#ATTACH j-g-jakub-grzegorczyk-ignacy-jozwiak-wojciech-nadg-2.pdf
#title Migracje, kapitalizm, ruch pracowniczy
#author Jakub Grzegorczyk, Ignacy Jóźwiak, Wojciech Nadgłowski, Katarzyna Rakowska
#authors Jakub Grzegorczyk, Ignacy Jóźwiak, Wojciech Nadgłowski, Katarzyna Rakowska
#date 2015
#lang pl
#pubdate 2023-09-26T09:38:43
#topics polskie, kryzys uchodźczy, uchodźcy, broszura, związki zawodowe, Inicjatywa Pracownicza
Oddajemy do waszych rąk broszurę
poświęconą szeroko rozumianej
tematyce migracyjnej oraz relacjom
zachodzącym pomiędzy procesami
migracyjnymi a sferą pracy i ruchem związkowym. Bezpośrednim impulsem do jej powstania
były wydarzenia związane z obecnym “kryzysem
uchodźczym”. Chcemy pokazać, że jest to dużo
głębszy problem.
Łodzie wypełnione uciekinierami z Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, tysiące kobiet,
mężczyzn i dzieci przemierzające piechotą kraje
południa Europy, tysiące ludzi koczujące u zasieków “Europy bez granic” - obrazy te wywołały
całą gamę postaw. Media informowały nas
zarówno o aktach bezpośredniego wsparcia
i symbolicznych wyrazach solidarności z potrzebującymi, jak i bezprecedensowej ksenofobicznej
agresji, w tym o fizycznych atakach na niemieckie centra dla azylantów. Również w Polsce
dziesiątki a może setki osób zbierały żywność,
odzież i śpiwory, które następnie trafiły do obozów w Serbii i Macedonii. Nie zabrakło również
reakcji z przeciwnej strony. W kraju o znikomym
odsetku zarówno migrantów tzw. “dobrowolnych”, jak i uchodźców rozgorzała “debata”
o “islamizacji”, zagrożeniu dla “europejskiej
cywilizacji”, “leniwych Arabach” czyhających,
w zależności od interpretacji, na polski „hojny
socjal” lub na dobrze płatną pracę.
Z marginalnego tematu, który jeszcze kilka miesięcy temu był przedmiotem
zainteresowania wąskiej grupy pozarządowych
ekspertów, naukowców oraz aktywistów społecznych, niemalże z dnia na dzień migracja stała
się głównym tematem w mediach, w kampanii
wyborczej (w wyborach parlamentarnych 2015),
a także na stadionach i na ulicy. Od września
2015 przez polskie miasta regularnie przetaczają
się demonstracje tzw. środowisk narodowych.
Obecni na nich politycy prawicowych ugrupowań zagrzewają do „walki o polskość” i „obronę
Europy”, kibice piłkarskich klubów prześcigają się w układaniu rasistowskich przyśpiewek,
a młodzi patrioci pozdrawiają „rzymskim salutem”. Powiatowe miasta z plakatów wyborczych
i “antysystemowych” graffiti straszone są islamizacją i szariatem.
Jak powstrzymać ten obłęd? Na łamach
niniejszej broszury pokazujemy, że migracje są
nieodłączną częścią nie tylko konfliktów zbrojnych (w dużej mierze wywoływanych przez kraje
Unii Europejskiej oraz Stany Zjednoczone lub
ich sojuszników), ale również światowej gospodarki kapitalistycznej, zaś migranci i uchodźcy
składają się na globalną klasę pracującą. Pełne
ukazanie tych zależności wymagałoby nie pojedynczej broszury, ale całej biblioteki. Tym nie
mniej zdecydowaliśmy się na podjęcie próby
przeanalizowania najważniejszych aspektów
współczesnych procesów migracyjnych i wniosków jakie płyną z nich dla ruchu związkowego.
Efektem tych analiz jest niniejsza broszura. Przedstawiamy w niej zarówno historyczno-polityczny
kontekst współczesnych migracji jak i próbę
wyjaśnienia aktualnego kryzysu uchodźczego
oraz przykłady walki o wyższe płace i godność
podejmowanej przez migrantów w Niemczech,
Szwecji i Włoszech. Poddajemy również krytyce
politykę strachu i stanu zagrożenia, znajdujących
swoje ujście w umacnianiu europejskiej fortecy.
Ważnym wątkiem są również wyzwania stojące
przed oddolnym ruchem pracowniczym, wynikające z obecności obywateli i obywatelek Ukrainy
na polskim rynku pracy. Jako członkowie i członkinie demokratycznego i oddolnego związku
zawodowego, przywiązanego do idei internacjonalizmu czujemy się zobowiązani powiedzieć
głośne “STOP!” strachowi, nienawiści i bezradności. Czas zacząć budować alternatywę wobec
podziałów, które służą politycznym i gospodarczym elitom. Czas na lekturę i refleksję,
czas na działanie!
Warszawska
Komisja
Środowiskowa
Ogólnopolskiego Związku Zawodowego
Inicjatywa Pracownicza
*** Migracje w globalnej gospodarce kapitalistycznej[1]
Przemieszczanie się ludzi na wielką skalę
ma swoją długą historię. W Europie, na
skutek przemian gospodarczych i wojen,
poziom migracji rósł nieprzerwanie od
końca XVI w. Konfliktom politycznym w Europie
wschodniej, południowej i środkowej towarzyszyło przemieszczanie się całych grup etnicznych,
wynikające z ciągłych zmian granic, podczas gdy
imperia i kraje kupieckie korzystały z dopływu
wykwalifikowanej siły roboczej. W XVII i XVIII
w. europejski podbój i zaludnienie obu
Ameryk były ściśle powiązane z handlem
niewolnikami – przymusowym i brutalnym transportowaniem przez Atlantyk
ludzi, pochodzących głównie z Afryki Subsaharyjskiej. Jedna z największych migracji XIX
wieku objęła pracownice i pracowników z Indii,
zarówno osoby pracujące fizycznie, jak i w administracji, które pracowały w najbardziej odległych
zakątkach Imperium Brytyjskiego. Niektóre szacunkowe dane mówią, że między 1834 a 1937
r. Indie opuściło 30 milionów osób (z czego do
kraju powróciły 24 miliony). Porównywalne były
fale migracji, zarówno czasowej, sezonowej, jak
i stałej, z Chin do Południowo-Wschodniej Azji
i Stanów Zjednoczonych, które tworzyły rdzeń
siły roboczej podczas gorączki złota i budowy
kolei.
Nierówny rozwój kapitalizmu przyczynił się do powstania dużych grup ubogich
i wysiedlonych robotnic i robotników rolnych w Europie, których potrzebował
ekspansywnie rozwijający się kapitalizm
obu Ameryk. Między 1870 a 1914 rokiem
Europę opuściło 50 milionów ludzi. Razem
z kryzysem i polityką oszczędności światowego
kapitalizmu po I Wojnie Światowej, te fale migracji
zostały wstrzymane dzięki rasistowskiej ideologii, która posłużyła jako pretekst do wdrożenia
prawa migracyjnego w Stanach Zjednoczonych.
Po II Wojnie Światowej, imigracja znów była na
rękę rozwiniętym gospodarkom kapitalistycznym (zwłaszcza w Europie), które aktywnie
rekrutowały zagranicznych pracowników i pracownice. Wielka Brytania, Francja i Holandia
sprowadzały je ze swoich byłych kolonii, podczas gdy inne kraje rekrutowały siłę roboczą
z południowo-wschodnich peryferii Europy, Turcji i Północnej Afryki. Przykładowo, Zachodnie
Niemcy podpisały w tej sprawie porozumienie
z Włochami (w 1955 i 1965), Grecją i Hiszpanią (1964), Marokiem (1963), Portugalią i Turcją
(1964), Tunezją (1965), Jugosławią (1968) i Koreą
(1962). W 1973 r. migranci stanowili około
10% siły roboczej we Francji i Niemczech.
W Wielkiej Brytanii podaż migrantów i migrantek była i wciąż jest odkręcana i zakręcana jak
woda w kranie, zapewniając elastyczną, sezonową tanią siłę roboczą. Pracodawcy stosują
specjalne programy w rolnictwie i sektorze usług
turystycznych, by importować tymczasowych pracowników i pracownice. Po wstąpieniu ośmiu
państw byłego „Bloku Wschodniego” do Unii
Europejskiej w 2004 r., pracodawcy w krajach
„starej Unii” mogli dowolnie wybierać spośród
pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej.
Migranci i migrantki, niezależnie od krajów pochodzenia, są szczególnie potrzebni
jako część rezerwowej armii siły roboczej ponieważ bardzo szybko można się
ich pozbyć. Stany Zjednoczone, Belgia i Francja wydaliły zagranicznych pracowników podczas
Wielkiego Kryzysu w latach 30. XX w. Nigeria
pozbyła się dwóch milionów pracownic i pracowników z innych krajów zachodniej Afryki
na początku załamania rynku ropy naftowej
w latach 80. XX w. Po kryzysie ekonomicznym
z 1997 r., który zaczął się w południowo-wschodniej Azji, Japonia, Hong Kong, Korea, Tajwan,
Malezja i Tajlandia zaostrzyły kontrole i nadzór
na granicach i wprowadziły grzywny za łamanie
przepisów migracyjnych. Południowa Korea, Tajlandia i Malezja rozpoczęły repatriację migrantów
i migrantek, także tych, którzy przebywali na ich
terytorium legalnie.
Wykorzystanie siły roboczej imigrantek i imigrantów pozwala równocześnie krajom przyjmującym
wypychać na zewnątrz koszty odnowienia siły
roboczej. Państwa wykorzystują imigrację aby wypełnić luki na rynku pracy, ale
nie ponoszą żadnych kosztów związanych
ze społeczną sytuacją osób migrujących
i ich rodzin. Na przykład, w Wielkiej Brytanii, pracownice i pracownicy z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej nie mają prawa do
korzystania z systemu pomocy społecznej, o ile
nie przepracowali tam 12 miesięcy. Nowy system punktów dla migrantek i migrantów spoza
Europy stanowi sposób na rekrutację wysoko
wykwalifikowanych pracowników i gwarantuje,
że nikt, kto przyjedzie do Wielkiej Brytanii,
nie będzie “ciężarem” dla budżetu państwa.
Pracownicy i pracownice z nowych
państw członkowskich UE, przybywający od
2004 r. do Wielkiej Brytanii stanowią największą
falę migracyjną w historii tego kraju. Ta nowa
grupa imigrantek i imigrantów jest statystycznie
młodsza i bardziej sfeminizowana niż jakakolwiek
poprzednia grupa: 82% napływających pracownic
i pracowników ma 18-34 lata, a kobiety stanowią 43% z nich. Kongres Związków Zawodowych
(Trades Unions Congres - TUC) i stowarzyszone
w nim związki pozytywnie odpowiedziały na
napływ imigrantek i imigrantów. Było to możliwe
dzięki wcześniejszej współpracy z imigrantami
z Portugalii oraz dzięki wewnętrznym przepisom
wywalczonym przy okazji organizowania się pracowników i pracownic pochodzących z Afryki.
Kongres Związków Zawodowych mógł zareagować pozytywnie również dlatego, że biurokracja
związkowa zdała sobie sprawę z tego, jak duże
zmiany na rynku pracy oznacza napływ olbrzymiej liczby nowych pracownic i pracowników
oraz jak bardzo osłabiające dla ruchu związkowego byłoby pozostawienie tych osób samym
sobie.
Organizowanie polskich pracownic i pracowników stanowiło nowe wyzwanie dla brytyjskich
związków zawodowych. Większość z tych osób
zatrudniona była w sektorze prywatnym przez
agencje zatrudnienia, a więc w obszarze gdzie
związki zawodowe mają mniejsze wpływy i siłę.
Bariery językowe, brak kont bankowych, agresywni i bezwzględni pracodawcy oraz kiepska
sytuacja finansowa związków zawodowych
oznaczały dodatkowe trudności. Tym niemniej,
organizacje związkowe zastosowały na poziomie
oddolnym nowe, niespotykane dotąd taktyki,
jak choćby wykorzystanie funduszu szkoleniowego do nauki reprezentantów związkowych
języka angielskiego, czy współpracę z punktami
poradnictwa prawnego, kościołami i grupami
sąsiedzkimi przy organizowaniu spotkań na
temat praw pracowniczych.
Tam, gdzie Polki i Polacy należeli do
związków zawodowych, przystępowali
solidarnie do strajków ramię w ramię
z Brytyjkami i Brytyjczykami. Na przykład
w 2005 r. na w centrum dystrybucji w Enfild
w północnym Londynie, wybuchł strajk, którego
postulaty obejmowały wzrost płac i zaprzestanie
zastraszania pracowników przez kierownictwo.
Na niektórych transparentach, które można było
zobaczyć podczas pikiet, widniał napis po polsku
“Oficjalny Strajk”, co pokazuje, że w walkę zaangażowana była duża liczba polskich pracownic
i pracowników. Innym przykładem są brytyjscy
i polscy członkowie związku TGWU (Transport and General Workers’ Union - Powszechny
Związek Pracowników Transportu) zaangażowani w walkę o płace i emerytury z firmą
transportową First Bus w regionie Midlands.
W 2007 r. próbowano wykorzystać pochodzące
z Polski pracownice i pracowników agencyjnych
do złamania protestu przeciwko prywatyzacji poczty. W miejscowości Watford pikietujący
i pikietujące wdarli się do autobusów dowożących Polki i Polaków do pracy i po wyjaśnieniu na
czym polega spór z pracodawcą, imigrantki i imigranci opowiedzieli się za odmową pracy.
W sytuacji obecnego kryzysu imigrantki
i imigranci coraz częściej doświadczają
bezrobocia i ryzyka deportacji. Na przykład,
rząd Czech proponuje wszystkim, którzy zostali
zwolnieni 500 Euro i bilet do domu. Wydaje się to
postawą altruistyczną w porównaniu do postawy
Włoch, które deportują bez ostrzeżenia. W Rosji
obecnie przebywa 10 milionów imigrantek
i imigrantów, których nieproporcjonalna liczba
zagrożona jest biedą i prześladowaniami, zwłaszcza w obliczu zapaści przemysłu budowlanego.
Jedna z moskiewskich grup zajmujących się prawami człowieka podała, że w ciągu 12 miesięcy
poprzedzających powstanie tego artykułu [2009
r.], 10 osób zostało zamordowanych w rasistowskich atakach. Dodatkowe konsekwencje
kryzysu dotykają kraje biedniejsze i rozwijające w związku z coraz mniejszą kwotą
przelewów pochodzących od migrujących
pracownic i pracowników. Transfery z zagranicy dla wielu krajów stanowią znaczną część
PKB, zaś dla ich obywateli podstawę zabezpieczenia bytu. Obecny kryzys ma wymiar
globalny, a podstawowym pytaniem jest to,
jak głęboko dotknie on gospodarki różnych
państw. W odróżnieniu od np. Polaków, osoby
spoza Unii Europejskiej, które próbują dostać
się na przykład do Wielkiej Brytanii muszą mierzyć się z coraz bardziej drakońskim systemem
punktowym, ponieważ uważani są za nadwyżkę.
Kapitalizm to system oparty o zasadę dziel
i rządź. W Wielkiej Brytanii kolejne rządy
podejmując próby nastawienia różnych
grup pracownic i pracowników przeciwko sobie, często grały kartą rasizmu
i legitymizowały ksenofobię. Spekulacyjne
bańki finansowe gospodarek Wielkiej Brytanii
i USA spektakularnie pękły i oba kraje pogrążają się w spirali kryzysu, którego konsekwencje
w postaci utraty pracy w pierwszej kolejności
ponoszą imigrantki i imigranci. Gdy pracownice
i pracownicy zaczynają obawiać się o swoją przyszłość, realne staje się zagrożenie, że właśnie
imigranci i imigrantki zostaną zepchnięci do roli
kozłów ofiarnych. Kluczowym zadaniem lewicy
jest obecnie zwracanie uwagi, w miejscach pracy
i w ramach związków zawodowych, że to nie
osoby migrujące należy winić za kryzys. Historia
pokazuje, że imigrantki i imigranci oraz krajowi
pracownicy i pracownice mogą walczyć ramię
w ramię o lepszy świat i wygrywać.
*** Europejski kryzys migracyjny a destabilizacja bliskiego wschodu
2015 rok przyniósł Europie największy od lat 90-tych kryzys migracyjny.
Jak szacuje UNHCR (Biuro Wysokiego
Komisarza ONZ ds. Uchodźców), od
początku roku do Europy przybyło ponad 700
tys. osób uciekających głównie z Syrii, Afganistanu i Iraku. Jest to mniej więcej czterokrotnie
więcej niż w roku 2014. Reakcje na ten wzrost
liczby uchodźców i uchodźczyń były i są pełne
obaw. Choć teoretycznie respektowanie praw
człowieka to w krajach zachodu oczywistość,
w praktyce argumenty humanitarne zdają się
nie przemawiać do społeczeństw i coraz popularniejsze stają się hasła zamykania granic
i zaostrzania polityki migracyjnej. Czynnikiem
budzącym największe obawy co do przyjmowania
uchodźców i migrantów jest strach przed ekstremizmem islamskim. Analiza historii Bliskiego
Wschodu i północnej Afryki sugeruje jednak, że udzielenie pomocy uchodźcom i uchodźczyniom jest nie tylko naszym
obowiązkiem, ale powinno być również
formą rekompensaty za konsekwentną
destabilizację regionu i zwalczanie ruchów
postępowych, które mogły stworzyć
alternatywę dla fanatyzmu religijnego.
Dominująca w mediach i opinii publicznej narracja mówi, że nie ma czegoś takiego jak
umiarkowany islam – istnieje on jedynie w wersji agresywnej, zaborczej i dominującej. Mit ten
propagowany przez środowiska prawicowe nie
ma w sobie ani odrobiny prawdy. Islamski ekstremizm zaczął zdobywać poważne wpływy
dopiero od lat 70-tych. Wcześniej był zjawiskiem
marginalnym.
Po II wojnie światowej na Bliskim Wschodzie, podobnie jak w innych rejonach
kolonialnych, nastąpił rozkwit ruchów postępowych i narodowowyzwoleńczych. Dla imperiów
kolonialnych oznaczało to utratę wpływów
i statusu mocarstw światowych. Symbolem zrzucenia jarzma kolonializmu krajów tego regionu
była nacjonalizacja Kanału Sueskiego przez Egipt
pod rządami Nasera. Idea budowy dużego,
silnego państwa arabskiego, opartego na równości oraz sprawiedliwości społecznej zyskała
ogromną popularność. Niezależność rejonu
tak bogatego w ropę naftową stanowiła gigantyczne zagrożenie dla niegdysiejszych imperiów
i nie mogły one dopuścić do takiego obrotu
spraw. Użyto kilku środków zaradczych, aby
przeciwdziałać tendencjom narodowowyzwoleńczym na Bliskim Wschodzie. Na poziomie
politycznym rolę państwa klienckiego zachodniego imperializmu odgrywało państwo Izrael,
za pomocą którego destabilizowano region
i osłabiano ruchy demokratyczne i lewicowo-liberalne. Wpływy zachodnie zabezpieczono już
po I Wojnie Światowej, dzieląc Bliski Wschód na
brytyjską i francuską strefę wpływów w ramach
tzw. Umowy Sykes’a-Picot’a. Jej następstwem
było powstanie wielu słabych państw, które
nie potrafiły prowadzić samodzielnej polityki. Nie zrezygnowano również ze stosowania
siły, dokonując kolejnych interwencji zbrojnych
w przypadku buntów.
Poza środkami bezpośrednimi, aktywnie szukano, a następnie wspierano
ideologię, która mogła przeciwstawić
się siłom postępowym. Tą ideologią był
radykalny islam, który do upadku bloku
wschodniego na zachodzie w ogóle nie
był postrzegany jako zagrożenie. Islamizm
wspierany był finansowo, politycznie i propagandowo – np. w czasie gdy lewicowi działacze
Organizacji Wyzwolenia Palestyny byli ścigani
i zabijani, izraelskie władze dawały radykalnym
islamistom wolną rękę w szerzeniu ich propagandy, a długotrwała, agresywna polityka
apartheidu wobec Palestyńczyków i Palestynek stosowana przez to państwo dała podstawy
rozwoju radykalnych organizacji islamskich.
Innym przykładem wsparcia świata zachodniego
dla radykalnych islamistów jest poparcie jakie
otrzymali Talibowie w walce z radziecką interwencją w Afganistanie na przełomie lat 70. i 80.
Pomnikiem pozytywnej propagandy popierającej radykalny islam może być film „Rambo 3”,
który nakręcono w hołdzie afgańskim Talibom.
Po upadku bloku wschodniego, ideologia radykalnego islamu posiadała już znaczące wpływy.
Gdy zabrakło wspólnego wroga, islamiści
zwrócili się przeciw dawnym sojusznikom – państwom zachodnim chcącym zachować wpływy
w regionie. Interwencje w Afganistanie i Iraku
(do których każdy polski rząd przystępował
ochoczo) wpisują się w schemat zabezpieczania wpływów Stanów Zjednoczonych i krajów
europejskich oraz destabilizacji regionu. Ukoronowaniem i bezpośrednią konsekwencją tej
polityki jest powstanie Organizacji Państwa
Islamskiego (ISIS), która powstała na skutek
amerykańskiej polityki w okupowanym Iraku,
a następnie włączyła się w wojnę domową w Syrii.
Wojna Zachodu z ISIS nie jest oczywista – rejon Bliskiego Wschodu ponownie
należy rozpatrywać jako arenę walki
o wpływy. Stany Zjednoczone początkowo
wspierały Wolną Armię Syrii, która w niektórych regionach współpracuje z frontem Al-Nusra
– syryjskim odłamem Al-Kaidy (wspieranym
przez Arabię Saudyjską, która jest w sojuszu
z USA). Rosja wspiera siły reżimu Baszara Al-Assada. Wreszcie Turcja oficjalnie „walcząca”
z ISIS, w praktyce zwalcza głównie siły kurdyjskie - jedną z niewielu postępowych sił, która
na dodatek jako jedyna stawia realny opór Państwu Islamskiemu. Zamieszkujący i wyzwalający
północną Syrię Kurdowie i Kurdyjki są zagrożeniem dla Turcji ze względu na swoje dążenia
niepodległościowe, które w wypadku spełnienia
kosztowałyby Turcję duży kawałek jej wschodniego terytorium oraz uniemożliwiłyby rozwój
planowanej przez prezydenta Turcji polityki
odbudowy imperium. Choć Turcja jest członkiem NATO, te oburzające działania nie budziły
i nie budzą żadnego sprzeciwu innych krajów.
Wobec przedłużającego się i stale eskalowanego
konfliktu w Syrii, wobec przepełnionych obozów uchodźczych w Jordanii, Libanie i Turcji nie
powinno dziwić, że następuje migracja ogromnej
rzeszy ludzi w stronę Unii Europejskiej – jednego
z najbogatszych regionów świata. W sytuacji
w której niemal każda ze stron konfliktu jest zła,
a nieliczne postępowe siły są otoczone i prowadzą
beznadziejną walkę z jednej strony z ISIS, z drugiej z członkiem NATO nie powinno też dziwić,
że ludzie nie chcą angażować się w taką wojnę.
Kryzys humanitarny został wywołany
przez kraje zachodnie, które w obecnej
sytuacji chcą uchylić się od odpowiedzialności. Odpowiedzią Europy na ucieczkę setek
tysięcy ludzi przed wojną jest budowanie murów
jak na Węgrzech, zamykanie ludzi w obozach
i udawanie, że problem nas nie dotyczy. Jest to
szczególnie widoczne w Polsce, która w ciągu
ostatnich 15 lat pełniła funkcję wasala Stanów
Zjednoczonych, angażując się w każdy konflikt
zbrojny wywołany przez ten kraj, licząc w zamian
m.in. na zniesienie wiz, czy budowę na naszym
terytorium tarczy antyrakietowej. Cynizm polityków, próbujących zbijać kapitał polityczna
grając kartą strachu przed radykalnych islamem
powinien wzbudzać odrazę – ofiarami polityków
są zwykli ludzie, których dramat pozostaje niewidoczny.
[[j-g-jakub-grzegorczyk-ignacy-jozwiak-wojciech-nadg-1.png f]]
*** Pracownicza solidarność ponad podziałami: Przykłady
K
raje Unii Europejskiej czerpią korzyści z niskopłatnej, nierzadko noszącej znamiona
niewolnictwa, pracy imigrantek i imigrantów z całego świata (w tym także innych krajów
europejskich i krajów członkowskich UE). Na rynkach pracy Europy Zachodniej, a także
USA i Kanady, stanowią oni i one najbardziej wyzyskiwaną grupę społeczną. W Polsce,
która (przypomnijmy) nie jest krajem masowej imigracji, na bezprzykładny wyzysk narażeni są, coraz
liczniejsi, pracownicy z Ukrainy oraz innych krajów byłego ZSRR. Związki zawodowe i inne ruchy
społeczne stoją przed wyzwaniem konsolidacji klasy pracującej we wspólnym dążeniu do wyższych
płac i lepszych warunków pracy oraz niedopuszczenia do rywalizacji i niechęci pomiędzy nimi. Jako
OZZIP stanowczo sprzeciwiamy się jakimkolwiek przejawom ksenofobii, czy to „argumentowanej”
rasą, kulturą, religią czy ekonomią (rynkiem pracy).
Internacjonalizm oznacza dla nas pracowniczą solidarność. Pragniemy wzajemnej współpracy
i szacunku wszystkich ludzi, niezależnie od kraju pochodzenia. Rasizm, ksenofobia i nacjonalizm służą
jedynie dzieleniu pracowników na wzajemnie zwalczające się grupy i jako takie są przeszkodą dla
każdego ruchu pracowniczego.
**** Organizacja się opłaca. Zagranicą i ponad granicami w walce o godność.
Poniżej publikujemy wspomnienia Darii, polskiej emigrantki, która współorganizowała pracowników
i pracownice (w tym imigrantów i imigrantki) restauracji w szwedzkim Malmö. Sprawa wzbudziła
szerokie zainteresowanie mediów, zaś szwedzki związek zawodowy SAC (Sveriges Arbetares Centralorganisation - Szwedzka Centralna Organizacja Pracowników) przyznał jej nagrodę za odwagę cywilną
im. Björna Soderberga (działacza SAC zamordowanego w 1999 r. przez neonazistów) za jej działania
na rzecz poprawy warunków pracy imigrantów i imigrantek pracujących w Malmö. Opisywane wydarzenia miały miejsce w roku 2014.
Początki były ciężkie. Dużą część personelu
stanowili inni imigranci, w dodatku nie zawsze
mówiący po szwedzku czy angielsku, więc mieliśmy problemy z dogadaniem się. Komunikacja
z szefem także pozostawiała wiele do życzenia.
Za każdym razem gdy próbowałam dowiedzieć
się szczegółów, szczególnie dotyczących wynagrodzenia, byłam odsyłana z kwitkiem. (...) Kiedy
klienci nie mogli mnie zrozumieć z powodu
mojego akcentu, często okazywali się bardzo nieuprzejmi lub denerwowali się gdy ja nie
mogłam ich zrozumieć i prosiłam o powtórzenie po angielsku. Kuchnia praktycznie nie miała
wentylacji, a w każdym pomieszczeniu, w którym znajdowali się pracownicy zainstalowana
była co najmniej jedna kamera (co w Szwecji jest
nielegalne).
Po jakimś czasie zaczęłam więcej rozmawiać
z innymi pracownikami. Wtedy właśnie dowiedziałam się ile prawdopodobnie będę zarabiać.
Jedna z pracownic powiedziała mi, że zarabia
50 koron (około 23 zł), ale prawdopodobnie ja
zacznę od 40, tak jak wszyscy inni. Ona zarabia
50 koron, ponieważ dostała podwyżkę po trzech
latach pracy. Kiedy przyszedł dzień wypłaty
i dostałam pieniądze do ręki, przeliczyłam je
przez ilość przepracowanych godzin i okazało
się, że moja stawka to również 50 koron za
godzinę. Po dalszych rozmowach z resztą pracowników okazało się, że większość migrantów
spoza Unii Europejskiej dostaje 45 koron za
godzinę. Ja 50, a szwedzka koleżanka też pracująca na stanowisku kelnerki 60. Bycie imigrantką
lub imigrantem w obcym kraju automatycznie wiąże się niższym statusem i poziomem
życia pod wieloma względami. Migranci każdego dnia spotykają się z klasizmem i rasizmem.
Kiedy zaczynamy odczuwać go dobitnie w portfelu i okazuje się, że nasze wynagrodzenie warte
jest tylko połowę tego co dostają „prawdziwi”
obywatele, jako pracownicy musimy się temu
przeciwstawić. Szczególnie biorąc pod uwagę,
że to właśnie tu - w Szwecji - powtarza się jak
mantrę, że jest to kraj równości i jednakowej
wartości każdego człowieka. To hasło słyszy się
tu bardzo często z ust polityków, ale to tylko slogan, bo nie ma równości miedzy ludźmi dopóki
wartość naszej pracy nie będzie równa, dopóki
powszechne będą podwójne standardy w miejscach pracy. Szczególnie ciężko jest organizować
się imigrantom „bez papierów”. Jedynym związkiem, który udziela pomocy takim osobom jest
SAC (Sveriges Arbetares Centralorganisation -
Centralna Organizacja Pracowników Szwecji.
Istniejący od 1910 r. związek zawodowy – przyp.
red.). SAC ma na swoim koncie wiele wygranych
konfliktów z pracodawcami, które pomogły pracownikom - migrantom. Kiedy podjęłam decyzję,
by zacząć organizować się w moim miejscu pracy
bez chwili zastanowienia zgłosiłam się do nich.
Po kilku miesiącach planowania, udało mi się
zwerbować szwedzkiego kolegę. Razem planowaliśmy strategię jak wywrzeć presję na
pracodawcy, tak by polepszyć warunki nie tylko
dla nas, ale dla wszystkich. Pozostali pracownicy nie mogli dołączyć do związku, bo byli zbyt
zależni od szefa. Część wynajmowała od niego
mieszkanie, część była mu dłużna pieniądze,
a część była nawet z nim spokrewniona. Skontaktowałam się z dziennikarką największego
szwedzkiego dziennika Expressen i rozpoczęłyśmy współpracę. Podczas gdy ona pracowała
nad artykułem o sytuacji w moim miejscu pracy,
byłyśmy cały czas w kontakcie i wymieniałyśmy
się kontaktami i informacjami, które mogłyby
pomóc sprawie.
Po paru dniach od naszej rozmowy [z szefem -
przyp. red.], gdy próbowałam dowiedzieć się,
kiedy mam znów przyjść do pracy (nie mieliśmy
stałego grafiku), szef przestał odbierać telefon.
Po dwóch tygodniach zadzwonił do mnie i powiedział, że odkrył, że nie mam numeru personalnego
i dopóki go nie zdobędę mam nie przychodzić do
restauracji. To znaczyło dla mnie utratę pracy.
Początkowo próbowałam toczyć z nim walkę
i przyniosłam dokumenty, które pozwoliłyby mi
otrzymać ten numer od razu. Kiedy odmówił
zrozumiałam, że nie ma szans na kontynuowanie
organizacji w miejscu pracy i zdecydowałam się
na rozpoczęcie negocjacji przy udziale związku.
Razem ze związkiem obliczyliśmy, że restauracja
jest mi winna 46 tysięcy koron. Jest to różnica
pomiędzy tym co powinnam dostać wg układu
zbiorowego (Kolektivavtal) a tym co dostałam
w rzeczywistości. Były szef podpisał dokument
obligujący go do wypłacenia mi pieniędzy bez
mrugnięcia okiem. Ewidentnie nie był to dla niego
problem finansowy, można sobie tylko wyobrazić, jak dużo zarabia wykorzystując pracowników
każdego dnia. Jednak najważniejsze co osiągnęliśmy wygrywając ten konflikt były nie pieniądze,
ale przykład dla innych osób. To był pierwszy raz
w Malmö, żeby imigrantka pracująca na czarno wygrała konflikt z pracodawcą. Dzięki tej wygranej możemy pokazać innym migrantom, że walka
o swoje prawa jest możliwa i się opłaca.
Wkrótce okazało się, że nie ja jedna mam problemy z pracodawcą. Od tej pory SAC zajął
się dwiema sprawami migrantów pracujących
w Malmö, którzy nie otrzymali zapłaty za swoją
pracę w restauracjach. Niestety sprawy te nie są
łatwe i nadal się toczą.
Na koncie mamy kilka blokad przeciwko tym
restauracjom i wydaje się, że na dzień dzisiejszy jedna z tych spraw może skończyć w sądzie
pracy. Nasz lokalny odział Malmö LS (Loklala
Sammorganisation) niestety cierpi na brak
wystarczającej ilości przeszkolonych osób, które
mogłyby prowadzić np. negocjacje, dlatego nie
jesteśmy w stanie teraz zająć się wszystkimi
sprawami, które do nas napływają. Ja staram się
edukować dzięki rozmaitym kursom i warsztatom, jakie oferuje SAC. Następnym kursem jaki
planuję ukończyć jest kurs negocjatorski.
Dzięki artykułom w Expressen i innych dziennikach dużo ludzi w Malmö zainteresowało się
podjęciem kampanii konsumenckiej polegającej na informowaniu klientów o aktualnych
konfliktach związkowych w poszczególnych
restauracjach i nawoływaniu do ich bojkotu.
Razem z SAC planujemy kampanię edukacyjną o prawach pracowniczych skierowaną do
migrantów. Ja obecnie pracuję nad komiksem –
książką, w której opisuję moją historię i moje
doświadczenia w organizowaniu się w pracy,
a także angażuję się w lokalne działania mojego
związku zawodowego.
**** Berlińska Galeria Hańby - wyzyski samoorganizacja imigrantów w stolicy Niemiec
Otym jak iluzoryczna może okazać
się wizja dobrze płatnej pracy za
granicą mieli okazję przekonać się
rumuńscy budowlańcy korzystający
ze „swobody przemieszczania się” i „otwartego
rynku pracy” w ramach Unii Europejskiej. Berlińskie Centrum Handlowe (The Mall of Berlin)
to inwestycja warta miliard euro, gigantyczny
kompleks handlowo-usługowy w centrum miasta otwarty na jesieni zeszłego roku.
Za dostarczenie siły roboczej do jego budowy
odpowiadały różne firmy podwykonawcze,
które sprowadziły setki pracowników z Rumunii
wymagając od nich pracy po 10 godzin dziennie,
6 dni w tygodniu za 5 lub 6 euro za godzinę. Jednak nawet te, z punktu widzenia niemieckiego
rynku pracy, żenująco niskie wynagrodzenia za
tak ciężką pracę nie były wypłacane w całości
i na czas. Dodatkowo i wbrew podpisanym kontraktom od robotników domagano się pieniędzy
za zakwaterowanie oraz nielegalnych „opłat
manipulacyjnych”. Nie zapewniano im również
wystarczających ilości wody i żywności. Pozbawieni odpowiednich środków, niektórzy z nich
zmuszeni byli zamieszkać na budowie. Nieznajomość języka oraz obowiązujących w Niemczech
regulacji sprawiały, że przez pewien czas podwykonawcy oraz główny inwestor pozostawali w swoim procederze bezkarni.
Miarka przebrała się jesienią 2014 i imigranci
zaczęli domagać się zaległych wypłat oraz lepszych warunków pracy. W pogmatwanym
systemie podwykonawstwa różne firmy przerzucały się odpowiedzialnością. Inwestor obarczał
odpowiedzialnością firmę budowlaną, która
z kolei obwiniała kolejnego podwykonawcę. Podmioty biorące udział w budowie obwiniały się
nawzajem, ale pieniędzy na zaległe wypłaty oraz
należne podwyżki nie znaleziono. Kiedy, pomimo
obietnic, sytuacja nie uległa zmianie a budowlańcy
nie ustępowali w naciskach - posypały się zwolnienia. Większość robotników-imigrantów nie
mogła pozwolić sobie na pozostanie w Berlinie
i zdecydowała się na powrót do domu. Ci, którzy zostali organizowali protesty przed centrum
handlowym oraz zwrócili się o wsparcie do Sekcji
Cudzoziemców Wolnego Związku Zawodowego
(Freie Arbeiterinnen- und Arbeiter-Union
– FAU; anarchosyndykalistyczna organizacja
związkowa). Wspólnymi siłami przez 30 dni, 6
dni w tygodniu, organizowano siedmiogodzinne
pikiety a sprawa trafiła do sądu pracy. Protesty pod centrum handlowym i pod siedzibami
firm odpowiedzialnych za jego budowę trwają
do dziś, a niemiecka opinia publiczna regularnie informowana jest o nieuczciwych praktykach
biznesu oraz mozolnej, ale przynoszącej pozytywne rezultaty batalii sądowej.
Sytuacja budowlańców z berlińskiego centrum
handlowego nie jest odosobniona. Takich przypadków jest w Niemczech znacznie więcej, nie
tylko w sektorze budowlanym, ale również
opiece, gastronomii i logistyce, gdzie migranci
i migrantki stanowią najłatwiejszy, a przez to
najczęstszy cel działań zmierzających do obniżenia wynagrodzeń i podwyższenia norm
wydajności w miejscu pracy. Zdaniem niemieckich organizacji pracowniczych, kraj ten buduje
swoje bogactwo poprzez tego rodzaju praktyki.
W takich przypadkach anty-pracownicze działania oraz ksenofobiczna postawa wobec „obcych”
idą w parze.
**** Walka pracowników logistyki w północnych Włoszech
Od 2009 r. zaprzyjaźniony z Inicjatywą Pracowniczą, radykalny włoski
związek zawodowy SI COBAS (Sindacato Intercategoriale Cobas
–
Międzybranżowy
Związek
“Komitety
Oddolne” wywodzący się z tradycji autonomii robotniczej z lat 70. XX wieku) organizuje
pracowników z sektora logistyki i wspiera ich
walkę o podwyżki płac i poprawę warunków
pracy. Walka ta jest prowadzona solidarnie
przez włoskich pracowników i pracownice oraz
imigrantów i imigrantki pochodzących głównie z Afryki Płn. i Indii. Pomimo niekorzystnego
dla pracowników układu sił (obecność dużych,
globalnych korporacji, które korzystają z wielu
podwykonawców zatrudniających personel na
umowach cywilnoprawnych lub na czarno), większość protestów prowadzonych przez SI COBAS
zakończyła się znaczącymi podwyżkami płac.
Sukces ten nie byłby jednak możliwy bez przełamania podziałów i uprzedzeń pomiędzy różnymi
grupami pracowników i pracownic logistyki.
Północne i centralne Włochy są obszarem, na
którym w ostatnich latach ulokowano wiele
magazynów i centrów logistycznych: miasta takie
jak Mediolan, Piacenza, Werona i Bolonia stały
się globalnym centrum przeładunkowym, zintegrowanym z portami w Genui i Wenecji. Swoje
zakłady mają tam takie korporacje jak Ikea, Amazon, TNT czy GLS. We wszystkich tych firmach
pracownicy od dawna skarżyli się na spadek
płac (w latach 90. Przeciętna osoba zatrudniona
w centrum logistycznym otrzymywała pensje
równą ok. 2 tys. Euro, obecnie jej zarobki wynoszą ok. 800 Euro), pracę w trybie „na wezwanie”,
częste, niepłatne przerwy w pracy wydłużające
dzień roboczy, obowiązkowe nadgodziny i pracę
w weekendy, nieprawidłowości w obliczaniu
pensji oraz ciągle rosnące normy wydajności
połączone z lekceważącym traktowaniem pracowników i pracownic przez przełożonych.
Wraz ze światowym kryzysem gospodarczym
z 2008 r. wiele firm z branży zredukowało wynagrodzenia o ok. 30% i jeszcze bardziej zaostrzyło
dyscyplinę w miejscu pracy. Mohamed, pracujący
w TNT członek SI COBAS opisuje to w następujący sposób: „200 osób musiało wykonywać
pracę 500, więc firma oszczędziła na pensjach
dla 300 osób. Przez pięć lat TNT przodowało
w rankingu wzrostu produktywności pośród firm
działających we Włoszech, ale nikt nie sprawdzał
w jakich warunkach odbywał się ten wzrost”.
Branża logistyczna we Włoszech jest zdominowana przez podwykonawców dużych
międzynarodowych korporacji, które zlecają
wiele zadań firmom formalnie zarejestrowanym jako „spółdzielnie”, ale realnie działającym
jak agencje pracy tymczasowej i chętnie korzystającym z tzw. elastycznych form zatrudnienia.
Dodatkowo, firmy te rekrutują pracowników
i pracownice głównie spośród społeczności imigranckich z krajów takich jak Egipt, Maroko
i Tunezja. Liczna jest także mniejszość imigrantów
i imigrantek z Indii. Stałą strategią firm jest wykorzystywanie różnic i podziałów między różnymi
grupami pracowników oraz wykorzystywanie
niepewnej sytuacji imigrantów i imigrantek w celu
utrzymywania niskich płac i rosnącej wydajności:
Naszym pierwszym problemem było
zjednoczenie wszystkich pracowników
i pracownic w firmie do wspólnej walki, do
zwalczania szantażu niskich płac i utraty
pracy oraz ciągłej presji [na wzrost wydajności] od której wielu z nas choruje. Aby
rządzić, oni [szefowie] nastawiają jednych
pracowników przeciwko innym: Włochów
przeciwko imigrantom (stanowiącym 90%
wszystkich zatrudnionych), Egipcjan przeciwko Marokańczykom itp. W GLS było
mnóstwo robotników z Indii, z których większość nie mówiła nawet po włosku – pracodawca korzystał z tego, żeby
jeszcze bardziej nas wyzyskiwać. Organizowaliśmy zebrania z chińskimi i indyjskimi
robotnikami, ale wyczuwaliśmy też napięcia pomiędzy nimi a robotnikami z krajów
arabskich. Pomimo tego powiedziałem
wtedy: „Zapomnijmy o tym skąd jesteśmy,
jesteśmy wszyscy pracownikami i wszyscy
jesteśmy wyzyskiwani. Na tym musimy się
skoncentrować”.
Mohamed, pracownik TNT zrzeszony w SI COBAS
W tych warunkach część pracowników zaczęła
rozważać zorganizowanie protestów, zgłaszając
się z prośbą o pomoc do związków. Związkiem,
który zaproponował im realne wsparcie był SI
COBAS – w odróżnieniu od innych central nie
chciał bowiem ograniczać się do (nieskutecznych) działań prawnych. Pracownicy zrzeszeni
w SI COBAS wybrali jako formę działania strajki
i blokady dróg wyjazdowych z centrów logistycznych. O sukcesie tej strategii przesądziło z jednej
strony to, że powstrzymywanie się od pracy pracowników wewnątrz sortowni było wspierane
przez solidarnościowe blokady „na zewnątrz”
zakładu pracy (co dawało pracownikom poczucie
siły i solidarności), a z drugiej, że nawet krótkie sparaliżowanie pracy centrów logistycznych
powodowały gigantyczne straty dla firm. Początkowo, same strajki w firmach takich jak GLS nie
przynosiły sukcesów i ich jedynymi skutkami
były zwolnienia strajkujących i długotrwałe batalie sądowe o przywrócenie ich do pracy. Gdy
jednak strajki połączono z solidarnościowymi
blokadami, poszczególne firmy stały się bardziej
skłonne do akceptacji żądań strajkujących. W tych
warunkach COBAS wymusił w kilku firmach podpisanie korzystnych porozumień: przykładowo,
w TNT zawarto ogólnokrajowe porozumienie
gwarantujące stałą liczbę godzin pracy, podwyżki
płac oraz płatne urlopy i zwolnienia chorobowe (pamiętajmy, że firma korzystała z umów
cywilnoprawnych, gdzie takie podstawowe
prawa pracownicze często nie obowiązują).
Oczywiście tak bojowa strategia wiązała się
z ryzykiem represji tak ze strony pracodawców,
jak i instytucji państwowych: zdarzały się zwolnienia najaktywniejszych związkowców, rozbijanie
protestów przez policję czy nawet sankcje karne
(krajowy koordynator SI COBAS, Aldo Milani
otrzymał np. trzyletni sądowy zakaz przebywania
na terenie miasta Piacenza). Związek odpowiedział jednak na represje masową mobilizacją
i akcjami solidarnościowymi: w kwietniu 2013
r. ok. 1000 osób manifestowało w Piacenzie aby
zaprotestować przeciwko sądowym represjom
wymierzonym w aktywistów COBAS; związek
powołał też „kasę solidarnościową” aby wspierać
osoby, które utraciły pracę ze względu na swoje
zaangażowanie w walkę o prawa pracownicze.
W tych warunkach, w marcu 2013 odbył się
pierwszy ogólnokrajowy strajk sektora logistycznego we Włoszech. Trwał on 24 godziny
i objął zakłady zlokalizowane w Mediolanie,
Bolonii, Padwie, Weronie i Treviso. Jego głównym celem było wymuszenie na pracodawcach
z branży logistycznej podpisania krajowego
układu zbiorowego, uznającego cały personel
za pracowników (w tym także osoby pracujące
na umowach cywilnoprawnych), wprowadzającego podwyżki płac i poprawę bezpieczeństwa
i higieny w miejscu pracy. Układu póki co nie podpisano, ale presja wywierana przez SI COBAS
stwarza możliwość zawarcia go w przyszłości.
Patrząc na trudne warunki do organizowania pracowników i pracownic oraz krótki okres czasu
(6 lat) przez który SI COBAS prowadził swoje
działania w branży logistyki, osiągnięcia związku
można bez wątpienia uznać za sukces. Nie udałoby
się go jednak osiągnąć, gdyby związek oraz pracownicy i pracownice nie wyszli poza „narodowy
egoizm” i nie spróbowali włączyć wszystkich
zatrudnionych – bez względu na kraj pochodzenia – we wspólne działania. Płynie stąd wniosek,
że wspólnota i solidarność są najlepszymi gwarancją sukcesu w walce o prawa pracownicze.
Świetnie podsumowuje to Karim – imigrant pełniący funkcję delegata związkowego SI COBAS:
Zaczęliśmy budować radykalny ruch, nie tylko w logistyce. Pracownicy logistyki często biorą udział w demonstracjach na rzecz praw lokatorów i lokatorek
i wspierają walki innych branż. Nie skupiają się wyłącznie na sektorze logistycznym. Teraz
wspierają pracowników sektora metalowego, a wcześniej pomagali personelowi hoteli.
Karim, delegat SI COBAS
*** Alternatywy dla strachu, alternatywy dla "Twierdzy Europa"
Masowy napływ do Europy uchodźców i uchodźczyń z krajów Bliskiego
Wschodu i związany z nim kryzys polityczny Unii Europejskiej dał
prawicy pretekst do rozpętania kampanii propagandowej podsycającej strach i niechęć do osób
spoza Europy. W Polsce początkowo kampania
ta była prowadzona przez skrajne organizacje
nacjonalistyczne (tworzące Ruch Narodowy:
Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolska), ale z czasem włączyły się w nią także
partie i media konserwatywne (Prawo i Sprawiedliwość oraz związane z nim media takie
jak „wSieci”) oraz prawicowi populiści (Janusz
Korwin-Mikke, Paweł Kukiz). Podobne treści
– choć innymi słowami – wyrażali także politycy i polityczki rządzącej koalicji PO-PSL.
Niezależnie od różnic między wyżej wymienionymi środowiskami, prawicowa propaganda nt.
migracji miała podobne cele i techniki:
- Starała się wytworzyć poczucie zagrożenia dla
„polskiej kultury” i „cywilizacji europejskiej”,
określając zjawisko migracji i napływu uchodźców takimi terminami jak: (planowana) „inwazja”
czy „szturm na UE”. Użycie takiego języka miało
wywołać jednoznaczne skojarzenia, że przybycie do Europy osób uciekających z Bliskiego
Wschodu jest dla nas zagrożeniem;
- Przedstawiała wszystkich uchodźców i uchodźczynie w sposób stereotypowy: jako „leniwych
Arabów” (chcących tylko korzystać z niemieckich zasiłków), „islamskich terrorystów”,
„nie-integrującą się społeczność dążącą do
wprowadzenia prawa szariatu”;
- Przedstawiała prawicowe idee i doktryny
jako „tarczę” broniącą Polskę i Europę przed
„zagrożeniem” – w ostatniej kampanii wyborczej przed wyborami do Sejmu i Senatu
powszechne było odwołanie się do strachu
przed imigrantami i imigrantkami przy jednoczesnym forsowaniu prawicowych programów
gospodarczych (obniżka podatków dla najbogatszych, cięcia socjalne) i politycznych (polityka
historyczna sprowadzona do promocji historii
prawicowych partii i organizacji politycznych).
- Przedstawiała Unię Europejską jako strukturę
“anty-polską” dążącą do celowego ulokowania
w Polsce imigrantów i imigrantek, których „nie
chce polskie społeczeństwo” – taka krytyka
UE jest prowadzona z pozycji konserwatywno-liberalnych, w ramach których krytykowana
jest koncepcja solidarnego wsparcia wszystkich
państw UE dla osób uciekających z Bliskiego
Wschodu i Afryki.
Chociaż początkowo większość Polaków i Polek
była bardzo pozytywnie nastawiona do pomocy
osobom uciekającym do Europy z Bliskiego
Wschodu, to jednak masowa kampania propagandowa prawicy (tak na polu medialnym, jak
i poprzez różne „marsze przeciwko islamizacji”)
odniosła względny sukces: wg. danych CBOS, w okresie od maja do sierpnia nastąpił gwałtowny spadek odsetka osób zgadzających się
z opinią, że Polska powinna przyjąć uchodźców.
Gazeta Prawna podała na początku września, że
„odsetek osób chcących przyjmować uchodźców spadł od majowego badania o 16 punktów
procentowych, a niechętnych temu wzrósł
o 17 punktów.” Pomimo tak znaczącego spadku,
w sierpniu br. Ciągle większość badanych
osób (56%) opowiadała się za przyjmowaniem
uchodźców, a przeciwna temu było 38% osób.
Sukcesy prawicowej kampanii strachu stanowią
poważne zagrożenie dla ruchu pracowniczego
z czterech podstawowych powodów:
1. Na antyimigranckich kampaniach propagandowych budują swoje poparcie partie polityczne
głoszące antypracowniczy program gospodarczy
(jak np. KORWIN postulujący radykalne ograniczenie uprawnień związków zawodowych,
masową prywatyzację oraz likwidacje świadczeń
socjalnych z systemu pomocy społecznej);
2. Wiara w „zagrożoną polską wspólnotę” podstawia pod rzeczywisty konflikt pracodawców
i pracowników fantazję na temat wspólnego
interesu narodowego. W myśl wyobrażonej
narodowej wspólnoty wyzysk pracowników staje
się akceptowalny, a złudne poczucie przynależności do jednej narodowej rodziny z (polskim)
pracodawcą pozwala usprawiedliwiać nawet
najbardziej brutalne formy antypracowniczej
opresji;
3. Uprzedzenia i podziały w ramach klasy pracującej, które tworzą w jej ramach grupy określone
ze względu na narodowość czy wyznanie prowadzą do osłabienia siły przetargowej wszystkich
pracowników i pracownic. Podzielonym pracownikom i pracownicom trudniej jest walczyć
o swoje – skuteczna walka wymaga bowiem
wspólnego działania.
4. Prawicowe spojrzenie na Bliski Wschód jest
fałszywe i absurdalne: przedstawia autorytarne
rządy z tego regionu i toczące się tam od lat
konflikty jako efekt „bliskowschodniej kultury”,
pomija tym samym rolę, jaką w nich odgrywała
polityka autorytarnych reżimów wspieranych
przez kraje Europy i USA (Turcja, Arabia Saudyjska, Izrael).
Inicjatywa Pracownicza od początku swojego
powstania promuje wartości i idee sprzeczne
z prawicowym postrzeganiem rzeczywistości:
stara się podkreślać jak ważna jest solidarność
wszystkich pracowników i pracownic ponad
podziałami oraz promować międzynarodową
współpracę związków zawodowych i organizacji pracowniczych. Przykładem takiej deklaracji
jest dokument „Nasza strategia działania” przyjęty na IX Zjeździe Delegatów i Delegatek:
„Podstawą naszych działań jest solidarność całej klasy pracującej – aktywnie
zwalczamy podziały wytwarzane przez
państwo i kapitał i działamy na rzecz
odtworzenia wspólnoty wszystkich osób
utrzymujących się z pracy najemnej.”
Nasza strategia działania – dokument przyjęty na IX Krajowym Zjeździe Delegatów
i Delegatek Inicjatywy Pracowniczej
Do konieczności współpracy pracowników
i pracownic ponad granicami odnosi się natomiast dokument „Wytyczne programowe OZZ
IP” (także przyjęty na IX Zjeździe Delegatów
i Delegatek oraz Deklaracja Ideowa (przyjęta na
Zjeździe w 2009 r.):
„Ruch pracowniczy musi być tak globalny
jak kapitalizm – ponieważ na nasze życie
wpływają nie tylko lokalni pracodawcy
i władze państwowe, ale i międzynarodowe korporacje i organizacje polityczne
i ekonomiczne. Inicjatywa Pracownicza
wspiera proces koordynacji walk i współpracy pomiędzy związkami odwołującymi
się do tradycji anarchosyndykalistycznej
oraz klasowymi i alternatywnymi związkami zawodowymi.”
Wytyczne Programowe – dokument przyjęty na IX Krajowym Zjeździe Delegatów
i Delegatek Inicjatywy Pracowniczej
„Uważamy za niezbędną międzynarodową solidarność ruchu związkowego
i pracowniczego.”
Deklaracja ideowa OZZ Inicjatywa Pracownicza – przyjęta na Krajowym Zjeździe
Delegatów Inicjatywy Pracowniczej w 2009 r.
Chociaż w przypadku Polski, podziały w ramach
klasy pracującej najczęściej dotyczą nierównego traktowania kobiet i braku solidarności
między poszczególnymi zakładami pracy i branżami, to jednak wraz z postępami globalizacji
i narastającym kryzysem światowej gospodarki
kapitalistycznej w sposób naturalny dojdą do
nich podziały religijne i rasowe. Już teraz daje się
zaobserwować napływ pracowników i pracownic uciekających z pogrążonej w wojnie Ukrainy,
a przy dalszym trwaniu wojny w Syrii oraz pogłębiającym się chaosie w Iraku i Afganistanie
z czasem pojawią się u nas także pracownicy
i pracownice z tych państw.
Co więcej – i co jest szczególnie ważne w przypadku problemów społecznych związanych ze
zjawiskiem migracji – Inicjatywa Pracownicza
zawsze promowała wizję związku zawodowego
jako organizacji, która reprezentuje nie tylko
pracowników i pracownice „w miejscu pracy”,
ale traktuje problemy pracownicze szerzej:
włączając w nie np. problemy pracowników i pracownic pozbawionych pracy (bezrobotnych), czy
nie wykonujących jej ze względu na stan zdrowia,
wiek albo konieczność urodzenia i wychowania
dzieci. W takiej perspektywie, związek zawodowy walczy nie tylko o wyższe płace i lepsze
warunki pracy, ale i działa na rzecz zagwarantowania wszystkim prawa do dochodu w sytuacji
utraty pracy lub niemożności znalezienia zatrudnienia. Innymi słowy, jednym z zadań związku
zawodowego jest walka o wyższe zasiłki i świadczenia – dla wszystkich. Taka perspektywa jest
obecna praktycznie we wszystkich podstawowych dokumentach programowych OZZ
Inicjatywa Pracownicza:
„Ruch związkowy postrzegamy jako szeroki ruch społeczny, który nie zamyka się
w bramach zakładu pracy – na nasze
życie wpływa nie tylko sfera produkcji, ale
i reprodukcji. Z tych powodów priorytetem
jest dla nas zaangażowanie w walki lokatorskie, na rzecz praw kobiet, inicjatywy
antymilitarystyczne i ekologiczne oraz
wsparcie dla osób bezrobotnych i emerytów i emerytek.”
Nasza strategia działania – dokument przyjęty na IX Krajowym Zjeździe Delegatów i
Delegatek Inicjatywy Pracowniczej
„Walczymy o odzyskanie kontroli nad
naszym życiem, zarówno w zakładzie
pracy, jak też w miejscu zamieszkania.”
Deklaracja ideowa OZZ Inicjatywa Pracownicza – przyjęta na Krajowym Zjeździe
Delegatów Inicjatywy Pracowniczej w 2009 r.
Wszystko to logicznie prowadzi do jednoznacznego odcięcia się Inicjatywy Pracowniczej od
organizacji i inicjatyw tworzących i wzmacniających podziały w ramach klasy pracującej – przede
wszystkim tych wywodzących się z różnych nurtów radykalnej prawicy:
„Odcinamy się od wszelkich idei, organizacji i inicjatyw o charakterze rasistowskim,
szowinistycznym, seksitowskim czy homofobicznym. Związek zawodowy jest
organizacją wszystkich pracowników i pracownic, a naszymi przeciwnikami jest
kapitał i państwo, a nie inni pracownicy
i pracownice.”
Nasza strategia działania – dokument przyjęty na IX Krajowym Zjeździe Delegatów i
Delegatek Inicjatywy Pracowniczej
Jest więc jasne, że w kwestii migracji nasz związek
musi radykalnie przeciwstawić się prawicowej
nagonce na imigrantów i imigrantki oraz okazać
solidarność zarówno z osobami, które przybywają do Europy z krajów Bliskiego Wschodu
i Afryki Północnej, jak i społecznościami, które
w tych regionach świata padają ofiarami terroru fanatyków religijnych z ISIS oraz pro-amerykańskich reżimów, takich jak Turcja czy Izrael.
W pierwszej kolejności wymaga to odczarowania debaty o migracjach i podważenia mitów,
jakie na temat uchodźców rozpowszechnia prawica:
Mit 1: „Mamy do czynienia nie z uchodźcami
wojennymi, ale z imigrantami ekonomicznymi” –
wg. danych UNHCR 53% osób, które w 2015 r
przybyły do Europy uciekło z Syrii, kolejne 18%
- z Afganistanu, 6% z Iraku i 5% z Erytrei. Łącznie, 82% uchodźców i uchodźczyń pochodzi
więc z krajów, w których trwa wojna lub innego
typu konflikty zbrojne. Odsyłanie ich „do domu”
oznacza więc wydanie na nich wyroku śmierci
lub skazanie na egzystencję w przepełnionych
i często niedostatecznie zaopatrzonych obozach
dla uchodźców w Turcji, Libanie, Jordanii, Syrii
i Iraku.
Mit 2: „Na naszą pomoc zasługują tylko chrześcijanie, a muzułmanie są dla nas zagrożeniem”
– społeczność muzułmańska na Bliskim Wschodzie nie jest monolitem: istnieją tam radykalne,
fanatyczne organizacje terrorystyczne takie jak
Państwo Islamskie (ISIS), ale ich ofiarami padają
nie tylko chrześcijanie. ISIS stosuje terror przede
wszystkim wobec społeczności muzułmańskich,
które nie chcą się jej podporządkować (głównie Szyitom i Szyitkom) oraz przedstawicielom
i przedstawicielkom innych wyznań (Alawitom
i Alawitkom, Jazydom i Jazydkom, społeczności
druzyjskiej i wielu innym). Syryjscy muzułmanie i muzułmanki mają więc wszelkie podstawy
do tego, żeby uciekać z terenów opanowanych
przez tę organizację. Musimy też pamiętać, że
większość islamskich organizacji pozarządowych
i związków wyznaniowych stanowczo potępia
ISIS i przeciwstawia się jej ideologii.
Mit 3: „Społeczności imigrantów i imigrantek
będą generować problemy społeczne tworząc
getta i odrzucając „nasze” wartości i kulturę” –
getta i biedne dzielnice powstają nie ze względu
na wyznawaną religię czy kraj pochodzenia, ale
ze względu na procesy ekonomiczne i politykę
państwową. Masowe zwolnienia i deindustrializacja powodujące bezrobocie, cięcia socjalne (zasiłków dla bezrobotnych, świadczeń z pomocy
społecznej), kryzys publicznego mieszkalnictwa
i spekulacyjna działalność banków w połączeniu
z zaostrzaniem polityki karnej i coraz bardziej
agresywnymi działaniami służb porządkowych
w połączeniu z rosnącymi uprzedzeniami i kampaniami nienawiści ze strony skrajnej prawicy
są głównymi czynnikami, które prowadzą do
okresowych wybuchów protestów społeczności imigranckich w krajach takich jak Francja czy
Wielka Brytania. Z drugiej strony istnieje szereg pozytywnych przykładów na to, jak imigranci
i imigrantki włączały się w działania związków zawodowych i prowadzili i prowadziły wspólną
walkę razem z europejskimi pracownikami i pracownicami.
Mit 4: „Nie stać nas na utrzymywanie uchodźców w sytuacji, gdy wiele Polaków i Polek żyje
w biedzie” – prawa do godnego życia, dachu nad
głową i dochodu gwarantującego życie bez strachu przed biedą są niepodzielne i nie można ich
odmawiać komukolwiek ze względu na jego lub
jej pochodzenie czy wyznawaną religię. Obecnie,
główne koszty pomocy uchodźcom i uchodźczyniom spadają na biedne kraje Bliskiego Wschodu
(takie jak Liban), które przyjęły ich najwięcej.
Społeczeństwa Europy – w tym społeczeństwo
polskie mają wystarczające zasoby i bogactwo by
zapewnić nie tylko godny byt swoim obywatelom i obywatelkom, ale również pomóc ofiarom
wojen w innych regionach świata. Problemem
nie jest liczba osób wymagających wsparcia, ale
nierówny podział dochodu narodowego i skrajne
nierówności społeczne. To nie imigranci
i imigrantki są przyczyną ubóstwa, ale kapitaliści i elity polityczno-biznesowe, które zagarniają
lwią część bogactwa, na które pracują pracownicy i pracownice.
Mit 5: „Niech osoby, które chcą pomagać
uchodźcom same przyjmą kogoś do domu”
– kryzysu humanitarnego o tak dużej skali nie
da się rozwiązać indywidualną działalnością
humanitarną „ludzi dobrej woli” – uchodźcy
i uchodźczynie potrzebują nie tylko dachu nad
głową, ale i możliwości nauki języka, posyłania
dzieci do szkoły, korzystania z usług publicznych,
dochodów umożliwiających przeżycie i szeregu
innych form wsparcia, których nie jest w stanie
zapewnić nawet największa organizacja pozarządowa. Co więcej, nawet najlepsze i największe
wsparcie dla osób, które już dotarły do Europy
nie rozwiązuje problemów kolejnych milionów,
którym w Syrii, Iraku czy krajach Afryki Północnej grozi głód, bezdomność lub przemoc ze
strony sił zbrojnych.
Nasze działania nie mogą się jednak ograniczać
tylko i wyłącznie do propagandy i zaangażowania w dyskusje. Konieczne są także działania
praktyczne – zarówno nakierowane na pomoc
uchodźcom i uchodźczyniom, jak i wspierające
postępowe ruchy społeczne w krajach Bliskiego
Wschodu:
1.Stwórzmy związek zawodowy, który
będzie otwarty także na pracowników i pracownice, którzy i które przyjeżdżają do Polski
z innych krajów. Warszawska Komisja Środowiskowa podjęła już taką próbę przygotowując
materiały informacyjne dla pracujących w Polsce
Ukraińców i Ukrainek – informujące ich o podstawowych prawach pracowniczych i zachęcające
do wstępowania do związku. Analogiczne działania powinniśmy rozpocząć wobec innych
społeczności imigranckich żyjących w Polsce.
2. Aktywnie wspierajmy te organizacje
społeczne, które w regionie Bliskiego Wschodu
przeciwstawiają się fanatyzmowi religijnemu.
Najlepszym przykładem jest tu społeczność
kurdyjska, która powstrzymała tegoroczną ofensywę ISIS i stworzyła na kontrolowanych przez
siebie regionach Syrii samorząd oparty o demokracji bezpośredniej, gwarantujący prawa kobiet
i realizujący ideały równości społecznej. Innym
przykładem jest wsparcie, jakie otrzymuje palestyński ruch związkowy od zaprzyjaźnionych
z Inicjatywą Pracowniczą związków zawodowych
z Hiszpanii, Szwecji i Włoszech. Warszawska
Komisja Środowiskowa stara się od lipca br.
rozwijać kontakty z mieszkającą w Polsce społecznością kurdyjską i wspierać jej działania
nakierowane na respektowanie praw Kurdów
i Kurdyjek w Turcji oraz Europie.
3. Działajmy na rzecz likwidacji przyczyn
obecnego kryzysu humanitarnego – w ubiegłym
roku Komisja Krajowa Inicjatywy Pracowniczej
wyraziła poparcie dla kampanii „Bojkot-Wycofanie Inwestycji-Sankcje”, której celem jest
wywarcie międzynarodowej presji na Izrael aby
zaczął respektować prawa społeczności Palestyńskiej i skończył z polityką apartheidu. Takie
inicjatywy – nakierowane na zakończenie polityki terroru i apartheidu na Bliskim Wschodzie
są najlepszym sposobem na likwidacje przyczyn
obecnej katastrofy humanitarnej, która dotknęła
ten region. Jednocześnie nie możemy zapominać, że ustabilizowanie się sytuacji na Bliskim
Wschodzie będzie procesem powolnym, a wielu
osobom trzeba pomóc „tu i teraz”.
4. Aktywnie wspierajmy inicjatywy nakierowane na pomoc uchodźcom i uchodźczyniom
oraz organizujące wsparcie dla społeczności
imigranckich w Europie. Podczas wrześniowej
manifestacji w Warszawie organizowanej pod
hasłem „Uchodźcy serdecznie witani” Warszawska Komisja Środowiskowa przekazała
kilkadziesiąt koców i śpiworów Fundacji Ocalenie, która organizuje pomoc dla uchodźców
przybywających do Europy. Z kolei w maju br.
braliśmy udział w demonstracji przeciwko Frontexowi (unijnej agendzie powołanej do „ochrony
granic” UE). Tego typu działania musimy w przyszłości prowadzić z większą systematycznością
i na szerszą skalę.
*** Dodatek: Ukraińscy imigranci i imigrantki w Polsce - najsłabsze ogniwo polskiego rynku pracy
W
odróżnieniu od krajów Europy
Zachodniej, USA i Kanady,
Polska nie stanowi celu masowych migracji pracowniczych
i uchodźstwa dla setek tysięcy osób z całego
świata, a nasz kraj na arenie międzynarodowej
kojarzony jest jako eksporter, a nie importer siły
roboczej. Nie oznacza to jednak, że nie występuje tu zapotrzebowanie na tanich pracowników
z krajów o jeszcze bardziej niestabilnej sytuacji.
Migracja z Ukrainy nie jest nowym zjawiskiem,
kraj ten już dekadę temu nazywany był „Meksykiem Europy” (w nawiązaniu do znaczenia
jakie migranci z tego kraju mają dla gospodarki
Stanów Zjednoczonych). Politycy, publicyści,
liderzy organizacji pozarządowych oraz różnego
rodzaju „moralne autorytety” od lat prześcigają się w deklaracjach sympatii wobec Ukrainy
i jej obywateli oraz deklarują konieczność zaprowadzenia u wschodniej sąsiadki „demokracji” i
przestrzegania praw człowieka. Antyrządowe
protesty na kijowskim Majdanie, polityczny kryzys, aneksja Krymu przez Rosję i wojna domowa
na wschodzie kraju dodatkowo spotęgowały
„pro-demokratyczne” nastroje i pokazowe
poczucie „współodpowiedzialności” za losy
sąsiadów. Równie chętnie Polska przyjmuje
pracowników i pracownice oraz studentów i studentki z tego, pogrążonego w kryzysie kraju.
Według szacunkowych danych, w Polsce pracuje
około 500 000 obywateli i obywatelek Ukrainy. Ich dokładna liczba jest trudna do ustalenia
ze względu na przeważający sezonowy charakter wykonywanej pracy oraz różne systemy wiz
i zezwoleń na pracę jakie obowiązują dla obywateli tego kraju. Z tych samych powodów
niejednoznaczne jest rozróżnienie na imigrantki
i imigrantów „legalnych - nielegalnych”; „udokumentowanych - nieudokumentowanych”.
Znajdują oni zatrudnienie w różnych sektorach,
ale przede wszystkim są to: rolnictwo i sadownictwo, budownictwo, opieka domowa i sprzątanie,
handel i usługi oraz transport (kierowcy autobusów oraz „pseudotaksówek”). Jak na razie
niewiele wiadomo o ich zarobkach oraz warunkach pracy i zakwaterowania, jednak do opinii
publicznej oraz do związków zawodowych sporadycznie docierają informacje o mężczyznach
pracujących na budowie po kilkanaście godzin bez
ubezpieczenia i sprzętu ochronnego; o kobietach
przetrzymywanych w niewolniczych warunkach
w gospodarstwach rolnych; o mieszkających
w przepełnionych i wilgotnych pomieszczeniach
kierowcach autobusów zmuszanych do pracy w trybie uniemożliwiającym regenerację organizmu.
Sytuacja imigrantów i imigrantek (wszystkich,
nie tylko z Ukrainy) na rynku pracy jest ciężka,
pozbawieni/pozbawione oszczędności, sieci kontaktów często zdani/ne są na łaskę i niełaskę
pracodawcy. Upomnienie się o podwyżkę, zaległą
wypłatę czy skrócenie czasu pracy może oznaczać dla nich nie tylko utratę zatrudnienia ale
również prawa do pobytu w Polsce. W szczególnie ciężkiej sytuacji są młodzi mężczyźni, którym
w razie powrotu na Ukrainę, grozi powołanie do
wojska (a mało kto ma ochotę walczyć i ginąć
za państwo, które nie zapewnia swoim obywatelom i obywatelkom egzystencjalnego minimum).
Zadaniem oddolnych i internacjonalistycznych
związków zawodowych jest organizowanie
wszystkich pracowników najemnych niezależnie od wykonywanej przez nich pracy, rodzaju
posiadanej umowy (lub jej braku), obywatelstwa,
pochodzenia etnicznego czy statusu w kraju,
w którym pracują. Sytuacje w konkretnych miejscach pracy oraz pozycja ruchów pracowniczych
są różne w zależności od poszczególnych krajów.
Rozwiązania wypracowane w Niemczech, czy
Włoszech nie zawsze muszą dać się przenieść
na polski grunt. Jednak podstawowe mechanizmy wyzysku i wykorzystywania ciężkiej sytuacji
imigrantów do zwiększenia zysku pracodawcy
i spacyfikowania krytycznych nastrojów i zapewnienia karności pracowników występują w każdej
wolnorynkowej gospodarce. Warto więc, przy
uwzględnieniu specyfiki branży oraz uwarunkowań polskiego rynku pracy, brać przykład ze
sprawdzonej taktyki jaką jest budowanie solidarności wśród pracowników i pracownic - bez
uprzedzeń, fałszywej dumy i poczucia wyższości,
bez nacjonalizmu i ksenofobii - ponad wszelkimi
narzuconymi przez państwo i kapitał podziałami!
[1] Podstawą poniższego tekstu jest artykuł Jane Hardy, „Migration, migrant workers and capitalism” opublikowany na stronie brytyjskiego kwartalnika „International Socialism”, całość (w języku angielskim): http://isj.org.uk/migration-migrant-workers-and-capitalism/