Anarchistyczni indywidualiści nie przedstawiają siebie jako proletariuszy, dbających tylko o poprawienie swojej materialnej sytuacji, przywiązanych do klasy, która jest zdeterminowana do tego, by zmienić świat i zastąpić obecne społeczeństwo nowym. Anarchiści indywidualistyczni osadzają siebie w teraźniejszości; obrzydzeniem napełniłaby ich próba urabiania przyszłych pokoleń po to, by te uformowały społeczeństwo mające, podobno, zapewnić im szczęście, z tego prostego powodu, że z punktu widzenia indywidualisty szczęście jest wyzwaniem, sprawą wewnętrznego samorealizownia się jednostek.

Nawet jeśli uwierzyłbym w skuteczność uniwersalnej zmiany, poprzez wprowadzenie dobrze opracowanego systemu (w domyśle: systemu społecznego – przyp. tłum.), bez nadanego z góry kierunku, sankcji czy narzuconych obowiązków[1], jednak nie wiem, jakim prawem mógłbym przekonywać innych, że to jest najlepsze wyjście. Na przykład, ja chcę żyć w społeczeństwie, z którego znikł ostatni ślad autorytetu, ale, szczerze mówiąc, nie jestem pewny czy „masy”, by nazwać je tak, jak na to zasługują, są w stanie żyć bez niego.
Chcę żyć w społeczeństwie, w którym każdy jego uczestnik myśli za siebie, ale gdy widzę, jak bardzo atrakcyjne są dla mas reklamy, prasa, bzdurne czytadła i sponsorowane przez Państwo rozrywki, zastanawiam się czy kiedykolwiek człowiek będzie w stanie zastanawiać się i sądzić niezależnie. Ktoś mógłby mi odpowiedzieć, że rozwiązanie problemów społecznych przemieni każdego człowieka w mędrca. Jest to jednak niczym niepodparta obietnica, w każdym ustroju dotychczas niemało było też mędrców. A skoro nie wiem, która forma społeczeństwa z największym prawdopodobieństwem zapewniłaby wewnętrzną harmonię i równość w społecznej jedności, powstrzymuję się od teoretyzowania.

Gdy wspominane jest “dobrowolne zrzeszanie się”, dobrowolne poddawanie się planowi, projektowi, włączanie się w akcję, to trzeba zauważyć, że dobrowolność pociągają za sobą możliwość odmowy zrzeszenia się, posłuszeństwa założeniom planu i współdziałania. Wyobraźmy sobie planetę poddaną jednemu modelowi społecznego współżycia; w jaki sposób mógłbym funkcjonować w takim systemie, gdyby mi on całkowicie nie odpowiadał? Pozostałyby tylko dwie możliwości: przyłączyć się lub zginać. Utrzymuje się, że gdyby została rozwiązana „kwestia społeczna”, nie byłoby już miejsca na nonkonformizm, opór itd... ale to właśnie w momencie, gdy ta kwestia zostanie rozwiązana ważnym będzie postawić nowe lub powrócić do starych rozwiązań, by uniknąć stagnacji.

Jeśli istnieje jakakolwiek “Wolność”, którą postawić można ponad jednostkami, jest ona, z pewnością, niczym więcej, jak manifestacją i mieszaniną ich poglądów. Istnienie społeczeństwa zorganizowanego na zasadzie jedności ideologicznej uniemożliwia wszelką wolność słowa, czy wyrażania sprzecznych, (z ogólnie przyjętymi – tłOmacz) poglądów. Jak mógłbym opierać się dominującemu systemowi, proponować inny, czy proponować powrót do starego, jeśli środki pozwalające przedstawić mój punkt widzenia, czy środki potrzebne do publikacji moich krytyk byłyby w posiadaniu przedstawicieli panującego reżimu? System musi być zdolny do przyjmowania krytyki i poszukiwać lepszych rozwiązań problemów społecznych, w innym wypadku, pomimo jego „izmu”, nie jest lepszy od każdego innego. Albo dopuści opozycje, secesję, schizmę, podział na frakcje, konkurencję, albo nic nie będzie go różniło od dyktatury. „Izmowy” reżim będzie bez wątpienia twierdził, że władzę uzyskał od mas, że nie sprawuje swojej władzy czy kontroli inaczej, niż poprzez delegację zjazdów czy kongresów; ale dopóki nie pozwoli radykałom i ludziom odpornym na naciski z zewnątrz wyrażać swoich poglądów i wynikającego z nich zachowania, doputy reżim ten będzie tylko systemem totalitarnym. Wymierne osiągnięcia dyktatury, którymi może się szczycić nie mają tu znaczenia.. Niezależnie od tego, czy panuje niedostatek czy sytość, dyktatura pozostaje dyktaturą.

Pozostaje pytanie, dlaczego nazywam mój indywidualizm “anarchistycznym indywidualizmem”? Po prostu dlatego, że Państwo jest najlepiej zorganizowaną formą oporu przeciwko potwierdzeniu indywidualności jednostki (tłOmacz wie, że brzmi to maślano-maslanie, ale nie umiał inaczej wybrnąć ze zwrotu angielskiego). Czym jest państwo? Organizmem, który sam siebie uznaje za przedstawiciela ciała społecznego, do którego delegowana jest władza, władza wyrażającą wolę autokraty lub ludowej suwerenności. Władza ta nie służy niczemu innemu oprócz utrzymywanie określonej struktury społeczeństwa. Ale jednostka nie może realizować swoich celów, gdy istnieje Państwo, uosobienie Społeczeństwa, bo, jak mówi Palante: „Każde społeczeństwo wyzyskuje i będzie wyzyskiwać, uzurpować, dominować i tyranizować. Nie z przypadku, ale z racji swojej natury”. Jednak indywidualista nie pozwoli się wyzyskiwać, nie pozwoli na uzurpację i na tyranizowanie siebie, i nie odda swoje suwerenności.

Społeczeństwo może ograniczać jednostkę tylko dzięki Państwu, zarządcy Społeczeństwa. Nie ważne gdzie jednostka skieruje swoje drogi, zawsze natyka się na Państwo i wykonujących rozkazy Państwa, którzy nie dbają wcale o to, czy narzucane przez nich regulacje przewidują różnorodność tych, których regulować mają. Indywidualiści naszej szkoły pozbyli się państwa jako celu lub postulatu. Dlatego nazywają się anarchistami
Błędem byłoby jednak myśleć, że indywidualiści należący do naszej szkoły są anarchistami (słowo an-archia, etymologicznie, oznacza tylko negację państwa i nie dotyczy innych problemów) tylko w stosunku do Państwa – czy to w formie Zachodnich demokracji, czy państw totalitarnych. Indywidualiści buntują się z takich pozycji, jakie są im dostępne, samotni lub zrzeszeni przeciwko wszystkiemu, co jest władzą i dominacją, zarówno ekonomiczną, jak i polityczną, estetyczną jak i intelektualną. Przecież ostatecznie grupa czy federacja może sprawować władzę równie absolutną, co państwo, jeśli tylko przyjmie w danej sprawie wszystkie możliwe formy działania.

Jedyną organizacją społeczeństwa, na której rozwój pozwolili by indywidualiści, byłaby ta, która pozwala na jednoczesną różnorodność doświadczeń i działań, której sprzeciwiają się wszelkie zgrupowania parte na ideologicznej ekskluzji, które, jeśli się nad tym zastanowić, grożą integralności jednostki w momencie gdy wspomniana ekskluzja stara rozciągnąć się na tych, którzy nie są uczestnikami grupy. Nazwanie tego anty-państwowym nastawieniem prowadziłoby tylko do maskowania działań powodowanych chęcią przewodzenia ludzkiemu stadu.

Napisałem powyżej, że jest niezbędnym upierać się przy tej kwestii. Na przykład, anarchistyczny komunizm zaprzecza Państwu i wyrzuca je ze swojej ideologii; ale ożywia je, chcąc zastąpić osobisty osąd społeczną organizacją. Tak więc jeśli anarchizm indywidualistyczny jako wspólną koncepcję z anarchizmem komunistycznym ma negację państwa, "arche", jednocześnie w tym właśnie punkcie znajdujemy rozbieżność pomiędzy oboma nurtami. Anarchistyczny komunizm stawia się w ekonomiczne ramy, na terytorium walki klasowej, jednoczy się z syndykalizmem (ma do tego prawo), ale anarchizm indywidualistyczny umieszcza siebie na planie psychologicznym, i dlatego skupia się na oporze wobec społecznego totalitaryzmu, a jest to coś zupełnie innego (naturalnie, anarchistyczny indywidualizm zajmuje się wieloma ścieżkami ludzkiej aktywności i edukacji: filozofią, literaturą, etyką itd., ale ja chciałem precyzyjnie ukazać jedynie kilka aspektów naszego stosunku do otaczającego nasz środowiska społecznego). Nie zaprzeczam, że nie jest to coś bardzo nowego, ale jest to postawa do której warto wracać od czasu do czasu.

[1] Zmieniłem trochę treść w tym przypadku – w angielskiej wersji, z której tłumaczyłem, napisane jest po prostu „obowiązku” = obligation. Ale nie sądzę, by po polsku obowiązek wiązał się z przymusem, a przyjmowanie na siebie dobrowolnie obowiązków to raczej nie była praktyka, którą potępiłby w czambuł Armand (mógłby jej najwyżej nie pochwalać, ale nie potępić).