam większe szanse na ich wyrwanie niż wy”. Wizerunek myśliwego polującego na dziewczyny jest ważnym elementem w konstrukcie toksycznej męskości. Wreszcie, w taki sposób pokazując, że nie jesteśmy złymi macho, chcemy pokazać również, że nie mamy małych kutasów. Eee, co? Czy nie jest to pragnienie dominacji, udowodnienia sobie, że jesteśmy „prawdziwi”, czyli typowo męska konstrukcja?
Wreszcie, czy twoje uczestnictwo w walce, w której kobiety odgrywają najbardziej znaczącą rolę, nie jest sposobem na przejęcie kontroli nad tą walką, która nam umyka? Jest to element pragnienia kontrolowania wszystkiego i nie znoszenia, nie dopuszczania, by coś działo się bez nas. Można to porównać z tą mniej lub bardziej deklarowaną niechęcią do grup kobiecych, która jest, może przede wszystkim, wyrazem zazdrości wobec osób, które działają bez nas, które nas z czegoś wykluczają. W tym wszystkim jest pragnienie odzyskania, ponownego zawłaszczenia, wywłaszczenia kobiet z ich walki.
Krótko mówiąc, mamy kłopoty ...
Ale hej, w tym samym czasie nadal szczerze chcemy wyjść poza męskie uwarunkowania, które również nas gnębią, że chcemy wyjść poza naszą klasę „typów” i że musimy zacząć pewnego dnia. Nie chcemy gnębić ludzi i nie działać przeciwko systemowi, który uważamy za opresyjny. Gorszym niż jego akceptacja, jest utrwalanie go.
Staramy się mieć nadzieję, że uczestniczymy w działaniach antyseksistowskich jako wolne jednostki - nawet jeśli nie ma czegoś takiego jak wolne jednostki. Staramy się mieć nadzieję, że wspólne działanie jako jednostki, a nie jako mężczyźni i kobiety, jest próbą przezwyciężenia tej dychotomii. Wspólne działanie pozwoliłoby nam na indywidualizację samych siebie. Nie wiemy, czy w to wierzymy... ale wierzymy, że jeśli podejmiemy wystarczające środki ostrożności, to zawsze warto spróbować.
Tyle tylko, że mamy też wrażenie, że niestety antyseksistowskie działania nie są postrzegane w ten sam sposób, kiedy uczestniczą w nich faceci, jak wtedy, gdyby robiły to tylko kobiety. Kiedy działają w tym ruchu wyłącznie kobiety, często są postrzegane jako brudne feministki, czasem nawet jako te występujące przeciwko mężczyznom i że tym samym ich krytyka nawet nie zostaje wysłuchana. Więc nie będziemy w tej walce postrzegani przez innych tylko jako jednostki, ale nadal, przez naszą identyfikacje płciową, będziemy postrzegani jako legitymizacja działań feministycznych...
Proszę bardzo... Są to pytania, które sobie zadajemy i które naszym zdaniem powinniśmy wziąć pod uwagę. Ale nie mogą nam przeszkadzać w działaniu i tym samym zmuszać nas do konspiracji czy odpuszczenia. Musimy być refleksyjni, jesteśmy przede wszystkim gotowi wspierać działania uciśnionych, kiedy chcą naszego udziału.