Murray Bookchin

Słuchaj, marksisto!

1969

      Prolog

      Historyczne granice marksizmu

      Mit proletariatu

      Mit partii

      Dwie tradycje

      Dodatek

        Uwaga na temat grup afinicji

Prolog

Znów powracają wszystkie stare bzdury z lat trzydziestych - bzdury o "linii klasowej", "roli klasy robotniczej", "wyszkolonych kadrach", "partii awangardowej" i "dyktaturze proletariatu". Wszystko to powraca, i to w bardziej zwulgaryzowanej formie niż kiedykolwiek. Progressive Labor Party nie jest jedynym przykładem, jest tylko najgorszym. To samo gówno można wyczuć w różnych odłamach SDS, w klubach marksistowskich i socjalistycznych na kampusach, nie mówiąc już o grupach trockistowskich, Międzynarodowych Klubach Socjalistycznych czy Młodzieży Przeciwko Wojnie i Faszyzmowi.

W latach trzydziestych było to przynajmniej zrozumiałe. Stany Zjednoczone były sparaliżowane chronicznym kryzysem gospodarczym, najgłębszym i najdłuższym w swojej historii. Jedyną żywą siłą, która zdawała się podbijać mury kapitalizmu, były wielkie akcje organizacyjne CIO, z ich dramatycznymi strajkami okupacyjnymi, radykalną bojowniczością i krwawymi starciami z policją. Atmosfera polityczna na całym świecie była naładowana elektrycznością hiszpańskiej wojny domowej, ostatniej z klasycznych rewolucji robotniczych, kiedy to każda radykalna sekta amerykańskiej lewicy mogła identyfikować się z własnymi kolumnami milicyjnymi w Madrycie i Barcelonie. To było trzydzieści lat temu. Był to czas, kiedy każdy, kto wołał "Make love, not war", byłby uważany za dziwaka; wtedy wołano "Make jobs, not war" - wołanie epoki obciążonej niedostatkiem, kiedy osiągnięcie socjalizmu wiązało się z "wyrzeczeniami" i "okresem przejściowym" do gospodarki opartej na materialnej obfitości. Osiemnastoletniemu dziecku w 1937 roku sama koncepcja cybernetyzacji wydawała się najdzikszym science fiction, fantazją porównywalną z wizjami podróży kosmicznych. Ten osiemnastolatek ma teraz pięćdziesiąt lat, a jego korzenie tkwią w epoce tak odległej, że jakościowo różnią się od realiów obecnego okresu w Stanach Zjednoczonych. Sam kapitalizm zmienił się od tamtego czasu, przybierając coraz bardziej upaństwowione formy, które trzydzieści lat temu można było przewidzieć tylko w niewielkim stopniu. A teraz prosi się nas o powrót do "linii klasowej", "strategii", "kadr" i form organizacyjnych z tamtego odległego okresu, niemal jawnie lekceważąc nowe problemy i możliwości, które się pojawiły.

Kiedy wreszcie, do cholery, stworzymy ruch, który będzie patrzył w przyszłość, a nie w przeszłość? Kiedy zaczniemy uczyć się na podstawie tego, co się rodzi, a nie tego, co umiera? Marks, co jest jego zasługą, próbował to zrobić w swoich czasach; próbował wywołać futurystycznego ducha w ruchu rewolucyjnym lat czterdziestych i pięćdziesiątych XIX wieku. "Tradycja zmarłych pokoleń cięży jak zmora na żyjących" - pisał w “Ośmnastym Brumaire’a Ludwika Bonaparte”.

"W chwili, gdy ci ostatni zdają się być zajęci przewrotem otaczającego świata i własnego umysłu, stworzeniem czegoś niebywałego, w chwili tej właśnie – powtarzamy — w epoce rewolucyjnego kryzysu, przywołują oni trwożliwie na pomoc duchy przeszłości, zapożyczają u nich imiona, hasła bojowe, kostjumy, aby w tem starożytno–czcigodnem przebraniu, naśladujac przodków, dać światu nowe historyczne widowisko. I tak: Luter włożył na siebie maskę apostoła Pawła, — rewolucyja 1789 — 1814 drapowała się naprzemian jako rzymska republika lub rzymskie cesarstwo, a rewolucyja 1848 nie umiała się na nic lepszego zdobyć, jak na sparodyjowanie bądź roku 1789, bądź rewolucyjnych tradycyj z lat 1793 — 95. ... Rewolucyja społeczna XIX wieku nie może poezyi swej zapożyczać u przeszłości, lecz musi zwrócić sie do przyszłości. Nie może sama wystąpić, dopóki nie odrzuci wszelkich zabobonów przeszłości. … Rewolucyja XIX stulecia powinna pozwolić żyjącym trupom, aby pogrzebali zmarłych i wówczas dopiero odsłonić swe zamiary. Tam górował frazes nad treścią, tu treść potężna frazesami zagłuszyć się nie da."[1]

Czy dziś, gdy zbliżamy się do XXI wieku, problem jest inny? Po raz kolejny umarli przechadzają się pośród nas - jak na ironię, przyobleczeni w imię Marksa, człowieka, który próbował pogrzebać umarłych XIX wieku. Tak więc rewolucja naszych czasów nie może zrobić nic lepszego, niż parodiować kolejno rewolucję październikową z 1917 roku i wojnę domową z lat 1918-1920, z jej "linią klasową", partią bolszewicką, "dyktaturą proletariatu", purytańską moralnością, a nawet hasłem "władzy radzieckiej". Pełna, wszechstronna rewolucja naszych czasów, która może ostatecznie rozwiązać historyczną "kwestię społeczną", zrodzoną z niedostatku, dominacji i hierarchii, podąża za tradycją częściowych, niepełnych i jednostronnych rewolucji przeszłości, które jedynie zmieniały formę "kwestii społecznej", zastępując jeden system dominacji i hierarchii innym. W czasach, gdy społeczeństwo burżuazyjne samo jest w trakcie procesu dezintegracji wszystkich klas społecznych, które niegdyś zapewniały mu stabilność, słyszymy puste żądania "linii klasowej". W czasach, gdy wszystkie instytucje polityczne społeczeństwa hierarchicznego wchodzą w okres głębokiego rozkładu, słyszymy puste żądania "partii politycznej" i "państwa robotniczego". W czasach, gdy hierarchia jako taka jest kwestionowana, słyszymy puste żądania "kadr", "awangardy" i "przywódców". W czasach, gdy centralizacja i państwo zostały doprowadzone do najbardziej zapalnego punktu historycznej negatywności, słyszymy puste żądania "scentralizowanego ruchu" i "dyktatury proletariatu".

To dążenie do zabezpieczenia się w przeszłości, ta próba znalezienia schronienia w ustalonym dogmacie i hierarchii organizacyjnej jako substytutach twórczej myśli i praxis jest gorzkim dowodem na to, jak mało rewolucjoniści są zdolni do "rewolucjonizowania siebie i rzeczy", a tym bardziej do rewolucjonizowania społeczeństwa jako całości. Głęboko zakorzeniony konserwatyzm "rewolucjonistów" z PLP[2] jest niemal boleśnie oczywisty; autorytarny przywódca i hierarchia zastępują patriarchę i szkolną biurokrację; dyscyplina Ruchu zastępuje dyscyplinę społeczeństwa burżuazyjnego; autorytarny kodeks posłuszeństwa politycznego zastępuje państwo; credo "moralności proletariackiej" zastępuje obyczaje purytanizmu i etykę pracy. Stara substancja społeczeństwa opartego na wyzysku powraca w nowych formach, udekorowana czerwoną flagą, portretami Mao (lub Castro czy Che), małą "czerwoną książeczką" i innymi świętymi litaniami.

Większość osób pozostających dziś w PLP zasługuje na to. Jeśli mogą żyć z ruchem, który cynicznie wstawia swoje własne hasła w fotografie pikiet DRUM-u;[3] jeśli mogą czytać pismo, które pyta, czy Marcuse jest "policjantem czy wymówką"; jeśli mogą zaakceptować "dyscyplinę", która redukuje ich do zaprogramowanych automatów o pokerowych twarzach; jeśli potrafią posługiwać się najbardziej obrzydliwymi technikami (technikami zapożyczonymi z szamba burżuazyjnych operacji biznesowych i parlamentaryzmu), aby manipulować innymi organizacjami; jeśli potrafią pasożytować na praktycznie każdej akcji i sytuacji tylko po to, aby promować rozwój swojej partii - nawet jeśli oznacza to porażkę samej akcji - to są poniżej pogardy. Nazywanie siebie przez tych ludzi czerwonymi i określanie ataków na nich mianem "red-baitingu" jest formą odwrotnego McCarthyismu. Powtarzając soczysty opis stalinizmu autorstwa Trockiego, można powiedzieć, że są oni syfilisem dzisiejszego radykalnego ruchu młodzieżowego. A na syfilis jest tylko jedno lekarstwo - antybiotyk, a nie kłótnia.

Zajmujemy się tutaj tymi uczciwymi rewolucjonistami, którzy zwrócili się ku marksizmowi, leninizmowi lub trockizmowi, ponieważ szczerze poszukują spójnej wizji społecznej i skutecznej strategii rewolucji. Chodzi nam również o tych, którzy są zachwyceni teoretycznym repertuarem ideologii marksistowskiej i skłonni do flirtu z nią z braku bardziej systematycznych alternatyw. Do tych ludzi zwracamy się jak do braci i sióstr i prosimy o poważną dyskusję i wszechstronne przemyślenie sprawy. Uważamy, że marksizm przestał nadawać się do zastosowania w naszych czasach nie dlatego, że jest zbyt wizjonerski czy rewolucyjny, ale dlatego, że nie jest wystarczająco wizjonerski czy rewolucyjny. Uważamy, że narodził się on w epoce niedoboru i przedstawił błyskotliwą krytykę tej epoki, a konkretnie kapitalizmu przemysłowego, oraz że rodzi się nowa epoka, której marksizm nie obejmuje w wystarczającym stopniu i której zarysy przewidział tylko częściowo i jednostronnie. Twierdzimy, że problem nie polega na "porzuceniu" marksizmu ani na jego "unieważnieniu", lecz na dialektycznym przekroczeniu go, tak jak Marks przekroczył filozofię heglowską, ekonomię ricardiańską oraz blankistowską taktykę i sposoby organizacji. Będziemy dowodzić, że w bardziej zaawansowanym stadium kapitalizmu niż to, którym Marks zajmował się sto lat temu, i w bardziej zaawansowanym stadium rozwoju technologicznego niż Marks mógł to przewidzieć, konieczna jest nowa krytyka, która z kolei zaowocuje nowymi sposobami walki, organizacji, propagandy i stylu życia. Nazwijcie te nowe sposoby jak chcecie, nawet "marksizmem". My zdecydowaliśmy się nazwać to nowe podejście anarchizmem dostatku (post-scarcity anarchism), z wielu istotnych powodów, które staną się oczywiste na kolejnych stronach.

Historyczne granice marksizmu

Pomysł, że człowiek, którego największe prace teoretyczne powstały między 1840 a 1880 rokiem, mógł "przewidzieć" całą dialektykę kapitalizmu, jest na pierwszy rzut oka całkowicie niedorzeczny. Jeśli nadal możemy się wiele nauczyć z spostrzeżeń Marksa, to jeszcze więcej możemy się nauczyć z nieuniknionych błędów człowieka, którego ograniczała epoka niedoboru materialnego i technologia, która ledwo wiązała się z wykorzystaniem energii elektrycznej. Możemy się nauczyć, jak bardzo nasza epoka różni się od całej dotychczasowej historii, jak jakościowo nowe są stojące przed nami potencjalności, jak wyjątkowe są kwestie, analizy i praxis, które stoją przed nami, jeśli mamy dokonać rewolucji, a nie kolejnej historycznej aborcji.

Problem nie polega na tym, że marksizm jest "metodą", którą należy ponownie zastosować do "nowych sytuacji", ani że należy opracować "neomarksizm", aby przezwyciężyć ograniczenia "klasycznego marksizmu". Próba ratowania marksistowskiego rodowodu przez przedkładanie metody nad system lub przez dodawanie "neo" do świętego słowa jest czystą mistyfikacją, jeśli wszystkie praktyczne wnioski systemu stoją w jawnej sprzeczności z tymi wysiłkami.[4] A jednak właśnie taki jest stan rzeczy w dzisiejszej egzegezie marksistowskiej. Marksiści opierają się na fakcie, że system ten dostarcza błyskotliwej interpretacji przeszłości, a jednocześnie świadomie ignorują jego całkowicie zwodnicze elementy w odniesieniu do teraźniejszości i przyszłości. Powołują się na spójność, jaką materializm historyczny i analiza klasowa nadają interpretacji historii, na ekonomiczny wgląd w rozwój kapitalizmu przemysłowego zawarty w Kapitale, na błyskotliwość marksistowskiej analizy wcześniejszych rewolucji i sformułowanych przez niego wniosków taktycznych, nie dostrzegając, że pojawiły się jakościowo nowe problemy, które nigdy nie istniały w jego czasach. Czy można sobie wyobrazić, że problemy historyczne i metody analizy klasowej oparte całkowicie na nieuniknionym niedostatku mogą zostać przeniesione do nowej epoki potencjalnej obfitości? Czy można sobie wyobrazić, że analiza ekonomiczna skoncentrowana przede wszystkim na "swobodnie konkurencyjnym" systemie kapitalizmu przemysłowego może zostać przeniesiona do systemu kapitalizmu zarządzanego, w którym państwo i monopole wspólnie manipulują życiem gospodarczym? Czy można sobie wyobrazić, że strategiczny i taktyczny repertuar sformułowany w okresie, gdy węgiel i stal stanowiły podstawę technologii przemysłowej, może zostać przeniesiony do epoki opartej na radykalnie nowych źródłach energii, na elektronice, na cybernetyce?

W wyniku tego przeniesienia korpus teoretyczny, który był wyzwalający sto lat temu, dziś zmienia się w kaftan bezpieczeństwa. Prosi się nas o skupienie się na klasie robotniczej jako "nośniku" rewolucyjnych zmian w czasach, gdy kapitalizm wyraźnie antagonizuje i produkuje rewolucjonistów wśród praktycznie wszystkich warstw społecznych, a zwłaszcza wśród młodzieży. Prosi się nas, abyśmy kierowali się w naszych metodach taktycznych wizją "chronicznego kryzysu gospodarczego", mimo że od trzydziestu lat nie zanosi się na taki kryzys.[5] Prosi się nas, abyśmy zaakceptowali "dyktaturę proletariatu" - długi "okres przejściowy", którego funkcją nie jest jedynie tłumienie kontrrewolucjonistów, ale przede wszystkim rozwój technologii obfitości - w czasie, gdy technologia obfitości jest już w pełni rozwinięta. Prosi się nas, abyśmy ukierunkowali nasze "strategie" i "taktyki" na ubóstwo i niedostatek materialny w czasach, gdy nastroje rewolucyjne rodzą się w związku z banalnością życia w warunkach materialnego dostatku. Prosi się nas o tworzenie partii politycznych, scentralizowanych organizacji, "rewolucyjnych" hierarchii i elit oraz nowego państwa w czasach, gdy instytucje polityczne jako takie ulegają rozkładowi, a centralizacja, elitaryzm i państwo są kwestionowane na skalę, która nigdy wcześniej nie miała miejsca w historii społeczeństwa hierarchicznego.

Krótko mówiąc, prosi się nas o powrót do przeszłości, o redukcję, a nie wzrost, o wtłoczenie pulsującej rzeczywistości naszych czasów, wraz z jej nadziejami i obietnicami, w obumierające uprzedzenia minionej epoki. Mamy działać według zasad, które zostały przekroczone nie tylko teoretycznie, ale przez sam rozwój społeczeństwa. Historia nie stoi w miejscu od czasu śmierci Marksa, Engelsa, Lenina i Trockiego, ani nie podąża w uproszczonym kierunku wytyczonym przez myślicieli - jakkolwiek genialnych - których umysły były zakorzenione jeszcze w XIX wieku lub w pierwszych latach XX wieku. Widzieliśmy, jak kapitalizm sam wykonywał wiele zadań (w tym rozwój technologii obfitości), które uważano za socjalistyczne; widzieliśmy, jak "nacjonalizował" własność, łącząc gospodarkę z państwem tam, gdzie było to konieczne. Widzieliśmy, jak klasa robotnicza została zneutralizowana jako "czynnik rewolucyjnych zmian", choć nadal walczy w burżuazyjnych ramach o wyższe płace, krótsze godziny pracy i "dodatkowe" świadczenia. Walka klasowa w klasycznym sensie nie zniknęła; spotkał ją wiele bardziej bardziej tłamszący los, ponieważ została dokooptowana do kapitalizmu. Walka rewolucyjna w rozwiniętych krajach kapitalistycznych przeniosła się na historycznie nowy teren: stała się walką między pokoleniem młodzieży, które nie znało chronicznego kryzysu gospodarczego, a kulturą, wartościami i instytucjami starszego, konserwatywnego pokolenia, którego perspektywę życiową ukształtowały niedostatek, poczucie winy, wyrzeczenia, etyka pracy i dążenie do materialnego bezpieczeństwa. Naszymi wrogami są nie tylko wyraźnie zakorzeniona burżuazja i aparat państwowy, ale także światopogląd, który znajduje poparcie wśród liberałów, socjaldemokratów, sługusów skorumpowanych środków masowego przekazu, "rewolucyjnych" partii przeszłości oraz - co może być bolesne dla akolitów marksizmu - robotników zdominowanych przez hierarchię fabryczną, rutynę przemysłową i etos pracy. Chodzi o to, że podziały przecinają obecnie praktycznie wszystkie tradycyjne linie klasowe i stwarzają spektrum problemów, których żaden z marksistów, opierających się na analogiach ze społeczeństwami niedoboru, nie był w stanie przewidzieć.

Mit proletariatu

Odrzućmy na bok wszystkie ideologiczne pozostałości przeszłości i zajmijmy się teoretycznymi korzeniami problemu. Dla naszych czasów największym wkładem Marksa do myśli rewolucyjnej jest jego dialektyka rozwoju społecznego. Marks ukazał wielkie przejście od prymitywnego komunizmu poprzez własność prywatną do komunizmu w jego wyższej formie - społeczeństwa komunalnego opartego na wyzwalającej technologii. W tym przejściu, według Marksa, człowiek przechodzi od zdominowania człowieka przez naturę, do zdominowania człowieka przez człowieka, a w końcu do zdominowania natury przez człowieka[6] i od dominacji społecznej jako takiej. W ramach tej większej dialektyki Marks analizuje dialektykę kapitalizmu - systemu społecznego, który stanowi ostatni historyczny "etap" dominacji człowieka nad człowiekiem. W tym miejscu Marks nie tylko wnosi głęboki wkład do współczesnej myśli rewolucyjnej (zwłaszcza w swojej błyskotliwej analizie relacji towarowej), ale także przedstawia ograniczenia czasu i przestrzeni, które odgrywają tak powstrzymującą rolę w naszych czasach.

Najpoważniejsze z tych ograniczeń wynika z podjętej przez Marksa próby wyjaśnienia przejścia od kapitalizmu do socjalizmu, od społeczeństwa klasowego do społeczeństwa bezklasowego. Należy koniecznie podkreślić, że wyjaśnienie to zostało sformułowane niemal całkowicie przez analogię do przejścia od feudalizmu do kapitalizmu - czyli od jednego społeczeństwa klasowego do innego społeczeństwa klasowego, od jednego systemu własności do innego. Marks zauważa, że tak jak burżuazja rozwinęła się w feudalizmie w wyniku podziału na miasto i wieś (ściślej: na rzemiosło i rolnictwo), tak współczesny proletariat rozwinął się w kapitalizmie w wyniku postępu technologii przemysłowej. Obie klasy, jak się nam mówi, rozwijają swoje własne interesy społeczne - a nawet rewolucyjne interesy społeczne, które rzucają je przeciwko staremu społeczeństwu, w którym się zrodziły. Jeśli burżuazja zdobyła kontrolę nad życiem gospodarczym na długo przed tym, jak obaliła społeczeństwo feudalne, to proletariat z kolei zyskuje własną siłę rewolucyjną dzięki temu, że jest "zdyscyplinowany, zjednoczony, zorganizowany" przez system fabryczny[7]. W obu przypadkach rozwój sił wytwórczych staje się nie do pogodzenia z tradycyjnym systemem stosunków społecznych. "Łupina ta pęka". Stare społeczeństwo zostaje zastąpione przez nowe. Kluczowe pytanie, przed którym stoimy, brzmi: czy przejście od społeczeństwa klasowego do społeczeństwa bezklasowego można wyjaśnić za pomocą tej samej dialektyki, która tłumaczy przejście jednego społeczeństwa klasowego w drugie? Nie jest to problem podręcznikowy, polegający na żonglowaniu logicznymi abstrakcjami, ale bardzo realny i konkretny problem naszych czasów. Istnieją głębokie różnice między rozwojem burżuazji w feudalizmie a rozwojem proletariatu w kapitalizmie, których Marks albo nie przewidział, albo nigdy się z nimi wyraźnie nie zetknął. Burżuazja kontrolowała życie gospodarcze na długo przed zdobyciem władzy państwowej; stała się klasą dominującą pod względem materialnym, kulturowym i ideologicznym, zanim zaznaczyła swoją dominację na płaszczyźnie politycznej. Proletariat nie kontroluje życia gospodarczego. Mimo swej niezbędnej roli w procesie przemysłowym, przemysłowa klasa robotnicza nie stanowi nawet większości społeczeństwa, a jej strategiczna pozycja ekonomiczna jest osłabiana przez cybernetyzację i inne postępy technologiczne.[8] Dlatego wykorzystanie przez proletariat swej siły do przeprowadzenia rewolucji społecznej wymaga aktu wysokiej świadomości. Dotychczas osiągnięcie tej świadomości blokował fakt, że środowisko fabryczne jest jedną z najbardziej zakorzenionych aren etosu pracy, hierarchicznych systemów zarządzania, posłuszeństwa wobec przywódców, a w ostatnich czasach także produkcji towarów zbędnych i uzbrojenia. Fabryka służy nie tylko do "dyscyplinowania", "jednoczenia" i "organizowania" robotników, ale także do robienia tego w sposób na wskroś burżuazyjny. W fabryce produkcja kapitalistyczna nie tylko odnawia stosunki społeczne kapitalizmu z każdym dniem pracy, jak zauważył Marks, ale także odnawia psychikę, wartości i ideologię kapitalizmu.

Marks wyczuwał ten fakt na tyle dobrze, że szukał powodów bardziej przekonujących niż sam fakt wyzysku czy konfliktu o płace i godziny pracy, by popchnąć proletariat do działania rewolucyjnego. W swojej ogólnej teorii akumulacji kapitalistycznej Marks starał się określić surowe, obiektywne prawa, które zmuszają proletariat do przyjęcia roli rewolucyjnej. W tym celu stworzył słynną teorię zubożenia: konkurencja między kapitalistami zmusza ich do wzajemnego zaniżania cen, co z kolei prowadzi do ciągłego obniżania płac i absolutnego zubożenia robotników. Proletariat jest zmuszony do buntu, ponieważ wraz z procesem konkurencji i centralizacji kapitału "wzrasta masa nędzy, ucisku, niewolnictwa, degradacji"[9].

Ale kapitalizm nie stał w miejscu od czasów Marksa. Nie można było oczekiwać, że Marks, pisząc w połowie XIX wieku, pojmie pełne konsekwencje swoich spostrzeżeń na temat centralizacji kapitału i rozwoju technologii. Nie można było od niego oczekiwać, że przewidzi, iż kapitalizm rozwinie się nie tylko od merkantylizmu do dominującej formy przemysłowej jego czasów - od wspieranych przez państwo monopoli handlowych do wysoce konkurencyjnych jednostek przemysłowych - ale także, że wraz z centralizacją kapitału kapitalizm powróci do swoich merkantylistycznych początków na wyższym poziomie rozwoju i ponownie przyjmie formę monopolu wspieranego przez państwo. Gospodarka ma tendencję do łączenia się z państwem, a kapitalizm zaczyna "planować" swój rozwój, zamiast pozostawiać go wyłącznie działaniu konkurencji i sił rynkowych. Oczywiście, system nie usuwa tradycyjnej walki klasowej, ale udaje mu się ją ograniczyć, wykorzystując ogromne zasoby technologiczne do asymilacji najbardziej strategicznych grup klasy robotniczej.

W ten sposób cała siła teorii zubożenia zostaje rozproszona, a w Stanach Zjednoczonych tradycyjna walka klasowa nie przeradza się w wojnę klasową. Pozostaje ona całkowicie w wymiarze burżuazyjnym. Marksizm staje się w istocie ideologią. Zostaje przyswojony przez najbardziej zaawansowane formy państwowego ruchu kapitalistycznego - zwłaszcza przez Rosję. Przez niewiarygodną ironię historii marksistowski "socjalizm" okazuje się w dużej mierze tym samym kapitalizmem państwowym, którego Marks nie przewidział w dialektyce kapitalizmu.[10] Proletariat, zamiast przekształcić się w klasę rewolucyjną w łonie kapitalizmu, okazuje się organem w ciele społeczeństwa burżuazyjnego.

Pytanie, które musimy zadać w tak późnym okresie historii, brzmi: czy rewolucja społeczna, której celem jest społeczeństwo bezklasowe, może się wyłonić z konfliktu między tradycyjnymi klasami w społeczeństwie klasowym, czy też taka rewolucja społeczna może się wyłonić jedynie z rozkładu klas tradycyjnych, a nawet z pojawienia się zupełnie nowej "klasy", której istotą jest to, że jest nieklasą, rosnącą warstwą rewolucjonistów. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, możemy nauczyć się więcej, powracając do szerszej dialektyki, którą Marks opracował dla społeczeństwa ludzkiego jako całości, niż do modelu, który zapożyczył z przejścia od społeczeństwa feudalnego do kapitalistycznego. Tak jak prymitywne klany oparte na pokrewieństwie zaczęły się różnicować w klasy, tak w naszych czasach istnieje tendencja do rozpadu klas na zupełnie nowe subkultury, które przypominają niekapitalistyczne formy relacji. Nie są to już grupy ściśle ekonomiczne; w rzeczywistości odzwierciedlają one tendencję rozwoju społecznego do wykraczania poza kategorie ekonomiczne społeczeństwa niedoboru. Stanowią one w istocie surową, niejednoznaczną preformację kulturową przejścia od społeczeństwa niedoboru do społeczeństwa dostatku.

Proces rozkładu klas musi być rozumiany we wszystkich swoich wymiarach. Należy tu podkreślić słowo "proces": tradycyjne klasy nie znikają, podobnie jak walka klasowa. Tylko rewolucja społeczna może usunąć dominującą strukturę klasową i konflikty, które ona wywołuje. Chodzi o to, że tradycyjna walka klasowa przestaje mieć rewolucyjne implikacje; ujawnia się jako fizjologia panującego społeczeństwa, a nie jako bóle porodowe. W rzeczywistości tradycyjna walka klasowa stabilizuje społeczeństwo kapitalistyczne, "naprawiając" jego nadużycia (w zakresie płac, godzin pracy, inflacji, zatrudnienia itp.) Związki zawodowe w społeczeństwie kapitalistycznym tworzą kontr-„monopol” wobec monopoli przemysłowych i są włączone w upaństwowioną neomerkantylistyczną gospodarkę jako domena. W ramach tej domeny występują mniejsze lub większe konflikty, ale jako całość związki zawodowe wzmacniają system i służą jego utrwalaniu.

Umacnianie tej struktury klasowej poprzez bełkotanie o "roli klasy robotniczej", umacnianie tradycyjnej walki klasowej poprzez przypisywanie jej "rewolucyjnej" treści, zarażanie nowego ruchu rewolucyjnego naszych czasów "robotnikami" jest do głębi reakcyjne. Jak często doktrynerom marksistowskim trzeba przypominać, że historia walki klas jest historią choroby, rany otwartej przez słynną "kwestię społeczną", jednostronnego rozwoju człowieka, który usiłuje zdobyć panowanie nad naturą poprzez dominację nad bliźnimi? Jeśli produktem ubocznym tej choroby był postęp technologiczny, to jej głównymi produktami były represje, straszliwy rozlew ludzkiej krwi i przerażające zniekształcenie ludzkiej psychiki.

Gdy choroba zbliża się ku końcowi, gdy rany zaczynają się zabliźniać w swych najgłębszych zakamarkach, proces rozwija się w kierunku całości; rewolucyjne implikacje tradycyjnej walki klas tracą swoje znaczenie jako konstrukcje teoretyczne i jako rzeczywistość społeczna. Proces rozkładu obejmuje nie tylko tradycyjną strukturę klasową, ale także patriarchalną rodzinę, autorytarne metody wychowania, wpływ religii, instytucje państwowe oraz obyczaje związane z trudem, wyrzeczeniem, poczuciem winy i tłumioną seksualnością. Proces dezintegracji, krótko mówiąc, uogólnia się i przenika praktycznie wszystkie tradycyjne klasy, wartości i instytucje. Tworzy on zupełnie nowe problemy, sposoby walki i formy organizacji oraz wymaga zupełnie nowego podejścia do teorii i praktyki.

Co to konkretnie oznacza? Porównajmy dwa podejścia: marksistowskie i rewolucyjne. Marksistowski doktryner kazałby nam zbliżyć się do robotnika - albo lepiej: "wejść" do fabryki - i nawrócić go, "przedkładając" nad innych. Cel? - uczynić robotnika "świadomym klasowo". Aby przytoczyć najbardziej neandertalskie przykłady ze starej lewicy, ścina się włosy, ubiera w konwencjonalne sportowe ubranie, porzuca trawkę na rzecz papierosów i piwa, tańczy w konwencjonalny sposób, nabiera "szorstkich" manier, pozbawia poczucia humoru, przyjmuje martwy i napuszony wyraz twarzy[11].

Staje się, krótko mówiąc, tym, czym robotnik jest w swojej najbardziej karykaturalnej postaci: nie "drobnomieszczańskim degeneratem", ale burżuazyjnym degeneratem. Człowiek staje się imitacją robotnika w takim stopniu, w jakim robotnik jest imitacją swoich panów. Pod tą metamorfozą ucznia w "robotnika" kryje się bezwzględny cynizm. Próbuje się wykorzystać dyscyplinę wpojoną przez środowisko fabryczne, aby zdyscyplinować robotnika do środowiska partyjnego. Próbuje się wykorzystać szacunek robotnika dla hierarchii przemysłowej, aby przyoblec robotnika w hierarchię partyjną. Ten obrzydliwy proces, który - jeśli się powiedzie - może doprowadzić jedynie do zastąpienia jednej hierarchii inną, osiąga się, udając, że chodzi o codzienne ekonomiczne potrzeby robotnika. Nawet teoria marksistowska zostaje zdegradowana, aby dostosować się do tego zniekształconego obrazu robotnika. (Zobacz niemal każdy egzemplarz Challenge - lewicowego National Enquirer. Nic nie nudzi robotnika bardziej niż tego rodzaju literatura). W końcu robotnik jest na tyle sprytny, że wie, iż lepsze rezultaty w codziennej walce klasowej uzyska poprzez biurokrację związkową niż poprzez marksistowską biurokrację partyjną. Lata czterdzieste ujawniły to w tak dramatyczny sposób, że w ciągu roku lub dwóch, prawie bez protestów szeregowych członków, związkom zawodowym udało się wyrzucić tysiące "marksistów", którzy przez ponad dekadę wykonywali w ruchu pracowniczym ciężką pracę, dochodząc nawet do najwyższego szczebla kierownictwa starych międzynarodówek CIO.

Robotnik staje się rewolucjonistą nie przez to, że staje się bardziej robotnikiem, ale przez to, że pozbywa się swojej "robotniczości". I nie jest w tym osamotniony; to samo dotyczy rolnika, studenta, urzędnika, żołnierza, biurokraty, profesjonalisty - i marksisty. Robotnik jest nie mniej "burżuazyjny" niż rolnik, student, urzędnik, żołnierz, biurokrata, profesjonalista - i marksista. Jego "robotniczość" jest chorobą, na którą cierpi, dolegliwością społeczną rozciągniętą do wymiaru indywidualnego. Lenin zrozumiał to w Co robić?, ale przemycił starą hierarchię pod czerwoną flagą i rewolucyjnymi hasłami. Robotnik zaczyna stawać się rewolucjonistą, kiedy pozbywa się swojej "robotniczości", kiedy zaczyna nienawidzić swojego statusu klasowego tu i teraz, kiedy zaczyna zrzucać z siebie dokładnie te cechy, które marksiści najbardziej w nim cenią - etykę pracy, strukturę charakteru wywodzącą się z dyscypliny przemysłowej, szacunek dla hierarchii, posłuszeństwo wobec przywódców, konsumpcjonizm, ślady purytanizmu. W tym sensie robotnik staje się rewolucjonistą w takim stopniu, w jakim zrzuca swój status klasowy i osiąga świadomość nie-klasową. On się degeneruje - i to degeneruje się wspaniale. Zrzuca właśnie te klasowe kajdany, które wiążą go ze wszystkimi systemami dominacji. Porzuca te interesy klasowe, które zniewalają go do konsumpcjonizmu, przedmieść i księgowościowej koncepcji życia.[12]

Najbardziej obiecującym zjawiskiem w dzisiejszych fabrykach jest pojawienie się młodych robotników, którzy palą trawę, spierdalają z pracy, wpadają i wypadają z fabryk, zapuszczają długie lub długawe włosy, domagają się więcej wolnego czasu zamiast większej płacy, kradną, męczą wszystkich przełożonych, organizują dzikie strajki i zwracają się przeciwko swoim kolegom z pracy. Jeszcze bardziej obiecujące jest pojawienie się tego typu człowieka w szkołach zawodowych i średnich, będących rezerwuarem przyszłej przemysłowej klasy robotniczej. W takim stopniu, w jakim robotnicy, uczniowie szkół zawodowych i licealiści połączą swój styl życia z różnymi aspektami anarchistycznej kultury młodzieżowej, w takim stopniu proletariat przekształci się z siły służącej zachowaniu ustalonego porządku w siłę rewolucyjną.

Jakościowo nowa sytuacja pojawia się, gdy człowiek staje w obliczu transformacji z represyjnego społeczeństwa klasowego, opartego na materialnym niedostatku, w wyzwalające społeczeństwo bezklasowe, oparte na materialnej obfitości. Z rozpadającej się tradycyjnej struktury klasowej powstaje coraz liczniej nowy typ człowieka: rewolucjonista. Rewolucjonista zaczyna kwestionować nie tylko ekonomiczne i polityczne założenia społeczeństwa hierarchicznego, ale także hierarchię jako taką. Nie tylko podnosi on potrzebę rewolucji społecznej, lecz także stara się żyć w sposób rewolucyjny na tyle, na ile jest to możliwe w istniejącym społeczeństwie.[13] Nie tylko atakuje formy stworzone przez dziedzictwo dominacji, lecz także improwizuje nowe formy wyzwolenia, które biorą swoją poezję z przyszłości.

To przygotowanie do przyszłości, to eksperymentowanie z wyzwolicielskimi, czerpiącym z obfitości formami stosunków społecznych, może być iluzoryczne, jeśli przyszłość będzie polegała na zastąpieniu jednego społeczeństwa klasowego innym; jest natomiast niezbędne, jeśli przyszłość będzie polegała na zbudowaniu społeczeństwa bezklasowego na ruinach społeczeństwa klasowego. Co zatem będzie "czynnikiem" rewolucyjnych zmian? Będzie to dosłownie ogromna większość społeczeństwa, wywodząca się z różnych tradycyjnych klas i połączona we wspólną siłę rewolucyjną poprzez rozkład instytucji, form społecznych, wartości i stylów życia panującej struktury klasowej. Zazwyczaj jej najbardziej zaawansowanymi elementami jest młodzież - pokolenie, które nie zaznało chronicznego kryzysu ekonomicznego i które coraz mniej kieruje się mitem zabezpieczenia materialnego, tak rozpowszechnionym wśród pokolenia lat trzydziestych.

Jeśli prawdą jest, że rewolucji społecznej nie da się przeprowadzić bez czynnego lub biernego poparcia robotników, to nie mniejszą prawdą jest, że nie da się jej przeprowadzić bez czynnego lub biernego poparcia rolników, techników i profesjonalistów. Przede wszystkim jednak rewolucja społeczna nie może się dokonać bez poparcia młodzieży, z której klasa panująca rekrutuje swoje siły zbrojne. Jeśli klasa rządząca zachowa swoją zbrojną moc, rewolucja zostanie przegrana, niezależnie od tego, ilu robotników ją poprze. Przekonała się o tym dobitnie nie tylko Hiszpania w latach trzydziestych, ale także Węgry w latach pięćdziesiątych i Czechosłowacja w latach sześćdziesiątych. Dzisiejsza rewolucja - ze względu na swoją naturę, ze względu na dążenie do całości - zwycięża nie tylko żołnierza i robotnika, lecz także samo pokolenie, z którego rekrutowali się żołnierze, robotnicy, technicy, rolnicy, naukowcy, specjaliści, a nawet biurokraci. Odrzucając stare podręczniki taktyki, rewolucja przyszłości podąża drogą najmniejszego oporu, wdzierając się w najbardziej podatne obszary społeczeństwa, bez względu na ich "pozycję klasową". Żywi się wszystkimi sprzecznościami w społeczeństwie burżuazyjnym, a nie tylko sprzecznościami z lat 1860. i 1917 roku. Dlatego przyciąga wszystkich tych, którzy odczuwają ciężar wyzysku, biedy, rasizmu, imperializmu, a także tych, których życie jest frustrujące przez konsumpcjonizm, suburbia, mass media, rodzinę, szkołę, supermarket i panujący system tłamszonej seksualności. Tutaj forma rewolucji staje się równie totalna, jak jej treść - bezklasowa, bez własności, bez hierarchii i całkowicie wyzwalająca. Wdarcie się w ten rewolucyjny rozwój za pomocą zużytych recept marksizmu, bełkotanie o "linii klasowej" i "roli klasy robotniczej" jest równoznaczne z pokonaniem teraźniejszości i przyszłości przez przeszłość. Rozwijanie tej martwej ideologii poprzez bełkotanie o "kadrach", "partii awangardowej", "centralizmie demokratycznym" i "dyktaturze proletariatu" jest czystą kontrrewolucją. To właśnie tej kwestii "kwestii organizacyjnej" - temu istotnemu wkładowi leninizmu do marksizmu - musimy poświęcić teraz nieco uwagi.

Mit partii

Rewolucje społeczne nie są dokonywane przez partie, grupy czy kadry, lecz powstają w wyniku działania głęboko zakorzenionych sił historycznych i sprzeczności, które aktywizują duże grupy ludności. Dochodzi do nich nie tylko dlatego, że "masy" uważają istniejące społeczeństwo za nie do przyjęcia (jak twierdził Trocki), lecz także z powodu napięcia między tym, co rzeczywiste, a tym, co możliwe; między tym, co jest, a tym, co mogłoby być. Sama skrajna nędza nie rodzi rewolucji; częściej prowadzi do bezcelowej demoralizacji lub, co gorsza, do prywatnej, indywidualnej walki o przetrwanie.

Rewolucja rosyjska 1917 roku ciąży na żyjących jak zmora, ponieważ była ona w dużej mierze wynikiem "warunków nie do zniesienia" wyniszczającej wojny imperialistycznej. Wszelkie marzenia zostały praktycznie zniszczone przez jeszcze bardziej krwawą wojnę domową, głód i zdradę. Z rewolucji wyłoniło się nie zniszczenie starego społeczeństwa, lecz wszelkich nadziei na stworzenie nowego. Rewolucja rosyjska poniosła sromotną klęskę; carat został zastąpiony kapitalizmem państwowym[14]. Bolszewicy byli tragicznymi ofiarami własnej ideologii i zapłacili za to życiem podczas czystek w latach trzydziestych. Próba wyciągnięcia jakiejś wyjątkowej mądrości z tej rewolucji niedoboru jest niedorzeczna. To, co możemy wyciągnąć z rewolucji przeszłości, to to, co jest wspólne dla wszystkich rewolucji, oraz ich głębokie ograniczenia w porównaniu z ogromnymi możliwościami, które dziś stoją przed nami otworem. Najbardziej uderzającą cechą minionych rewolucji jest to, że zaczęły się one spontanicznie. Bez względu na to, czy przyjrzymy się fazom początkowym rewolucji francuskiej 1789 roku, rewolucji 1848 roku, Komuny Paryskiej, rewolucji 1905 roku w Rosji, obalenia cara w 1917 roku, rewolucji węgierskiej 1956 roku czy francuskiego strajku generalnego 1968 roku, fazy początkowe są na ogół takie same: okres fermentu spontanicznie eksploduje w masowy zryw. To, czy powstanie zakończy się sukcesem, zależy od jego zdecydowania i od tego, czy wojsko przejdzie na stronę ludu.

„Chwalebna partia”, jeśli taka istnieje, prawie zawsze wlecze się za wydarzeniami. W lutym 1917 roku piotrogrodzka organizacja bolszewików sprzeciwiała się ogłaszaniu strajków właśnie w przededniu rewolucji, która miała obalić cara. Na szczęście robotnicy zignorowali bolszewickie "dyrektywy" i mimo wszystko przystąpili do strajku. W późniejszych wydarzeniach nikt nie był bardziej zaskoczony rewolucją niż partie "rewolucyjne", w tym bolszewicy. Jak wspominał przywódca bolszewików Kajurow:

"Nie odczuwało się żadnych kierujących wskazówek, pochodzących od centrali partyjnych... Komitet Piotrogrodzki został aresztowany, przedstawiciel C. K. zaś, tow. Szlapnikow, nie umiał dać dyrektyw na dzień jutrzejszy"[15].

Może to i dobrze. Przed aresztowaniem komitetu petrogradzkiego jego ocena sytuacji i własnej roli była tak fatalna, że gdyby robotnicy poszli za jego wskazówkami, wątpliwe jest, czy rewolucja nastąpiłaby wtedy, kiedy nastąpiła.

Taką samą historię można by opowiedzieć o zrywach poprzedzających rok 1917 i tych, które nastąpiły po nim - wystarczy przytoczyć tylko najnowszy z nich, powstanie studenckie i strajk generalny we Francji w maju i czerwcu 1968 roku. Wygodnie jest zapominać, że w tym czasie w Paryżu istniało blisko tuzin "ściśle scentralizowanych" organizacji typu bolszewickiego. Rzadko wspomina się, że praktycznie każda z tych "awangardowych" grup lekceważyła powstanie studenckie aż do 7 maja, kiedy to na dobre wybuchły walki uliczne. Trockistowska Jeunesse Communiste Révolutionnaire stanowiła godny uwagi wyjątek - i po prostu podążała za inicjatywami Ruchu 22 Marca.[16] Do 7 maja wszystkie ugrupowania maoistowskie krytykowały powstanie studenckie jako peryferyjne i nieistotne; trockistowska Fédération des Étudiants Révolutionnaires uważała je za "awanturnicze" i próbowała skłonić studentów do opuszczenia barykad 10 maja; Partia Komunistyczna odgrywała oczywiście całkowicie zdradziecką rolę. Maoiści i trockiści nie tylko nie przewodzili ruchowi ludowemu, ale przez cały czas byli jego jeńcami. Jak na ironię, większość z tych bolszewickich grup bezwstydnie stosowała techniki manipulacyjne podczas zgromadzenia studentów na Sorbonie, starając się je "kontrolować", co wprowadzało destrukcyjną atmosferę, która demoralizowała całe zgromadzenie. Wreszcie, by dopełnić ironii, wszystkie te grupy bolszewickie miały paplać o potrzebie "scentralizowanego przywództwa", kiedy ruch ludowy upadł - ruch, który powstał pomimo ich "dyrektyw", a często wbrew nim.

Rewolucje i powstania godne uwagi mają nie tylko fazę początkową, która jest wspaniale anarchiczna, ale mają też tendencję do spontanicznego tworzenia własnych form rewolucyjnego samozarządzania. Sekcje paryskie z lat 1793-94 były najbardziej niezwykłymi formami samorządności, jakie powstały w wyniku którejkolwiek z rewolucji społecznych w historii.[17] Bardziej znaną formą były rady lub "sowiety", które robotnicy Piotrogrodu utworzyli w 1905 roku. Rady, choć mniej demokratyczne niż sekcje, pojawiały się w wielu późniejszych rewolucjach. Jeszcze inną formą rewolucyjnej samorządności były komitety fabryczne, które anarchiści założyli w czasie rewolucji hiszpańskiej w 1936 roku. Wreszcie, sekcje pojawiły się ponownie jako zgromadzenia studenckie i komitety działania w powstaniu majowo-czerwcowym i strajku generalnym w Paryżu w 1968 r.[18]

W tym miejscu musimy zadać sobie pytanie, jaką rolę odgrywa partia "rewolucyjna" we wszystkich tych wydarzeniach. Na początku, jak widzieliśmy, pełni ona raczej funkcję hamującą, a nie "awangardową". Tam, gdzie wywiera wpływ, ma tendencję do spowalniania biegu wydarzeń, a nie "koordynowania" sił rewolucyjnych. Nie jest to przypadkowe. Partia ma strukturę hierarchiczną, która odzwierciedla społeczeństwo, któremu chce się przeciwstawić. Pomimo swoich teoretycznych pretensji jest ona organizmem burżuazyjnym, państwem w miniaturze, z aparatem i kadrą, której zadaniem jest przejęcie władzy, a nie jej obalenie. Zakorzeniona w okresie przedrewolucyjnym, przyswoiła sobie wszystkie formy, techniki i mentalność biurokracji. Jej członkowie są uczeni posłuszeństwa i przestrzegania sztywnych dogmatów oraz czci dla kierownictwa. Z kolei kierownictwo partii jest uczone nawyków wynikających z nakazów, władzy, manipulacji i egomanii. Sytuacja ta pogarsza się, gdy partia bierze udział w wyborach parlamentarnych. W kampaniach wyborczych partia awangardowa wzoruje się całkowicie na istniejących formach burżuazyjnych, a nawet przejmuje narzędzia partii wyborczej. Sytuacja staje się naprawdę krytyczna, gdy partia nabywa duże prasy, kosztowną siedzibę i duży zasób centralnie kontrolowanych czasopism oraz tworzy płatny "aparat" - krótko mówiąc, biurokrację, w której dominują interesy materialne.

W miarę rozrastania się partii niezmiennie zwiększa się dystans między jej kierownictwem a szeregowymi członkami. Jej przywódcy nie tylko stają się "osobistościami", ale tracą kontakt z sytuacją życiową na dole. Grupy lokalne, które znają swoją sytuację lepiej niż jakikolwiek odległy przywódca, są zmuszone podporządkować swoje spostrzeżenia dyrektywom z góry. Kierownictwo, pozbawione bezpośredniej znajomości lokalnych problemów, reaguje opieszale i ostrożnie. Mimo że rości sobie prawo do "szerszego spojrzenia", do większych "kompetencji teoretycznych", kompetencje kierownictwa mają tendencję do zmniejszania się wraz ze wzrostem hierarchii dowodzenia. Im bardziej zbliżamy się do poziomu, na którym zapadają prawdziwe decyzje, tym bardziej konserwatywny jest charakter procesu decyzyjnego, tym bardziej biurokratyczne i zewnętrzne czynniki wchodzą w grę, tym bardziej względy prestiżowe i oszczędnościowe wypierają kreatywność, wyobraźnię i bezinteresowne oddanie rewolucyjnym celom.

Partia staje się tym mniej efektywna z rewolucyjnego punktu widzenia, im bardziej dąży do efektywności za pomocą hierarchii, kadr i centralizacji. Mimo że wszyscy maszerują zgodnie, rozkazy są zazwyczaj błędne, zwłaszcza gdy wydarzenia zaczynają toczyć się szybko i przybierają nieoczekiwane obroty - jak to ma miejsce we wszystkich rewolucjach. Partia jest skuteczna tylko pod jednym względem - kształtowania społeczeństwa na swój własny hierarchiczny obraz, jeśli rewolucja się powiedzie. Odtwarza biurokrację, centralizację i państwo. Wspiera biurokrację, centralizację i państwo. Wspiera te właśnie warunki społeczne, które uzasadniają istnienie tego rodzaju społeczeństwa. Dlatego też państwo kontrolowane przez "chwalebną partię", zamiast "obumierać", zachowuje te same warunki, które "wymagają" istnienia państwa i partii, która ma go "strzec".

Z drugiej strony, taka partia jest niezwykle wrażliwa w okresach represji. Wystarczy, że burżuazja przechwyci jej przywódców, aby zniszczyć praktycznie cały ruch. Gdy jej przywódcy przebywają w więzieniu lub ukrywają się, partia zostaje sparaliżowana; posłuszni członkowie nie mają komu się podporządkować i zaczynają się miotać. Szybko dochodzi do demoralizacji. Partia rozpada się nie tylko z powodu represyjnej atmosfery, ale także z powodu ubóstwa wewnętrznych zasobów.

Powyższy opis nie jest serią hipotetycznych wniosków, lecz sumarycznym szkicem wszystkich masowych partii marksistowskich minionego stulecia - socjaldemokratów, komunistów i trockistowskiej Partii Cejlonu (jedynej masowej partii tego rodzaju). Twierdzenie, że partie te nie potraktowały poważnie swoich marksistowskich zasad, skrywa jedynie inne pytanie: dlaczego w ogóle do tego doszło? Faktem jest, że partie te zostały dokooptowane do społeczeństwa burżuazyjnego, ponieważ były zorganizowane zgodnie z burżuazyjnymi zasadami. Zarodek zdrady istniał w nich od założenia.

Partii bolszewickiej oszczędzono tego losu w latach 1904-1917 tylko z jednego powodu: przez większość lat poprzedzających rewolucję była ona organizacją nielegalną. Partia była nieustannie rozbijana i rekonstruowana, co sprawiło, że do momentu przejęcia władzy nigdy tak naprawdę nie przekształciła się w pełni scentralizowaną, biurokratyczną i hierarchiczną maszynę. Co więcej, w partii istniały liczne frakcje; atmosfera silnych podziałów utrzymywała się przez cały rok 1917 aż do wojny domowej. Mimo to kierownictwo bolszewickie było zazwyczaj bardzo konserwatywne, z czym Lenin musiał walczyć przez cały 1917 rok - najpierw w swoich wysiłkach zmierzających do przeorientowania Komitetu Centralnego przeciwko Rządowi Tymczasowemu (słynny konflikt wokół "Tez kwietniowych"), a następnie w dążeniu Komitetu Centralnego do wybuchu powstania w październiku. W obu przypadkach groził, że zrezygnuje z członkostwa w Komitecie Centralnym i przeniesie swoje poglądy na "niższe szczeble partii".

W 1918 r. spory frakcyjne dotyczące kwestii traktatu brzeskiego stały się tak poważne, że bolszewicy niemal rozpadli się na dwie zwaśnione partie komunistyczne. Opozycyjne ugrupowania bolszewickie, takie jak Centraliści Demokratyczni i Opozycja Robotnicza, toczyły gorzkie walki wewnątrz partii przez cały rok 1919 i 1920, nie mówiąc już o ruchach opozycyjnych, które rozwinęły się w Armii Czerwonej w związku ze skłonnością Trockiego do centralizacji. Pełna centralizacja Partii Bolszewickiej - osiągnięcie "leninowskiej jedności", jak ją później nazwano - nastąpiła dopiero w 1921 roku, kiedy Leninowi udało się przekonać Dziesiąty Zjazd Partii do zakazania działalności frakcji. W tym czasie większość Białej Gwardii została już rozgromiona, a zagraniczni interwencjoniści wycofali swoje wojska z Rosji.

Nie da się zbyt mocno podkreślić, że bolszewicy mieli tendencję do centralizowania swojej partii do tego stopnia, że izolowali się od klasy robotniczej. Ta zależność rzadko była badana w dzisiejszych kręgach leninowskich, choć sam Lenin był na tyle uczciwy, by to przyznać. Historia rewolucji rosyjskiej to nie tylko historia partii bolszewickiej i jej zwolenników. Pod powierzchnią oficjalnych wydarzeń opisywanych przez radzieckich historyków krył się inny, bardziej podstawowy rozwój wydarzeń - spontaniczny ruch robotników i zbuntowanych chłopów, który później ostro zderzył się z biurokratyczną polityką bolszewików. Po obaleniu cara w lutym 1917 roku robotnicy praktycznie we wszystkich fabrykach Rosji spontanicznie zakładali komitety fabryczne, wysuwając coraz większe żądania dotyczące działalności przemysłowej. W czerwcu 1917 roku w Piotrogrodzie odbyła się ogólnorosyjska konferencja komitetów fabrycznych, na której wezwano do "zorganizowania gruntownej kontroli pracowników nad produkcją i dystrybucją". Żądania tej konferencji są rzadko wymieniane w leninistycznych opisach rewolucji rosyjskiej, mimo że konferencja ta sprzymierzyła się z bolszewikami. Trocki, który opisuje komitety fabryczne jako "najbardziej bezpośrednią i niepodważalną reprezentację proletariatu w całym kraju", zajmuje się nimi marginalnie w swojej obszernej, trzytomowej historii rewolucji. A jednak te spontaniczne organizmy samorządności były tak ważne, że Lenin, rozpaczliwie walcząc o zwycięstwo w wyborach do sowietów latem 1917 roku, był gotów porzucić hasło "Cała władza do sowietów" na rzecz "Cała władza do komitetów fabrycznych". To żądanie katapultowałoby bolszewików na pozycję całkowicie anarchosyndykalistyczną, choć wątpliwe jest, czy pozostaliby na niej bardzo długo.

Wraz z rewolucją październikową wszystkie komitety fabryczne przejęły kontrolę nad zakładami, wypierając burżuazję i całkowicie przejmując kontrolę nad przemysłem. Przyjmując koncepcję kontroli robotniczej, Lenin w swoim słynnym dekrecie z 14 listopada 1917 roku potwierdził jedynie fakt dokonany; bolszewicy nie odważyli się przeciwstawić robotnikom tak wcześnie. Zaczęli jednak ograniczać władzę komitetów fabrycznych. W styczniu 1918 roku, niecałe dwa miesiące po "zadekretowaniu" kontroli robotniczej, Lenin zaczął opowiadać się za tym, by administracja fabryk znalazła się pod kontrolą związków zawodowych. Opowieść o tym, że bolszewicy "cierpliwie" eksperymentowali z kontrolą robotniczą, tylko po to, by uznać ją za "nieefektywną" i "chaotyczną", jest mitem. Ich "cierpliwość" nie trwała dłużej niż kilka tygodni. Lenin nie tylko sprzeciwił się bezpośredniej kontroli robotniczej w ciągu kilku tygodni po wydaniu dekretu z 14 listopada, ale nawet kontrola związkowa skończyła się wkrótce po jej ustanowieniu. Do lata 1918 roku prawie cały rosyjski przemysł został podporządkowany burżuazyjnym formom zarządzania. Jak to ujął Lenin, "rewolucja wymaga (…) właśnie w interesie socjalizmu - aby lud był bezwarunkowo posłuszny jedynej woli przywódców pracy"[19]. Następnie kontrola robotnicza została potępiona nie tylko jako "nieefektywna", "chaotyczna" i "niepraktyczna", ale także jako "drobnomieszczańska"!

Lewicowy komunista Osiński z goryczą zaatakował wszystkie te fałszywe twierdzenia i ostrzegł partię: "Socjalizm i organizacja socjalistyczna muszą być stworzone przez sam proletariat, albo nie zostaną stworzone w ogóle; zostanie stworzone coś innego - kapitalizm państwowy"[20]. W "interesie socjalizmu" partia bolszewicka wypychała proletariat z każdej dziedziny, którą zdobywał własnymi siłami i z własnej inicjatywy. Partia nie koordynowała rewolucji, ani nawet jej nie prowadziła, lecz ją zdominowała. Najpierw kontrolę robotniczą, a później związkową zastąpiła rozbudowana hierarchia, równie monstrualna jak wszystkie struktury istniejące w czasach przedrewolucyjnych. Jak pokazały późniejsze lata, przepowiednia Osińskiego stała się rzeczywistością.

Kwestia "kto zapanuje" - bolszewicy czy rosyjskie "masy" - nie ograniczał się bynajmniej do fabryk. Problem ten pojawił się zarówno na wsi, jak i w miastach. Rozległa wojna chłopska ożywiła ruch robotniczy. W przeciwieństwie do oficjalnych relacji leninowskich, powstanie agrarne nie ograniczało się bynajmniej do redystrybucji ziemi na działki prywatne. Na Ukrainie chłopi, pod wpływem anarchistycznych bojówek Nestora Machno i kierując się komunistyczną maksymą "Od każdego według jego możliwości; każdemu według jego potrzeb", założyli wiele komun wiejskich. Gdzie indziej, na północy i w Azji Sowieckiej, powstało kilka tysięcy takich organizmów, częściowo z inicjatywy Partii Lewicowych Socjalistów-Rewolucjonistów, a w dużej mierze w wyniku tradycyjnych kolektywistycznych impulsów, które wywodziły się z rosyjskiej wsi, miru. Nie ma znaczenia, czy komuny te były liczne, czy skupiały dużą liczbę chłopów, ważne jest, że były to autentyczne organizmy ludowe, zalążki ducha moralnego i społecznego, który wyrastał daleko ponad dehumanizujące wartości społeczeństwa burżuazyjnego.

Bolszewicy od samego początku niechętnie odnosili się do tych organizmów i w końcu je potępili. Dla Lenina preferowaną, bardziej "socjalistyczną" formą przedsiębiorstwa rolnego było państwowe gospodarstwo rolne - fabryka rolna, w której państwo było właścicielem ziemi i sprzętu rolniczego, mianowało zarządców, którzy zatrudniali chłopów na zasadzie płacy. W tym podejściu do kontroli robotniczej i komun rolniczych można dostrzec zasadniczo burżuazyjnego ducha i mentalność, które przenikały Partię Bolszewicką - ducha i mentalność, które emanowały nie tylko z jej teorii, ale także z korporacyjnego sposobu organizacji. W grudniu 1918 roku Lenin rozpoczął atak przeciwko komunom pod pretekstem, że chłopi byli do nich "zmuszani". W rzeczywistości przy organizowaniu tych komunistycznych form samorządności stosowano niewielki, jeśli w ogóle, przymus. Robert G. Wesson, który szczegółowo badał sowieckie komuny, stwierdza: „Ci, którzy dołączali do komun robili to przede wszystkim z własnej inicjatywy”[21]. Komuny nie zostały stłumione, ale ich rozwój był hamowany do czasu, gdy Stalin włączył cały ten rozwój do przymusowej kolektywizacji na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych.

Do roku 1920 bolszewicy odizolowali się od rosyjskiej klasy robotniczej i chłopstwa. Likwidacja kontroli robotniczej, zdławienie machnowszczyzny, restrykcyjna atmosfera polityczna w kraju, rozrośnięta biurokracja i miażdżąca bieda materialna, odziedziczona po latach wojny domowej, spowodowały głęboką wrogość wobec rządów bolszewickich. Po zakończeniu działań wojennych z głębi rosyjskiego społeczeństwa wyłonił się ruch na rzecz "trzeciej rewolucji" - nie po to, by przywrócić przeszłość, jak twierdzili bolszewicy, ale by zrealizować cele wolnościowe, zarówno gospodarcze, jak i polityczne, które zjednoczyły masy wokół programu bolszewickiego z 1917 roku. Nowy ruch znalazł swoją najbardziej świadomą formę w proletariacie Piotrogrodu i wśród kronsztadzkich marynarzy. Znalazł on również wyraz w partii: wzrost tendencji antycentralistycznych i anarchosyndykalistycznych wśród bolszewików osiągnął punkt, w którym blok grup opozycyjnych, zorientowanych na te kwestie, zdobył 124 miejsca na konferencji prowincjonalnej w Moskwie wobec 154 dla zwolenników Komitetu Centralnego.

2 marca 1921 r. "czerwoni marynarze" z Kronsztadu powstali w otwartym buncie, podnosząc sztandar "Trzeciej rewolucji robotników". Program Kronsztadu skupiał się na żądaniach wolnych wyborów do ZSRR, wolności słowa i prasy dla anarchistów i lewicowych partii socjalistycznych, wolnych związków zawodowych oraz uwolnienia wszystkich więźniów należących do partii socjalistycznych. Bolszewicy sfabrykowali najbardziej bezwstydne historie na temat tego powstania, które w późniejszych latach uznano za bezczelne kłamstwa. Powstanie zostało scharakteryzowane jako "spisek Białej Gwardii", mimo że zdecydowana większość członków partii komunistycznej w Kronsztadzie przyłączyła się do marynarzy - właśnie jako komuniści - potępiając przywódców partii jako zdrajców rewolucji październikowej. Jak zauważa Robert Vincent Daniels w swoim studium na temat bolszewickich ruchów opozycyjnych:

"Na zwykłych komunistach rzeczywiście nie można było polegać do tego stopnia (...), że rząd nie liczył na nich ani podczas szturmu na sam Kronsztad, ani w utrzymaniu porządku w Piotrogrodzie, gdzie głównie spoczywała nadzieja Kronsztadu na wsparcie. Główną część wojska stanowili czekiści i podchorążowie ze szkół Armii Czerwonej. Ostateczny szturm na Kronsztad został poprowadzony przez najwyższych urzędników partii komunistycznej - w tym celu z Moskwy przyjechała duża grupa delegatów na Dziesiąty Zjazd Partii"[22].

Reżim był tak wewnętrznie słaby, że elity same musiały odwalać swoją brudną robotę.

Jeszcze ważniejszy od buntu w Kronsztadzie był ruch strajkowy, który rozwinął się wśród robotników Piotrogrodu, ruch, który zapoczątkował powstanie marynarzy. W historiach leninowskich nie wspomina się o tym niezwykle ważnym wydarzeniu. Pierwsze strajki wybuchły w fabryce w Troubotchny 23 lutego 1921 roku. W ciągu kilku dni ruch objął kolejne fabryki, aż do 28 lutego strajkowały słynne zakłady Putiłowa - "tygiel rewolucji". Robotnicy wysuwali nie tylko żądania ekonomiczne, ale także zdecydowanie polityczne, uprzedzając wszystkie żądania, które kilka dni później mieli wysunąć marynarze z Kronsztadu. 24 lutego bolszewicy ogłosili w Piotrogrodzie "stan oblężenia" i aresztowali przywódców strajku, tłumiąc demonstracje robotników przy pomocy podchorążych. Faktem jest, że bolszewicy nie stłumili jedynie "buntu marynarzy"; zmiażdżyli samą klasę robotniczą. Właśnie w tym momencie Lenin zażądał zakazu istnienia frakcji w Rosyjskiej Partii Komunistycznej. Centralizacja partii została zakończona - i droga dla Stalina została utorowana.

Omówiliśmy te wydarzenia szczegółowo, ponieważ prowadzą one do wniosku, którego najnowsze rzesze marksistów-leninistów starają się unikać: Partia Bolszewicka osiągnęła maksymalny stopień centralizacji w czasach Lenina nie po to, aby dokonać rewolucji czy stłumić kontrrewolucję Białej Gwardii, ale aby dokonać własnej kontrrewolucji przeciwko tym samym siłom społecznym, które rzekomo reprezentowała. Frakcje były zakazane, a monolityczna partia stworzona nie po to, by zapobiec "restauracji kapitalizmu", ale by powstrzymać masowy ruch robotniczy na rzecz demokracji radzieckiej i wolności społecznej. Lenin z 1921 roku stał w opozycji do Lenina z 1917 roku.

Później Lenin po prostu szedł w zaparte. Ten człowiek, który przede wszystkim starał się zakotwiczyć problemy swojej partii w sprzecznościach społecznych, skończył dosłownie grając w organizacyjną "grę w liczby", podejmując ostatnią próbę powstrzymania biurokratyzacji, którą sam stworzył. Nie ma nic bardziej żałosnego i tragicznego niż ostatnie lata życia Lenina. Sparaliżowany uproszczonym zbiorem marksistowskich formuł, nie potrafi wymyślić lepszych środków zaradczych niż te organizacyjne. Proponuje utworzenie Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej w celu skorygowania biurokratycznych deformacji w partii i państwie - organ ten dostaje się pod kontrolę Stalina i sam staje się wysoce biurokratyczny. Lenin sugeruje następnie zmniejszenie liczebności Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej i połączenie jej z Komisją Kontroli. Opowiada się za powiększeniem Komitetu Centralnego. I tak to się toczy: ten organ należy powiększyć, tamten połączyć z innym, jeszcze trzeci zmodyfikować lub zlikwidować. Ten dziwny balet form organizacyjnych trwa aż do jego śmierci, tak jakby problem można było rozwiązać środkami organizacyjnymi. Jak przyznaje Mosche Lewin, oczywisty wielbiciel Lenina, przywódca bolszewicki "podchodził do problemów rządu bardziej jak szef rządu o ściśle elitarnym usposobieniu. Nie stosował do rządu metod analizy społecznej i zadowalał się rozpatrywaniem go wyłącznie w kategoriach metod organizacyjnych"[23].

Jeśli prawdą jest, że w rewolucjach burżuazyjnych "górował frazes nad treścią", to w rewolucji bolszewickiej formy zastąpiły treść. Sowiety zastąpiły robotników i ich komitety fabryczne, partia zastąpiła Sowiety, Komitet Centralny zastąpił partię, a Biuro Polityczne zastąpiło Komitet Centralny. Krótko mówiąc, środki zastąpiły cele. To niewiarygodne zastępowanie treści formą jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech marksizmu-leninizmu. W czasie wydarzeń majowo-czerwcowych we Francji wszystkie organizacje bolszewickie były gotowe zniszczyć zgromadzenie studentów Sorbony, aby zwiększyć swoje wpływy i liczbę członków. Ich główną troską nie była rewolucja ani autentyczne formy społeczne tworzone przez studentów, lecz rozwój własnych partii.

Tylko jedna siła mogła powstrzymać rozwój biurokracji w Rosji: siła społeczna. Gdyby rosyjskiemu proletariatowi i chłopstwu udało się zwiększyć zakres samozarządzania poprzez stworzenie realnych komitetów fabrycznych, gmin wiejskich i wolnych sowietów, historia kraju mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Nie ulega wątpliwości, że klęska rewolucji socjalistycznych w Europie po I wojnie światowej doprowadziła do izolacji rewolucji w Rosji. Ubóstwo materialne Rosji, w połączeniu z presją otaczającego ją świata kapitalistycznego, w oczywisty sposób uniemożliwiało rozwój społeczeństwa socjalistycznego czy konsekwentnie libertariańskiego. Wbrew początkowym oczekiwaniom Lenina i Trockiego, rewolucja została pokonana przez siły wewnętrzne, a nie przez inwazję wojsk z zagranicy. Gdyby ruch oddolny przywrócił początkowe osiągnięcia rewolucji 1917 roku, mogłaby się rozwinąć wielopłaszczyznowa struktura społeczna, oparta na robotniczej kontroli nad przemysłem, na swobodnie rozwijającej się gospodarce chłopskiej w rolnictwie oraz na żywym współdziałaniu idei, programów i ruchów politycznych. Przynajmniej Rosja nie zostałaby uwięziona w totalitarnych kajdanach, a stalinizm nie zatrułby światowego ruchu rewolucyjnego, torując drogę faszyzmowi i II wojnie światowej.

Rozwój partii bolszewickiej uniemożliwił jednak ten rozwój - niezależnie od "dobrych intencji" Lenina czy Trockiego. Niszcząc władzę komitetów fabrycznych w przemyśle oraz miażdżąc machnowców, robotników Piotrogrodu i marynarzy z Kronsztadu, bolszewicy praktycznie zagwarantowali triumf rosyjskiej biurokracji nad rosyjskim społeczeństwem. Scentralizowana partia - całkowicie burżuazyjna instytucja - stała się ostoją kontrrewolucji w jej najbardziej złowrogiej formie. Była to ukryta kontrrewolucja, która przyoblekła się w czerwony sztandar i terminologię Marksa. Ostatecznie to, co bolszewicy stłumili w 1921 roku, nie było "ideologią" czy "spiskiem Białej Gwardii", lecz elementarną walką narodu rosyjskiego o wyzwolenie się z kajdan i przejęcie kontroli nad własnym losem.[24] Dla Rosji oznaczało to koszmar stalinowskiej dyktatury; dla pokolenia lat trzydziestych - horror faszyzmu i zdradę partii komunistycznych w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Dwie tradycje

Byłoby niesłychaną naiwnością przypuszczać, że leninizm był wytworem jednego człowieka. Choroba leży znacznie głębiej, nie tylko w ograniczeniach teorii marksistowskiej, ale w ograniczeniach epoki społecznej, która zrodziła marksizm. Jeśli nie zostanie to jasno zrozumiane, pozostaniemy tak samo ślepi na dialektykę wydarzeń dzisiaj, jak Marks, Engels, Lenin i Trocki byli w swoich czasach. Dla nas ta ślepota będzie tym bardziej naganna, że za nami kryje się bogactwo doświadczeń, którego tym ludziom brakowało przy tworzeniu ich teorii.

Karol Marks i Fryderyk Engels byli centralistami - nie tylko politycznymi, ale także społecznymi i ekonomicznymi. Nigdy temu nie zaprzeczali, a ich pisma pełne są pochwał dla centralizacji politycznej, organizacyjnej i ekonomicznej. Już w marcu 1850 roku, w słynnej "Odezwie Rady Centralnej do Ligi Komunistycznej", wzywają robotników, by nie tylko dążyli do "jednej i niepodzielnej republiki niemieckiej, lecz także dążyli w niej do jak najbardziej zdecydowanej centralizacji władzy w rękach władzy państwowej". Aby nie potraktować tego postulatu lekceważąco, powtarza się on nieustannie w tym samym ustępie, który kończy się konkluzją: "Jak we Francji w 1793 roku, tak i dziś w Niemczech przeprowadzenie najściślejszej centralizacji jest zadaniem partii prawdziwie rewolucyjnej".

Ten sam motyw powraca nieustannie w późniejszych latach. Na przykład w związku z wybuchem wojny francusko-pruskiej Marks pisze do Engelsa:

"Francuzi potrzebują lania. Jeśli Prusacy wygrają, centralizacja władzy państwowej przyda się centralizacji niemieckiej klasy robotniczej"[25].

Marks i Engels nie byli jednak zwolennikami centralizacji dlatego, że wierzyli w zalety centralizmu jako takiego. Wręcz przeciwnie: zarówno marksizm, jak i anarchizm zawsze zgadzały się, że wyzwolone, komunistyczne społeczeństwo pociąga za sobą daleko idącą decentralizację, rozwiązanie biurokracji, zniesienie państwa i rozpad wielkich miast. „Tak więc zniesienie przeciwieństwa między miastem a wsią jest nie tylko możliwe" - zauważa Engels w Anty-Dühringu. "Stało się ono bezpośrednią koniecznością (...) Tylko przez połączenie miasta ze wsią da się usunąć dzisiejsze zakażenie powietrza, wody i gleby ..." Dla Engelsa oznacza to "możliwie równomierne rozmieszczenie wielkiego przemysłu w całym kraju"[26] - krótko mówiąc, fizyczną decentralizację miast.

Początki centralizmu marksistowskiego wiążą się z problemami związanymi z tworzeniem się państwa narodowego. Aż do drugiej połowy XIX wieku Niemcy i Włochy były podzielone na wiele niezależnych księstw, księstewek i królestw. Marks i Engels uważali, że konsolidacja tych jednostek geograficznych w zjednoczone narody jest warunkiem sine qua non rozwoju nowoczesnego przemysłu i kapitalizmu. Ich pochwała centralizmu nie wynikała z jakiejś centralistycznej mistyki, lecz z wydarzeń epoki, w której żyli - rozwoju techniki, handlu, zjednoczonej klasy robotniczej i państwa narodowego. Ich troska w tym względzie dotyczyła, krótko mówiąc, powstania kapitalizmu, zadań rewolucji burżuazyjnej w epoce nieuniknionego niedoboru materialnego. Z drugiej strony, podejście Marksa do "rewolucji proletariackiej" jest zdecydowanie inne. Entuzjastycznie wychwala on Komunę Paryską jako "wzór wszystkim wielkim ośrodkom przemysłowym Francji". "Gdyby ustrój komunalny - pisze - został wprowadzony w Paryżu i drugorzędnych ośrodkach, z tą chwilą dawny, scentralizowany rząd musiałby i na prowincji ustąpić miejsca samorządowi wytwórców.". Jedność narodu z pewnością nie zniknie, a rząd centralny będzie istniał w okresie przechodzenia do komunizmu, ale jego funkcje zostaną ograniczone.

Naszym celem nie jest rzucanie cytatami z Marksa i Engelsa, lecz podkreślenie, że kluczowe założenia marksizmu - które dziś są tak bezkrytycznie przyjmowane - były w rzeczywistości produktem epoki, która już dawno przestała istnieć dzięki rozwojowi kapitalizmu w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. W swoich czasach Marks zajmował się nie tylko problemami "rewolucji proletariackiej", ale także problemami rewolucji burżuazyjnej, zwłaszcza w Niemczech, Hiszpanii, Włoszech i Europie Wschodniej. Zajmował się problemami przejścia od kapitalizmu do socjalizmu w krajach kapitalistycznych, które nie posunęły się zbytnio naprzód poza węglowo-stalową technologię rewolucji przemysłowej, oraz problemami przejścia od feudalizmu do kapitalizmu w krajach, które nie posunęły się zbytnio naprzód poza rzemiosło i system cechowy. Mówiąc najogólniej, Marks zajmował się przede wszystkim warunkami wstępnymi wolności (rozwój technologiczny, zjednoczenie narodów, obfitość materialna), a nie warunkami wolności (decentralizacja, tworzenie wspólnot, skala ludzka, demokracja bezpośrednia). Jego teorie były nadal zakotwiczone w sferze przetrwania, a nie życia.

Gdy się to zrozumie, można umieścić teoretyczną spuściznę Marksa w sensownej perspektywie - oddzielić jej bogaty wkład od historycznie ograniczonych, wręcz paraliżujących kajdan, w jakie zakuła nasze czasy. Marksowska dialektyka, wiele istotnych spostrzeżeń materializmu historycznego, znakomita krytyka relacji towarowej, wiele elementów teorii ekonomicznych, teoria alienacji, a przede wszystkim koncepcja, że wolność ma materialne warunki wstępne - to trwały wkład w myśl rewolucyjną.

Z tego samego powodu nacisk, jaki Marks kładzie na proletariat przemysłowy jako "czynnik" rewolucyjnych zmian, jego "analiza klasowa" w wyjaśnianiu przejścia od społeczeństwa klasowego do bezklasowego, jego koncepcja dyktatury proletariackiej, nacisk na centralizm, jego teoria rozwoju kapitalizmu (która ma tendencję do mieszania kapitalizmu państwowego z socjalizmem), jego poparcie dla działań politycznych za pośrednictwem partii wyborczych - te i wiele pokrewnych koncepcji są fałszywe w kontekście naszych czasów i były mylące, jak zobaczymy, nawet w jego własnych czasach. Wynikają one z ograniczeń jego wizji - a właściwie z ograniczeń jego czasów. Mają one sens tylko wtedy, gdy pamięta się, że Marks uważał kapitalizm za historycznie postępowy, za etap niezbędny do rozwoju socjalizmu, a ich praktyczne zastosowanie jest możliwe tylko w czasach, gdy Niemcy stanęły w obliczu zadań burżuazyjno-demokratycznych i zjednoczenia narodowego. (Nie chcemy przez to powiedzieć, że Marks miał rację przyjmując takie podejście, lecz jedynie, że ma ono sens, gdy jest rozpatrywane w jego czasie i miejscu). Tak jak w rewolucji rosyjskiej istniał podziemny ruch "mas", który był w konflikcie z bolszewizmem, tak samo w historii istnieje podziemny ruch, który jest w konflikcie ze wszystkimi systemami władzy. Ruch ten wszedł w nasze czasy pod nazwą "anarchizmu", choć nigdy nie był objęty jedną ideologią czy zbiorem świętych tekstów. Anarchizm jest wolnościowym ruchem ludzkości przeciwko przymusowi w jakiejkolwiek formie, sięgającym w przeszłość aż do samego powstania społeczeństwa opartego na własności, rządów klasowych i państwa. Od tego czasu uciskani przeciwstawiają się wszelkim formom, które próbują uwięzić spontaniczny rozwój porządku społecznego. Anarchizm wysuwał się na pierwszy plan na arenie społecznej w okresach wielkich przemian jednej epoki historycznej w drugą. Schyłek starożytnego i feudalnego świata był świadkiem wybuchu masowych ruchów, w niektórych przypadkach o dziko dionizyjskim charakterze, które domagały się położenia kresu wszelkim systemom władzy, przywilejów i przymusu.

Anarchiczne ruchy z przeszłości poniosły klęskę głównie dlatego, że niedostatek materialny, będący funkcją niskiego poziomu techniki, uniemożliwiał organiczną harmonizację ludzkich interesów. Każde społeczeństwo, które nie mogło obiecać niczego więcej pod względem materialnym poza równością ubóstwa, nieodmiennie wywoływało głęboko zakorzenione tendencje do przywrócenia nowego systemu przywilejów. Wobec braku technologii, która mogłaby znacznie skrócić dzień pracy, konieczność pracy szkodziła instytucjom społecznym opartym na samozarządzaniu. Girondini z czasów rewolucji francuskiej sprytnie zauważyli, że mogą wykorzystać dzień pracy przeciwko rewolucyjnemu Paryżowi. Aby wykluczyć radykalne elementy z sekcji, próbowali uchwalić prawo, które wymuszały zakończenie wszelkich zgromadzeń przed godziną 22.00, czyli godziną, o której paryscy robotnicy wracali z pracy. Nie tylko techniki manipulacyjne i zdrady organizacji "awangardowych" doprowadziły do zakończenia anarchicznych faz poprzednich rewolucji, dokonały tego także ograniczenia materialne minionych epok. „Masy" były zawsze zmuszone do powrotu do życia w trudzie i rzadko kiedy mogły swobodnie tworzyć organy samozarządzania, które mogłyby przetrwać dłużej niż rewolucja.

Anarchiści tacy jak Bakunin i Kropotkin w żadnym razie nie mylili się, krytykując Marksa za jego nacisk na centralizm i elitarne koncepcje organizacji. Czy centralizm był absolutnie konieczny dla postępu technologicznego w przeszłości? Czy państwo narodowe było niezbędne do rozwoju handlu? Czy ruch robotniczy odniósł korzyści z pojawienia się wysoce scentralizowanych przedsiębiorstw gospodarczych i "niepodzielnego" państwa? Mamy tendencję do zbyt bezkrytycznego przyjmowania tych założeń marksizmu, głównie dlatego, że kapitalizm rozwinął się w ramach scentralizowanej areny politycznej. Anarchiści ubiegłego wieku ostrzegali, że centralistyczne podejście Marksa, w stopniu, w jakim dotyczyło ówczesnych wydarzeń, tak wzmocni burżuazję i aparat państwowy, że obalenie kapitalizmu będzie niezwykle trudne. Partia rewolucyjna, powielając te centralistyczne, hierarchiczne cechy, odtworzy hierarchię i centralizm w społeczeństwie porewolucyjnym.

Bakunin, Kropotkin i Malatesta nie byli tak naiwni, by wierzyć, że anarchizm może zostać ustanowiony z dnia na dzień. Przypisując takie przekonanie Bakuninowi, Marks i Engels świadomie zniekształcili poglądy rosyjskiego anarchisty. Anarchiści ubiegłego wieku nie wierzyli również, że zniesienie państwa wiąże się ze "złożeniem broni" natychmiast po rewolucji, używając obskuranckiego terminu Marksa, bezmyślnie powtórzonego przez Lenina w Państwie a rewolucji. W istocie, wiele z tego, co uchodzi za "marksizm" w Państwie a rewolucji, jest czystym anarchizmem - na przykład zastąpienie bojówkami rewolucyjnymi zawodowych formacji zbrojnych oraz zastąpienie organami samorządowymi organów parlamentarnych. To, co jest autentycznie marksistowskie w broszurze Lenina, to żądanie "ścisłego centralizmu", akceptacja "nowej" biurokracji i utożsamianie sowietów z państwem.

Anarchiści ubiegłego wieku byli głęboko zaabsorbowani kwestią osiągnięcia industrializacji bez zgniecenia rewolucyjnego ducha "mas" i wzniesienia nowych przeszkód na drodze do emancypacji. Obawiali się, że centralizacja wzmocni zdolność burżuazji do stawiania oporu rewolucji i zaszczepi w robotnikach poczucie posłuszeństwa. Próbowali ocalić wszystkie te przedkapitalistyczne formy wspólnotowe (takie jak rosyjski mir czy hiszpańskie pueblo), które mogłyby stanowić odskocznię do wolnego społeczeństwa, nie tylko w sensie strukturalnym, ale i duchowym. Dlatego też podkreślali potrzebę decentralizacji nawet w kapitalizmie. W przeciwieństwie do partii marksistowskich, ich organizacje poświęcały znaczną uwagę temu, co nazywały "edukacją integralną" - rozwojowi całego człowieka, aby przeciwdziałać poniżającemu i banalizującemu wpływowi społeczeństwa burżuazyjnego. Anarchiści starali się żyć zgodnie z wartościami przyszłości w takim stopniu, w jakim było to możliwe w kapitalizmie. Wierzyli w akcję bezpośrednią, by wspierać inicjatywę "mas", zachować ducha buntu, zachęcać do spontaniczności. Starali się tworzyć organizacje oparte na wzajemnej pomocy i braterstwie, w których kontrola byłaby sprawowana z dołu do góry, a nie z góry na dół.

Musimy zatrzymać się w tym miejscu, aby przyjrzeć się szczegółowo naturze anarchistycznych form organizacyjnych, choćby dlatego, że temat ten został przesłonięty przez przerażającą ilość bzdur. Anarchiści, a przynajmniej anarchokomuniści, akceptują potrzebę organizacji.[27] Potrzeba powtarzania tej kwestii jest równie absurdalna, jak spieranie się o to, czy Marks akceptował potrzebę rewolucji społecznej.

Prawdziwą kwestią sporną nie jest tu organizacja versus brak organizacji, ale raczej to, jaki rodzaj organizacji anarchokomuniści próbują ustanowić. To, co łączy różne rodzaje organizacji anarchokomunistycznych, to organiczny rozwój od dołu, a nie ciała powołane do życia z góry. Są to ruchy społeczne, łączące twórczy rewolucyjny styl życia z twórczą rewolucyjną teorią, a nie partie polityczne, których sposób życia jest nieodróżnialny od otaczającego je środowiska burżuazyjnego i których ideologia jest zredukowana do sztywnych "wypróbowanych i sprawdzonych programów". W miarę ludzkich możliwości starają się one odzwierciedlać wyzwolone społeczeństwo, do którego dążą, a nie niewolniczo powielać panujący system hierarchii, klasy i władzy. Budują się wokół intymnych grup braci i sióstr - grup afinicji - których zdolność do wspólnego działania opiera się na inicjatywie, swobodnie wypracowanych przekonaniach i głębokim osobistym zaangażowaniu, a nie wokół biurokratycznego aparatu, budowanego przez posłusznych członków i manipulowanego z góry przez garstkę wszechwiedzących przywódców.

Anarchokomuniści nie negują potrzeby koordynacji między grupami, dyscypliny, drobiazgowego planowania i jedności w działaniu. Wierzą jednak, że koordynacja, dyscyplina, planowanie i jedność w działaniu muszą być osiągnięte dobrowolnie, za pomocą samodyscypliny karmionej przekonaniem i zrozumieniem, a nie za pomocą przymusu i bezmyślnego, niezachwianego posłuszeństwa wobec odgórnych rozkazów. Skuteczność przypisywaną centralizmowi starają się osiągnąć za pomocą dobrowolności i wnikliwości, a nie poprzez tworzenie hierarchicznej, scentralizowanej struktury. W zależności od potrzeb i okoliczności, grupy afinicji mogą osiągać tę skuteczność poprzez zgromadzenia, komitety działania oraz konferencje lokalne, regionalne lub krajowe. Jednak stanowczo sprzeciwiają się tworzeniu struktury organizacyjnej, która staje się celem samym w sobie, komitetów, które trwają po wykonaniu swoich praktycznych zadań, "przywództwa", które redukuje "rewolucjonistę" do bezmyślnego robota.

Wnioski te nie są rezultatem miałkich "indywidualistycznych" impulsów; wręcz przeciwnie, wyłaniają się z wnikliwych studiów nad przeszłymi rewolucjami, nad wpływem, jaki scentralizowane partie miały na proces rewolucyjny oraz nad naturą zmian społecznych w erze potencjalnej materialnej obfitości. Anarchokomuniści dążą do zachowania i rozszerzenia fazy anarchicznej, która otwiera wszystkie wielkie rewolucje społeczne. Nawet bardziej niż marksiści uznają, że rewolucje powstają w wyniku głębokich procesów historycznych. Żaden komitet centralny nie "robi" rewolucji społecznej; może on co najwyżej dokonać zamachu stanu, zastępując jedną hierarchię inną - lub, co gorsza, zatrzymać proces rewolucyjny, jeśli wywiera nań jakikolwiek wpływ na szeroką skalę. Komitet centralny jest organem służącym do zdobywania władzy, do odtwarzania władzy, do gromadzenia dla siebie tego, co "masy" osiągnęły dzięki własnym rewolucyjnym wysiłkom. Trzeba być ślepym na wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch stuleci, aby nie dostrzec tych istotnych faktów.

W przeszłości marksiści mogli formułować zrozumiałe (choć niepoprawne) twierdzenie o potrzebie istnienia scentralizowanej partii, ponieważ anarchiczna faza rewolucji została zniweczona przez niedostatek materialny. Z ekonomicznego punktu widzenia "masy" były zawsze zmuszone do powrotu do codziennego życia w znoju. Rewolucja zakończyła się o 22:00, abstrahując od reakcyjnych zamiarów girondinów z 1793 roku; zatrzymał ją niski poziom techniki. Dziś nawet ta wymówka została usunięta dzięki rozwojowi technologii obfitości, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. Osiągnięto punkt, w którym "masy" mogą zacząć, niemal z dnia na dzień, drastycznie poszerzać "sferę wolności" w sensie marksowskim - zdobywać czas wolny potrzebny do osiągnięcia najwyższego stopnia samozarządzania.

Wydarzenia majowo-czerwcowe we Francji pokazały nie tyle potrzebę stworzenia partii typu bolszewickiego, ile potrzebę większej świadomości wśród "mas". Paryż pokazał, że potrzebna jest organizacja, która będzie systematycznie szerzyć idee - nie same idee, ale idee promujące koncept samorządności. Francuskim "masom" brakowało nie komitetu centralnego czy Lenina, który by je "organizował" czy "dowodził", ale przekonania, że mogłyby prowadzić fabryki, a nie tylko je okupować. Warto zauważyć, że ani jedna partia typu bolszewickiego we Francji nie podniosła postulatu samozarządzania. Żądanie to podnieśli jedynie anarchiści i sytuacjoniści.

Istnieje potrzeba istnienia organizacji rewolucyjnej, ale jej funkcja musi być zawsze jasno określona. Jej pierwszym zadaniem jest propaganda, "cierpliwe wyjaśnianie", jak to ujął Lenin. W sytuacji rewolucyjnej organizacja rewolucyjna przedstawia najbardziej zaawansowane żądania: jest gotowa na każdym kroku formułować - w najbardziej konkretny sposób - natychmiastowe zadania, które należy wykonać, aby przyspieszyć proces rewolucyjny. Zapewnia najodważniejsze elementy w działaniu i w organach decyzyjnych rewolucji.

W czym zatem grupy anarchokomunistyczne różnią się od partii typu bolszewickiego? Z pewnością nie w takich kwestiach, jak potrzeba organizacji, planowania, koordynacji, propagandy we wszystkich jej formach czy potrzeba programu społecznego. Zasadniczo różnią się one od partii bolszewickiej przekonaniem, że prawdziwi rewolucjoniści muszą funkcjonować w ramach form stworzonych przez rewolucję, a nie w ramach form stworzonych przez partię. Oznacza to, że ich zaangażowanie dotyczy rewolucyjnych organów samozarządzania, a nie rewolucyjnej "organizacji"; form społecznych, a nie politycznych. Anarchokomuniści starają się nakłonić komitety fabryczne, zgromadzenia czy sowiety do przekształcenia się w prawdziwe organy ludowej samorządności, a nie do zdominowania ich, manipulowania nimi czy przywiązania ich do wszechwiedzącej partii politycznej. Anarchokomuniści nie dążą do stworzenia struktury państwowej nad tymi organami ludowej rewolucji, lecz przeciwnie, do rozpuszczenia wszystkich form organizacyjnych rozwiniętych w okresie przedrewolucyjnym (łącznie z ich własnymi) w tych prawdziwych organach rewolucyjnych.

Różnice te są kluczowe. Pomimo retoryki i sloganów, rosyjscy bolszewicy nigdy nie wierzyli w sowiety; uważali je za narzędzia partii bolszewickiej, którą to postawę wiernie powielali francuscy trockiści w swoich relacjach ze zgromadzeniem studentów Sorbony, francuscy maoiści z francuskimi związkami zawodowymi, a grupy starej lewicy z SDS. Do 1921 roku Sowiety były praktycznie martwe, a wszystkie decyzje podejmował bolszewicki Komitet Centralny i Biuro Polityczne. Anarchokomuniści nie tylko starają się nie dopuścić do tego, aby partie marksistowskie powtórzyły tę sytuację; chcą również zapobiec temu, aby ich własna organizacja odgrywała podobną rolę. W związku z tym starają się nie dopuścić do powstania wśród nich biurokracji, hierarchii i elit. Co nie mniej ważne, starają się przekształcić samych siebie; wykorzenić z własnej osobowości te autorytarne cechy i elitarystyczne skłonności, które są przyswajane w społeczeństwie hierarchicznym niemal od urodzenia. Troska ruchu anarchistycznego o styl życia nie jest jedynie troską o własną integralność, ale o integralność samej rewolucji.[28]

Pośród wszystkich zagmatwanych ideologicznych nurtów naszych czasów, jedno pytanie musi zawsze pozostać na pierwszym planie: po jaką cholerę próbujemy zrobić rewolucję? Czy próbujemy dokonać rewolucji, aby odtworzyć hierarchię, roztaczając przed ludzkością cieniste marzenie o przyszłej wolności? Czy po to, by promować dalszy postęp technologiczny, by stworzyć jeszcze większą obfitość dóbr niż obecnie? Czy po to, by "wyrównać rachunki" z burżuazją? Czy po to, by wynieść do władzy PL? Albo Partię Komunistyczną? Albo Socjalistyczną Partię Robotniczą? Czy po to, by wyemancypować abstrakcje takie jak "proletariat", "lud", "historia", "społeczeństwo"?

Czy też chodzi wreszcie o to, by zlikwidować hierarchię, rządy klasowe i przymus - by umożliwić każdemu człowiekowi przejęcie kontroli nad swoim codziennym życiem? Czy chodzi o to, aby każda chwila była tak cudowna, jak to tylko możliwe, a życie każdego człowieka było w pełni satysfakcjonującym doświadczeniem? Jeśli prawdziwym celem rewolucji jest wyniesienie do władzy neandertalczyków z PL, to nie warto jej robić. Nie ma potrzeby spierać się o to, czy rozwój indywidualny można oddzielić od rozwoju społecznego i wspólnotowego; to oczywiste, że te dwa elementy są ze sobą powiązane. Podstawą pełnego człowieka jest pełne społeczeństwo; podstawą wolnego człowieka jest wolne społeczeństwo.

Odłóżmy te kwestie na bok - wciąż stoimy przed pytaniem, które Marks postawił w 1850 roku: kiedy zaczniemy brać naszą poezję z przyszłości, a nie z przeszłości? Umarłym należy pozwolić na pogrzebanie zmarłych. Marksizm jest martwy, ponieważ był zakorzeniony w epoce materialnego niedostatku, ograniczonej w swych możliwościach przez materialne potrzeby. Najważniejszym społecznym przesłaniem marksizmu jest to, że wolność ma materialne uwarunkowania - aby żyć, musimy przetrwać. Wraz z rozwojem technologii, której nie wyobrażały sobie nawet najśmielsze science fiction z czasów Marksa, pojawiła się możliwość stworzenia społeczeństwa obfitości. Wszystkie instytucje społeczeństwa opartego na własności, hierarchia, rodzina patriarchalna, biurokracja, miasto, państwo - wyczerpały się. Dzisiaj decentralizacja jest nie tylko pożądana jako środek przywrócenia ludzkiej skali, ale jest konieczna do odtworzenia realnej ekologii, do ochrony życia na tej planecie przed niszczącymi zanieczyszczeniami i erozją gleby, do zachowania atmosfery nadającej się do oddychania i równowagi w przyrodzie. Promowanie spontaniczności jest konieczne, jeśli rewolucja społeczna ma sprawić, że każdy człowiek będzie miał kontrolę nad swoim codziennym życiem.

Stare formy walki nie znikają całkowicie wraz z rozpadem społeczeństwa klasowego, ale są przekroczone przez kwestie społeczeństwa bezklasowego. Nie może być rewolucji społecznej bez zwycięstwa robotników, dlatego muszą oni mieć naszą czynną solidarność w każdej walce, jaką prowadzą przeciwko wyzyskowi. Walczymy z przestępstwami społecznymi, gdziekolwiek się pojawiają - wyzysk przemysłowy jest poważnym przestępstwem społecznym. Tak samo jak rasizm, odmowa prawa do samostanowienia, imperializm i ubóstwo są głębokimi zbrodniami społecznymi - podobnie jak zanieczyszczenie środowiska, postępująca urbanizacja, szkodliwa socjalizacja młodzieży i represje seksualne. Jeśli chodzi o problem pozyskania klasy robotniczej dla rewolucji, musimy pamiętać, że warunkiem wstępnym istnienia burżuazji jest rozwój proletariatu. Kapitalizm jako system społeczny zakłada istnienie obu klas i jest utrwalany przez rozwój obu klas. Zaczynamy podważać przesłanki panowania klasowego w takim stopniu, w jakim wspieramy deklasację klas nieburżuazyjnych, przynajmniej instytucjonalnie, psychologicznie i kulturowo.

Po raz pierwszy w historii faza anarchiczna, która otwierała wszystkie wielkie rewolucje przeszłości, może zostać zachowana jako stan trwały dzięki zaawansowanej technologii naszych czasów. Anarchiczne instytucje tej fazy - zgromadzenia, komitety fabryczne, komitety działania - mogą zostać ustabilizowane jako elementy wyzwolonego społeczeństwa, jako elementy nowego systemu samozarządzania. Czy zbudujemy ruch, który będzie w stanie ich bronić? Czy uda nam się stworzyć organizację grup afinicji, która będzie w stanie rozpłynąć się w tych rewolucyjnych instytucjach? Czy też zbudujemy hierarchiczną, scentralizowaną, biurokratyczną partię, która będzie próbowała je zdominować, wyprzeć, a w końcu zniszczyć?

Słuchaj, marksisto: Organizacja, którą próbujemy zbudować, to rodzaj społeczeństwa, jakie stworzy nasza rewolucja. Albo pozbędziemy się przeszłości - zarówno w nas samych, jak i w naszych grupach - albo po prostu nie będzie przyszłości, którą moglibyśmy wygrać.

Nowy Jork, maj 1969 r.

Dodatek

Uwaga na temat grup afinicji

Termin "grupa afinicji" jest angielskim tłumaczeniem hiszpańskiego grupo de afinidad, które było nazwą formy organizacyjnej opracowanej w czasach przed Franco jako podstawa godnej szacunku Federación Anarquista Ibérica, Iberyjskiej Federacji Anarchistycznej. (FAI składała się z najbardziej idealistycznych bojowników CNT, ogromnego anarcho-syndykalistycznego związku zawodowego). Niewolnicze naśladowanie form organizacji i metod FAI nie byłoby ani możliwe, ani pożądane. Hiszpańscy anarchiści z lat trzydziestych borykali się z zupełnie innymi problemami społecznymi niż te, które dziś stoją przed amerykańskimi anarchistami. Forma grupy afinicji ma jednak cechy, które można zastosować w każdej sytuacji społecznej, i często były one intuicyjnie przyjmowane przez amerykańskich radykałów, którzy nazywają powstałe w ten sposób organizacje "kolektywami", "komunami" lub "rodzinami".

Grupę afinicji można z łatwością uznać za nowy rodzaj rozszerzonej rodziny, w której więzy pokrewieństwa zastępuje się głęboko empatycznymi relacjami międzyludzkimi - relacjami pielęgnowanymi dzięki wspólnym rewolucyjnym ideom i praktykom. Na długo przed tym, jak słowo "plemię" zyskało popularność w amerykańskiej kontrkulturze, hiszpańscy anarchiści nazywali swoje kongresy asambleas de las tribus - zgromadzeniami plemion. Każda grupa afinicji jest celowo utrzymywana w niewielkim rozmiarze, aby umożliwić jak największy stopień zażyłości między osobami, które ją tworzą. Autonomiczna, wspólnotowa i bezpośrednio demokratyczna grupa łączy w swoim codziennym zachowaniu rewolucyjną teorię z rewolucyjnym stylem życia. Tworzy ona wolną przestrzeń, w której rewolucjoniści mogą na nowo ukształtować siebie jako jednostki, ale także jako istoty społeczne.

Grupy afinicji mają pełnić rolę katalizatorów w ruchu ludowym, a nie "awangardy"; zapewniają inicjatywę i świadomość, a nie "sztab generalny" i źródło "dowodzenia". Grupy rozmnażają się na poziomie molekularnym i mają swoje własne "ruchy Browna". To, czy się połączą, czy rozdzielą, zależy od sytuacji życiowej, a nie od biurokratycznej decyzji z odległego centrum. W warunkach represji politycznych grupy pokrewieństwa są bardzo odporne na infiltrację policyjną. Ze względu na intymność relacji między uczestnikami, grupy te są często trudne do spenetrowania, a nawet jeśli do spenetrowania dojdzie, nie ma scentralizowanego aparatu, który zapewniłby infiltratorowi wgląd w ruch jako całość. Nawet w tak trudnych warunkach grupy trzymające się blisko siebie mogą utrzymywać ze sobą kontakt dzięki wydawanym przez siebie czasopismom i literaturze.

Z drugiej strony, w okresach wzmożonej aktywności nic nie stoi na przeszkodzie, by grupy pokrewieństwa ściśle współpracowały ze sobą na dowolną skalę, jakiej wymaga sytuacja życiowa. Mogą one z łatwością łączyć się w federacje poprzez zgromadzenia lokalne, regionalne lub krajowe, by formułować wspólną politykę, mogą też tworzyć tymczasowe komitety działania (jak te, które działały w 1968 roku wśród francuskich studentów i robotników), by koordynować konkretne zadania. Grupy powiązane są jednak zawsze zakorzenione w ruchu ludowym. Ich lojalność należy do form społecznych stworzonych przez rewolucjonistów, a nie do bezosobowej biurokracji. Dzięki swojej autonomii i lokalności grupy te mogą zachować wrażliwość na nowe możliwości. Intensywnie eksperymentujące i zróżnicowane pod względem stylu życia, działają jako bodziec zarówno na siebie nawzajem, jak i na ruch ludowy. Każda grupa stara się zdobyć zasoby potrzebne do funkcjonowania w dużej mierze na własną rękę. Każda grupa dąży do zdobycia szerokiego zasobu wiedzy i doświadczenia, aby przezwyciężyć społeczne i psychologiczne ograniczenia, jakie społeczeństwo burżuazyjne nakłada na rozwój jednostki. Każda grupa, jako zalążek świadomości i doświadczenia, stara się rozwijać spontaniczny ruch rewolucyjny ludu do punktu, w którym grupa może ostatecznie zniknąć w organicznych formach społecznych stworzonych przez rewolucję.

[1] Karol Marks, „Ośmnasty Brumaire’a Ludwika Bonaparte”. https://pl.wikisource.org/wiki/Ośmnasty_Brumaire’a_Ludwika_Bonaparte/całość

[2] Te słowa zostały napisane w czasach, gdy Progressive Labor Party (Postępowa Partia Pracy, PLP) wywierała duży wpływ na SDS. Chociaż PLP straciła obecnie większość swoich wpływów w ruchu studenckim, organizacja ta nadal stanowi dobry przykład mentalności i wartości dominujących w Starej Lewicy. Powyższa charakterystyka odnosi się w równym stopniu do większości grup marksistowsko-leninowskich, dlatego też ten fragment i inne odniesienia do PLP nie zostały znacząco zmienione.

[3] Dodge Revolutionary Union Movement (Ruch Związków Rewolucyjnych Dodge'a), część League of Revolutionary Black Workers (Ligi Rewolucjonistycznych Czarnych Robotników) z siedzibą w Detroit.

[4] Marksizm jest przede wszystkim teorią praxis, czy też, aby umieścić tę relację we właściwej perspektywie, praxis teorii. Taki jest sens Marksowskiej transformacji dialektyki, która przeniosła ją z wymiaru subiektywnego (do którego młodohegliści próbowali jeszcze ograniczyć spojrzenie Hegla) do obiektywnego, z krytyki filozoficznej do działania społecznego. Jeśli teoria i praxis zostają rozdzielone, marksizm nie zostaje zabity, lecz popełnia samobójstwo. Jest to jego najbardziej godna podziwu i szlachetna cecha. Próby kretynów, którzy idą w ślady Marksa, by utrzymać system przy życiu za pomocą mozaiki emendacji, egzegezy i naciąganej "naukowości" w stylu Maurice'a Dobba i George'a Novacka, są poniżającą zniewagą imienia Marksa i obrzydliwym skażeniem wszystkiego, za czym się opowiadał.

[5] W rzeczywistości marksiści w dzisiejszych czasach bardzo niewiele mówią o "chronicznym kryzysie [ekonomicznym] kapitalizmu" - mimo że koncepcja ta stanowi centralny punkt teorii ekonomicznych Marksa.

[6] Ze względów ekologicznych nie akceptujemy pojęcia "zdominowania przyrody przez człowieka" w uproszczonym sensie, który został przekazany przez Marksa sto lat temu. Omówienie tego problemu znajduje się w "Ecology and Revolutionary Thought".

[7] Na ironię zakrawa fakt, że marksiści, którzy mówią o "ekonomicznej sile" proletariatu, w rzeczywistości powtarzają stanowisko anarchosyndykalistów, stanowisko, któremu Marks gorzko się sprzeciwiał. Marksowi nie chodziło o "ekonomiczną siłę" proletariatu, lecz o jego siłę polityczną, a zwłaszcza o to, że stanie się on większością społeczeństwa. Był przekonany, że robotników przemysłowych do rewolucji skłoni przede wszystkim nędza materialna, wynikająca z tendencji do akumulacji kapitalistycznej; że zorganizowani w systemie fabrycznym i zdyscyplinowani przez rutynę przemysłową, będą w stanie tworzyć związki zawodowe, a przede wszystkim partie polityczne, które w niektórych krajach będą zmuszone do stosowania metod powstańczych, a w innych (Anglia, Stany Zjednoczone, a w późniejszych latach także Francja) będą mogły dojść do władzy w wyborach i ustanowić socjalizm. Co charakterystyczne, wielu marksistów było tak nieuczciwych wobec Marksa i Engelsa, jak Progressive Labor Party wobec czytelników Challenge, pozostawiając ważne uwagi bez tłumaczenia lub rażąco zniekształcając znaczenie Marksa.

[8] Jest to miejsce dobre jak każde inne, by pozbyć się przekonania, że "proletariuszem" jest każdy, kto nie ma nic do sprzedania poza swoją siłą roboczą. To prawda, że Marks zdefiniował proletariat w ten sposób, ale opracował również historyczną dialektykę rozwoju proletariatu. Proletariat rozwinął się z pozbawionej własności klasy wyzyskiwanej, osiągając swoją najbardziej zaawansowaną formę w proletariacie przemysłowym, który odpowiadał najbardziej zaawansowanej formie kapitału. W późniejszych latach życia Marks pogardzał paryskimi robotnikami, którzy zajmowali się głównie produkcją dóbr luksusowych, powołując się na "naszych niemieckich robotników" - najbardziej zrobotyzowanych w Europie - jako na "wzorcowy" proletariat świata.

[9] Próba opisania teorii zubożenia Marksa w kategoriach międzynarodowych, a nie narodowych (jak czynił to Marks), jest czystym podstępem. Przede wszystkim ta teoretyczna sztuczka próbuje po prostu uniknąć odpowiedzi na pytanie, dlaczego zubożenie nie nastąpiło w przemysłowych bastionach kapitalizmu, jedynych obszarach, które stanowią technologicznie odpowiedni punkt wyjścia dla społeczeństwa bezklasowego. Jeśli mamy pokładać nadzieję w świecie kolonialnym jako "proletariacie", to takie stanowisko kryje w sobie bardzo realne niebezpieczeństwo: ludobójstwo. Ameryka i jej niedawny sojusznik Rosja dysponują wszelkimi środkami technicznymi, aby zbombardować słabo rozwinięty świat i zmusić go do uległości. Na historycznym horyzoncie czai się zagrożenie - przekształcenie Stanów Zjednoczonych w prawdziwie faszystowskie imperium typu nazistowskiego. Mówienie, że ten kraj jest "papierowym tygrysem", jest czystą bzdurą. To tygrys termonuklearny, a amerykańska klasa rządząca, pozbawiona wszelkich ograniczeń kulturowych, jest zdolna do jeszcze większej podłości niż niemiecka.

[10] Lenin wyczuł to i opisał "socjalizm" jako "nic innego, jak państwowy monopol kapitalistyczny stworzony dla dobra całego ludu"+. Jest to stwierdzenie niezwykłe, jeśli się zastanowić nad jego konsekwencjami, a także pełne sprzeczności. +V. I. Lenin, „The Threatening Catastrophe and How to Fight It”, The Little Lenin Library, tom 11 (International Publishers; Nowy Jork, 1932),s. 37.

[11] W tej kwestii stara lewica projektuje na robotnika amerykańskiego swoje własne neandertalskie wyobrażenia. W rzeczywistości obraz ten jest bardziej zbliżony do charakteru związkowego biurokraty lub stalinowskiego komisarza.

[12] W tym sensie robotnik zaczyna przypominać przejściowe typy ludzkie, które dostarczyły historii najbardziej rewolucyjnych elementów. Ogólnie rzecz biorąc, "proletariat" był najbardziej rewolucyjny w okresach przejściowych, kiedy był najmniej "zproletariatyzowany" psychicznie przez system przemysłowy. Wielkimi ogniskami klasycznych rewolucji robotniczych były Piotrogród i Barcelona, gdzie robotnicy zostali bezpośrednio wyrwani z chłopskiego środowiska, oraz Paryż, gdzie nadal byli zakorzenieni w rzemiośle lub wywodzili się bezpośrednio ze środowiska rzemieślniczego. Robotnicy ci mieli największe trudności z zaaklimatyzowaniem się w warunkach dominacji przemysłu i byli nieustannym źródłem niepokojów społecznych i rewolucyjnych. Z kolei stabilna dziedziczna klasa robotnicza była zazwyczaj zaskakująco mało rewolucyjna. Nawet w przypadku robotników niemieckich, którzy byli wymieniani przez Marksa i Engelsa jako wzór dla proletariatu europejskiego, większość z nich nie poparła Związku Spartakusa w 1919 roku. W Kongresie Rad Robotniczych, a w późniejszych latach w Reichstagu, robotnicy ci poparli znaczną większość oficjalnych socjaldemokratów i konsekwentnie opowiadali się za Partią Socjaldemokratyczną aż do roku 1933.

[13] Rewolucyjny styl życia może rozwijać się zarówno w fabrykach, jak i na ulicach, w szkołach i na skłotach, na przedmieściach i na osi Bay Area-East Side. Jego istotą jest bunt i osobista "propaganda czynu", która niszczy wszelkie obyczaje, instytucje i stereotypy dominacji. Gdy społeczeństwo zaczyna zbliżać się do progu okresu rewolucji, fabryki, szkoły i dzielnice stają się prawdziwą areną rewolucyjnej "luzu" - "luzu", który ma bardzo poważne podłoże. Strajki stają się stanem chronicznym i są zwoływane dla samych siebie, aby przełamać rutynę, przeciwstawiać się społeczeństwu niemal co godzinę, burzyć nastrój burżuazyjnej normalności. Ten nowy nastrój robotników, studentów i ludzi z sąsiedztwa jest istotnym prekursorem właściwego momentu rewolucyjnych przemian. Jego najbardziej świadomym wyrazem jest żądanie "samozarządzania"; robotnik odmawia bycia istotą "zarządzaną", istotą klasową. Proces ten był najbardziej widoczny w Hiszpanii, w przededniu rewolucji 1936 roku, kiedy to robotnicy w niemal każdym mieście ogłaszali strajki "bo czemu nie" - aby wyrazić swoją niezależność, poczucie przebudzenia, zerwanie z porządkiem społecznym i burżuazyjnymi warunkami życia. Była to również zasadnicza cecha strajku generalnego we Francji w 1968 roku.

[14] Fakt, którego Trocki nigdy nie zrozumiał. Nigdy nie prześledził konsekwencji swojej koncepcji "skombinowanego rozwoju" aż do jej logicznych wniosków. Widział (całkiem słusznie), że carska Rosja, spóźniony uczestnik burżuazyjnego rozwoju Europy, z konieczności nabyła najbardziej zaawansowane formy przemysłowe i klasowe, zamiast odtworzyć cały rozwój burżuazyjny od jego początków. Nie brał pod uwagę, że Rosja, targana ogromnymi wstrząsami wewnętrznymi, może nawet wyprzedzać rozwój kapitalistyczny w innych częściach Europy. Zahipnotyzowany formułą "własność państwowa równa się socjalizm", nie dostrzegł, że kapitalizm monopolistyczny ma tendencję do zespalania się z państwem na drodze własnej wewnętrznej dialektyki. Bolszewicy, pozbywszy się tradycyjnych form burżuazyjnej organizacji społecznej (które nadal działają jak hamulce dla rozwoju kapitalizmu państwowego w Europie i Ameryce), nieumyślnie przygotowali grunt dla "czystego" rozwoju kapitalizmu państwowego, w którym państwo staje się klasą rządzącą. Bez wsparcia ze strony technologicznie zaawansowanej Europy, rewolucja rosyjska stała się wewnętrzną kontrrewolucją; Rosja Radziecka stała się formą kapitalizmu państwowego, który nie "przynosi korzyści całemu narodowi". Analogia Lenina między "socjalizmem" a kapitalizmem państwowym stała się przerażającą rzeczywistością w czasach Stalina. Marksizm, mimo swego humanistycznego jądra, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jego koncepcja "socjalizmu" zbliża się do późniejszego etapu samego kapitalizmu - powrotu do form merkantylistycznych na wyższym poziomie przemysłowym. Niezrozumienie tego rozwoju doprowadziło do niszczącego zamętu teoretycznego we współczesnym ruchu rewolucyjnym, o czym świadczą rozłamy w tej kwestii wśród trockistów.

[15] Cytowane w „Historja rewolucji rosyjskiej” Lew Trocki, tom 1., rozdział 8. https://www.marxists.org/polski/trocki/1930/hrr/index.htm

[16] Ruch 22 Marca funkcjonował jako katalizator wydarzeń, a nie jako przywódca. Nie dowodził, lecz inicjował, pozostawiając swobodny luz wydarzeniom. Ten swobodny luz, która pozwolił studentom iść naprzód z własnym impetem, był niezbędny w dialektyce powstania, ponieważ bez niej nie byłoby barykad 10 maja, które z kolei zapoczątkowały strajk generalny robotników.

[17] Patrz "The Forms of Freedom" [Nowy Jork, styczeń 1968].

[18] Z wysublimowaną arogancją, którą można przypisać częściowo ignorancji, wiele grup marksistowskich nazwało praktycznie wszystkie powyższe formy samorządności "sowietami". Próba ujęcia wszystkich tych różnych form pod jedną kategorią jest nie tylko myląca, ale i świadomie obskurancka. Rzeczywiste sowiety były najmniej demokratyczną z form rewolucyjnych, a bolszewicy sprytnie wykorzystali je do przekazania władzy własnej partii. Sowiety nie opierały się na demokracji bezpośredniej, jak paryskie sekcje czy zgromadzenia studenckie 1968 roku. Nie opierały się też na samorządności gospodarczej, jak hiszpańskie anarchistyczne komitety fabryczne. Sowiety faktycznie tworzyły parlament robotniczy, zorganizowany hierarchicznie, który czerpał swoją reprezentację z fabryk, a później z jednostek wojskowych i wsi chłopskich.

[19] W. I. Lenin, The Immediate Tasks of the Soviet Government, w: Selected Works, t. 7 (International Publishers; Nowy Jork, 1943), s. 342. W tym ostrym artykule, opublikowanym w kwietniu 1918 roku, Lenin całkowicie porzucił perspektywę libertariańską, którą przedstawił rok wcześniej w Państwie a rewolucji. Głównymi tematami artykułu są potrzeba "dyscypliny", autorytarnej kontroli nad fabrykami i wprowadzenia tayloryzmu (systemu, który Lenin potępiał przed rewolucją jako zniewalający ludzi do pracy przy maszynie). Artykuł został napisany w stosunkowo spokojnym okresie rządów bolszewickich, jakieś dwa miesiące po podpisaniu traktatu brzeskiego i miesiąc przed rewoltą Drużyny Czeskiej na Uralu - buntem, który rozpoczął wojnę domową na szeroką skalę i otworzył okres bezpośredniej interwencji aliantów w Rosji. Wreszcie artykuł został napisany prawie rok przed klęską rewolucji niemieckiej. Trudno byłoby tłumaczyć "Immediate Tasks" jedynie w kategoriach rosyjskiej wojny domowej i klęski rewolucji europejskiej.

[20] Nikolai Osinsky (Valerian V. Obolensky) - On the construction of socialism, Kommunist, numer 2, kwiecień 1918, cytowany w The Conscience of the Revolution R. V. Danielsa, (Harvard University Press; Cambridge, 1960), s. 85-86.

[21] Robert G. Wesson, Soviet Communes (Rutgers University Press; New Brunswick, N.J., 1963), s. 110.

[22] R. V. Daniels, op. cit., s. 145.

[23] Mosche Lewin, Lenin's Last Struggle (Pantheon; New York, 1968), s. 122.

[24] Interpretując ten elementarny ruch rosyjskich robotników i chłopów jako serię "spisków Białej Gwardii", "aktów kułackiego oporu" i "spisków międzynarodowego kapitału", bolszewicy osiągnęli niewiarygodnie niski poziom teoretyczny i nie oszukiwali nikogo poza sobą. W partii nastąpiła duchowa erozja, która utorowała drogę polityce tajnej policji, dyfamacjom (org. character assassinations), a w końcu procesom moskiewskim i unicestwieniu starej kadry bolszewickiej. Powrót tej ohydnej mentalności widać w artykułach PL, takich jak "Marcuse: Cop-out or Cop?", których tematem jest uznanie Marcuse’a za agenta CIA. (zob. Progressive Labor, luty 1969). W artykule tym pod zdjęciem demonstrujących paryżan widnieje podpis o następującej treści: "Marcuse dotarł do Paryża zbyt późno, by powstrzymać majową akcję". Przeciwnicy PLP są niezmiennie określani przez ten szmatławiec jako "redbaiterzy" i "antypracowniczy". Jeśli amerykańska lewica nie odrzuci tego policyjnego podejścia i celowych dyfamacji, gorzko za to zapłaci w nadchodzących latach.

[25] Karol Marks i Fryderyk Engels, Selected Correspondence (International Publishers; Nowy Jork, 1942), s. 292.

[26] Fryderyk Engels, Przewrót w nauce dokonany przez pana Eugeniusza Dühringa (Anti-Dühring) (Książka i Wiedza, 1969).

[27] Termin "anarchista" jest pojęciem ogólnym, podobnie jak termin "socjalista", i prawdopodobnie istnieje tyle samo różnych rodzajów anarchistów, co socjalistów. W obu przypadkach spektrum sięga od osób, których poglądy wywodzą się z przedłużenia liberalizmu ("anarchiści indywidualistyczni", socjaldemokraci) do rewolucyjnych komunistów (anarchokomuniści, rewolucyjni marksiści, leniniści i trockiści).

[28] Można dodać, że to właśnie ten cel motywuje anarchistyczny dadaizm, anarchistyczne szaleństwo, który wywołuje zmarszczki konsternacji na drewnianych twarzach typów z PLP. Anarchistyczne szaleństwo próbuje rozbić wewnętrzne wartości odziedziczone po hierarchicznym społeczeństwie, eksplodować sztywności zaszczepione przez burżuazyjny proces socjalizacji. Krótko mówiąc, jest to próba przełamania superego, które wywiera tak paraliżujący wpływ na spontaniczność, wyobraźnię i wrażliwość, oraz przywrócenia poczucia pragnienia, możliwości i cudowności - rewolucji jako wyzwalającego, radosnego święta.


Wydane jako broszura przez Anarchos na konferencję SDS w 1969.