Tytuł: Kapitał Karola Marksa
Osoba autorska: Carlo Cafiero
Data: 1879
Notatki: Przekład w oparciu o tłumaczenie angielskie. Wszystkie cytaty z Kapitału na podstawie wydania Książki i Wiedzy z roku 1951. Wydane przez nieporządek.
c-c-carlo-cafiero-kapital-karola-marksa-1.png

Nota tłumacza na język angielski

Z wielką dumą i niecierpliwością prezentuję pierwsze kompletne angielskie tłumaczenie streszczenia Kapitału Karola Marksa autorstwa Carlo Cafiero. Mam nadzieję, że praca ta przyczyni się do realizacji pierwotnego celu, jaki przyświecał Cafiero przy pisaniu tej książki: rozwijania świadomości klasowej i znajomości podstaw ekonomii marksistowskiej wśród robotników, aktywistów i studentów. Biorąc pod uwagę długość pierwszego tomu Kapitału ci, którzy nie mają odpowiedniego czasu lub umiejętności, mogą być zniechęceni do przeczytania go w całości. Niniejsze jednak streszczenie, choć nie jest substytutem, jest niewątpliwie odpowiednim wstępem. Nie tylko jest łatwo przyswajalne, ale w pełni obejmuje główne punkty analizy produkcji, akumulacji kapitału i wyzysku pracy Marksa. Dynamiczna i pełna pasji proza Cafiero z pewnością wzbudzi podobne odczucia w sercach czytelników, a włączenie przez niego dużych fragmentów oryginalnego tomu Marksa może również lepiej zapoznać współczesnych czytelników z mistrzowskim piórem i przenikliwością Marksa.

Tłumacząc tę pracę, starałem się jak najlepiej oddać tekst Cafiero w języku angielskim, zachowując jednocześnie intencje i strukturę oryginalnej włoskiej publikacji. Jeśli chodzi o cytaty, które Cafiero zawarł w Kapitale Marksa, zamiast tłumaczyć na angielski jego włoskie przekłady francuskich tłumaczeń oryginalnego niemieckiego tekstu, co moim zdaniem byłoby zbyt wymyślne, zdecydowałem się zacytować angielskie tłumaczenie z 1887 roku, bezpośrednio z niemieckiego, autorstwa Samuela Moore'a i Edwarda Averlinga (a zwłaszcza pod redakcją Fryderyka Engelsa)1. W ten sposób zapewniłem, że oryginalne słowa Marksa będą tak dokładne, jak to tylko możliwe. Synteza pracy wykonanej przez obu panów jest, jak sądzę, kompleksowym obrazem całego zakresu oryginalnego pierwszego tomu Kapitału.

Cafiero, obecnie niemal całkowicie zapomniany w angielskich kręgach lewicowych, jest godny dalszego studiowania przez dziś żyjących. Urodzony w burżuazyjnej rodzinie w południowych Włoszech w 1846 roku, był oddanym rewolucjonistą, który podczas swojego krótkiego życia wspierał sprawę anarcho-komunizmu we Włoszech. Po aresztowaniu za pomoc w podburzaniu nieudanego powstania w Benevento w 1877 roku, Cafiero napisał w więzieniu swoje streszczenie Kapitału. Praca ta, opublikowana po raz pierwszy w 1879 r., była bardzo chwalona, nawet przez Marksa, którego opinię na jej temat można przeczytać w Dodatku na końcu niniejszego tłumaczenia. Niestety, życie Cafiero po tej publikacji zmieniło się na gorsze; przeplatane okresy wygnania i powrotu do Włoch zbiegły się z rozwojem poważnej choroby psychicznej, która spowodowała, że Cafiero kilkakrotnie próbował popełnić samobójstwo. Zmarł na gruźlicę w szpitalu psychiatrycznym we Włoszech w 1892 roku w wieku zaledwie 45 lat.

Dlatego też dedykuję to pierwsze angielskie tłumaczenie streszczenia Kapitału autorstwa Carlo Cafiero samemu Cafiero. W dzisiejszych czasach, 200 lat od narodzin Marksa i 150 lat od publikacji pierwszego tomu Kapitału, te idee i ich zrozumienie są bardziej potrzebne niż kiedykolwiek.

Paul M. Perrone
2018

Wprowadzenie do włoskiej publikacji online

Marxists Internet Archive, 2008

Carlo Cafiero wykonał ważną pracę, przygotowując to podsumowanie Kapitału, zatwierdzone i przejrzane przez ekspertów, a nawet przez samego Marksa, nie tylko dlatego, że jest w stanie zsyntetyzować myśl „mistrza” na kilku stronach, ale także dlatego, że jest w stanie przekazać przesłanie Kapitału w pełen pasji, ale zwięzły sposób, w wytrwałym i kompletnym, a także pouczającym tekście. Nie chodzi o to, że ten tekst jest wystarczający do ustalenia całej zawartości tego ogromnego dzieła i kamienia milowego, jakim jest Kapitał Marksa, ale z pewnością ma wartość i zdolność do lepszego zapoznania czytelnika ze światem dzieł marksistowskich, w tym Kapitału; to nie jest fraszka w epoce takiej jak nasza, w której marksizm niestety nie cieszy się sławą z powodu rządów burżuazyjnego kapitału i tak wielu uprzedzeń i fałszywych mitów otaczających komunizm.

Nie można winić grup i partii komunistycznych za ten kryzys, ale przede wszystkim można winić historyczne i społeczne działania charakteryzujące ostatnie dwadzieścia lat, wraz z eksplozją sprzyjającej globalizacji technologii, a tym samym dalszemu wzmocnieniu kontrolującej politykę i media burżuazji. To właśnie w tym kontekście, około dwa wieki później, praca, którą mamy przed sobą, nabiera ogromnej prawdziwości, bardziej niż wiele współczesnych pism socjologicznych.

Przedmowa

Włochy, marzec 1878 r.

Studiując Kapitał ogarnął mnie głęboki smutek na myśl, że to dzieło jest i kto wie, jak długo jeszcze pozostanie, całkowicie nieznane we Włoszech.

Ale jeśli tak jest, to powiedziałem sobie wtedy, że rzec chcę, że moim obowiązkiem jest pracować dla wszystkich ludzi, aby tak już nie było. I co robić? Tłumaczenie? Uff! To by w niczym nie pomogło. Ludzie, którzy potrafią zrozumieć dzieło Marksa, takie, jakie napisał, z pewnością znają francuski i mogą skorzystać z pięknego tłumaczenia J. Roya, w pełni zrecenzowanego przez autora, wedle którego zasługuje nawet na uwagę tych, którzy mówią po niemiecku. To zupełnie inna grupa ludzi, dla których muszę pracować. Jest ona podzielona na trzy kategorie: pierwsza składa się z robotników obdarzonych inteligencją i pewnym wykształceniem; druga składa się z młodych ludzi, którzy wyszli z burżuazji i przyjęli sprawę pracowniczą, ale którzy na razie nie mają wykształcenia ani wystarczającego rozwoju intelektualnego, aby zrozumieć Kapitał w jego oryginalnym tekście; trzecia wreszcie składa się z najmłodszych w szkołach, wciąż o czystym sercu, których mogę porównać do pięknej szkółki wciąż delikatnych roślin, ale które przyniosą najlepsze owoce, jeśli zostaną przeszczepione na żyzną glebę. Moja praca musi być zatem prostym i krótkim streszczeniem książki Marksa.

Ta książka reprezentuje nową prawdę, która całkowicie burzy, miażdży i rozrzuca na wiatr świecki gmach błędów i kłamstw. To wszystko jest wojną. Chwalebna wojna, toczona dzięki potędze wroga i jeszcze większej potędze kapitana, który podjął się jej, mając do dyspozycji ogromne ilości najnowocześniejszej broni, narzędzi i wszelkiego rodzaju maszyn, które jego geniusz potrafił przedstawić na podstawie wszystkich współczesnych nauk.

Moja praca jest o wiele krótsza i skromniejsza. Muszę tylko poprowadzić tłum chętnych naśladowców najkrótszą i najprostszą drogą do świątyni kapitału; i zrzucić z piedestału tego boga, aby wszyscy mogli zobaczyć na własne oczy i dotknąć własnymi rękami elementów, z których się składa; i zedrzeć szaty z kapłanów, aby wszyscy mogli zobaczyć ukryte plamy ludzkiej krwi i najokrutniejszą broń, z którą codziennie składają w ofierze coraz większą liczbę ludzi.

I z tymi intencjami przygotowuję się do pracy. W międzyczasie Marks może spełnić swoją obietnicę, dając nam drugi tom Kapitału, który zajmie się Procesem cyrkulacji kapitału (księga II) i Procesem produkcji kapitalistycznej jako całości (księga III), oraz czwarty i ostatni tom, który wyjaśni Historię teorii ekonomicznych.

Ta pierwsza księga Kapitału, pierwotnie napisana w języku niemieckim, a następnie przetłumaczona na język rosyjski i francuski, jest teraz krótko streszczona w języku włoskim w interesie sprawy pracy. Niech robotnicy przeczytają ją i uważnie przemyślą, ponieważ zawiera ona nie tylko historię rozwoju produkcji kapitalistycznej, ale także męczeństwa robotnika.

I wreszcie, odwołam się również do klasy bardzo zainteresowanej faktem kapitalistycznej akumulacji, tj. do klasy drobnych posiadaczy nieruchomości. Jak to się dzieje, że ta klasa, niegdyś tak rozpowszechniona we Włoszech, z każdym dniem coraz bardziej się kurczy? Powód jest bardzo prosty. Ponieważ od 1860 r. Włochy coraz szybciej podążają ścieżką, którą wszystkie nowoczesne narody muszą koniecznie podążać; ścieżką, która prowadzi do akumulacji kapitalistycznej, która osiągnęła tę klasyczną formę w Anglii, którą Włochy chcą osiągnąć wraz ze wszystkimi innymi nowoczesnymi narodami. Niech drobni posiadacze własności medytujący na tych stronach o historii Anglii opisanej w tej książce, medytujący o akumulacji kapitalistycznej, zwiększonej we Włoszech przez uzurpacje wielkich posiadaczy własności oraz likwidację własności kościelnej i państwowej, otrząsną się z letargu, który uciska ich umysły i serca, i raz na zawsze przekonają się, że ich sprawa jest sprawą robotników, ponieważ wszyscy nieuchronnie zostaną zredukowani przez nowoczesną akumulację kapitalistyczną do tego smutnego stanu: albo sprzedadzą się rządowi za bochenek chleba, albo znikną na zawsze w gęstych szeregach proletariatu.

I
Towar, pieniądz, majątek i kapitał

Towar to przedmiot, który ma dwie wartości: wartość użytkową i wartość wymienną lub odpowiednio określoną wartość. Jeśli mam na przykład 20 kilogramów kawy, mogę ją wykorzystać na własny użytek lub wymienić na 20 metrów płótna, garnitur lub 250 gramów srebra, jeśli zamiast kawy potrzebuję jednego z tych trzech towarów.

Wartość użytkowa towaru opiera się na rzeczywistych cechach samego towaru, ma na celu zrównanie takich cech w oparciu o jego cechy, a nie jakiekolwiek inne potrzeby. Wartość użytkowa 20 kilogramów kawy opiera się na cechach kawy; te cechy są takie, że sprawiają, że dla wszystkich jest jasne, że nadaje się do picia, ale nie pozwalają nam się ubrać, ani nie dają nam materiału na koszulę. Z tego powodu jesteśmy w stanie skorzystać z wartości użytkowej 20 kilogramów kawy tylko wtedy, gdy odczuwamy pragnienie picia kawy; ale jeśli zamiast tego potrzebujemy koszuli lub garnituru, który kosztuje wartość użytkową 20 kilogramów kawy, nie wiemy, co zrobić; lub, mówiąc lepiej, nie wiedzielibyśmy, co zrobić, gdyby obok wartości użytkowej nie było w towarze wartości wymiennej. W rzeczywistości znajdujemy innego, który ma garnitur, ale go nie potrzebuje, a zamiast tego potrzebuje kawy. Wraz dokonujemy wymiany. Dajemy mu 20 kilogramów kawy, a on daje nam garnitur.

Ale czy wynika z tego, że towary, chociaż różnią się całkowicie między sobą ze względu na ich różne cechy, to znaczy ze względu na ich wartości użytkowe, mogą być wymieniane jeden na drugi? Już to pokazaliśmy.

Ponieważ obok wartości użytkowej w towarze znajduje się również wartość wymienna. Podstawą wartości wymiennej lub odpowiednio określonej wartości jest ludzka praca potrzebna do jej wytworzenia. Towar jest wytwarzany przez pracownika; ludzka praca jest siłą życiową, która daje mu byt. Dlatego wszystkie towary, choć różnią się jakością, są zasadniczo takie same, ponieważ wszystkie córki tego samego ojca mają tę samą krew w żyłach. Jeśli 20 kilogramów kawy zostanie wymienione na garnitur lub 20 metrów płótna, to rzeczywiście dlatego, że do wyprodukowania 20 kilogramów kawy potrzebna jest taka sama ilość ludzkiej pracy, jak do wyprodukowania garnituru lub 20 metrów płótna. Dlatego substancją wartości jest ludzka praca, a wielkość wartości jest określana na podstawie ilości ludzkiej pracy. Substancja wartości jest taka sama we wszystkich towarach; dlatego nie jest prawdą, że muszą one być równe pod względem wielkości, ponieważ towary, podobnie jak wyrażenia wartości, są sobie równoważne, tj. wszystkie mogą być wymieniane jeden na drugi.

Wielkość wartości zależy od ilości pracy; w ciągu 12 godzin pracy wytwarza się wartość dwukrotnie większą niż w ciągu zaledwie sześciu godzin pracy. Dlatego ktoś mógłby powiedzieć, że im więcej się pracuje i im dłużej się pracuje, z wyjątkiem niepełnosprawności lub lenistwa, tym większą wartość się wytwarza. Nie ma nic bardziej fałszywego. Praca, która stanowi istotę wartości, nie jest pracą nadczłowieka, ale przeciętną pracą, która jest zawsze taka sama i słusznie nazywana jest pracą społeczną. Jest to praca, która w danym ośrodku produkcji może być średnio osiągnięta przez pracownika, który pracuje ze średnią zdolnością i średnią intensywnością.

Znając dwojaką naturę towarów, to znaczy wartość użytkową i wartość wymienną, można zauważyć, że towary mogą powstać tylko dzięki pracy i to pracy użytecznej dla wszystkich. Na przykład powietrze, łąki, dziewicza gleba itp. są użyteczne dla ludzi, ale nie stanowią dla nich żadnej wartości, ponieważ nie są produktami pracy, a co za tym idzie, nie są towarami. Możemy wytwarzać sobie przedmioty na własny użytek, ale które nie mogą być użyteczne dla innych; w takim przypadku nie wytwarzamy towarów; tym bardziej nie wytwarzamy towarów, gdy pracujemy nad przedmiotami, które nie mają żadnej użyteczności ani dla nas, ani dla innych.

Towary są zatem wymieniane na siebie nawzajem; na ten, który przedstawia się jako ekwiwalent drugiego. Dla większego komfortu wymiany zaczyna się używać zawsze jednego towaru jako ekwiwalentu; tego, który w ten sposób wychodzi z szeregu wszystkich innych, aby stanąć przed nimi jako ogólny ekwiwalent; to jest waluta. Waluta jest zatem tym towarem, który na mocy zwyczaju i sankcji prawnych zmonopolizował pozycję ogólnego ekwiwalentu. Tak stało się w przypadku srebra. Podczas gdy wcześniej 20 kilogramów kawy, garnitur, 20 metrów płótna i 250 gramów srebra były czterema towarami, które były wymieniane na siebie nawzajem, dziś zamiast tego 20 kilogramów kawy, 20 metrów płótna i garnitur są trzema towarami, które są warte 250 gramów srebra, czyli 50 lirów.

Jednak niezależnie od tego, czy wymiana odbywa się natychmiast z towaru na towar, czy też wymiana odbywa się za pomocą waluty, prawo wymiany zawsze pozostaje takie samo. Towar nigdy nie może być wymieniony na inny, jeśli praca potrzebna do wyprodukowania jednego nie jest równa pracy potrzebnej do wyprodukowania drugiego. To prawo musi być dobrze zapamiętane, ponieważ na nim opiera się wszystko, o czym powiemy później.

Wraz z pojawieniem się waluty kończy się natychmiastowa lub bezpośrednia wymiana, towar za towar. Od tej pory wszystkie wymiany muszą odbywać się za pośrednictwem waluty; tak więc towar, który chce przekształcić się w inny, musi najpierw z towaru przekształcić się w walutę, a następnie z waluty ponownie przekształcić się w towar. Formuła wymiany nie będzie więc już łańcuchem towarów, ale łańcuchem towarów i waluty. Popatrz:

Towar-waluta-towar-waluta-towar.

Teraz, jeśli w tym wzorze znajdziemy oznaczone zmiany, które tworzą towary, w ich kolejnych transformacjach, znajdziemy równie oznaczone zmiany waluty. Dlatego z tego samego wzoru wyprowadzimy formułę kapitału.

Kiedy znajdujemy się w posiadaniu pewnej akumulacji towarów lub waluty, co jest tym samym, jesteśmy właścicielami pewnego majątku. Jeśli jesteśmy w stanie nadać temu majątkowi ciało, czyli organizm zdolny do samorozwoju, będziemy mieli kapitał. Nadanie mu ciała lub organizmu zdolnego do rozwoju oznacza narodziny i wzrost; w rzeczywistości istota kapitału tkwi właśnie w potencjalnie płodnej naturze waluty.

Rozwiązanie tego problemu (znalezienie sposobu na narodziny kapitału) jest zawarte w rozwiązaniu innego problemu: znalezieniu sposobu na stopniowy wzrost pieniądza.

We wzorze symbolizującym cyrkulację towarów i waluty, dodajemy do terminu waluta znak progresywnego wzrostu, oznaczając go na przykład liczbą i będziemy mieli:

Waluta-Towary-Waluta1-Towary-Waluta2-Towary-Waluta3

To jest wzór kapitału.

II
Jak rodzi się kapitał

Uważnie badając formułę kapitału, można zauważyć w ostatecznej analizie, że kwestia narastania kapitału jest rozwiązana w następujący sposób: znalezienie towaru, który przynosi zyski większe niż to, co kosztuje; znalezienie towaru, który w naszych rękach może przynieść wzrost wartości, tak że sprzedając go, gromadzimy więcej pieniędzy niż wydaliśmy na jego zakup. Krótko mówiąc, musi to być elastyczny towar, który rozciągnięty w naszych rękach może zyskać na wartości. Ten wyjątkowy towar rzeczywiście istnieje i nazywa się siłą roboczą.

Na przykład, oto właściciel pieniędzy, który posiada dużą ilość bogactwa i chce wykorzystać swój majątek do stworzenia kapitału. Wchodzi na rynek wyłącznie w poszukiwaniu siły roboczej. Prześledźmy jego proces. Przechadza się po rynku i spotyka proletariusza, który przyszedł wyłącznie po to, by sprzedać swój jedyny towar: siłę roboczą. Robotnik nie sprzedaje jednak swojej siły roboczej w całości, nie kompletnie, ale tylko częściowo, na dany czas, tj. na dzień, na tydzień, na miesiąc itd. Gdyby sprzedał ją w całości, oczywiście sam stałby się towarem; nie byłby już pracownikiem najemnym, ale niewolnikiem swojego właściciela.

Cenę siły roboczej oblicza się w następujący sposób. Bierzemy koszt żywności, codziennego życia, czynszu i wszystkich innych rzeczy potrzebnych każdego roku pracownikowi do utrzymania jego siły roboczej, zawsze w normalnym stanie; dodajemy do tej pierwszej kwoty kwotę potrzebną każdego roku pracownikowi do prokreacji, wychowania i edukacji, zgodnie z ich stanem, ich dzieci; dzielimy sumę przez 365, liczbę dni w roku, a otrzymamy, ile każdego dnia potrzeba na utrzymanie siły roboczej, jej dzienną cenę, czyli dzienne wynagrodzenie pracownika.

Częścią tej kalkulacji jest również to, co jest potrzebne pracownikowi do prokreacji, wychowania i edukacji swoich dzieci, ponieważ są to przyszłe źródła siły roboczej. Gdyby proletariusz sprzedał całą swoją siłę roboczą, a nie tylko jej część, oczywiście sam stałby się towarem, tj. niewolnikiem swojego właściciela, a jego dzieci również byłyby towarem, tj. niewolnikami, podobnie jak ich rodzice, ich właściciela; ale zabierając tylko część siły roboczej proletariusza, ma on prawo zatrzymać resztę, która częściowo znajduje się w nim samym, a częściowo w jego dzieciach.

Dzięki tym obliczeniom otrzymujemy dokładną cenę siły roboczej. Prawo wymiany, wyjaśnione w poprzednim rozdziale, mówi, że towar nie może być wymieniony na inny, jeśli praca potrzebna do wyprodukowania tego pierwszego nie jest równa pracy potrzebnej do wyprodukowania tego drugiego. Praca potrzebna do wyprodukowania siły roboczej jest równa pracy potrzebnej do wyprodukowania rzeczy potrzebnych pracownikowi, a w konsekwencji wartość tych rzeczy potrzebnych pracownikowi jest równa wartości jego siły roboczej. Dlatego jeśli pracownik potrzebuje 3 lirów każdego dnia na wszystkie swoje potrzeby, jasne jest, że 3 liry będą ceną jego siły roboczej każdego dnia.

Załóżmy teraz - założenie nigdy nikomu nie zaszkodziło - że dzienne wynagrodzenie pracownika, ustalone w powyższy sposób, wynosi 3 liry. Załóżmy również, że w ciągu 6 godzin pracy można wyprodukować 15 gramów srebra, co odpowiada 3 lirom. W międzyczasie właściciel pieniędzy zawarł umowę z proletariuszem, płacąc mu za jego siłę roboczą po prawidłowej cenie 3 lirów dziennie. Jest on całkowicie uczciwym i religijnym członkiem burżuazji i wystrzegałby się defraudacji wynagrodzenia pracownika. Będzie w stanie wskazać, że wynagrodzenie jest wypłacane pracownikowi pod koniec dnia lub tygodnia, to znaczy po zakończeniu pracy; ponieważ tak samo dzieje się z innymi towarami, których wartość jest realizowana w użyciu, jak na przykład czynsz za dom lub małe gospodarstwo, którego cenę można zapłacić po wygaśnięciu warunków.

Istnieją trzy elementy procesu pracy: po pierwsze, siła robocza; po drugie, surowce; i po trzecie, środki produkcji. Nasz właściciel pieniędzy, po sile roboczej, kupił również surowce na rynku, a mianowicie surową bawełnę; środki produkcji, a mianowicie warsztat ze wszystkimi narzędziami, są sprawdzone i gotowe; w związku z tym nie pozostaje mu nic innego, jak tylko ruszyć w drogę i rozpocząć pracę.

„[C]oś jak gdyby się już zmienia w fizjonomiach naszych dramatis personae. Dawny posiadacz pieniędzy kroczy na przedzie jako kapitalista, posiadacz siły roboczej idzie za nim jako jego robotnik; pierwszy stąpa raźno ze znaczącym uśmiechem, drugi – osowiały, niechętny, jak ktoś, kto przehandlował własną skórę i teraz czeka już tylko na – wygarbowanie jej” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 4, sekcja 3).

Nasi bohaterowie docierają do warsztatu, gdzie szef w pośpiechu stawia przed swoim pracownikiem zadanie, dając mu 10 kilogramów surowej bawełny, ponieważ jest on przędzarzem bawełny.

Praca składa się z wykorzystania elementów, które ją tworzą; wykorzystania siły roboczej, surowców i środków produkcji. Wykorzystanie środków produkcji oblicza się w następujący sposób. Od sumy wartości wszystkich środków produkcji, budynku, grzejników, węgla itp. odejmuje się sumę wartości wszystkich surowców, które pozostaną ze środków produkcji zredukowanych przez zużycie; wynik tego odejmowania dzieli się przez liczbę dni, przez które środki produkcji mogą trwać, a otrzymamy dzienne zużycie środków produkcji. Nasz pracownik pracuje 12 godzin dziennie. Wraz z jego końcem przekształcił 10 kilogramów surowej bawełny w 10 kilogramów nici, które przekazuje swojemu szefowi, a sam opuszcza warsztat, by zapaść się w sobie w domu. Po drodze jednak, ze względu na brzydką przywarę pracowników, którzy zawsze chcą liczyć się za plecami swojego szefa, próbuje dowiedzieć się w myślach, ile jego szef będzie w stanie zarobić na tych 10 kilogramach nici.

„Nie do końca wiem, ile kosztuje nić”, mówi do siebie, ale kwota szybko zostaje ustalona. „Widziałem surową bawełnę, kiedy kupował ją na targu po 3 liry za kilogram. Wszystkie środki produkcji kosztują 4 liry dziennie. Dlatego:

10 kilogramów waty: 30 L

Wykorzystanie środków produkcji: 4 L

Dzienne wynagrodzenie: 3 L

Łącznie: 37 L

10 kilogramów nici jest warte 37 lirów. Na surowcu z pewnością nic nie zyskał, ponieważ zapłacił za nią odpowiednią cenę, ani centa za dużo, ani centa za mało; jeśli chodzi o mnie, płaci za moją siłę roboczą 3 liry dziennie, cenę, która mu odpowiada; dlatego musi być tak, że zyskuje, sprzedając swoją nić za więcej niż jest warta. W przeciwnym razie wydałby 37 lirów tylko po to, by zarobić 37 lirów, nie licząc straconego czasu i niedogodności.

Oto, jak postępują szefowie! Chcieliby dogadać się jak uczciwi ludzie z robotnikiem, od którego kupują siłę roboczą, z kupcem, od którego kupują surowce, ale mają wieczną wadę, a reszta z nas, pracowników, świadomych, jak działa przemysł, szybko ją wyłapiemy. Ale sprzedawanie towaru za więcej, niż jest wart, jest jak sprzedawanie z fałszywymi wagami, co jest nielegalne. Dlatego, gdyby pracownicy ujawnili sztuczki swoich szefów, ci byliby zmuszeni zamknąć swoje fabryki; i aby produkować towary w oparciu o potrzeby, być może otwartoby duże rządowe zakłady; to byłoby o wiele lepsze”.

Robotnik z głową w chmurach dotarł więc do domu; tam zjadł obiad, położył się do łóżka i głęboko spał, marząc o zniknięciu szefów i stworzeniu rządowych warsztatów.

Śpij, biedny przyjacielu, śpij w spokoju, póki nadzieja wciąż w tobie spoczywa. Śpij spokojnie, bo wkrótce nadejdzie dzień rozczarowania. Wkrótce dowiesz się, jak twój szef może sprzedawać swoje towary z zyskiem, nie oszukując nikogo. Sprawi, że zobaczysz, jak można stać się kapitalistą, i to wielkim kapitalistą, pozostając przy tym całkowicie uczciwym.

Teraz twoje sny już nigdy nie będą tak spokojne. Nocami będziesz widział kapitał, jak koszmar, który napiera na ciebie i grozi zmiażdżeniem. Z oczami pełnymi przerażenia zobaczysz, jak tyje, jak potwór o setce macek, które gorączkowo przeszukują pory twojego ciała, by wyssać twoją krew. I w końcu nauczysz się przyjmować jego bezgraniczne i gigantyczne proporcje, jego wygląd mroczny i straszny, z oczami i paszczą z ognia, przekształcając swoje przyssawki w ogromne, szperające trąby, w których zobaczysz tysiące znikających istot ludzkich: mężczyzn, kobiet, dzieci. Po twojej twarzy spłynie pot śmierci, ponieważ wkrótce nadejdzie czas twój, twojej żony i twoich dzieci. A twój ostatni jęk zostanie zagłuszony przez radosne szyderstwo potwora, zadowolonego z twojego stanu, o wiele bogatszego, o wiele bardziej nieludzkiego.

Wróćmy do naszego właściciela pieniędzy. Ten członek burżuazji, wzór dokładności i porządku, sporządził wszystkie swoje codzienne rachunki; i oto jak obliczył cenę swoich 10 kilogramów nici:

Za 10 kg surowej bawełny po 3 liry za kilogram – 30 lirów

Za wykorzystanie środków produkcji – 4 liry

Ale przy trzecim elemencie składającym się na produkcję jego towaru, nie odnotował wynagrodzenia płaconego pracownikowi. Dobrze wie, że istnieje duża różnica między ceną pracy a produktem siły roboczej. Dzienne wynagrodzenie reprezentuje kwotę potrzebną do utrzymania pracownika przez 24 godziny, ale w żadnym wypadku nie reprezentuje tego, co pracownik wytwarza w ciągu jednego dnia pracy.

Nasz właściciel pieniędzy doskonale wie, że 3 liry pensji, które zapłacił, reprezentują utrzymanie przez 24 godziny jego pracownika, ale nie to, co wyprodukował w ciągu 12 godzin pracy w swojej fabryce. Wie o tym dokładnie tak samo, jak rolnik wie o różnicy między tym, ile kosztuje utrzymanie krowy w oborze, jej karmienie itp. a tym, co jest produkowane w postaci mleka, sera, masła itp. Siła robocza ma tę wyjątkową cechę, że daje czemuś więcej wartości, niż to kosztowało, i właśnie z tego powodu właściciel pieniędzy kupił ją na rynku.

Pracownik nie ma tu nic do gadania. Wziął uczciwą cenę za swój towar; prawo wymiany było doskonale przestrzegane; i nie ma prawa mówić kupującemu, co ma zrobić z towarem, tak jak sklep spożywczy nie może powiedzieć swojemu klientowi, jak używać cukru i pieprzu kupionego w jego sklepie.

Założyliśmy powyżej, że w ciągu 6 godzin pracy produkowanych jest 15 gramów srebra, co odpowiada 3 lirom. Jeśli zatem w ciągu 6 godzin pracy siła robocza wytwarza wartość 3 lirów, to w ciągu 12 godzin wytworzy wartość 6 lirów. Oto obliczenie, które określa wartość 10 kilogramów nici:

10 kg waty po 3 liry za kilogram: 30 L

Wykorzystanie środków produkcji: 4 L

12 godzin siły roboczej: 6 L

Łącznie: 40 lirów

Właściciel pieniędzy wydał więc 37 lirów i uzyskał towar o wartości 40 lirów; zyskał więc 3 liry; jego pieniądze wzrosły.

Problem zostaje rozwiązany. Narodził się kapitał.

III
Dzień roboczy

Kapitał, dopiero co narodzony, szybko odczuwa potrzebę pożywienia, aby się rozwijać; a kapitalista, który żyje teraz tylko dla życia kapitału, uważnie martwi się o potrzeby tej istoty, która stała się jego sercem i duszą, i znajduje sposób na zaspokojenie siebie.

Pierwszą metodą, stosowaną przez kapitalistę na rzecz jego kapitału, jest wydłużenie dnia pracy. Jest pewne, że dzień roboczy ma swoje granice. Przede wszystkim dzień składa się tylko z 24 godzin; konieczne jest następnie skrócenie tych 24 godzin o pewną liczbę, ponieważ pracownik musi zaspokoić wszystkie swoje potrzeby fizyczne i moralne: spać, nakarmić się, odpocząć itp.

„Lecz obie te granice są nader elastyczne, pozostawiają ogromne pole wahań. Toteż znajdujemy dnie robocze o 8, 10, 12, 16 i 18 godzinach, a więc o długości najrozmaitszej.

Kapitalista nabył siłę roboczą według jej wartości dziennej. Do niego należy jej wartość użytkowa w ciągu jednego dnia roboczego. Uzyskał więc prawo zmuszania robotnika, żeby pracował na niego przez cały dzień. Czymże jest jednak dzień roboczy? Jest to w każdym razie mniej niż naturalny dzień życia. O ile mniej? Kapitalista ma swój własny pogląd na tę ultima Thule, niezbędną granicę dnia roboczego. Jako kapitalista jest on tylko uosobieniem kapitału. Jego dusza jest duszą kapitału. A kapitał ma jedną tylko dążność życiową, dążność do pomnażania swej wartości, do tworzenia wartości dodatkowej, do tego, żeby poprzez swoją stałą część, środki produkcji, wchłonąć możliwie największą masę pracy dodatkowej. Kapitał jest pracą umarłą, która jak wampir ożywa się tylko wtedy, gdy wysysa żywą pracę, a tym więcej nabiera życia, im więcej jej wyssie. Czas, w ciągu którego robotnik pracuje, jest czasem, w ciągu którego kapitalista spożywa nabytą przez siebie siłę roboczą. Jeżeli robotnik sam spożywa czas oddany do dyspozycji kapitalisty, to okrada go.

Kapitalista powołuje się więc na prawo wymiany towarowej. Jak każdy inny nabywca, usiłuje on wydobyć z wartości użytkowej swego towaru możliwie największą korzyść. Nagle jednak rozlega się głos robotnika zagłuszany dotąd przez burzę i napór procesu produkcji:

Towar, który ci sprzedałem, różni się od całego pospólstwa towarów tym, że jego spożycie stwarza wartość, i to wartość większą niż sam kosztował. To właśnie jest przyczyna, dla której go nabyłeś. To, co jest dla ciebie pomnażaniem wartości kapitału, jest dla mnie nadmiernym wydatkowaniem siły roboczej. Na rynku ty i ja znamy jedno tylko prawo, prawo wymiany towarowej. Spożycie zaś towaru należy nie od sprzedawcy, który go zbył, lecz do nabywcy, który go kupił. Do ciebie więc należy spożycie mej dziennej siły roboczej. Lecz jej dzienną cenę sprzedażną muszę co dzień odtworzyć moją siłę roboczą, tak bym mógł ja sprzedawać na nowo. Pomijając naturalne zużycie wskutek starzenia się itd., muszę być zdolny do tego, żeby pracować jutro w tym samym stanie siły, zdrowia, świeżości co dzisiaj… Wciąż prawisz mi kazania na temat »oszczędności« i »wstrzemięźliwości«. A więc dobrze! Jak rozumny a oszczędny gospodarz chcę rozważnie zarządzać swym jedynym majątkiem, siłą roboczą, chcę powstrzymać się od wszelkiego lekkomyślnego trwonienia jej. Co dzień chcę zużyć tyle siły, tyle z niej obrócić w pracę, w ruch, ile da się pogodzić z jej normalnym czasem trwania i zdrowym rozwojem. Przez niepomierne przedłużenie dnia roboczego możesz uruchomić w ciągu jednej doby więcej mej siły roboczej, niż ja zdołam odtworzyć przez trzy dni. Co ty zyskujesz jako pracę, to ja tracę jako substancję pracy. Korzystanie z mojej siły roboczej a jej rabunek – to dwie zupełnie różne rzeczy. Jeżeli przeciętny robotnik, stosując rozsądną normę pracy może przeciętnie przeżyć 30 lat, to wartość mojej siły roboczej, którą masz mi wypłacać dzień w dzień, wynosi , czyli jej całkowitej wartości. Jeżeli jednak spożywasz ja w ciągu lat 10, to wypłacasz mi codziennie zamiast jej całkowitej wartości, czyli tylko trzecią część jej dziennej wartości, a więc okradasz mnie co dnia z ⅔ wartości mego towaru. Płacisz mi za jednodniową siłę roboczą, a spożywasz trzydniową. Sprzeciwia się to naszej umowie i prawu wymiany towarów. Wobec tego domagam się dnia roboczego normalnej długości, a domagam się go nie odwołując się do twego serca, gdyż w sprawach pieniężnych nie ma miejsca na sentymenty. Możesz sobie być wzorowym obywatelem, możesz nawet być sobie członkiem towarzystwa opieki nad zwierzętami i w ogóle chadzać w aureoli świętobliwości, lecz rzecz, którą reprezentujesz wobec mnie, nie ma serca w piersiach. Jeżeli słychać tam jakieś pukanie, to jest to bicie mojego własnego serca. Domagam się normalnego dnia roboczego, ponieważ żądam wartości mojego towaru jak każdy inny sprzedawca.

Jak widać, jeżeli pominiemy owe całkiem elastyczne ramy, sama natura wymiany towarowej nie zamyka dnia roboczego, a przeto i pracy dodatkowej w żadnych granicach. Kapitalista broni swego prawa nabywcy, gdy usiłuje przedłużyć jak najbardziej dzień roboczy i bodaj zrobić dwa dni robocze z jednego. Z drugiej zaś strony swoista natura sprzedanego towaru stawia spożyciu go przez nabywcę pewne granice, a robotnik broni swoich praw sprzedawcy, gdy chce ograniczyć dzień roboczy do określonej długości normalnej. Mamy tu więc do czynienia z antynomią: prawo przeciw prawu, przy czym oba prawa jednakowo są usankcjonowane przez prawo wymiany towarowej. Między równymi prawami rozstrzyga siła” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 8, sekcja 1).

Zobaczymy teraz jasno, jak działa siła, o czym mówią fakty, gdy wszystko jest tworzone przez kapitał i dla kapitału. Fakty przytoczone w tej książce pochodzą z Anglii: przede wszystkim dlatego, że jest to kraj, w którym produkcja kapitalistyczna osiągnęła największy rozwój, do którego dąży reszta wszystkich cywilizowanych krajów; a po drugie, ponieważ tylko w Anglii istnieje odpowiednia ilość dokumentów dotyczących warunków pracy, zebranych przez regularne komisje rządowe. Skromne ograniczenia tego podsumowania pozwalają jednak na odtworzenie niewielkiej tylko części bogatych materiałów zebranych w pracy Marksa.

„Dziewięcioletni Wilhelm Wood »miał 7 lat i 10 miesięcy, gdy zaczął pracować«. Przez cały czas chłopiec »run moulds« (odnosił gotowe garnki do suszarni i wracał z próżnymi formami). Przychodzi do fabryki codziennie, nie wyłączając świąt i niedziel, o 6 rano, a kończy zajęcia mniej więcej o 9 wieczorem. »Pracuję przez cały tydzień codziennie do 9 wieczorem. Tak było np. w ciągu ostatnich 7-8 tygodni«. A więc piętnastogodzinny dzień roboczy dla siedmioletniego dziecka! J. Murray, chłopiec 12-letni, zeznaje: »I run moulds and turn jigger« (obracam koło). »Przychodzę o 6 rano, czasem nawet o 4. Pracowałem przez całą zeszłą noc aż do dziś rana do 8 godziny. Nie kładłem się spać od onegdaj. Oprócz mnie w ciągu ostatniej nocy pracowało jeszcze 8 lub 9 innych chłopców. Oprócz jednego, wszyscy przyszli także dzisiaj do pracy. Otrzymuje tygodniowo 3 szyl. 6 pensów. Za pracę całonocną nie dostaję nic więcej. W ostatnim tygodniu pracowałem przez dwie noce«”.

„Pan Charles Pearson, do niedawna house-surgeon [lekarz-ordynator] w tym samym szpitalu, pisze w liście do komisarza Longe m.in., co następuje: »Mogę tylko mówić na podstawie osobistej obserwacji, a nie danych statystycznych, lecz muszę stwierdzić, że oburzenie ogarniało mnie raz po raz na widok tych biednych dzieci, których zdrowie poświęcano, aby zaspokoić chciwość ich rodziców i pracodawców«. Wylicza on przyczyny chorób, które trapią garncarzy, przy czym za przyczynę podstawową i najważniejszą uważa »long hours« (długie godziny pracy)”.

„Większość robotników [manufaktury zapałek] stanowią dzieci poniżej lat 13 i młodociani poniżej lat 18. Jest to manufaktura tak zniesławiona z powodu szkodliwości dla zdrowia i wstrętnych warunków, że tylko najbezbronniejsza część klasy robotniczej, tylko na pół zagłodzone wdowy itp. oddają tam swoje dzieci – »dzieci obszarpane, na pół żywe z głodu, zupełnie opuszczone i pozbawione wszelkiego wychowania«. Spośród świadków przesłuchanych przez komisję White’a (1863), 270 osób miało mniej niż 18 lat, 50 – mniej niż 10 lat, 10 miało tylko 8 lat, a 5 – zaledwie 6 lat. Dzień roboczy wynoszący po 12, 14 i 15 godzin na dobę, praca nocna, przerwy na posiłek nieregularne i spędzane przeważnie w tych samych lokalach fabrycznych zapowietrzonych fosforem. Dante przekonałby się, że manufaktura ta przewyższa jego najstraszliwsze fantazje o piekle.

W fabryce tapet pospolitsze gatunki drukuje się maszynowo, szlachetniejsze zaś – ręcznie (block printing). Najgorętszy sezon przypada na okres między początkiem października i końcem kwietnia. W tym okresie praca trwa często prawie bez żadnej przerwy od godziny 6 rano aż do 10 wieczór, a nawet dłużej w noc.

J. Leach zeznaje: »Poprzedniej zimy (r. 1862) spośród 19 dziewcząt 9 nie wróciło do pracy wskutek chorób spowodowanych przepracowaniem. Muszę ciągle krzyczeć na nie, żeby nie zasnęły«. W. Duffy: »Dzieciom często się oczy zamykały ze zmęczenia, a w gruncie rzeczy i nam samym często przytrafiało się niemal to samo«. J. Lightbourne: »Mam lat 13… Tej zimy pracowaliśmy do 9 wieczorem, a poprzedniej zimy do 10. Poprzedniej zimy prawie co wieczór płakałem z bólu, tak moje nogi były pokaleczone«. G. Apsden: »Tego mojego malca, gdy miał 7 lat, nosiłem zwykle na plecach przez śnieg w jedną i drugą stronę a musiał on pracować po 16 godzin!… Nieraz klękałem, żeby go nakarmić, gdy stał przy maszynie, gdyż nie wolno mu było ani odejść od niej, ani jej zatrzymać«”.

„W ostatnich tygodniach czerwca roku 1863 wszystkie dzienniki londyńskie podały notatkę pod »sensacyjnym« tytułem: »Death from simple overwork« (»śmierć ze zwykłego przepracowania«). Chodziło tu śmierć dwudziestoletniej modniarki Mary Anne Walkley, zatrudnionej w bardzo szanowanej nadwornej pracowni modniarskiej, eksploatowanej przez damę o wdzięcznym imieniu: Eliza. Wykryta tu została na nowo stara, wiele razy już opowiadana historia, że dziewczyna ta musiała pracować przeciętnie po 16½ godzin, a podczas sezonu często po 30 godzin bez przerwy, przy czym jej »siła robocza« odmawiająca posłuszeństwa była podtrzymywana w miarę potrzeby sherry, portwejnem albo kawą. A sezon był właściwie w całej pełni. Szło o to, żeby na dzień balu wydanego na cześć świeżo importowanej księżnej Walii wyczarować w mgnieniu oka paradne toalety da szlachetnych ladies. Mary Anne Walkley pracowała bez wytchnienia przez 26½ godzin wraz z 60 innymi dziewczętami, po 30 w izbie zawierającej zaledwie ⅓ niezbędnej kubatury powietrza, podczas gdy noce spędzały po dwie na jednym posłaniu w norach, w których jedną sypialnię przegradza się tylko przepierzeniami z desek. A była to jedna z lepszych pracowni modniarskich w Londynie. Mary Anne Walkley zachorowała w piątek, a umarła w niedzielę – ku zdumieniu pani Elizy – nie dokończywszy ostatniego stroju. Lekarz, pan Keys, zbyt późno wezwany do łoża zmarłej, oświadczył bez obsłonek wobec »Coroners Jury« [sądu przysięgłych przeprowadzającego oględziny zwłok]: »Mary Anne Walkley zmarła wskutek zbyt długich godzin pracy w przepełnionej pracowni i wskutek sypiania w zbyt ciasnym, źle przewietrzanym pomieszczeniu«”.

„W Marylebone (jednej z największych dzielnic Londynu) śmiertelność wśród kowali wyraża się stosunkiem rocznym 31 na 1000, co o 11 przewyższa przeciętną śmiertelność dorosłych mężczyzn a Anglii. Zajęcie, będące niemal instynktowną umiejętnością człowieka i samo przez się nie budzące żadnych zastrzeżeń, staje się przy nadmiernym wydatkowaniu pracy siłą niszczącą człowieka” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 8, sekcja 3).

W ten sposób kapitał jak biczem pogania pracę, która po wielu cierpieniach do końca stara się mu przeciwstawić. Pracownicy jednoczą się i żądają od władzy ustanowienia normalnego dnia pracy. Można łatwo zrozumieć, ile z tego są w stanie uzyskać, biorąc pod uwagę, że prawo musi być ustanowione i utrzymane przez samych kapitalistów, z którymi robotnicy chcieliby walczyć.

IV
Względna wartość nadwyżki

Siła robocza, wytwarzając większą wartość niż to, ile coś jest warte, czyli „nadwyżkę”, stworzyła kapitał; powiększając następnie tę wartość nadwyżki wraz z wydłużeniem dnia pracy, dała kapitałowi wystarczającą pożywkę dla jego niemowlęctwa. Kapitał rośnie, a wartość nadwyżki musi wzrosnąć, aby zaspokoić rosnące potrzeby. Wzrost wartości nadwyżkowej nie oznacza jednak, jak widzieliśmy wcześniej, wydłużenia dnia roboczego, który ostatecznie również ma swoje niezbędne granice, chociaż jest bardzo elastyczny. W przypadku niewielkiej ilości czasu, jaką kapitalista pozostawia robotnikowi na zaspokojenie jego najbardziej podstawowych potrzeb, dzień pracy zawsze będzie krótszy niż 24 godziny. Dzień roboczy napotyka więc naturalną granicę, a wartość nadwyżki jest w konsekwencji przeszkodą nie do pokonania. Przedstawmy dzień roboczy za pomocą linii A-B.

A-------D-------C----------------B

Litera A reprezentuje tutaj początek, a B koniec, tę naturalną granicę, poza którą nie można przejść. A-C to część dnia, w której pracownik wytwarza wartość otrzymanej pensji, a C-B to część dnia, w której pracownik wytwarza wartość nadwyżkową. Widzimy, że nasz przędzarz bawełny, otrzymując 3 liry pensji, przez połowę dnia reprodukował wartość swojej pensji, a przez drugą produkował 3 liry wartości dodatkowej. Praca wykonywana od A do C, dzięki której wytwarzana jest wartość wynagrodzenia, jest pracą niezbędną, podczas gdy praca wykonywana od C do B, która wytwarza wartość nadwyżkową, nazywana jest wyzyskiem.

Kapitalista jest spragniony wyzysku, ponieważ to on tworzy wartość nadwyżkową. Przedłużający się wyzysk wydłuża dzień pracy, który kończy się na naturalnej granicy B, co stanowi przeszkodę nie do pokonania dla wyzysku i wartości dodatkowej. Co teraz zrobić? Kapitalista szybko znajduje rozwiązanie. Zauważa, że wyzysk ma dwie granice, jedną B, koniec dnia roboczego, drugą C, koniec niezbędnej pracy; choć granica B jest sztywna, nie będzie tak w przypadku granicy C. Będąc w stanie przesunąć punkt C aż do punktu D, można by zwiększyć wyzysk z C-B o długość D-C, dokładnie o tyle, o ile zmniejszyłaby się niezbędna praca z A-C. W ten sposób wartość nadwyżkowa znalazłaby sposób na dalszy wzrost, nie w sposób absolutny, jak na początku, czyli zawsze poprzez wydłużanie dnia pracy, ale w stosunku do wzrostu wyzysku z odpowiadającym mu spadkiem niezbędnej pracy. Pierwsza była absolutną wartością nadwyżkową, ta jest względną wartością nadwyżkową. Względna wartość nadwyżkowa opiera się na spadku koniecznej pracy; spadek koniecznej pracy opiera się na spadku płac; spadek płac opiera się na spadku cen rzeczy, które są niezbędne dla pracownika; dlatego względna wartość nadwyżkowa opiera się na deprecjacji towarów, z których korzysta pracownik.

Ktoś powie, że istnieje jeszcze szybszy sposób wytwarzania względnej wartości dodatkowej, a byłoby nim płacenie robotnikowi pensji niższej od tej, która mu się należy, czyli nie płacenie mu odpowiedniej ceny za jego towar, siłę roboczą. Nie możemy uznać tego rozwiązania, często stosowanego w rzeczywistości, za wystarczające, ponieważ nie przyznajemy, że jest to najdoskonalsze przestrzeganie prawa wymiany, zgodnie z którym wszystkie towary, a co za tym idzie również siła robocza, muszą być sprzedawane i kupowane po ich właściwej wartości.

Nasz kapitalista, jak już widzieliśmy, jest absolutnie uczciwym burżujem; nigdy nie użyje, aby powiększyć swój kapitał, metody, która nie jest dla niego całkowicie godna.

Załóżmy, że w ciągu dnia roboczego pracownik wytwarza 6 sztuk towaru, który kapitalista sprzedaje za cenę 7,50L, ponieważ w wartości tego towaru surowce i środki produkcji wynoszą 1,50L, a 12 godzin siły roboczej wynosi 6 lirów: wszystkie trzy składniki wynoszą zatem 7,50L. Kapitalista znajduje wartość nadwyżkową 3 lirów na wartości 7,50L, koszcie swojego towaru, a na każdym składniku wartość nadwyżkową 0,50L, ponieważ wydaje 0,75L i wydobywa 1,25L z każdego z nich. Załóżmy, że dzięki nowemu systemowi pracy lub po prostu udoskonaleniu starego sposobu produkcja podwaja się, a zamiast 6 przedmiotów dziennie kapitalista jest w stanie osiągnąć 12. Jeśli w 6 pozycjach surowce i środki produkcji dochodzą do 1,50L, w 12 dojdzie do 3 lirów, czyli każda pozycja dojdzie do 0,25L. Te 3 liry w połączeniu z 6 lirami wyprodukowanymi przez siłę roboczą w ciągu 12 godzin dają 9 lirów, czyli tyle, ile kosztuje 12 przedmiotów, z których każdy ma cenę 0,75L.

Teraz kapitalista musi zrobić sobie większe miejsce na rynku, aby sprzedać podwójną ilość swojego towaru; a można to zrobić, ograniczając nieco cenę. Innymi słowy, kapitalista musi znaleźć powód, dla którego jest w stanie sprzedawać swoje produkty na rynku w dwukrotnie większej liczbie niż wcześniej; a powód ten znajduje się właśnie w obniżce cen. Będzie zatem sprzedawał swoje przedmioty po cenie nieco niższej niż 1,25L, która była jego ceną wcześniej, ale wyższej niż 0,75L (ile każdy z nich jest naprawdę wart). Sprzeda je po jednym lirze za sztukę i w ten sposób podwoi sprzedaż swoich przedmiotów, z których teraz zyska 6 lirów; 3 liry nadwyżki i 3 liry różnicy między ich wartością a ceną, po której są sprzedawane.

Jak widać, kapitalista czerpie ogromne zyski z tego wzrostu produkcji. Wszyscy kapitaliści są zatem bardzo zainteresowani zwiększaniem produktów swoich branż i dzięki temu są w stanie to robić każdego dnia w każdym rodzaju produkcji. Jednak ich nadzwyczajny zysk, który reprezentuje różnicę między wartością towaru a ceną, po której jest sprzedawany, nie trwa długo, ponieważ natychmiast nowy lub udoskonalony system produkcji zostaje przyjęty przez wszystkich z konieczności. W rezultacie wartość towaru spada o połowę. Na początku każdy przedmiot był wart 1,25L; teraz zamiast tego jest wart 62 ½ centa. Kapitalista jednak zawsze osiąga zysk, podwajając produkcję. Początkowo 3 liry wartości nadwyżkowej za 6 przedmiotów, a teraz 3 liry wartości nadwyżkowej za 12 przedmiotów; ale biorąc pod uwagę, że 12 przedmiotów jest produkowanych w tym samym czasie, w którym wyprodukowano 6 przedmiotów, czyli w ciągu 12 godzin pracy, zawsze ma 3 liry wartości nadwyżkowej za jeden 12-godzinny dzień pracy, ale podwaja produkcję.

Kiedy ten wzrost produkcji dotyczy dóbr niezbędnych dla pracownika, w konsekwencji prowadzi do obniżenia ceny siły roboczej, a tym samym do zmniejszenia niezbędnej pracy i wzrostu wyzysku, który tworzy względną wartość nadwyżkową.

V
Współpraca

Minęło trochę czasu, odkąd mieliśmy do czynienia z faktami dotyczącymi naszego kapitalisty, który z pewnością w międzyczasie prosperował. Wróćmy do jego warsztatu, gdzie będziemy mieli przyjemność ponownie zobaczyć naszego przyjaciela, przędzarza. Oto jesteśmy. Wejdźmy do środka.

Niespodzianka! Nie ma już jednego pracownika, teraz wielu robotników znajduje się w warsztacie. Wszyscy spokojni i uporządkowani, jakby byli zastępem żołnierzy. Nie zauważymy strażników i inspektorów, a chadzający wśród szeregów nadzorcy wszystko bacznie obserwują, wydają rozkazy lub nadzorują wykonanie zgodnie z zasadami. Kapitalisty ani widu, ani słychu, nawet cienia. Szklane drzwi otwierają się do środka, może to będzie on; zobaczmy. To poważna osoba, ale to nie nasz kapitalista. Nadzorcy ostrożnie stoją wokół niego i z najwyższą uwagą przyjmują jego rozkazy. Słychać dźwięk elektrycznego dzwonka do drzwi; jeden z nadzorców biegnie, aby przyłożyć ucho do ujścia metalowej rury, która schodzi z drzwi wzdłuż ściany; i wkrótce przychodzi, aby ogłosić dyrektorowi, że szef żąda z nim konferencji.

Poszukajmy w tłumie robotników naszego starego znajomego przędzarza; i w końcu znajdujemy go w kącie, całkowicie oddanego pracy. Wychudł i zbladł na licu: na jego twarzy można odczytać głęboki smutek. Pewnego dnia widzieliśmy go na targu negocjującego swoją siłę roboczą z właścicielem pieniędzy; ale jak wielki dystans stworzył się między nimi! Dziś jest robotnikiem zagubionym w tłumie wielu zaludniających warsztat, i uciskanym przez niezwykle długi dzień pracy; podczas gdy właściciel pieniędzy, który już stał się wielkim kapitalistą, stoi jak bóg na szczycie Olimpu, skąd wysyła rozkazy do swoich ludzi za pośrednictwem grupy pośredników. Co się stało? To bułka z masłem. Kapitalista prosperował. Kapitał znacznie wzrósł i aby zaspokoić swoje nowe potrzeby, kapitalista ustanowił pracę kooperatywną, czyli pracę wykonywaną połączonymi siłami. W tym warsztacie, w którym kiedyś pracowała tylko jedna siła robocza, dziś działa cała współpraca sił roboczych. Kapitał wyszedł ze swego niemowlęctwa i po raz pierwszy ukazuje się w swej prawdziwej postaci. Korzyści, jakie kapitał znajduje we współpracy, można sprowadzić do czterech. Po pierwsze, to we współpracy kapitał realizuje prawdziwą społeczną siłę roboczą. Społeczna siła robocza jest, jak już powiedzieliśmy, średnią braną w danym ośrodku produkcji wśród pewnej liczby pracowników, którzy pracują ze średnim stopniem zdolności i intensywności; jasne jest, że każda pojedyncza siła robocza będzie się mniej lub bardziej oddalać od średniej lub społecznej siły, którą może zatem uzyskać jedynie poprzez zgromadzenie dużej liczby sił roboczych w tym samym warsztacie; tj. we współpracy.

Drugą zaletą jest ekonomia środków produkcji. Ten sam warsztat, te same grzejniki itp., które kiedyś służyły tylko jednemu, teraz służą wielu pracownikom.

Trzecią zaletą współpracy jest wzrost siły roboczej.

„Jak siła ataku szwadronu konnicy lub siła oporu pułku piechoty jest zasadniczo różna od sumy sił ataku i oporu pojedynczych kawalerzystów lub piechurów, tak samo od mechanicznej sumy sił pojedynczych robotników różni się społeczny potencjał siły rozwijający się, gdy wiele rąk jednocześnie współdziała w tej samej niepodzielnej operacji, np. gdy idzie o podniesienie ciężaru, obracanie korby lub uprzątnięcie zapory z drogi” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 11).

Czwartą zaletą jest możliwość połączenia sił, które są w stanie wykonywać zadania w sposób, który albo nie byłby możliwy do wykonania przy użyciu pojedynczych wysiłków, albo byłby możliwy do wykonania w bardzo wadliwy sposób. Kto nie widział, jak 50 robotników może przenieść ogromne ładunki w ciągu jednej godziny, podczas gdy jedna siła robocza nie byłaby w stanie przenieść ich w ciągu 50 godzin nawet o jeden cal? Kto nie widział, jak 12 robotników, ustawionych wzdłuż rusztowania budowanego domu, w ciągu jednej godziny przerabia ilość materiałów o wiele większą niż ta, którą jeden robotnik przerobiłby w ciągu 12 godzin? Kto nie rozumie, jak 20 murarzy może wykonać znacznie więcej pracy w ciągu jednego dnia niż tylko jeden w ciągu 20 dni?

Kooperacja pozostaje podstawową formą kapitalistycznego sposobu produkcji” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 11).

VI
Podział pracy i produkcja

Kiedy kapitalista gromadzi robotników w swoim warsztacie, aby wykonywali różne, składające się na całą pracę nad towarem zadania, nadaje prostej współpracy całkowicie szczególny charakter; ustanawia podział pracy i produkcji, który jest niczym innym jak „mechanizm[em] wytwórczy[m], którego organami są ludzie” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 1).

Chociaż produkcja manufakturowa zawsze opiera się na podziale pracy, ma ona również podwójne pochodzenie. W niektórych przypadkach manufaktura połączyła różne potrzeby przetwarzania w celu ukończenia towaru w tym samym warsztacie, który wcześniej, podobnie jak wiele specjalnych zawodów, był odrębny i podzielony; w innych przypadkach podzieliła, utrzymując je w tym samym warsztacie, różne operacje robocze, które wcześniej składały się na całość ukończenia towaru.

„Np. kareta była łącznym produktem prac wielkiej liczby samodzielnych rzemieślników, jak stelmachów, siodlarzy, krawców, ślusarzy, rymarzy, tokarzy, szmuklerzy, szklarzy, malarzy, lakierników, pozłotników itd. Natomiast manufaktura karetnicza jednoczy wszystkich tych rzemieślników w jednym lokalu roboczym, w którym pracują łącznie i jednocześnie. Wprawdzie nie można karety pozłocić zanim jest gotowa, ale gdy wiele karet jest jednocześnie w robocie, pewna ich część może być ciągle w pozłacaniu, gdy reszta przebywa wcześniejszą fazę procesu produkcji” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 1).

Manufaktura szpilki została podzielona na ponad dwadzieścia częściowych procesów, które składają się na kompletną produkcję szpilki. Dlatego też produkcja czasami łączy wiele branż w jedną, a czasami dzieli branżę na wiele innych.

Manufaktura zwielokrotnia siły i narzędzia pracy, ale czyni je głównie technicznymi i prostymi, stale stosując je do jednej jedynej i unikalnej podstawowej operacji.

Ogromne są korzyści, jakie kapitał osiąga w manufakturze, stale przydzielając różne siły robocze do tych samych podstawowych operacji. Siła robocza zyskuje na intensywności i precyzji. Wszystkie te małe przerwy, które można znaleźć jak pory między różnymi fazami produkcji dobra stworzonego tylko przez jedną osobę, znikają, gdy ta osoba zawsze wykonuje tę samą operację. Pracownik nie musi już uczyć się całości zawodu, wystarczy prosta, konkretna operacja części zawodu, której uczy się w znacznie krótszym czasie i przy mniejszych kosztach niż te, które były potrzebne do nauczenia się zawodu w całości. To zmniejszenie kosztów i czasu jest zmniejszeniem rzeczy potrzebnych pracownikowi, tj. zmniejszeniem niezbędnej pracy i odpowiadającym mu wzrostem nadwyżki pracy i wartości dodatkowej. Kapitalista, tak naprawdę pasożyt, zawsze tyje kosztem pracy, a robotnik cierpi niezmiernie.

„Gdy kooperacja prosta nie narusza na ogół sposobu pracy jednostki, manufaktura dokonuje w tej dziedzinie zasadniczego przewrotu i poraża indywidualną siłę roboczą aż do jej korzeni. Czyni robotnika kaleką, sztucznie hodując jego specjalną sprawność zawodową kosztem całego świata skłonności i zdolności twórczych; podobnie mieszkańcy krajów położonych nad La Plata zarzynają bydlę tylko dla skóry i tłuszczu. Nie tylko poszczególne prace cząstkowe są rozdzielane między różne jednostki, ale sama jednostka podlega podziałowi i przekształca się w automatyczne narzędzie danej pracy cząstkowej; w ten sposób urzeczywistniła się absurdalna bajka Meneniusza Agryppy przedstawiająca człowieka jako część jego własnego ciała” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 5).

Dugald Stewart nazywa robotników manufaktury »żywymi automatami ... używanymi do cząstkowych prac«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, przyp. 63).

„Jeżeli pierwotnie robotnik sprzedaje kapitałowi swą siłę roboczą, bo brak mu środków materialnych do produkcji towaru, to teraz jego własna indywidualna siła robocza wypowiada mu służbę, gdy nie jest sprzedana kapitałowi. Siła ta funkcjonuje już tylko w pewnym wzajemnym związku, który zaczyna istnieć dopiero po sprzedaniu jej, w warsztacie kapitalisty. Postradawszy swą naturalną zdolność do wykonywania czegoś samodzielnego, robotnik manufaktury rozwija wytwórczą działalność już tylko jako przynależność warsztatu kapitalisty. Jak lud wybrany miał na czole znamię, że jest własnością Jehowy, tak podział pracy wypala na czole robotnika manufaktury znak, który piętnuje go jako własność kapitału” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 5).

Heinrich von Storch mówi: „Robotnik, który opanował jakieś rzemiosło w całości, może wszędzie wykonywać swój zawód i zdobywać środki utrzymania; ale tamten (robotnik manufaktury) jest już tylko przynależnością i, oderwany od swych współtowarzyszy pracy, traci wszelką zdolność do pracy i wszelką samodzielność toteż musi uznać za prawo, cokolwiek mu zechcą narzucić” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, przypis 65).

„Duchowe siły produkcji rozszerzają swoją skalę po jednej stronie właśnie dlatego, że znikają po wielu stronach. To, co tracą robotnicy cząstkowi, koncentruje się przeciw nim w kapitale. Jest to wytworem rękodzielniczego podziału pracy, że duchowe siły materialnego procesu produkcji przeciwstawiają się robotnikom jako cudza własność i jako ujarzmiająca ich potęga. Ten proces rozdziału zaczyna się przy kooperacji prostej, gdzie kapitalista reprezentuje wobec pojedynczego robotnika jedność i wolę społecznego organizmu pracy. Rozwija się w manufakturze, która kaleczy robotnika czyniąc go robotnikiem cząstkowym. Dokonuje się ostatecznie w wielkim przemyśle, który naukę jako samodzielną siłę wytwórczą odrywa od pracy i nagina do służby kapitałowi” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 5).

„W manufakturze robotnik łączny, a przez to i kapitał, staje się bogatszy w społeczną siłę produkcyjną dzięki temu, że robotnik staje się uboższy pod względem swych indywidualnych sił produkcyjnych. »Niewiedza jest matką nie tylko przesądu, ale też przemysłu. Myśl i zdolność wyobrażenia są omylne, ale przyzwyczajenie do poruszania ręką lub nogą są od obu niezależne. Toteż manufaktury tam najlepiej się rozwijają, gdzie umysł robotnika jest najmniej czynny, gdzie warsztat możemy po prostu uważać za maszynę, której częściami ludzie« [Adam Ferguson]. Jakoż w połowie XVIII stulecia niektóre manufaktury najchętniej używały półidiotów do niektórych operacji prostych, lecz stanowiących tajemnicę fabryczną.

»Umysł ogromnej większości ludzi – powiada A. Smith – kształtuje się siłą rzeczy w powszednich czynnościach. Człowiek, który całe życie spędza na wykonywaniu niewielu prostych czynności … nie ma żadnej sposobności do wyćwiczenia swego umysłu … schodzi zwykle na najniższy wśród ludzkich istot szczebel tępoty i niewiedzy«. Po przedstawieniu umysłowego przytępienia robotnika cząstkowego, Smith pisze dalej: »Jednostajność jego znieruchomiałego życia oczywiście działa przygnębiająco na dzielność jego umysłu … niszczy nawet jego tężyznę cielesną i czyni go niezdolnym do wytężonego i wytrwałego wysiłku, poza cząstkowym zatrudnieniem, do którego się wdrożył. Zdaje się więc, że sprawności w swym wąskim zawodzie nabywa on kosztem swych cnót umysłowych, społecznych i wojskowych. Na taki poziom koniecznie muszą się staczać w każdym cywilizowanym i przemysłowym społeczeństwie pracujący ubodzy (the labouring poor), tzn. wielka masa ludu«. Ażeby zapobiec zupełnemu zwyrodnieniu mas ludowych będącemu następstwem podziału pracy, A. Smith zaleca państwowe nauczanie powszechne, zresztą w dozach przezornie homeopatycznych. Francuski tłumacz i komentator A. Smitha, G. Garnier, który za pierwszego cesarstwa naturalnie przedzierzgnął się w senatora, konsekwentnie polemizuje z tymi poglądami. Oświata ludowa, twierdzi on, urąga pierwszemu prawu podziału pracy i przez to »skazuje na zagładę cały nasz system społeczny«. »Rozdwojenie pracy na umysłową i ręczną, jak zresztą wszelki inny podział pracy, staje się tym dobitniejsze i głębsze, im bogatsze jest społeczeństwo (wyrazu »społeczeństwo Garnier całkiem słusznie używa na oznaczenie kapitału, własności ziemskiej oraz ich państwa). Ten podział pracy, jak wszelki inny, jest następstwem dokonanego postępu i podstawą przyszłego… Czy wolno więc rządowi przeciwdziałać temu podziałowi pracy i hamować jego naturalny rozwój? Czy wolno mu obracać część dochodów państwa na próbę złączenia i zmieszania dwu klas pracy, które zdążają do rozdziału i wyodrębnienia?«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 5).

Ferguson mówi: „W tym wieku podziałów pracy samo nawet myślenie może stać się odrębnym rzemiosłem” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, przyp. 71).

„Pewne zwyrodnienie duchowe i fizyczne jest nieodłączne nawet od podziału pracy w społeczeństwie jako całości. Ale że okres manufaktury o wiele dalej posuwa owo społeczne rozszczepienie gałęzi pracy, z drugiej zaś strony, dopiero ten okres z właściwym mu rozszczepieniem jednostki sięga aż do jej podstaw życiowych, więc dopiero manufaktura stwarza materiał i pobudkę do powstania patologii przemysłowej” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 5).

Ramazzini, profesor medycy praktycznej w Padwie, ogłosił w r. 1713 swe dzieło »De morbis artificum« przetłumaczone w r. 1781 na język francuski i przedrukowane w r. 1841 w »Encyclopédie des Sciences Médicales. 7-me Discours: Auteurs Classiques«. Okres wielkiego przemysłu oczywiście bardzo rozszerzył jego katalog chorób robotniczych. Patrz m.in. »Hygiène physique et morale de l’ouvrier dans les grandes villes en général et dans la ville de Lyon en particulier. Par le Dr. A. L. Fonteret«, Paryż 1858, oraz »Die Krankheiten, welche verschiednen Ständen, Altern und Geschlechtern eigenthümlich sind«, 6 tomów. Ulm 1860. W roku 1854 Society of Arts powołała komisję badawczą w sprawie patologii przemysłowej. Wykaz dokumentów zgromadzonych przez tę komisję znajduje się w katalogu »Twickenham Economic Museum«. Bardzo ważne są urzędowe »Reports on Public Health«. Zobacz także Eduard Reich, M. D.: »Ueber die Entartung des Menschen«. Erlangen 1868” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, przyp. 73).

David Urquhart mówi: „Poćwiartowanie człowieka zwie się egzekucją, gdy zasłużył na karę śmierci, morderstwem zaś, gdy na nią nie zasłużył. Poćwiartowanie pracy jest morderstwem narodu” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 5).

Hegel miał wielce heretycki pogląd na podział pracy: »Mówiąc o ludziach wykształconych, mam na myśli przede wszystim takich, którzy zdołają wykonać to wszystko, co inni czynią«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, przypis 74).

„Rękodzielniczy podział pracy jako swoiście kapitalistyczna forma społecznego procesu produkcji – a na danej historycznej podstawie, którą zastał, nie mógł on rozwinąć się inaczej niż w formie kapitalistycznej – jest tylko szczególną metodą wytwarzania wartości dodatkowej względnej, czyli podwyższania, kosztem robotników, stopnia samopomnażania kapitału – co pospolicie nazywa się bogactwem społecznym, »Wealth of Nations« itd. Rękodzielniczy podział pracy nie tylko rozwija społeczną siłę produkcyjną pracy dla kapitalisty zamiast dla robotnika, ale czyni to przez okaleczenie robotnika indywidualnego. Stwarza nowe warunki panowania kapitału nad pracą. Jeżeli więc z jednej strony występuje jako postęp historyczny i niezbędny moment rozwojowy w procesie ekonomicznego kształtowania się społeczeństwa, to z drugiej strony – jako środek ucywilizowanego i wyrafinowanego wyzysku” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 12, sekcja 5).

VII
Maszyna i wielki przemysł

John Stuart Mill, w swoich Zasadach ekonomii politycznej, mówi: „Jak dotąd [1848] wątpliwe jest, czy wszystkie dotychczas dokonane wynalazki mechaniczne zmniejszyły dzienny trud jakiegokolwiek człowieka” (Mill, Zasady ekonomii politycznej, rozdz. 6)2. Nie taki był ich cel. Jak każdy inny rozwój produktywnej siły roboczej, kapitalistyczne wykorzystanie maszyn ma na celu jedynie obniżenie ceny towarów, skrócenie części dnia, w której robotnik pracuje dla siebie, w celu wydłużenia drugiej, w której pracuje tylko dla kapitalisty. Jest to szczególna metoda tworzenia względnej wartości dodatkowej.

Ale kto w ogóle troszczy się o pracownika? Jeśli kapitalista o nim pomyśli, to tylko po to, by przestudiować lepszy sposób wyzyskiwania go. Robotnik sprzedaje swoją siłę roboczą, a kapitalista kupuje ją jako jedyny towar, który dzięki swojej wartości nadwyżkowej może umożliwić mu narodziny i wzrost kapitału. Kapitalista jest zatem zainteresowany jedynie tworzeniem większej wartości nadwyżkowej. Po wyczerpaniu zasobów bezwzględnej wartości dodatkowej, znalazł względną wartość dodatkową. Teraz widzi, że dzięki maszynom można uzyskać w tym samym czasie produkt dwa razy, cztery razy, dziesięć razy itd. większy niż wcześniej; i zaczyna używać maszyn. Współpraca, manufaktura, przekształcają się w ten sposób w nowoczesny przemysł, a jego warsztat w fabrykę. Ten kapitalista, po okaleczeniu i poćwiartowaniu robotnika podziałem pracy, po ograniczeniu go tylko do jednego częściowego zadania, każe nam oglądać jeszcze smutniejszy spektakl. Wyrywa z rąk robotnika to specjalne narzędzie, które wciąż przypomina mu o jego sztuce, o jego dawnym statusie całego człowieka, i powierza je maszynie. Od tej pory kapitalista nie potrzebuje już robotnika, ponieważ jest on sługą jego maszyn. Wraz z wprowadzeniem maszyn kapitalista osiąga początkowo ogromny zysk, co łatwo zrozumieć, pamiętając, ile powiedzieliśmy o względnej wartości dodatkowej. Jednak wraz z rozprzestrzenianiem się mechanicznego systemu produkcji, nadmierny zysk przestaje istnieć, a pozostaje jedynie wzrost produkcji, który, upowszechniony przez uogólnienie maszyn, zaczyna obniżać wartość rzeczy niezbędnych pracownikowi, niezbędny czas pracy i płace oraz zwiększać nadwyżkę pracy i wartość dodatkową.

Kapitał dzieli się na stały i zmienny. Kapitał stały to ten, który jest reprezentowany przez surowce i środki produkcji. Budynek, grzejniki, narzędzia, materiały pomocnicze, takie jak łój, węgiel, olej itp., środki produkcji, takie jak żelazo, bawełna, jedwab, srebro, drewno itp. to wszystko rzeczy, które składają się na kapitał stały.

Kapitał zmienny to ten, który jest reprezentowany przez wynagrodzenie, przez cenę siły roboczej. Pierwszy jest nazywany stałym, ponieważ jego wartość pozostaje stała w wartości towaru, którego jest częścią; podczas gdy drugi jest nazywany zmiennym, właśnie dlatego, że jego wartość rośnie, tworząc część wartości towaru. Tylko kapitał zmienny tworzy wartość dodatkową; a maszyna stanowi tylko część kapitału stałego.

Kapitalista dąży w nowoczesnym przemyśle do czerpania zysków z ogromnej masy przeszłej pracy, w taki sam sposób, w jaki czerpałby zyski z masy sił naturalnych, czyli za darmo. Aby jednak móc osiągnąć swój cel, musi mieć kompletny mechanizm, który będzie składał się z mniej lub bardziej kosztownych materiałów i zawsze sam będzie pochłaniał pewną ilość pracy. Z pewnością nie musi kupować mocy pary, ani właściwości napędowych wody lub powietrza; z pewnością nie musi kupować mechanicznych przełomów i zastosowań; ani wynalazków i ulepszeń narzędzi handlowych. Może korzystać z tego wszystkiego, zawsze tak, jak chce, bez ponoszenia kosztów; ale musi tylko zdobyć cały mechanizm do tego przystosowany. Maszyna wchodzi zatem jako środek produkcji, stanowiąc część kapitału stałego; a proporcja, w jakiej wchodzi w skład wartości towaru, jest wprost proporcjonalna do jego zużycia i materiałów pomocniczych, węgla, łoju itp. i odwrotnie proporcjonalna do wartości towaru. Oznacza to, że im bardziej maszyna zużywa swoje materiały pomocnicze w produkcji towaru, tym więcej przekazuje mu swojej wartości; podczas gdy im większa wartość towaru, dla którego pracuje maszyna, tym mniejsza część wartości, jaką otrzymuje z konsumpcji maszyny.

„Ponieważ jego [młota parowego] zużycie dzienne, wraz ze spożyciem węgla itd., rozkłada się na olbrzymie masy żelaza, które ten młot codziennie przekuwa, więc do każdego centnara żelaza przyrasta tylko drobna cząstka wartości, która byłaby bardzo wielka, gdyby to cyklopowe narzędzie miałoby wbijać małe gwoździe” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, sekcja 2).

Kiedy, w celu uogólnienia systemu nowoczesnego przemysłu, maszyna przestaje być bezpośrednim źródłem nadzwyczajnego bogactwa dla kapitalisty, udaje mu się znaleźć wiele innych sposobów, dzięki którym może nadal uzyskiwać bardzo duże ilości względnej wartości dodatkowej z tego nowego sposobu produkcji.

„Czyniąc siłę mięśni zbyteczną, maszyna staje się środkiem zatrudnienia robotników pozbawionych silnych mięśni albo niedojrzałych pod względem rozwoju cielesnego, lecz o bardziej zwinnych członkach. Toteż praca kobiet i dzieci była pierwszym słowem kapitalistycznego zastosowania maszyn! W ten sposób maszyna, ów potężny środek zastępowania pracy i robotników, obróciła się natychmiast w środek pomnażania liczby robotników najemnych przez podporządkowanie bezpośredniemu zwierzchnictwu kapitału wszystkich członków rodziny robotniczej bez różnicy płci i wieku. Przymusowa praca dla kapitalisty uzurpowała sobie nie tylko czas zabaw dziecięcych, lecz także czas wolnej pracy we własnym domu, o zwyczajowo ustanowionych granicach, dla samej rodziny”.

Wartość siły roboczej określał nie tylko czas pracy potrzebny utrzymania indywidualnego robotnika dorosłego, lecz czas pracy potrzebny do utrzymania rodziny robotniczej. Rzucając na rynek pracy wszystkich członków rodziny robotniczej, maszyna rozkłada wartość siły roboczej robotnika-mężczyzny na całą jego rodzinę. Zmniejsza więc wartość jego siły roboczej. Kupno rodziny rozdrobnionej np. na cztery siły robocze kosztuje może więcej, niż dawniej kosztował zakup siły roboczej głowy rodziny, ale za to 4 dni robocze zajmują miejsce jednego i cena ich spada w stosunku do nadwyżki pracy dodatkowej czterech osób nad pracą dodatkową jednej. Cztery osoby muszą oddawać kapitałowi nie tylko swą pracę, lecz również pracę dodatkową, aby jedna rodzina mogła wyżyć. W ten sposób maszyna od samego początku powiększa eksploatowany materiał ludzki stanowiący właściwe pole wyzysku dla kapitału, a zarazem podwyższa stopień wyzysku”.

„Maszyna rewolucjonizuje też gruntownie stronę formalną stosunku kapitalistycznego, umowę między robotnikiem a kapitalistą. Pierwszym założeniem tego stosunku na podstawie wymiany towarów było to, że kapitalista i robotnik występują wobec siebie jako osoby wolne, jako niezależni posiadacze towaru: pierwszy – jako posiadacz pieniędzy i środków produkcji, drugi – jako posiadacz sił roboczej. Teraz jednak kapitał kupuje nieletnich lub na wpół dorosłych. Przedtem robotnik sprzedawał swą własną siłę roboczą, którą rozporządzał jako człowiek formalnie wolny. Teraz sprzedaje żonę i dziecko. Staje się handlarzem niewolników” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, sekcja 3a).

„Maszyna jest najpotężniejszym środkiem podnoszenia wydajności pracy, czyli skracania czasu pracy potrzebnego do wytworzenia danego towaru; zarazem maszyna, jako przedstawicielka kapitału, przede wszystkim staje się w bezpośrednio przez nią ogarniętych gałęziach przemysłu najpotężniejszym środkiem przedłużenia dnia roboczego poza wszelkie granice naturalne…”.

„Przede wszystkim w maszynie uniezależnia się od robotnika ruch i produkcyjne działanie środka pracy. Środek pracy staje się sam przez się i dla siebie przemysłowym perpetuum mobile, które mogłoby wytwarzać bez przerwy, gdyby nie natrafiało na pewne naturalne granice ze strony swej ludzkiej obsługi: na jej fizyczną słabość i jej opór. Jako kapitał, automat jest obdarzony – w osobie kapitalisty – świadomością i wolą, a więc jest ożywiony dążnością do tego, aby zredukować do minimum opór przeciwdziałającej mu lecz elastycznej natury ludzkiej. Opór ten słabnie i tak wskutek pozornej łatwości pracy przy maszynie oraz wskutek większej ustępliwości i uległości elementu kobiecego i dziecięcego”…

„Dwojakie bywa materialne zużycie maszyny. Jedno wynika z używania jej – tak ścierają się monety w cyrkulacji, drugie z nieużywania – tak bezczynny miecz rdzewieje w pochwie. Jest to zużycie maszyny wskutek działania żywiołu. Pierwszy rodzaj zużycia pozostaje w stosunku mniej więcej prostym do używania maszyny, drugi – w stosunku do pewnego stopnia odwrotnym”.

„Jednakże obok materialnego zużycia maszyny występuje również zużycie moralne, że się tak wyrażę. Maszyna traci swoją wartość wymienną w miarę jak maszyny tej samej konstrukcji mogą być odtwarzane taniej, lub też w miarę jak do współzawodnictwa z nią stają maszyny lepsze” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, sekcja 3b).

Aby naprawić te szkody, kapitalista czuje potrzebę, aby maszyna pracowała jak najwięcej, a co najważniejsze, zaczyna przedłużać codzienną pracę, wprowadzając nocne zmiany i system zmianowy. Jak wskazuje samo słowo, oznaczające zmiany koni pocztowych, system zmianowy polega na tym, że dwa zespoły pracowników wykonują pracę, które zmieniają się co dwanaście godzin lub trzy, które zmieniają się co osiem godzin; w taki sposób praca zawsze przebiega bez najmniejszej przerwy przez wszystkie 24 godziny. Ten system, tak korzystny dla kapitału, zaczyna być również stosowany w pierwszym momencie pojawienia się maszyn, kiedy kapitalista bardzo się spieszy, aby móc zgromadzić jak największą ilość nadmiarowych zysków, które wkrótce muszą ustać ze względu na spowszechnienie samych maszyn. Dlatego kapitalista przełamuje wszelkie przeszkody czasu za pomocą maszyn, wszystkie ograniczenia dnia, które zostały nałożone na pracę w produkcji. A kiedy napotyka to naturalną granicę dnia wchłaniając wszystkie 24 godziny dnia, znajduje sposób, aby z jednego dnia zrobić dwa, trzy, cztery lub więcej dni, intensyfikując pracę dwa, trzy, cztery lub więcej razy. Jeśli w ciągu jednego dnia roboczego znajdzie się sposób, aby robotnik wykonał dwa razy, trzy razy, cztery razy itd. więcej pracy niż wcześniej, jasne jest, że stary dzień roboczy będzie odpowiadał dwóm, trzem, czterem lub więcej dniom roboczym. A kapitalista znajduje sposób, aby to zrobić, czyniąc, jak już powiedzieliśmy, pracę bardziej intensywną, wciskając, innymi słowy, w jeden dzień pracę dwóch, trzech, czterech lub więcej dni. Dzięki maszynom jest w stanie osiągnąć ten cel.

„Ulepszenie maszyny parowej podnosi liczbę skoków tłoka na minutę, a zarazem, dzięki oszczędniejszemu zużywaniu siły, pozwala temu samemu motorowi poruszać rozleglejszy mechanizm przy niezmienionym, a nawet zmniejszającym się zużyciu węgla. Udoskonalenie mechanizmu transmisyjnego zmniejsza tarcie oraz – co tak widocznie odróżnia nowoczesną maszynę od dawnej – redukuje średnicę i ciężar wielkich i małych wałów obrotowych do wciąż zmniejszającego się minimum. Wreszcie ulepszenia w maszynach roboczych zmniejszają ich rozmiary przy zwiększeniu ich szybkości i potęgowaniu ich działania, jak w nowoczesnym krośnie parowym, albo też powiększają korpus maszyny, a wraz z nim rozmiary i liczbę uruchamianych przez nią narzędzi, jak w maszynie przędzalniczej albo wreszcie przez niedostrzegalne zmiany w szczegółach podnoszą sprawność narzędzi; tak np. w połowie lat pięćdziesiątych podniesiono o szybkość obrotu wrzecion w selfacting mule [selfaktorze].

Skrócenie dnia roboczego do 12 godzin datuje się w Anglii od roku 1833. Już w roku 1836 oświadczył pewien fabrykant angielski: »Praca wykonywana obecnie w fabrykach wzrosła bardzo w porównaniu z dawniejszą, gdyż znaczne przyspieszenie biegu maszyn wymaga większej uwagi i sprawności ze strony robotnika«. W roku 1844 lord Ashley, obecnie hrabia Shaftesbury, złożył w Izbie Gmin następujące oświadczenie poparte dokumentami:

»Praca robotników zatrudnionych w procesach fabrycznych jest obecnie trzykrotnie większa niż przy wprowadzaniu tych czynności. Bez wątpienia maszyna wykonuje robotę, która zastępuje ścięgna i muskuły milionów ludzi, ale zarazem powiększa w sposób zdumiewający (prodigiously) pracę ludzi opanowanych przez jej pęd przeraźliwy«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, sekcja 3c).

Podział pracy zjawia się znów w fabryce automatycznej najpierw w postaci przydziału robotników do wyspecjalizowanych maszyn oraz przydziału mas robotniczych, nie stanowiących jednakże zespołów zorganizowanych, do poszczególnych oddziałów fabryki, gdzie pracują przy maszynach narzędziowych jednego rodzaju, ustawionych obok siebie w szeregu, gdzie więc zachodzi wśród nich tylko kooperacja prosta. Rozczłonkowana grupa z manufaktury ustępuje miejsca związkowi głównego robotnika z paru pomocnikami. Różnicą zasadniczą staje się różnica między robotnikami zatrudnionymi istotnie przy maszynach narzędziowych (doliczyć tu wypada kilku robotników dozorujących, względnie dostarczających pożywienia maszynom pędnym), a zwykłymi podręcznymi robotników pracujących przy owych maszynach (prawie wyłącznie dziećmi). Do podręcznych należą w mniejszym lub większym stopniu wszyscy »feeders« (nakładacze dostarczający tylko maszynom materiału pracy). Obok tych kategorii głównych występuje niewielki liczebnie personel zajęty kontrolą i stałym naprawianiem wszystkich maszyn: inżynierowie, mechanicy, stolarze itd. Jest to wyższa, po części posiadające fachowe wykształcenie naukowe, po części rzemieślnicza warstwa pracowników, przyłączona do robotników fabrycznych spoza ich kręgu. Ten podział pracy jest czysto techniczny.

Wszelka praca przy maszynie wymaga wczesnej nauki robotnika, żeby mógł się wdrożyć do uzgadniania swych własnych poruszeń z miarowym, ciągłym ruchem maszyny automatycznej. Ponieważ całość maszyn sama tworzy system maszyn różnych, lecz działających jednocześnie i połączonych ze sobą, więc kooperacja oparta na tym systemie wymaga przydzielania rożnych grup robotniczych do różnego rodzaju maszyn. Lecz maszynowy sposób produkcji obala konieczność rękodzielniczego utrwalania tego podziału za pomocą stałego przeznaczania tych samych robotników do tych czynności. Ponieważ nie robotnik, lecz maszyna nadaje fabryce ogólny ruch, ustawiczna zmiana osób może się odbywać bez przerywania procesu pracy. Uderzającym tego dowodem jest Relaissystem [system zmian] wprowadzony w czasie rokoszu fabrykantów angielskich w latach 1848‒1850. Szybkość wreszcie, z jaką w wieku młodzieńczym można się nauczyć pracy przy maszynie, czyni zbytecznym kształcenie specjalnej kategorii robotników wyłącznie do pracy maszynowej. Ale w fabryce czynności zwykłych pomocników po części mogą być wykonywane przez same maszyny, po części zaś, dzięki swej zupełnej prostocie, umożliwiają częste i szybkie zmiany osób zajętych tą harówką.

Chociaż więc pod względem technicznym maszyna zupełnie obala dawny system podziału pracy, to jednak zwyczajowo – jako tradycja manufaktury – wlecze się on zrazu w fabryce, a później jest systematycznie przywracany i utrwalany przez kapitał w formie jeszcze bardziej odrażającej jako środek wyzyskiwania siły roboczej. Przedtem dożywotnią specjalnością robotnika było posługiwanie się narzędziem cząstkowym, obecnie staje się nią obsługiwanie maszyny cząstkowej. Nadużywa się maszyny po to, aby samego robotnika od lat dziecięcych przemienić w cząstkę maszyny cząstkowej. W ten sposób nie tylko zmniejszają się znacznie koszty potrzebne do odtwarzania samego robotnika, ale do najwyższego stopnia dochodzi też jego bezsilność i zależność od całokształtu fabryki, a więc od kapitalisty. Tutaj, jak zresztą wszędzie, trzeba odróżniać zwiększenie wydajności dzięki rozwojowi społecznego procesu produkcji od zwiększenia wydajności dzięki poddaniu tego procesu wyzyskowi kapitału.

W manufakturze i w rzemiośle robotnik posługuje się narzędziem, w fabryce służy maszynie. Tam wprawiał w ruch środki pracy, tu musi iść za ich ruchem. W manufakturze robotnicy są członami żywego mechanizmu. W fabryce istnieje niezależny od nich mechanizm martwy, do którego są wcielani jako jego żywe akcesoria. »Przytłaczająca jednostajność nieskończonego mozołu polegającego na ustawicznym powtarzaniu wciąż tego samego mechanicznego procesu pracy przypomina mękę Syzyfa; brzemię pracy, jak ów głaz syzyfowy, raz po raz wali się z powrotem na strudzone barki robotnika« [Fryderyk Engels]. Doprowadzając system nerwowy do najwyższego natężenia, praca przy maszynie tamuje zarazem wszechstronną grę muskułów i uniemożliwia wszelką swobodną działalność umysłową czy cielesną. Samo nawet ułatwienie pracy staje się środkiem tortury, gdyż maszyna wyzwala nie robotnika z pracy, lecz pracę jego z treści. Cechą wspólną wszelkiej produkcji kapitalistycznej, jako nie tylko procesu pracy, lecz również procesu pomnażania wartości kapitału, jest to, że nie robotnik stosuje warunki pracy, lecz przeciwnie, one stosują robotnika; ale dopiero maszyna nadaje temu odwróceniu technicznie uchwytną rzeczywistość. Środek pracy dzięki swojej przemianie w automat występuje w samym procesie pracy wobec robotnika jako kapitał, jako praca martwa, która ujarzmia i wysysa siłę roboczą. Jak już poprzednio wspominaliśmy, oddzielenie duchowych sił procesu produkcji od pracy ręcznej i przekształcenie ich w siły panowania kapitału nad pracą dokonuje się ostatecznie w wielkim przemyśle opartym na produkcji maszynowej. Umiejętność cząstkowa indywidualnego robotnika wyjałowionego przez maszynę traci znaczenie, stając się czymś ubocznym i znikomym wobec masowej pracy społecznej, które ucieleśniają się w systemie maszyn i wraz z nim stanowią potęgę »majstra« (master). Toteż majster ów, w którego mózgu maszyna i jego monopol na nią zrosły się nierozerwalnie, przy pierwszym lepszym zatargu woła pogardliwie do swych »rąk«: »Robotnicy fabryczni powinni by święcie pamiętać o tym, że praca ich jest w gruncie rzeczy bardzo podrzędną odmianą pracy wykwalifikowanej; że żadna inna praca nie jest tak łatwa do przyswojenia i żadna nie jest lepiej wynagradzana w stosunku do swej jakości; że w żadną inną pracę nie można tak prędko wprowadzić za pomocą krótkiego pouczenia ludzi zupełnie z nią nie obeznanych, ani dostarczyć jej w takiej obfitości. W istocie maszyna majstra odgrywa o wiele ważniejszą rolę w produkcji niż praca i umiejętność robotnika, którą można posiąść w ciągu 6 miesięcy i którą zdoła sobie przyswoić każdy parobek ze wsi« („The Master Spinners’ and Manufacturers’ Defence Fund. Report of the Committee”. Manchester 1854, str. 17).

Techniczne podporządkowanie robotnika jednostajnemu biegowi środka pracy oraz szczególny skład organizmu roboczego złożonego z jednostek obojga płci i najróżniejszego wieku stwarza koszarową dyscyplinę, która rozwija się w całkowity reżim fabryczny i doprowadza do najwyższego rozwoju wyżej już wspomnianą pracę dozoru, a więc zarazem podział robotników na robotników fizycznych i na dozorców pracy, czyli na szeregowych przemysłu i jego podoficerów. »Główna trudność w fabryce automatycznej … polegała … na wprowadzeniu niezbędnej dyscypliny, aby ludzie wyrzekli się przy pracy swych nieuregulowanych nawyków i utożsamili się z niezmienną regularnością wielkiego automatu. Ale stworzenie i skuteczne wprowadzenie w życie kodeksu dyscyplinarnego odpowiadającego potrzebom i szybkości systemu automatycznego – to godne Herkulesa przedsięwzięcie było szlachetnym dziełem Arkwrighta! Nawet dziś jeszcze, gdy system ten zorganizowany jest doskonale, nie podobna prawie wśród robotników w dojrzałym wieku męskim … znaleźć dobrych pomocników do pracy przy maszynach automatycznych« [Ure]. Kodeks fabryczny, w którym kapitał ustanawia swą absolutną władzę nad robotnikiem na mocy swego prywatnego i udzielnego ustawodawstwa, bez zachowywania tak skądinąd drogiej burżuazyjnego sercu zasady podziału władz i jeszcze mu droższego systemu przedstawicielskiego – kodeks ten jest tylko kapitalistyczną karykaturą tego społecznego regulowania procesu pracy, które staje się niezbędne z chwilą zastosowania na wielką skalę kooperacji oraz zespołowych środków produkcji, zwłaszcza maszyn. Rejestr kar dozorcy zajmuje miejsce bata naganiacza niewolników. Wszelkie kary sprowadzają się oczywiście do kar pieniężnych i potrąceń z płacy, zmysł ustawodawczy fabrycznych Likurgów sprawia, że naruszanie ich ustaw staje się dla nich jeszcze zyskowniejsze, o ile to możliwe, aniżeli przestrzeganie ich” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, sekcja 4).

„»Niewola, w którą burżuazja zakuła proletariat, nigdzie nie wychodzi na jaw bardziej dobitnie niż w systemie fabrycznym. Tu ustaje wszelka wolność – faktycznie i prawnie. Robotnik musi być w fabryce o pół do szóstej rano; jeśli spóźni się o parę minut, płaci karę, jeżeli o 10 minut, w ogóle go nie wpuszczą póki nie minie śniadanie, przez co traci czwartą część płacy dziennej. Musi jeść, pić i spać na komendę… Despotyczny dzwonek wypędza go z łóżka, odwołuje od śniadania i od obiadu. A cóż dopiero w samej fabryce? Tu fabrykant jest ustawodawcą absolutnym. Wydaje regulaminy fabryczne, jak mu się żywnie podoba; poprawia i uzupełnia ten swój kodeks według własnego uznania; a gdyby nawet umieścił w nim największą niedorzeczność, to jednak sądy powiedzą robotnikom: skoroście dobrowolnie przyjęli te umowę, to teraz musicie ją wykonywać… Robotnicy ci są skazani na to, aby od dziewiątego roku życia aż do samej śmierci żyć pod fizyczną i moralną rózgą« (F. Engels: „Die Lage der arbeitenden Klasse itd.”, str. 217). Co »sądy powiedzą«, wyjaśnię na dwóch przykładach. Pierwszy z tych wypadków zdarzył się w Sheffield, pod koniec roku 1866. Pewien robotnik zgodził się tam do fabryki metalowej na dwa lata. Wskutek nieporozumienia z fabrykantem porzucił fabrykę i oświadczył, że pod żadnym warunkiem nie chce więcej pracować dla niego. Oskarżono go o złamanie umowy i skazano na dwa miesiące więzienia (Jeśli fabrykant złamie umowę, odpowiada tylko civiliter [w trybie prywatno-prawnym] i grozi mu tylko grzywna). Po odsiedzeniu tych dwóch miesięcy otrzymuje wezwanie do tego samego fabrykanta, aby zgodnie z dawną umową wrócił do fabryki. Robotnik odpowiada odmownie. Już i tak odpokutował za złamanie umowy. Fabrykant skarży go ponownie i sąd go powtórnie skazuje, chociaż jeden z sędziów, Mr. Shee, publicznie piętnuje ten absurd prawny, że ktoś może bodaj przez całe życie być w kółko skazywany za jedno i to samo wykroczenie wzgl. przestępstwo. Wyrok ten został wydany nie przez »Great Unpaid«, zaściankowych Dogberries, lecz zapadł w Londynie, w jednej z wyższych instancji sądowych (Do wyd. 4. – Dziś ten stan rzeczy zmienił się… Z wyjątkiem niektórych wypadków – np. w gazowniach publicznych – robotnik jest dziś w Anglii równouprawniony z fabrykantem pod względem zrywania umowy i odpowiada za to tylko prywatno-prawnie. - F.E). – Drugi przypadek zaszedł w Wiltshire, w końcu listopada r. 1863. Około 30 tkaczek pracujących na krosnach parowych u niejakiego Harruppa, fabrykanta sukna w Leower’s Mill pod Westbury Leigh, zastrajkowało z tego powodu, że ów Harrupp miał przyjemny zwyczaj potrącania im z płacy kar pieniężnych za spóźnienie się z rana, mianowicie: 6 pensów za dwie minuty, szylinga za trzy minuty, szylinga i 6 pensów za 10 minut. Czyni to 9 szylingów za godzinę, czyli 4 funty i 10 szylingów za dzień, gdy ich przeciętna płaca w roku nie przekraczała nigdy 10 – 12 szylingów tygodniowo. Harrupp najął sobie również chłopca, któremu kazał trąbieniem oznajmiać o godzinie otwarcia fabryki, co ten niekiedy czyni jeszcze przed szóstą rano. Robotnikom, których nie ma przed progiem fabryki w chwili, gdy ustaje głos trąbki, zamyka się bramę przed nosem a przed wpuszczeniem do fabryki zapisuje się im kary pieniężne. A że przy tym w budynku nie ma zegara, więc nieszczęsne »ręce« są zdane na łaskę i niełaskę młodocianego szyldwacha działającego według woli p. Harruppa. Strajkujące robotnice, matki rodzin i dziewczęta, oświadczyły, że powrócą do fabryki, jeżeli zamiast szyldwacha będzie zegar i jeżeli zostanie wprowadzona dorzeczna taryfa kar. Harrupp pozwał do sądu pokoju 19 kobiet i dziewcząt o złamanie umowy. Sąd skazał je przy głośnym szemraniu publiczności na karę pieniężną po 9 pensów i na opłacenie kosztów sądowych w sumie 2 szylingów i 6 pensów. Harrupp udał się z sądu do domu odprowadzony gwizdaniem tłumu” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, przypis 190).

„Walka między kapitalistą a robotnikiem najemnym rozpoczyna się z powstaniem samego stosunku kapitalistycznego. Walka ta wre przez cały okres manufaktury. Ale dopiero od chwili wprowadzenia maszyny robotnik zwalcza sam środek pracy, materialną formę istnienia kapitału. Buntuje się przeciw tej określonej formie środka produkcji jako materialnej podstawie kapitalistycznego sposobu produkcji.

Bunty robotnicze przeciw używaniu maszyny do tkania wstążek i lamówek, tak zwanej Bandmühle (nazywanej również Schnurmühle albo Mühlenstuhl) objęły w wieku XVII całą niemal Europę (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, sekcja 5. Dalej przypis 194). Maszyna ta została wynaleziona w Niemczech. Włoski ksiądz Lancelotti w książce wydanej w r. 1636 w Wenecji opowiada: »Antoni Müller z Gdańska około 50 lat temu (Lancelotti pisał to w r. 1629) widział w Gdańsku maszynę wielce kunsztowną, tkającą naraz 4 – 6 tkanin; ale ponieważ rada miejska zatrwożyła się, że ów wynalazek obróci mnóstwo robotników w żebraków, kazała maszynę zniweczyć, wynalazcę zaś cichaczem udusić czy też utopić«. W Lejdzie taka sama maszyna została po raz pierwszy zastosowana w r. 1629. Bunty tkaczy wstążek z początku wymusiły na magistracie zakaz stosowania tej maszyny. Później Stany Generalne rozporządzeniami z lat 1623, 1639 itd. ograniczyły jej użycie; wreszcie dozwoliły stosowania jej, pod pewnymi warunkami, rozporządzeniem z dnia 15 grudnia 1661 r. »W owym mieście – opowiada Boxhorn (»Institutiones Politicae«, 1663) o wprowadzeniu w Lejdzie maszyny od tkania wstążek – około 20 lat temu paru ludzi wymyśliło przyrząd do tkania, dzięki któremu jeden robotnik mógłby sporządzić więcej tkaniny i z większą łatwością niż przedtem kilku w tym samym czasie. Stąd powstały zaburzenia i skargi ze strony tkaczy, aż wreszcie zwierzchność zakazała używania tego narzędzia«. W Kolonii maszyna ta została zabroniona w r. 1676, w tym samym zaś czasie w Anglii wprowadzenie jej stało się powodem zamieszek robotniczych. Edykt cesarski z 19 lutego 1685 r. zakazał używania jej w całych Niemczech. W Hamburgu magistrat kazał ją publicznie spalić. Karol VI dnia 9 lutego 1719 roku potwierdził edykt z r. 1685, a Saksonia pozwoliła na jawne używanie jej dopiero w r. 1765. Maszyna ta, która tak wiele hałasu uczyniła w świecie, była w gruncie rzeczy poprzedniczką maszyn przędzalniczych i tkackich, a więc rewolucji przemysłowej XVIII wieku. Dzięki niej chłopiec, zupełnie z tkactwem nieobyty, poruszając tylko drążek naprzód i w tył, mógłby wprawiać w ruch cały warsztat z wszystkimi czółenkami. Maszyna ta w swojej bardziej udoskonalonej formie wyrabiała na raz 40 – 50 sztuk”.

„Około roku 1630 w okolicy Londynu tłum zniszczył tartak poruszany siłą wiatru, założony przez pewnego Holendra. Jeszcze na początku XVIII wieku tartaki o napędzie wodnym z trudem torowały sobie drogę w Anglii, natrafiały bowiem na opór ludu wspierany przez parlament. Gdy Everet w r. 1758 zbudował pierwszą maszynę o napędzie wodnym do strzyżenia wełny, została ona spalona przez kilkaset ludzi pozbawionych pracy. Przeciw scribbling mills [gremplarniom] i czesarkom Arkwrighta wystąpiło z petycją do parlamentu 50000 robotników, dotychczas utrzymujących się z gremplowania (sic) wełny. Masowe niszczenie maszyn w angielskich okręgach manufaktur w pierwszym piętnastoleciu XIX wieku, spowodowane głównie używaniem krosna parowego i znane pod nazwą ruchu luddystów, dało antyjakobińskiemu rządowi Sidmoutha, Castlereagha itd. pretekst do zastosowania najbardziej reakcyjnych aktów przemocy. Trzeba było sporo czasu i doświadczenia, aby robotnik nauczył się odróżniać maszynę od kapitalistycznego zastosowania jej i dlatego kierować swe ataki nie przeciw samym materialnym środkom produkcji, tylko przeciw społecznej formie ich eksploatacji”. (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 1, s. 5).

Oto zatem skutki maszyn i wielkiego przemysłu dla pracowników. Są one przede wszystkim wypędzani z fabryk, w których maszyna zajęła ich miejsce. Nieliczni pozostali ludzie muszą cierpieć upokorzenie, widząc, jak ostatnie narzędzie pracy zostaje wyrwane z ich ręki, a oni zredukowani zostają do stanu sług maszyn; muszą znosić ciężar niezwykle wydłużonego dnia pracy; muszą wyrzec się swoich żon i dzieci stających się niewolnikami kapitału; i muszą wreszcie cierpieć nieopisane bóle, produkty tortur pracy stopniowo intensyfikowane przez szaloną żądzę wartości dodatkowej, przez którą kapitalista jest opętany w okresie wielkiego przemysłu. Ale nie brakuje teologów boga kapitału, którzy wszystko wyjaśniają i usprawiedliwiają swoimi odwiecznymi prawami. Na rozpaczliwe wołanie robotników, głodnych maszyn, odpowiadają ogłoszeniem naciąganego prawa kompensacji.

„Szereg ekonomistów burżuazyjnych, jak James Mill, MacCulloch, Torrens, Senior, J. Stuart Mill itd. twierdzi, że wszelka maszyna, która wypiera robotników, zawsze zwalnia jednocześnie i nieodzownie odpowiedni kapitał dostateczny do zatrudnienia właśnie tych samych robotników.

Przypuśćmy, że kapitalista zatrudnia 100 robotników, dajmy na to w fabryce tapet, płacąc im po 30 f. szt. rocznie. Kapitał zmienny, wyłożony przezeń w ciągu roku, wynosi więc 3000 f. szt. Przypuśćmy teraz, że zwalnia on 50 robotników, pozostałych zaś 50 zatrudnia przy maszynach kosztujących go 1500 f. szt. Dla uproszczenia abstrahujemy od budynków, węgla itd. Przypuśćmy dalej, że surowiec zużyty w ciągu roku kosztuje jak poprzednio 3000 f. szt. Czy ta metamorfoza »zwalnia« w ogóle jakiś kapitał? Przy dawnym sposobie produkcji całkowita suma wyłożona, wynosząca 6000 f. szt., składała się w połowie z kapitału stałego, a w połowie ze zmiennego. Teraz składa się z 4500 f. szt. kapitału stałego (3000 f. szt. przypada surowiec a 1500 – na maszyny) oraz z 1500 f. szt. kapitału kapitału zmiennego. Kapitał zmienny, czyli część kapitału obrócona w żywą siłę roboczą, równa się już nie połowie całego kapitału, lecz tylko jednej czwartej. Zamiast zwolnienia zachodzi tu związanie kapitału w formie, w której przestaje być on wymieniany na siłę roboczą, tzn. przekształcenie kapitału zmiennego w stały. Przy innych warunkach niezmienionych, kapitał w wysokości 6000 f. szt. nigdy nie będzie już mógł zatrudniać więcej niż 50 robotników. W miarę dalszego ulepszania maszyn będzie zatrudniał coraz mniej robotników. Jeżeli świeżo wprowadzone maszyny kosztują mniej niż suma wypartej przez nie siły roboczej i narzędzi pracy – a więc np. zamiast 1500 f. szt. tylko 1000 f. szt. to kapitał zmienny w wysokości 1000 f. szt. zostałby przekształcony w kapitał stały, czyli zostałby związany, natomiast zwolniłby się kapitał w wysokości 500 f. szt. Kapitał ten, przy tej samej rocznej płacy roboczej, stanowi fundusz zatrudnienia dla około 16 robotników, podczas gdy zwolniono 50 robotników, a nawet dla znacznie mniej niż 16 robotników, bo przecież 500 f. szt., żeby przekształcić się w kapitał, po części muszą się przekształcać znowu w kapitał stały, a więc tylko częściowo mogą być obrócone w siłę roboczą.

A powiedzmy nawet, że wytwarzanie nowych maszyn zatrudni większą liczbę mechaników; czy to ma być kompensata dla wyrzuconych na bruk tapeciarzy? W najlepszym wypadku budowa maszyny zatrudni mniej robotników niż stosowanie jej wyprze z pracy. Suma 1500 f. szt., która dla zwolnionych tapeciarzy przedstawiała tylko ich płacę, obecnie przybrawszy postać maszyn reprezentuje: 1) wartość środków produkcji potrzebnych do wytworzenia maszyny; 2) płacę roboczą mechaników zatrudnionych przy jej budowie; 3) wartość dodatkową przypadającą »majstrowi« tych mechaników. Dalej: maszyna, raz zrobiona, wymaga zastąpienia dopiero po swej śmierci. Ażeby więc stale zatrudniać dodatkową liczbę mechaników, musiałby jeden fabrykant tapet po drugim zastępować swych robotników przez maszyny.

Toteż w gruncie rzeczy owi apologeci mają na myśli wcale nie ten sposób zwalniania kapitału. Mają na myśli środki utrzymania zwolnionych robotników. Nie podobna zaprzeczyć, że np. w powyższym wypadku maszyna nie tylko zwalnia 50 robotników i wskutek tego stawia ich »do dyspozycji«, ale zarazem przerywa związek między nimi a środkami utrzymania o wartości 1500 f. szt. i w ten sposób »zwalnia« te środki utrzymania. Fakt prosty i zgoła nie nowy, że maszyna »uwalnia« robotnika od środków utrzymania dla robotnika, czyli obraca je w kapitał służący do zatrudnienia robotnika. Jak widzimy, wszystko sprowadza się do sposobu wyrażania. Nominibus mollire licet mala [Przystoi łagodzić zło nazwą]” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 13, sekcja 6).

VIII
Płaca

Zwolennicy kapitalistycznego sposobu produkcji twierdzą, że płace są zapłatą za pracę, a wartość dodatkowa jest produktem kapitału.

Ale jaka jest wartość pracy? Praca jest albo nadal w pracowniku, albo już z niego wyszła; to znaczy, że praca jest albo siłą, mocą do zrobienia czegoś, albo jest samą rzeczą już wykonaną: krótko mówiąc, praca jest albo siłą roboczą, albo jest towarem. Robotnik nie może sprzedać pracy, która już z niego wyszła, to znaczy rzeczy, którą produkuje, towaru, ponieważ należy ona do kapitalisty, a nie do niego. Aby robotnik mógł sprzedać pracę, która już z niego wyszła, czyli produkowany przez niego towar, musiałby posiadać środki pracy i materiały pracy, a wtedy byłby kupcem towarów, które produkuje. Ale on nic nie posiada, jest proletariuszem, który, aby żyć, musi sprzedawać innym jedyny towar, jaki mu pozostał, czyli swoją siłę roboczą. Kapitalista nie może zatem kupić niczego innego niż siła robocza, która, podobnie jak wszystkie inne towary, ma wartość użytkową i wartość wymienną. Kapitalista płaci pracownikowi odpowiednią wartość, która jest wartością wymienną, za towar, który mu sprzedaje. Ale siła robocza ma również wartość użytkową, która należy do kapitalisty, który ją kupił. Wartość użytkowa tego pojedynczego towaru ma dwojaką jakość. Pierwszą jest ta, którą ma wspólną z wartością użytkową wszystkich innych towarów, czyli zaspokajanie potrzeb; drugą jest ta, cała jej własna specjalna jakość, tworzenia wartości, która odróżnia ten towar od wszystkich innych.

Dlatego płace nie mogą reprezentować niczego innego niż cenę siły roboczej. A wartość dodatkowa nie może być wytworzona przez kapitał, ponieważ kapitał jest materią bezwładną, która zawsze znajduje się w towarze w tej samej ilości wartości, w jakiej do niego weszła; jest to materia, która nie ma życia i która, pozostając sama, bez siły roboczej, nigdy nie mogłaby go mieć. Tylko siła robocza może wytworzyć wartość nadwyżkową. To ona wnosi pierwsze ziarno życia do kapitału. To ona podtrzymuje całe życie kapitału. Kapitał nie robi nic innego, jak tylko najpierw wysysa, następnie wchłania ze wszystkich porów, a na koniec pompuje nadwyżkę wartości z pracy.

Dwie główne formy płac to: płace czasowe i płace akordowe.

Wynagrodzenie czasowe to takie, które jest wypłacane za dany czas, np. za dzień, tydzień, miesiąc itp. pracy. Jest to jedynie przekształcenie ceny siły roboczej. Zamiast mówić, że robotnik sprzedał swoją siłę roboczą jednego dnia za 3 liry, mówi się, że robotnik idzie do pracy za wynagrodzenie w wysokości 3 lirów dziennie.

Wynagrodzenie w wysokości 3 lirów dziennie jest zatem ceną siły roboczej za jeden dzień. Ale ten dzień może być dłuższy lub krótszy. Na przykład, jeśli trwa 10 godzin, za siłę roboczą płaci się 30 centów za godzinę, natomiast jeśli trwa 12 godzin, za siłę roboczą płaci się 25 centów za godzinę. W ten sposób kapitalista, wydłużając dzień pracy, płaci pracownikowi niższą cenę za jego siłę roboczą. Kapitalista może również zwiększyć płacę, nadal płacąc pracownikowi taką samą cenę za jego siłę roboczą jak wcześniej, a nawet mniej. Jeśli kapitalista zwiększy płacę swojego pracownika z 3 L do 3,60 L dziennie, a jednocześnie wydłuży dzień z 10 godzin do 12 godzin, nadal będzie płacił pracownikowi 0,30 L za godzinę za jego siłę roboczą, nawet jeśli zwiększy dzienną płacę o 0,60 L. Jeśli zatem kapitalista zwiększy płacę z 3 do 3,60 L, ale jednocześnie wydłuży dzień z 10 do 15 godzin, to zwiększając płacę dzienną, nadal będzie w stanie zapłacić robotnikowi mniej za jego siłę roboczą niż poprzednio, czyli 24 centy zamiast 30 centów za godzinę. Kapitalista uzyskuje ten sam efekt, jeśli zamiast zwiększać długość pracy, zwiększa jej objętość; jak już widzieliśmy, może to zrobić za pomocą maszyn. Krótko mówiąc, kapitalista, zwiększając swoją pracę, odnosi sukces w uczciwym oszukiwaniu robotnika; może to również zrobić, zdobywając dla siebie reputację hojności, zwiększając swoje dzienne wynagrodzenie.

Kiedy kapitalista płaci pracownikowi za godzinę, wciąż znajduje sposoby, aby go skrzywdzić, zwiększając lub zmniejszając pracę, ale zawsze uczciwie płacąc tę samą cenę za każdą godzinę pracy. Niech to będzie 25 centów za godzinę pracy. Jeśli kapitalista zmusi robotnika do pracy przez 8 godzin zamiast 12, zapłaci mu 2 liry zamiast 3 lirów; to znaczy, że straci jedną lirę, którą robotnik musi zaspokoić trzecią część swoich codziennych potrzeb. I odwrotnie, jeśli kapitalista zmusi robotnika do pracy przez 14 lub 16 godzin zamiast 12, płacąc mu 3,50 lub 4 liry zamiast 3 lir, otrzymuje od robotnika 2 lub 4 godziny pracy za cenę niższą, niż jest on wart. Po 12 godzinach pracy siła robotnika została już zużyta; a pozostałe 2 lub 4 nadgodziny pracy, wykonane dodatkowo, kosztują więcej niż pierwsze 12. To rozumowanie, przedstawiane przez pracowników, jest rzeczywiście akceptowane w różnych branżach, gdzie godziny wykonane dodatkowo do tych przewidzianych są opłacane po wyższej cenie.

Im niższa cena siły roboczej, reprezentowana przez płacę czasową, tym dłuższy czas pracy. I to jest jasne. Jeśli płaca wynosi 0,25 L za godzinę, zamiast 0,30 L, pracownik musi pracować 12 godzin dziennie, zamiast 10 godzin dziennie, aby uzyskać 3 L wymagane przez jego codzienne potrzeby. Jeśli płaca wynosi 2 L dziennie, pracownik musi przepracować 3 dni zamiast 2, aby uzyskać to, czego potrzebuje w ciągu zaledwie 2 dni. W tym przypadku spadek płac zwiększa pracę; ale zdarza się również, że wzrost pracy zmniejsza płace. Na przykład dzięki wprowadzeniu maszyn pracownik produkuje dwa razy więcej niż wcześniej; wtedy kapitalista zmniejsza liczbę rąk do pracy; w konsekwencji popyt na pracę wzrasta, a płace spadają.

Płaca akordowa, lub praca od sztuki, to nic innego jak przekształcenie płacy czasowej; o czym świadczy również fakt, że te dwie formy płac są stosowane wymiennie, nie tylko w różnych branżach, ale czasami nawet w tej samej branży.

Robotnik pracuje 12 godzin dziennie za płacę 3 L i wytwarza wartość 6 L. W tym przypadku nie ma znaczenia stwierdzenie, że robotnik wytwarza w ciągu pierwszych 6 godzin pracy 3 L swojej płacy, a w ciągu pozostałych 6 godzin 3 L nadwyżki wartości; co jest równoważne stwierdzeniu, że robotnik wytwarza w każdej pierwszej półgodzinie 0,25 L, dwunastą część swojej płacy, a w każdej drugiej półgodzinie 0,25 L, dwunastą część nadwyżki wartości. W ten sam sposób, jeśli robotnik produkuje, w ciągu 12 godzin pracy, 24 sztuki produktu i otrzymuje 12,5 centa za sztukę, w sumie 3 L, to równie dobrze można powiedzieć, że robotnik produkuje 12 sztuk, aby odtworzyć 3 L należne mu w zapłacie i 12 sztuk, aby wyprodukować 3 L nadwyżki wartości; to znaczy, że robotnik produkuje, w każdej godzinie pracy, jedną sztukę dla swojej zapłaty i jedną sztukę dla zysku swojego pana.

W wynagrodzeniach akordowych:

„Produkt sam zapewnia tu możność kontroli nad jakością pracy, gdyż musi być średniej dobroci, o ile płaca od sztuki ma być wypłacona w całości. Pod tym względem płaca od sztuki staje się niewyczerpanym źródłem potrąceń z płacy i kapitalistycznych oszustw.

Kapitalistom dostarcza ona zupełnie określonej miary intensywności pracy. Tylko czas pracy, wcielony w z góry określoną i doświadczalnie ustaloną ilość towarów, uznawany jest za czas pracy społecznie niezbędny i jest jako taki opłacany. Toteż w wielkich londyńskich zakładach krawieckich określona sztuka roboty, np. kamizelka itd., zwie się godziną, pół godziną, itd., przy płacy 6 pensów za godzinę. Z praktyki wiadomo, jaki jest przeciętny produkt godziny. Przy zmianie mody, przy reperacjach itd., powstaje między przedsiębiorcą a robotnikiem spór, czy dana sztuka roboty = godzinie itd., dopóki i tu nie rozstrzygnie doświadczenie. Podobnie dzieje się w londyńskich warsztatach meblarskich itd. Jeżeli robotnik nie posiada przeciętnej zdolności wytwórczej, jeżeli więc nie może dostarczyć określonego minimum roboty dziennej, zostaje zwolniony.

Skoro sama forma płacy roboczej służy tu do kontroli jakości i intensywności pracy, czyni ona dozór pracy w znacznym stopniu zbytecznym. Dlatego płaca od sztuki stanowi również podstawę opisanego wyżej nowoczesnego chałupnictwa, jako ukształtowanego hierarchicznie systemu wyzysku i ucisku. Ten ostatni posiada dwie formy zasadnicze. Z jednej strony płaca od sztuki ułatwia wciskanie się pasożytów między kapitalistę a robotnika, podnajem pracy (sublettling of labour). Zysk pośredników płynie wyłącznie z różnicy między ceną pracy opłacaną przez kapitalistę a tą częścią jej ceny, którą w rzeczywistości pozostawiają oni robotnikowi. System ten w Anglii nosi charakterystyczną nazwę »sweating system« (system wyciskania potu). Z drugiej strony, płaca od sztuki pozwala kapitaliście zawierać z robotnikiem głównym – w manufakturze ze starszym grupy, w kopalni z rębaczem węgla itd., w fabryce z właściwym robotnikiem przy maszynie – umowę o wykonanie roboty za tyle a tyle od sztuki, i za tę cenę robotnik bierze na siebie werbowanie i opłacanie swoich pomocników. Wyzysk robotników przez kapitał dokonuje się tu za pomocą wyzysku robotnika przez robotnika.

Przy płacy od sztuki jak najbardziej intensywne natężenie siły roboczej leży oczywiście w osobistym interesie robotnika, co kapitaliście ułatwia podnoszenie normalnego stopnia intensywności. Także przedłużenie dnia roboczego leży w osobistym interesie robotnika, gdyż przez to wzrasta jego płaca dniówkowa lub tygodniowa. Wywołuje to reakcję opisaną już w rozdziale o płacy według czasu pracy, niezależnie od tego, że przedłużenia dnia roboczego, nawet jeżeli płaca od sztuki pozostaje stała, samo przez się pociąga za sobą obniżenie ceny pracy”. (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 19).

Wynagrodzenie akordowe jest jednym z dwóch głównych filarów wyżej wspomnianego systemu, czyli płacenia pracownikowi za godzinę, bez zobowiązania szefa do regularnego znajdowania pracy pracownikowi w ciągu dnia lub tygodnia.

„W warsztatach podlegających ustawie fabrycznej płaca od sztuki staje się ogólną regułą, gdyż tam kapitał może zwiększyć dzień roboczy już tylko drogą intensyfikacji” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 19).

Wzrostowi produkcji towarzyszy proporcjonalny spadek wynagrodzenia. Gdy pracownik produkował 12 przedmiotów w ciągu 12 godzin, kapitalista płacił mu na przykład pensję w wysokości 0,25L za sztukę. Przy podwojonej produkcji pracownik wytwarza 24 przedmioty zamiast 12, a kapitalista obniża wynagrodzenie o połowę, tj. do 12,5 centa za przedmiot.

„Ta zmiana płacy od sztuki, choć czysto nominalna, wywołuje ciągłe walki między kapitalistą a robotnikiem. Bądź dlatego, że kapitalista korzysta z tego pretekstu, ażeby rzeczywiście obniżyć ilość pracy, bądź dlatego, że wzmożonej sile produkcyjnej pracy towarzyszy jej wzmożona intensywność. Albo też dlatego, że przy płacy od sztuki robotnik bierze na serio pozór, jakoby mu płacono za jego produkt a nie za siłę roboczą i dlatego burzy się przeciw zniżce płacy, której nie odpowiada zniżka ceny sprzedażnej towaru”.

„Kapitał słusznie odrzuca tego rodzaju pretensje jako gruby błąd co do istoty pracy najemnej. Oburza się na roszczenia robotników, którzy chcą nakładać podatek na postęp przemysłu, i oświadcza bez ogródek, że wydajność pracy robotników nic w ogóle robotnika nie obchodzi” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 19).

IX
Akumulacja kapitału

Jeśli przyjrzymy się formule kapitału, z łatwością zrozumiemy, że jego zachowanie polega całkowicie na jego sukcesywnej i ciągłej reprodukcji.

W rzeczywistości kapitał dzieli się, jak już wiemy, na dwa: stały, oczywiście, oraz zmienny. Kapitał stały, reprezentowany przez środki produkcji i surowce, zużywa się nieustannie w procesie pracy. Używane są narzędzia, maszyny, węgiel, łój itp., które są potrzebne maszynom, aż do używania budynku. W tym samym czasie jednak, gdy praca jest w stanie w taki sposób zużywać stały kapitał, jest on również reprodukowany w tych samych proporcjach, w jakich go zużywa. Kapitał stały odtwarza się w towarze w takich proporcjach, w jakich został zużyty podczas jego produkcji. Wartość wykorzystanych środków produkcji i surowców jest zawsze reprodukowana dokładnie w wartości towaru, jak już widzieliśmy gdzie indziej. Jeśli zatem stały kapitał jest częściowo reprodukowany w każdym towarze, to jasne jest, że w wartości pewnej liczby wyprodukowanych towarów można znaleźć cały stały kapitał wykorzystany do ich produkcji.

Podobnie jak w przypadku kapitału stałego, tak jest i w przypadku kapitału zmiennego. Kapitał zmienny, reprezentowany przez wartość siły roboczej, tj. przez wynagrodzenie, jest również reprodukowany dokładnie w wartości towaru. Już to widzieliśmy. Robotnik, w pierwszej części swojej pracy, wytwarza swoje wynagrodzenie, a w drugiej wartość nadwyżki. Ponieważ wynagrodzenie pracownika jest wypłacane dopiero po wykonaniu pracy, pobiera on swoją pensję po tym, jak już odtworzył jej ekwiwalent w towarze kapitalisty.

Zbiór wynagrodzeń wypłacanych pracownikom jest zatem reprodukowany w nieskończoność. Ta niekończąca się reprodukcja wynagrodzeń utrwala podporządkowanie robotnika kapitaliście. Kiedy proletariusz przychodzi na rynek, aby sprzedać swoją siłę roboczą, przychodzi, aby zająć pozycję przypisaną mu przez kapitalistyczny sposób produkcji i przyczynić się do produkcji społecznej poprzez swój udział w pracy, pobierając na swoje utrzymanie tę część wynagrodzenia, którą będzie musiał najpierw odtworzyć swoją pracą.

Jest to zawsze wieczna więź ludzkiej podległości, czy to w formie niewolnictwa, poddaństwa, czy pracy najemnej.

Nieuważny obserwator uważa, że niewolnik pracuje za darmo. I nie myśli, że niewolnik musi przede wszystkim wynagrodzić swojemu właścicielowi, ile wydano na jego utrzymanie: i zauważa, że utrzymanie niewolnika jest czasami o wiele lepsze niż pracownika najemnego, ponieważ jego właściciel jest bardzo zainteresowany jego utrzymaniem, podobnie jak utrzymaniem części własnego kapitału. Chłop pańszczyźniany, który należy do swojego pana, wraz z ziemią, do której jest przywiązany, jest dla nieuważnego obserwatora istotą, która poczyniła postępy w porównaniu z niewolnikiem, ponieważ widzi wyraźnie, że chłop pańszczyźniany oddaje tylko jedną część swojej pracy swojemu panu, podczas gdy drugą część wykorzystuje na przydzielonej mu małej ziemi, aby się z niej utrzymać. Z kolei bycie pracownikiem najemnym wydaje się nieuważnemu obserwatorowi stanem znacznie bardziej zaawansowanym w porównaniu z niewolnictwem, ponieważ pracownik wydaje się w nim całkowicie wolny, zbierając wartość własnej pracy.

Cóż za dziwna iluzja! Gdyby robotnik mógł sam uświadomić sobie wartość swojej pracy, kapitalistyczny sposób produkcji nie mógłby dłużej istnieć. Już to widzieliśmy. Robotnik jest w stanie uzyskać jedynie wartość swojej siły roboczej, która jest jedyną rzeczą, jaką może sprzedać, ponieważ jest to jedyne dobro, jakie posiada na świecie. Produkt pracy należy do kapitalisty, który płaci proletariuszowi pensję, czyli jego utrzymanie. W ten sam sposób kawałek ziemi pozostawiony przez pana swojemu poddanemu, a także czas i narzędzia niezbędne do jego pracy, stanowią sumę środków, które musi on przeznaczyć na życie, podczas gdy przez resztę czasu musi pracować dla swojego pana.

Niewolnik, poddany i robotnik pracują częściowo na swoje utrzymanie, a częściowo dla zysku swoich patronów. Reprezentują oni trzy różne formy tej samej relacji ludzkiego poddaństwa i wyzysku. Zawsze jest to podporządkowanie człowieka bez żadnej prymitywnej akumulacji (czyli środków produkcji, które są środkami do życia) człowiekowi, który posiadł prymitywną akumulację, środki produkcji, źródła życia. Zachowanie, tj. reprodukcja kapitału, jest w kapitalistycznym sposobie produkcji zachowaniem tej więzi ludzkiego poddaństwa i wyzysku.

Praca nie tylko reprodukuje kapitał, ale także wytwarza wartość nadwyżkową, która tworzy to, co nazywa się „dochodem kapitału”. Jeśli kapitalista każdego roku połączy całość lub część swoich dochodów z kapitałem, będziemy mieli do czynienia z akumulacją kapitału, który będzie stopniowo wzrastał. Przy prostej reprodukcji praca zachowuje kapitał; przy akumulacji wartości nadwyżkowej praca zwiększa kapitał.

Kiedy ktoś ponownie włącza dochód do kapitału, zaczyna wykorzystywać ten dochód, częściowo w środkach produkcji, częściowo w surowcach, a częściowo w sile roboczej. Teraz mamy do czynienia z tym, że przeszła nadmierna praca, przeszła nieodpłatna praca, zwiększa cały kapitał. Jedna część zeszłorocznej nieopłaconej pracy opłaca tegoroczną niezbędną pracę. Oto, co kapitalista jest w stanie zrobić dzięki genialnemu mechanizmowi nowoczesnej produkcji.

Po zaakceptowaniu nowoczesnego systemu produkcji, opartego w całości na własności prywatnej i pracowniku najemnym, nie można znaleźć niczego, co kłóciłoby się z jego konsekwencjami, z których jedną jest akumulacja kapitalistyczna. Czy dla pracownika Antonio jest ważne, czy 3 liry, które są mu wypłacane jako wynagrodzenie, reprezentują nieodpłatną pracę Pietro? Ma on prawo wiedzieć, czy te 3 liry są właściwą ceną jego siły roboczej, tj. czy są one dokładnym ekwiwalentem rzeczy niezbędnych mu w ciągu dnia, jeśli prawo wymiany, krótko mówiąc, było rygorystycznie przestrzegane.

Kiedy kapitalista zaczyna gromadzić kapitał na kapitale, rozwija się w nim nowa cnota, tak zwana „cnota wstrzemięźliwości”, która polega na ograniczeniu wszystkich własnych wydatków, aby wykorzystać większą część swoich dochodów na akumulację. „Skoro więc wszystkie poczynania i zaniechania kapitalisty stanowią tylko funkcję kapitału obdarzonego w jego osobie świadomością i wolą, nawet jego własna konsumpcja wydaje mu się rabunkiem akumulowanego przezeń kapitału, podobnie jak w buchalterii włoskiej prywatne wydatki kapitalisty figurują po stronie »winien« wobec kapitału. Akumulacja – to podbój świata bogactwa społecznego Rozszerza ona, wraz z masą wyzyskiwanego materiału ludzkiego, teren bezpośredniego i pośredniego panowania kapitalisty” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 22, sekcja 3).

„Na przykładzie staroświeckiej, choć wciąż się odnawiającej postaci kapitalisty, mianowicie na postaci lichwiarzaLuter bardzo dobrze ukazuje żądzę władzy jako element żądzy bogacenia się: »Poganie mogli rozumem swym dojść do tego zdania, że lichwiarz jest po czterykroć złodziejem i mordercą. My, chrześcijanie, natomiast mamy ich w takim poważaniu, że niemal modlimy się do nich dla ich pieniędzy… Kto rabuje, kradnie lub pożera pożywienie drugiego, ten popełnia równie wielkie morderstwo (jeżeli to od niego zależy) jak ten, co drugiego głodem zamorzy i na śmierć zamęczy. Tak właśnie czyni lichwiarz, a przecież siedzi spokojnie w swym fotelu, zamiast – jakby to było słuszniej – wisieć na szubienicy i być pożeranym przez tyle kruków, ile nakradł dukatów, byle tylko dość ciała na nim było, aby tak wiele kruków miało co dziobać i czym się podzielić. Tymczasem wiesza się małych złodziei… mali złodzieje zakuwani są w dyby, wielcy złodzieje paradują w złocie i jedwabiach. Nie ma tedy na ziemi większego – wyjąwszy diabła – nieprzyjaciela ludzkości niż skąpiec i lichwiarz, gdyż chce on być bogiem nad wszystkimi ludźmi. Turcy, wojownicy, tyrani są też złymi ludźmi, jednak muszą dawać żyć ludziom i uznają, że są złymi i wrogami. Mogą też, a nawet muszą nieraz nad niejednym się ulitować. Lecz lichwiarz i skąpiec pragnie, aby cały świat ginął w głodzie i w pragnieniu, w żałobie i w nędzy, byle on wszystko mógł zagarnąć, byle każdy otrzymywał wszystko od niego jak od jakiego boga i był wiecznie jego poddanym… Nosi futra, złote łańcuchy i pierścienie, pysk sobie chędoży i chce uchodzić za poczciwego i pobożnego człowieka… Lichwiarz jest wielkim potworem, jest jako smok, który wszystko pustoszy, gorzej niż Kakus, Gerion czy Anteusz. I przy tym stroi się, udaje świętoszka, żeby nie dojrzano, skąd się wzięły woły, które tyłem ciągnie do swej jaskini. Ale Herkules posłyszy głos wołów i jeńców, znajdzie Kakusa nawet wśród skał i wąwozów i wydrze woły z rąk złoczyńcy. Kakusem zwie się bowiem złoczyńca, pobożny lichwiarz, który wszystko kradnie rabuje i pożera. Udaje przy tym, że nic nie zrobił i mniema, że nikt nie pozna, jako że woły tyłem do jaskini ciągnął, aby ze śladów wnosić można, że je stamtąd wypuścił. Tak samo chce lichwiarz oszukać świat udając, że jest użyteczny, że daje światu woły, a tymczasem porywa je dla siebie i sam pożera… Skoro więc ścina się i kołem łamie zbójców, morderców i podpalaczy, to o ileż słuszniej należałoby kołem łamać, żyły wypruwać… wypędzać, wyklinać i ścinać wszystkich lichwiarzy« (Marcin Luter: »An die Pfarrherrn itd.«)” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 22, przypis 34).

Akumulacja kapitalistyczna wymaga zwiększenia liczby rąk do pracy. Liczba robotników musi być zwiększona, jeśli chce się przekształcić część dochodu w kapitał zmienny. Ten sam organizm kapitalistycznej reprodukcji działa w taki sposób, że robotnik jest w stanie zachować swoją siłę roboczą w nowym pokoleniu, od którego kapitał bierze siłę roboczą, aby kontynuować swój niekończący się proces reprodukcji. Ale siła robocza, która jest dziś wymagana przez kapitał, jest wyższa niż ta, która była wymagana wczoraj; w konsekwencji jej cena musiałaby naturalnie wzrosnąć. I w rzeczywistości płace musiałyby wzrosnąć, gdyby w tej samej akumulacji kapitału nie było powodu, aby zamiast tego je zmniejszyć.

To prawda, że dochód musiałby zostać przekształcony częściowo w kapitał stały, a częściowo w kapitał zmienny; częściowo w środki produkcji i surowce, a częściowo w siłę roboczą, ale należy wziąć pod uwagę, że wraz z akumulacją kapitału pojawiają się udoskonalenia starych systemów produkcji, nowe systemy produkcji i maszyny; wszystkie rzeczy, które sprawiają, że produkcja rośnie i spada cena siły roboczej, jak już wiemy. W stopniu, w jakim akumulacja kapitału rośnie, jego zmienna część kurczy się, podczas gdy jego stała część rośnie. Oznacza to, że budynki, maszyny wraz z materiałami pomocniczymi rosną, surowce rosną, ale jednocześnie i proporcjonalnie do tego wzrostu, wraz z akumulacją kapitału zmniejsza się zapotrzebowanie na siłę roboczą, zapotrzebowanie na ręce. Zmniejszenie zapotrzebowania na siłę roboczą zmniejsza popyt na nią, a ostatecznie obniża również jej cenę. Im bardziej postępuje akumulacja kapitału, tym bardziej spadają płace.

Akumulacja kapitału wymaga ogromnych ilości konkurencji i kredytów. Kredyt spontanicznie sprowadza więcej kapitału do łączenia się lub łączenia się z jednym silniejszym niż którykolwiek z pozostałych. Konkurencja jest natomiast wojną, którą wszyscy kapitaliści toczą między sobą; jest to walka o byt, z której wyłaniają się ci, którzy, aby wygrać, musieli już wcześniej być silniejsi, stając się jeszcze silniejsi.

Akumulacja kapitału sprawia zatem, że duża liczba rąk staje się bezużyteczna; tworzy to nadwyżkę ludności pracującej. „Jeżeli jednak nadmiar ludności robotniczej jest koniecznym wytworem akumulacji, czyli wzrostu bogactwa na podstawie kapitalistycznej, to z kolei nadmiar ów staje się dźwigną kapitalistycznej akumulacji, a nawet warunkiem istnienia kapitalistycznego sposobu produkcji. Stanowi on rozporządzalną rezerwową armię przemysłową, tak zupełnie i absolutnie podległą kapitałowi, jak gdyby ją własnym kosztem wyhodował. Stwarza ona w miarę zmiennych potrzeb pomnażania wartości kapitału zawsze gotowy ludzki materiał wyzysku, niezależenie od granic rzeczywistego przyrostu ludności. Z akumulacją i towarzyszącym jej rozwojem siły produkcyjnej pracy wzmaga się siła raptownej ekspansji kapitału …” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, sekcja 3).

Ta przemysłowa armia rezerwowa, ta nadwyżka populacji robotniczej jest podzielona na różne kategorie. Pierwsza z nich jest lepiej opłacana i ma mniejszy niedobór pracy niż pozostali, a jednocześnie wykonuje mniej bolesną pracę. Najniższa kategoria składa się natomiast z robotników, którzy są zatrudniani rzadziej niż pozostali i zawsze wykonują bardziej męczącą i podłą pracę, za którą płacą im najniższą cenę, jaką można kiedykolwiek zapłacić za ludzką pracę. Ta ostatnia kategoria jest najliczniejsza, nie tylko ze względu na wielki kontyngent, który postęp przemysłowy wysyła z roku na rok, ale przede wszystkim dlatego, że składa się z najbardziej płodnej liczby ludzi, jak pokazuje ten sam fakt. „»Ubóstwo zdaje się sprzyjać płodności« (A. Smith: [»Wealth of Nations«, ks. I, rozdz. VIII. Wyd. Wakefield]). Jest to nawet szczególnie mądre urządzenie boskie, według wykwintnego i pełnego dowcipu opata Galianiegio: »Bóg zarządził, że ludzie wykonujący najpożyteczniejsze zawody rodzą się w nadmiarze« (Galiani: »Della Moneta«, str. 78). »Nędza, aż do ostatecznej granicy głodu i zarazy, nie hamuje wzrostu ludności, lecz raczej dąży do powiększania go« (S. Laing: »National Distress«. 1844, str. 69)” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, przypis 87).

Po tych kategoriach nie pozostaje nic poza „...najniższy[m] osadem względnego przeludnienia koncentruj[ącego] się w sferze pauperyzmu.

Pomijając włóczęgów, zbrodniarzy i uprawiających prostytucję, krótko mówiąc, właściwy lumpenproletariat, ta warstwa społeczeństwa składa się z trzech kategorii: Po pierwsze – zdolni do pracy. Wystarcza powierzchownie bodaj przejrzeć statystykę angielskiego pauperyzmu, aby się przekonać, że ta kategoria wzrasta liczebnie przy każdym kryzysie i topnieje przy każdym ożywieniu w przemyśle. Po drugie – sieroty i dzieci nędzarzy. Są to kandydaci do rezerwowej armii przemysłowej; w okresach rozkwitu przemysłowego, jak np. w r. 1860, są oni pośpiesznie i masowo wcielani do czynnej armii robotniczej. Po trzecie – ludzie podupadli, wynędzniali, niezdolni do pracy. Są to w szczególności jednostki, które giną na skutek skostnienia spowodowanego podziałem pracy; dalej: ci, którzy przeżyli normalny wiek życia robotniczego; wreszcie ofiary przemysłu, których liczba wzrasta z rozpowszechnieniem niebezpiecznych maszyn, z rozwojem górnictwa, fabryk chemicznych itd.; kaleki, chorzy, wdowy itd. Pauperyzm tworzy dom inwalidów czynnej armii robotniczej i martwy balast rezerwowej armii przemysłowej. Wytwarzanie pauperyzmu zakłada wytwarzanie względnego przeludnienia; konieczność pierwszego – konieczność drugiego; razem stanowią one niezbędne warunki produkcji kapitalistycznej i wzrostu bogactwa. Pauperyzm należy do »faux frais« [nieprodukcyjnych kosztów] produkcji kapitalistycznej, które zresztą kapitał po większej części umie spychać na barki klasy robotniczej i drobnomieszczaństwa.

Im większe jest bogactwo społeczne, im większy funkcjonujący kapitał, im energiczniejszy, im szybszy jest jego wzrost, im większa więc jest absolutna liczba proletariatu i siła produkcyjna jego pracy – tym większa jest rezerwowa armia przemysłowa. Te same przyczyny powodują wzrost rozporządzalnej siły roboczej i wzrost prężności kapitału. Stosunkowa wielkość rezerwowej armii przemysłowej wzrasta więc wraz z potęgą bogactwa. Lecz im większa jest ta armia rezerwowa w stosunku do czynnej armii robotniczej, tym bardziej masowy charakter ma owo stałe przeludnienie, którego nędza pozostaje w odwrotnym stosunku do męki jego trudu. Wreszcie, im większa jest łazarzowa warstwa klasy robotniczej i rezerwowa armia przemysłowa, tym większy jest pauperyzm oficjalny. Jest to absolutne, ogólne prawo kapitalistycznej akumulacji. Prawo to, na równi z innymi prawami, w swym urzeczywistnieniu podlega zmianom pod wpływem różnorodnych okoliczności, których nie będziemy na tym miejscu analizowali.

Oczywista staje się więc niedorzeczność mądrości ekonomicznej pouczającej robotników, by przystosowali swą liczbę do potrzeb pomnażania wartości kapitału. Jak gdyby mechanizm kapitalistycznej produkcji i akumulacji ustawicznie nie dostosowywał tej liczby do potrzeb tego pomnażania! Pierwszym słowem tego przystosowania jest stworzenie względnego przeludnienia, czyli rezerwowej armii przemysłowej, ostatnim – nędza coraz liczniejszych warstw czynnej armii robotniczej i martwy balast pauperyzmu.

Prawo, że wciąż wzrastająca masa środków produkcji dzięki postępowi wydajności pracy społecznej może być uruchomiona coraz to mniejszym nakładem pracy ludzkiej – prawo to na gruncie kapitalistycznym, gdzie nie robotnik używa środków produkcji lecz one używają robotnika, wyraża się w ten sposób, że im wyższa siłą produkcyjna pracy, tym większy nacisk wywierany przez robotników na ich środki zatrudnienia, a więc tym bardziej niepewne stają się warunki ich bytu: sprzedaż własnej siły celem pomnażania cudzego bogactwa, czyli samopomnażania wartości kapitału. Wzrost środków produkcji i wydajności pracy szybszy od wzrostu ludności produkcyjnej wyraża się więc w stosunkach kapitalistycznych odwrotnie w tym, że ludność robotnicza wzrasta zawsze szybciej niż potrzeba samopomnażania wartości kapitału.

Przekonaliśmy się w dziale czwartym przy badaniu wytwarzania względnej wartości dodatkowej, że w obrębie systemu kapitalistycznego wszelkie metody podnoszenia społecznej siły produkcyjnej pracy prowadzone są zawsze kosztem robotnika indywidualnego; wszelkie środki rozwoju produkcji przekształcają się w środki ujarzmiania i wyzyskiwania producenta; kaleczą robotnika przemieniając go w ułamek człowieka, poniżając go do roli dodatku do maszyny; czynią z jego pracy mękę przez wyzucie jej z treści; obcymi czynią mu duchowe siły procesu pracy, w miarę tego jak nauka wciela się weń jako samodzielna siła; deformują warunki jego pracy; poddają go w procesie pracy małostkowemu i nienawistnemu despotyzmowi; przemieniają całe jego życie w czas pracy; wciągają jego żonę i dzieci w juggernautowe tryby kapitału. Lecz wszelkie metody wytwarzania wartości dodatkowej są zarazem metodami akumulacji i odwrotnie – wszelki wzrost akumulacji staje się środkiem rozwijania tych metod. Wynika stąd, że w miarę akumulacji kapitału sytuacja robotnika, bez względu na to czy płaca jest jest wysoka, czy niska, musi się pogarszać. Wreszcie prawo, które wciąż utrzymuje równowagę między względnym przeludnieniem, czyli rezerwową armią przemysłową, a rozmiarami i energią akumulacji, przykuwa robotnika do kapitału mocniej niż łańcuchy Hefajstosa przykuły Prometeusza do skały. Wymaga ono akumulacji nędzy odpowiadającej akumulacji kapitału. Akumulacja bogactw na jednym biegunie jest więc zarazem akumulacją nędzy, udręki pracy, niewoli, ciemnoty, zdziczenia i degradacji moralnej na przeciwnym biegunie, tzn. po stronie klasy, która wytwarza swój własny produkt jako kapitał.

Ten antagonistyczny charakter akumulacji kapitalistycznej bywa w najrozmaitszy sposób formułowany przez ekonomistów, jakkolwiek po części mieszają oni z nim pewne, wprawdzie podobne, lecz w gruncie rzeczy różne zjawiska przedkapitalistycznych sposobów produkcji.

Mnich wenecki Ortes, jeden z największych pisarzy ekonomicznych XVIII wieku, uważa ów antagonizm produkcji kapitalistycznej za powszechne naturalne prawo bogactwa społecznego. »Ekonomiczne dobro i ekonomiczne zło zawsze się w danym narodzie równoważą (il bene ed il male economico in una nazione sempre all’istessa misura), obfitość dóbr u niektórych jest zawsze jednoznaczna z ich brakiem u innych (la copia de’beni in alcuni sempre eguale alla mancanza di essi in altri). Wielkiemu bogactwu niewielu jednostek zawsze towarzyszy bezwzględne ograbienie z najniezbędniejszych rzeczy innych, o wiele liczniejszych. Bogactwo narodu odpowiada jego ludności, a jej nędza odpowiada jego bogactwu. Pracowitość jednych jest przyczyną próżniactwa innych. Biedacy i próżniacy są nieuchronnym produktem bogatych i pracowitych« itd. Mniej więcej w 10 lat po Orstesie anglikański klecha Townsend z całą brutalnością wysławiał ubóstwo jako konieczny warunek bogactwa: »Prawny przymus pracy wymaga zbyt wiele zachodu, gwałtu i hałasu, podczas gdy głód nie tylko wywiera nacisk spokojny, cichy i nieustanny, ale skłania też do największego wysiłku, jako najbardziej naturalny motyw pilności i pracy«. Wszystko sprowadza się więc do tego, aby głód panował stale wśród klasy robotniczej, o co zresztą dba, według Townsenda, zasada ludnościowa, która czynna jest zwłaszcza wśród ubogich. »Jest to, zdaje się, prawo przyrody, że ubodzy są poniekąd lekkomyślni (improvident) (mianowicie są tak lekkomyślni, że nie przychodzą na świat w złotych czepkach!), toteż nie brak ich nigdy (that there always may be some) do spełniania najniższych, najbrudniejszych i najcięższych funkcji życia społecznego. Dzięki temu suma szczęścia ludzkiego (the stock of human happiness) bardzo znacznie się powiększa, ludzie delikatniejsi (the more delicate) są wolni od udręki i mogą swobodnie pójść za swym wyższym powołaniem itd… Ustawa o ubogich dąży do zniszczenia harmonii, piękna, symetrii i porządku tego systemu, który Bóg i natura ustanowili na świecie«. Gdy wenecki mnich w wyroku losów uwieczniającym nędzę upatrywał rację bytu miłosierdzia chrześcijańskiego, celibatu, klasztorów i fundacji dobroczynnych, protestancki prebendarz, przeciwnie, znajduje tu pretekst do potępienia ustaw, mocą których ubogi posiada prawo do nędznej zapomogi publicznej. »Postęp bogactwa społecznego – mówi Storch – stwarza ową użyteczną klasę społeczną…, która wykonuje najprzykrzejsze, najcięższe i najobrzydliwsze czynności – słowem, bierze na swe barki wszystko, co tylko życie zawiera nieprzyjemnego i ujarzmiającego, i tym właśnie zapewnia innym klasom czas wolny, nastrój wesoły i konwencjonalną (c’est bon! [to niezłe!]) godność charakteru«. Storch stawia sobie pytanie, jaką właściwie przewagę nad barbarzyństwem ma ta kapitalistyczna cywilizacja z jej nędzą i upośledzeniem mas? I znajduje jedną tylko odpowiedź: bezpieczeństwo! – »Dzięki postępowi przemysłu i wiedzy – mówi Sismondi – każdy robotnik może każdego dnia wytworzyć znacznie więcej niż potrzebuje do własnej konsumcji. Ale zarazem, choć praca jego wytwarza bogactwo, jednak bogactwo uczyniłoby go mało skłonnym do pracy, gdyby był powołany do tego, by je osobiście spożywać«. Według Sismondiego »ludzie (tzn. ludzie nie pracujący) zrzekliby się prawdopodobnie wszelkich doskonałości sztuki i wszelkich przyjemności, których nam dostarcza przemysł, gdyby je musieli nabywać za cenę nieustannej pracy, jaką jest praca robotnika… Istnieje dziś rozbrat między wysiłkami a wynagrodzeniem za nie; to nie ten sam człowiek na przemian pracuje i wypoczywa; wręcz przeciwnie: właśnie dlatego, że jeden pracuje, drugi może wypoczywać… Jedynym skutkiem nieograniczonego pomnażania sił produkcyjnych pracy jest więc wzrost zbytku i rozkoszy bogatych próżniaków«. Wreszcie Destutt de Tracy, chłodny doktryner burżuazyjny, wypowiada się brutalnie: »Biedne kraje są te, gdzie lud ma się dobrze, a bogate, gdzie jest on zazwyczaj w biedzie«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, sekcja 4).

Teraz przyjrzymy się faktom obrazującym skutki akumulacji kapitału. Tutaj, jak i gdzie indziej, wszystkie nasze przykłady pochodzą z Anglii, wybitnego kraju akumulacji kapitału, do którego (powtórzmy to i nigdy o tym nie zapominajmy) dążą wszystkie współczesne narody. Żałuję, że jestem w stanie odtworzyć tylko niewielką część bogatego materiału zebranego przez Marksa.

„W r. 1863 Privy Council rozpisała ankietę w sprawie nędznego stanu najgorzej odżywiającej się części angielskiej klasy robotniczej. Dr Simon, urzędnik sanitarny Privy Council, powierzył te pracę wspomnianemu wyżej drowi Smithowi. Ankieta jego objęła, z jednej strony, robotników rolnych, z drugiej – tkaczy jedwabiu, szwaczki, białoskórników, pończoszarzy, rękawiczników i szewców. Te ostatnie kategorie obejmują wyłącznie robotników miejskich, z wyjątkiem pończoszarzy. Przyjęto za zasadę ankiety, że w każdym zawodzie obejmie ona rodziny najzdrowsze i stosunkowo najlepiej usytuowane.

Wynik ogólny był taki, że »tylko w jednej z badanych kategorii robotników miejskich pobierana ilość azotu przekraczała absolutne minimum, zejście poniżej którego sprowadza choroby głodowe; że u dwóch kategorii stwierdzono niedobór, przy czym u jednej bardzo znaczny niedobór zarówno pokarmów zawierających azot jak zawierających węgiel; że spomiędzy badanych rodzin robotników rolnych z górą ⅕ wykazywała niedobór pokarmów zawierających węgiel, a z górą ⅓ – niedobór pokarmów zawierających azot, i że w trzech hrabstwach (Berkshire, Oxfordshire i Somersetshire) niedobór pokarmów azotowych był powszechny«. Spomiędzy robotników rolnych najgorzej odżywiali się robotnicy w Anglii – najbogatszej części Zjednocznonego Królestwa. Niedożywienie wśród robotników rolnych dotyczyło głównie kobiet i dzieci, gdyż »mężczyzna musi jeść, żeby odrobić swoją robotę«. Jeszcze większy niedostatek srożył się wśród zbadanych kategorii robotników miejskich. »Odżywiają się tak nędznie, że w wielu wypadkach wpadają w ciężki i groźny dla zdrowia stan niedożywienia« (Wszystko to jest »wstrzemięźliwością« kapitalisty! Mianowicie wstrzemięźliwością od wypłacania swym »rękom roboczym« środków niezbędnych do zwykłej wegetacji!)”.

Dr Simon w swym ogólnym sprawozdaniu o zdrowotności tak się wyraża o tym stanie odżywiania: »Ktokolwiek jest obeznany z praktyką lekarską wśród ubogich albo wśród pacjentów szpitalnych, czy to przebywających w szpitalu, czy poza nim, przyzna niewątpliwie, że niedożywianie w niezliczonych wypadkach wywołuje choroby lub zaostrza je… Ale ze zdrowotnego punktu widzenia dochodzi tu jeszcze inna bardzo doniosła okoliczność… Trzeba pamiętać, że ludzie bardzo niechętnie znoszą redukcję pożywienia i że na ogół rezygnacja z pożywnego wiktu następuje dopiero po szeregu innych uprzednich wyrzeczeń. Gospodarstwo domowe zostaje pozbawione wszelkiego komfortu materialnego o wiele wcześniej, zanim niedożywianie zaważy na szali zdrowia, zanim fizjolog pocznie obliczać grany azotu i węgla niby granice życia i śmierci głodowej. Odzież i opał zapewne stają się jeszcze bardziej skąpe niż pokarm. Brak osłony przed chłodem i niepogodą; ciasnota mieszkania doprowadzona do takiego stopnia, że wywołuje choroby lub je zaostrza; z mebli i sprzętów zaledwie resztki; nawet utrzymanie czystości staje się zbyt kosztowne czy uciążliwe. Jeżeli poczucie godności osobistej każe utrzymywać czystość, to każda taka próba pociąga za sobą powiększenie męki głodowej. Miejscem zamieszkania staje się ta okolica, w której najtańszy jest dach nad głową, tj. dzielnica, w której przepisy zdrowotne osiągnęły najmniejszy skutek, w której ścieki cuchną najbardziej, najlichsza jest komunikacja, największe brudy na ulicy, najgorsze i najbardziej skąpe zaopatrzenie w wodę, a w miastach – największy brak światła i powietrza. Takie oto są niebezpieczeństwa dla zdrowia, na które nieuchronnie wystawiona jest biedota, jeżeli jej ubóstwo posunięte jest aż do głodowania. Jeżeli suma tych plag wystarcza, aby życie uczynić straszliwie ciężkim, to niedożywianie już samo przez się jest okropne… Są to dręczące myśli, zwłaszcza gdy uprzytomnimy sobie, że nędza, o której mowa, nie jest nędzą pochodzącą z własnej winy, z próżniactwa. Jest to nędza robotników. Przy tym u robotników miejskich praca, którą oni okupują skąpy kęs strawy, przeważnie jest przedłużana ponad wszelką miarę. Tak więc chyba w bardzo względnym znaczeniu można by powiedzieć, że praca ich wystarcza na utrzymanie… W większości wypadków bowiem to normalne utrzymywanie się na powierzchni tak czy inaczej kończy się pauperyzmem«”.

„Każdy bezstronny obserwator spostrzeże, że im większa centralizacja środków produkcji, tym większe stłoczenie robotników na tej samej przestrzeni, a zatem im szybsza akumulacja kapitału, tym nędzniejsze warunki mieszkaniowe robotników. »Ulepszanie« (improvements) miast towarzyszące wzrostowi bogactwa a polegające na burzeniu źle zaprojektowanych dzielnic, na wznoszeniu pałaców dla banków i domów towarowych, na poszerzeniu ulic dla ruchu handlowego i dla zbytkownych powozów, na zaprowadzaniu tramwajów konnych itd., zapędza oczywiście biedaków do zaułków coraz nędzniejszych i coraz gęściej zatłoczonych”.

„Opis warunków mieszkaniowych w miastach poprzedzę ogólną uwagą dra Simona: »Aczkolwiek mój urzędowy punkt widzenia – powiada on – jest wyłącznie lekarski, najzwyklejsze uczucie ludzkości nie pozwala mi zamykać oczu na drugą stronę tego zła. Gdy zło to osiąga pewien poziom, już prawie nieuchronnie pociąga za sobą taką negację wszelkiego poczucia delikatności, takie niechlujne zmieszanie ciał i czynności cielesnych, takie odsłonięcie nagości płciowej które jest zwierzęce a nie ludzkie. Żyć w takich warunkach – to poniżenie człowieka, i tym głębsze, im dłużej trwa. Dla dzieci, pod takim przekleństwem zrodzonych, musi to być chrzest upodlenia (baptism into infamy). Nie można mieć bodaj iskry nadziei, aby ludzie żyjący w takich warunkach mogli pod innymi względami aspirować do tej atmosfery cywilizacji, której istotą jest czystość moralna i fizyczna«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, sekcja 5B).

„Przechodzimy teraz do warstwy ludności z pochodzenia swego wiejskiej, z zajęć – przeważnie przemysłowej. Jest to lekka piechota kapitału, którą ten zależnie od swych potrzeb przerzuca z miejsca na miejsce. Gdy nie jest w marszu – »biwakuje«. Praca robotników wędrownych używana jest do różnych robót budowlanych i kanalizacyjnych, do wyrobu cegieł, do wypalania wapna, do budowy kolei żelaznych itd. Ta wędrowna kolumna zarazy przynosi miejscowościom, w których sąsiedztwie obozuje, ospę, tyfus, cholerę, szkarlatynę itd. W przedsiębiorstwach o znacznym nakładzie kapitału, jak budowa kolei itd., zazwyczaj przedsiębiorca sam dostarcza swej armii drewnianych baraków lub innych pomieszczeń w tym rodzaju, na poczekaniu zbudowanych osad bez urządzeń sanitarnych, poza nadzorem władz miejscowych, lecz z wielką korzyścią dla pana przedsiębiorcy, który podwójnie wyzyskuje robotników: jako żołnierzy przemysłu i jako lokatorów. Zależnie od tego, czy barak drewniany zawiera 1, 2 czy 3 nory, mieszkaniec jego, kopacz czy inny, musi płacić 1, 3 lub 4 szylingi tygodniowo. Wystarczy jeden przykład. We wrześniu r. 1864, jak podaje dr Simon, sir George Grey, minister spraw wewnętrznych, otrzymał następującą skargę od przedstawiciela Nuisance Removal Committee [Komitet do walki z warunkami antysanitarnymi] parafii Sevenoaks: »Jeszcze 12 miesięcy temu ospa była zgoła nieznana naszej parafii. Niedawno zostały rozpoczęte roboty przy budowie kolei z Lewisham do Tunbridge. Główne roboty były wykonywane w bezpośrednim sąsiedztwie tego miasta; ponadto otworzono tu magazyn centralny całego przedsięwzięcia. Toteż pracuje tu wielka liczba osób. Ponieważ niepodobieństwem jest rozmieścić ich wszystkich w domach, więc przedsiębiorca, pan Jay, kazał zbudować baraki w różnych punktach wzdłuż linii kolejowej, ażeby umieścić w nich robotników. Baraki te nie miały ani wentylacji, ani ścieków i ponadto były z konieczności przepełnione, bo każdy lokator miał obowiązek przyjmować sublokatorów, nawet jeżeli własna jego rodzina była bardzo liczna i pomimo że każdy barak był tylko dwuizbowy. Według otrzymanego przez nas sprawozdania lekarskiego, biedacy ci znosili wskutek tego nocami wszystkie męki duszności, chcąc uniknąć jadowitych wyziewów z kałuż brudnej, stojącej wody i z ustępów położonych tuż pod oknami. Wreszcie naszemu komitetowi złożył skargę lekarz, który miał sposobność zwiedzić te baraki. Wyrażał się on z największą goryczą o stanie tych tak zwanych mieszkań i obawiał się bardzo poważnych następstw, jeżeli nie zostaną przedsięwzięte pewne środki sanitarne. Mniej więcej rok temu p. Jay zobowiązał się urządzić dom, do którego miały być przenoszone zatrudnione przezeń osoby w wypadkach chorób zakaźnych. W końcu lipca rb. powtórzył tę obietnicę, ale nigdy nie uczynił najmniejszego kroku celem wykonania jej, choć tymczasem zaszło parę wypadków ospy, w tym dwa śmiertelne. 9 września doktor Kelson zawiadomił mnie o dalszych zapadnięciach na ospę w tych samych barakach i opisał ich ohydny stan. Muszę dodać dla Pańskiej (tzn. ministra) wiadomości, że parafia nasza posiada dom izolowany, tak zwany dom zarazy, gdzie są pielęgnowani parafianie chorzy na choroby zakaźne; od paru miesięcy dom ten jest wciąż przepełniony pacjentami. W jednej tylko rodzinie zmarło pięcioro dzieci na ospę i febrę. Od 1 kwietnia do 1 września tego roku zmarło na ospę nie mniej niż 10 osób, z tego 4 we wspominanych barakach będących rozsadnikami zarazy. Liczby zachorzeń nie podobna ustalić, gdyż rodziny nawiedzone przez zarazę starają się, jak tylko mogą, zachować to w tajemnicy« (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, sekcja 5C).

Przyjrzyjmy się teraz skutkom kryzysów dla lepiej opłacanej części klasy robotniczej. Tutaj wiele mówi korespondent gazety Morning Star, który w styczniu 1867 r., z okazji kryzysu przemysłowego, odwiedził główne miejscowości w trudnej sytuacji.

„»We wschodniej części Londynu, w dzielnicach Poplar, Millwall, Greenwich, Deptford, Limehouse i Canning Town jest co najmniej piętnaście tysięcy robotników pogrążonych wraz z rodzinami w skrajnej nędzy, w tym trzy tysiące wykwalifikowanych mechaników. Ich zasoby wyczerpały się w ciągu sześcio- lub ośmiomiesięcznego bezrobocia… Trudno mi było dotrzeć do bramy domu pracy (w Poplar), gdyż była formalnie oblężona przez wygłodniały tłum. Ludzie ci mieli otrzymywać kartki na chleb, lecz moment rozdawania tych kartek jeszcze nie nastąpił. Podwórze stanowił duży kwadrat okolony daszkiem biegnącym wzdłuż ścian. Bruk na środku podwórza zawalony był wielkimi kupami śniegu. Pośrodku również było parę małych placyków ogrodzonych płotami z chrustu, coś na kształt owczarni, gdzie ludzie pracują przy znośnej pogodzie. W dniu mej bytności jednak ‘owczarnie’ te były tak zawalone śniegiem, że nikt by tam nie usiedział. Ale ludzie pracowali pod daszkiem, mianowicie kruszyli kamienie na szuter używany do brukowania szosy. Każdy siedział na wielkim kamieniu i ciężkim młotem kruszył złom granitu okryty soplami lodu, dopóki nie nałupał w ten sposób – 5 buszli miału. Wtedy dopiero kończyła się jego dzienna robota, otrzymywał on 3 pensy (2 grosze srebrne, 6 feningów) i kartę na chleb. W innej części podwórza znajdował się mały, nędzny domek drewniany. Uchyliwszy drzwi zobaczyliśmy w nim gromadę mężczyzn stłoczoną widocznie po to, aby grzać się wzajemnie. Skubali stare liny okrętowe i spierali się, kto z nich najdłużej zdoła pracować przy najmniejszym pożywieniu; wytrzymałość była ich point d’honneur [punktem honoru]. W tym jednym tylko domu pracy … otrzymywało zapomogi 7000 bezrobotnych, w tym wiele setek wykwalifikowanych robotników, którzy 6–8 miesięcy temu otrzymywali płace zaliczane do najwyższych w naszym kraju. A liczba ich byłaby dwakroć większa, gdyby nie to, że tak wielu, po wyczerpaniu całego swego zasobu pieniężnego, stroniło jednak od zapomogi parafialnej, dopóki miało choć cośkolwiek do zastawienia… Wychodząc z domu pracy przeszedłem się po ulicach wśród przeważnie jednopiętrowych domków tak licznych w Poplar. Przewodnikiem moim był członek komitetu bezrobotnych. Pierwszy dom, do któregośmy weszli, należał do robotnika przemysłu żelaznego, bezrobotnego od 27 tygodni. Zastałem go wraz z rodziną siedzącego w tylnym pokoju. Pokój ten nie był jeszcze całkiem ogołocony z mebli, a na kominku palił się ogień. Było to konieczne dla uchronienia od zimna bosych nóg dziatwy, gdyż dzień był mroźny. Przed kominkiem na tacy leżały pakuły, które żona i dzieci skubały w zamian za kartkę na chleb z domu pracy. Mąż pracował na opisanym już podwórku za kartkę na chleb i 3 pensy dziennie. Przyszedł teraz do domu na obiad, bardzo głodny, jak nam oznajmił z gorzkim uśmiechem na twarzy, a obiad jego składał się z paru kromek chleba ze smalcem i z kubka herbaty bez mleka… Następne drzwi otworzyła nam kobiecina w średnim wieku i nie rzekłszy ani słowa zaprowadziła nas do małego tylnego pokoju, gdzie cała rodzina siedziała w milczeniu, utkwiwszy oczy w szybko wygasający ogień. Taką pustką i beznadziejnością owiani byli ci ludzie i ich malutka izdebka, że doprawdy nie chciałbym po raz drugi sceny takiej oglądać. ‘Nic nie zarobiły, panie – rzekła kobieta wskazując na swe dzieci – nic nie zarabiają od 26 tygodni, a już całe nasze pieniądze się rozeszły; całe pieniądze, któreśmy z ojcem w lepszych czasach uciułali w nadziei, że to nam pozwoli przetrwać złe czasy… A niechże pan teraz zobaczy!’ – krzyknęła dzikim prawie głosem, wyciągając książeczkę bankową, gdzie były regularnie oznaczone wszystkie wpłaty i wypłaty, tak że mogliśmy się naocznie przekonać, jak ten skromny majątek od pierwszego wkładu 5 szylingów narastał stopniowo aż do 20 funtów i jak później znów topniał, jak z funtów schodził do szylingów, aż wreszcie ostatnia adnotacja czyniła książeczkę równie bezwartościową jak świstek czystego papieru. Rodzina ta otrzymywała jeden skąpy posiłek dziennie z domu pracy… Następna nasza wizyta zaprowadziła nas do żony pewnego Irlandczyka, który pracował w stoczni. Znaleźliśmy ją chorą z głodu, wyciągniętą w ubraniu na materacu, na wpół przykrytą kawałem dywanu, gdyż cała pościel była w lombardzie. Doglądały jej wynędzniałe dzieci, którym opieka byłaby równie potrzebna jak ich matce. 19 tygodni przymusowej bezczynności doprowadziło ją do takiego stanu; opowiadała nam swe dzieje z takim jękiem rozpaczy, jak gdyby utraciła wszelką nadzieję na powrót lepszych czasów… Gdyśmy wychodzili z tego domu, podbiegł do nas jakiś młody człowiek prosząc, abyśmy zaszli do niego do mieszkania i zobaczyli, czy się nie da coś dla niego uczynić. A miał on do pokazania tylko młodą żonę, dwoje ładnych dzieci, pęk kwitów z lombardu i pokój z czterema gołymi ścianami«”.

„Ponieważ wśród kapitalistów angielskich panuje moda przedstawiania Belgii jako »raju robotników«, gdyż tam »wolność pracy« lub – co na jedno wychodzi – »wolność kapitału« nie jest ograniczona ani przez »despotyzm« trade-unionów, ani przez ustawodawstwo fabryczne, przeto poświęćmy słów parę »szczęściu« »wolnego« robotnika belgijskiego. Z pewnością nikt głębiej nie wniknął w tajniki tego szczęścia niż zmarły pan Ducpétiaux, inspektor generalny belgijskich więzień i zakładów dobroczynnych, a zarazem członek centralnej komisji statystycznej w Belgii. Weźmy jego dzieło: »Budgets économiques des classes ouvriéres en Belgique«, Bruksela 1855. M. in. poznajemy tam normalną belgijską rodzinę robotniczą, której roczne wydatki i dochody są przedstawione według szczegółowych danych i której stan odżywiania jest porównany z racją pożywienia żołnierza, marynarza i więźnia…«

»Na tej podstawie obliczamy dochód rodziny najwyżej na 1068 franków rocznie…«

Budżet rodzinny jest więc następujący:

R a z e m fr. 1068
Ojciec 300 dni roboczych à fr. 1,56 fr. 468
Matka 300 " 0,89 fr. 267
Syn 300 " 0,56 fr. 168
Córka 300 " 0,55 fr. 165

Roczny wydatek rodziny i jej deficyt wynosiłyby, gdyby robotnik odżywiał się, jak:

Marynarz fr. 1828 deficyt fr. 760
Żołnierz fr. 1473 deficyt fr. 405
Więzień fr. 1112 deficyt fr. 44

(Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, sekcja 5D).

„W roku 1863 rozpisano urzędową ankietę w sprawie warunków odżywiania i pracy przestępców skazanych na zesłanie do kolonii karnej lub na publiczne roboty przymusowe… »Staranne zostawienie pożywienia przestępców odsiadujących więzienie w Anglii z pożywieniem ubogich w domach pracy lub też wolnych robotników wiejskich w tym samym kraju świadczy niezbicie, że przestępcy są znacznie lepiej odżywiani niż którakolwiek z pozostałych dwóch kategorii«, podczas gdy »ilość pracy wymagana od skazanego na publiczne roboty przymusowe stanowi mniej więcej połowę roboty wykonywanej przez zwykłego robotnika rolnego«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, sekcja 5E).

Raport na temat zdrowia publicznego z 1865 r. mówi o wizycie przeprowadzonej w czasie epidemii w domach rolników, przytaczając między innymi następujące informacje:

„»Młoda kobieta chora na febrę spała w nocy w jednym pokoju z ojcem i matką, ze swym nieślubnym dzieckiem, z dwoma młodzieńcami, swymi braćmi, i z dwiema siostrami, z których każda miała po nieślubnym dziecku, razem 10 osób. Parę tygodni przedtem w tej samej izbie spało trzynaście osób«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, sekcja 5E).

Skromny rozmiar tego podsumowania nie pozwala mi na przedstawienie tutaj, na podstawie tekstu, najdrobniejszych aspektów strasznego stanu, w jakim znajdują się angielscy rolnicy.

Zakończmy zatem ten rozdział, mówiąc o całkowicie szczególnej trudnej sytuacji, wytworzonej w Anglii wśród robotników rolnych przez akumulację kapitału.

Nadwyżka ludności rolniczej powoduje, że płace spadają, nie zaspokajając nawet wszystkich potrzeb kapitału w wyjątkowych i pilnych momentach pracy wymaganych w danym okresie roku w rolnictwie. Wynika z tego, że duża liczba kobiet i dzieci jest zatrudniana dla chwilowych potrzeb kapitału, po czym ludzie ci zwiększają przeludnienie hrabstw. Fakt ten doprowadził do powstania systemu zorganizowanych band w hrabstwach Anglii.

„»Banda« składa się z 10 do 40 lub 50 osób, kobiet, młodocianych płci obojga (od 13 do 18 lat), choć zazwyczaj chłopcy po 13 roku życia opuszczają »bandę«, wreszcie z dzieci płci obojga (od 6 do 13 lat). Na czele bandy stoi gangmaster, którym jest zawsze zwykły robotnik rolny, najczęściej tak zwany ciemny typ, rozpustnik, włóczęga i opój, lecz nie pozbawiony ducha przedsiębiorczości i savoir faire [obrotności]. On to werbuje bandę i on, a nie dzierżawca, kieruje jej pracą. Z dzierżawcą umawia się on zwykle na akord, a jego własny zarobek, który przeciętnie nie o wiele przewyższa płacę robotnika rolnego, zależy głównie od zręczności, z jaką umie wyciskać ze swojej bandy jak najwięcej pracy w jak najkrótszym czasie. Dzierżawcy odkryli, że kobiety pracują porządnie tylko pod męską dyktaturą, lecz za to kobiety i dzieci, gdy raz wezmą się do roboty, to – jak o tym już Fourier wiedział – z całą rozrzutnością wydatkują swą siłę życiową, podczas gdy dorosły robotnik mężczyzna jest tak chytry, że stara się w miarę możliwości oszczędzać swą siłę. Gangmaster ciągnie ze swą bandą od majątku do majątku, zatrudniając ją w ten sposób przez jakie 6–8 miesięcy w ciągu roku. Toteż dla rodzin robotniczych jest o wiele korzystniej i pewniej mieć do czynienia z nim, niż z poszczególnymi dzierżawcami, którzy dorywczo tylko zatrudniają dzieci. Okoliczność ta do tego stopnia wzmacnia jego wpływ w miejscowościach otwartych, że w wielu z nich nie można nająć dzieci do roboty inaczej, jak za jego pośrednictwem…”

„»Ciemnymi stronami« tego systemu są: przeciążenie pracą dzieci i młodocianych, ogromne marsze tam i z powrotem do majątków odległych o 5, 6, a czasem 7 mil, wreszcie demoralizacja »bandy«. Chociaż gangmaster, w niektórych okolicach zwany »driver« (naganiacz), jest uzbrojony w wielki drąg, posługuje się nim rzadko i skarga na brutalne traktowanie jest wyjątkiem. Jest to cesarz demokratyczny czy też rodzaj zaklinacza szczurów z Hameln. Potrzebna mu więc jest popularność wśród poddanych, których przykuwa do siebie urokiem cygańskiego życia, kwitnącego pod jego opieką. Życie w »bandzie« uskrzydla nieokrzesana swoboda, wesoła rozwiązłość i najbardziej wyuzdany bezwstyd. Wypłatę gangmaster uskutecznia zazwyczaj w karczmie, a w powrotnej drodze kroczy na czele pochodu, oczywiście chwiejąc się na nogach, przy czym z obu stron podtrzymują go krzepkie baby, a za nimi ciągnie dziatwa i młodzież, wśród swawoli i śpiewu piosenek pieprznych i sprośnych. Podczas tego powrotu jest na porządku dziennym to, co Fourier zowie »fanerogamią« [publicznie dokonywany akt płciowy]. Często dziewczyny trzynasto- i czternastoletnie zachodzą w ciążę za sprawą swych rówieśników. Miejscowości otwarte, z których rekrutują się bandy, stają się Sodomą i Gomorą i dostarczają dwa razy tyle dzieci nieślubnych co reszta Królestwa…”

„»Banda« w wyżej opisanej klasycznej formie nazywa się bandą publiczną, pospolitą lub wędrowną (public, common or tramping gang). Istnieją mianowicie również »bandy prywatne« (private gangs). Mają skład podobny do bandy publicznej, lecz liczą mniej osób i zamiast »gangmastera« mają za kierownika starego parobka, dla którego dzierżawca nie znalazł lepszego zajęcia. Znika tam cygański humor, natomiast, według wszelkich świadectw, płaca i traktowanie dzieci pogarszają się.

System band, który się wciąż rozszerza w ostatnich czasach, oczywiście istnieje nie gwoli »gangmasterowi«. Celem jego jest wzbogacenie wielkiego dzierżawcy, względnie landlorda” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, s. 5E).

„»Drobni dzierżawcy nie stosują pracy band«. »Bandy« pracują nie na lichych gruntach, lecz na dobrych, przynoszących dochód 2 do 2 funtów szt. 10 szyl. z akra ziemi (»Child. Empl. Comm. VI Rep.« str. 17 i 14)” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, przypis 176).

„Jednemu z tych panów tak zasmakowała jego renta, że z oburzeniem oświadczył komisji śledczej, iż cały krzyk powstał tylko z powodu nazwy tego systemu. Gdyby zamiast »bandy« ochrzczono ten system mianem »Zarobkowego spółdzielczo-przemysłowo-rolniczego stowarzyszenia młodzieży« – wszystko byłoby all right [w porządku]” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, przypis 177).

„»Praca band wypada taniej od innej i dlatego jest stosowana« – powiada pewien były gangmaster (»Child. Empl. Comm. VI Rep.« str. 17 i 14). »System band jest stanowczo najtańszy dla dzierżawcy i równie stanowczo najszkodliwszy dla dzieci« – twierdzi pewien dzierżawca (tamże, str. 16, nr 3)” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, przypis 178).

„Dzierżawca nie mógłby znaleźć bardziej pomysłowego sposobu na to, aby swój personel roboczy utrzymywać na poziomie o wiele niższym od przeciętnego, a mimo to mieć zawsze w pogotowiu wolne ręce do robót nadzwyczajnych, aby za jak najmniejszą sumę pieniędzy otrzymywać jak najwięcej pracy i czynić »zbytecznym« dorosłego robotnika-mężczyznę. Czytelnik po poprzednich wywodach zrozumie, że z jednej strony stwierdza się istnienie większego lub mniejszego bezrobocia wśród wieśniaków, a zarazem z drugiej strony »system band« ogłasza się za »konieczny« wobec braku siły roboczej męskiej i jej wędrówki do miast. Pole wypielone z chwastów i chwast ludzki z Lincolnshire itd. – oto dwa bieguny produkcji kapitalistycznej” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 23, s. 5E).

X
Akumulacja pierwotna

Oto jesteśmy na końcu naszego dramatu.

Pewnego dnia spotkaliśmy na targu robotnika, który przyszedł sprzedać swoją siłę roboczą, i widzieliśmy, jak negocjował jak równy z równym z właścicielem pieniędzy. Nie wiedział jeszcze, jak ciężka będzie droga kalwaryjska, na którą musiał się wspiąć, nie miał jeszcze najbardziej gorzkiego kielicha, który musiał wypić do ostatniej kropli. Właściciel pieniędzy, który nie stał się jeszcze kapitalistą, był jedynie skromnym posiadaczem niewielkiego majątku, nieśmiałym i niepewnym sukcesu swojego nowego przedsięwzięcia, w które inwestował swoją fortunę.

Widzieliśmy, jak zmieniła się scena.

Robotnik, po tym jak wytworzył kapitał poprzez swoją pierwszą nadwyżkę pracy, był uciskany przez nadmierną pracę niezwykle wydłużonego dnia. Przy względnej wartości nadwyżkowej czas pracy niezbędny do jego utrzymania został ograniczony, a czas przepracowania wydłużony, aby zawsze lepiej odżywiać kapitał. W prostej kooperacji widzieliśmy robotnika w stacjonarnej dyscyplinie, ciągniętego przez prąd utworzony z połączenia sił roboczych, wyczerpanego coraz bardziej, poprzez dawanie większego pożywienia stale rosnącemu kapitałowi. Widzieliśmy robotnika okaleczonego, załamanego i przygnębionego w największym stopniu przez podział pracy w produkcji. Widzieliśmy, jak cierpi niewypowiedziane bóle materialne i moralne, spowodowane wprowadzeniem maszyn w nowoczesnym przemyśle. Wywłaszczony z ostatniej odrobiny rzemieślniczej cnoty, został zredukowany do zwykłego sługi maszyny, przekształcony z członka żywego organizmu w najbardziej wulgarny dodatek do mechanizmu, torturowany przez pracę dramatycznie zwiększoną przez maszynę, która na każdym kroku grozi oderwaniem strzępu jego ciała lub całkowitym zmieleniem go między jej strasznymi kołami zębatymi; co więcej, widzieliśmy, jak jego żona i delikatne dzieci stają się niewolnikami kapitału. A w międzyczasie kapitalista, ogromnie wzbogacony, płaci mu pensję, którą może obniżyć według własnego uznania, nawet robiąc pokaz utrzymywania jej na tym samym poziomie co wcześniej, a nawet jej zwiększania. Wreszcie widzieliśmy, jak robotnik, tymczasowo bezużyteczny z powodu akumulacji kapitału, przechodzi z aktywnej armii przemysłowej do rezerw, a stamtąd na zawsze wpada w piekło pauperyzmu. Cała ofiara została skonsumowana!

Ale jak to wszystko mogło się wydarzyć?

W bardzo prosty sposób. Robotnik był, co prawda, właścicielem swojej siły roboczej, dzięki której mógł produkować znacznie więcej, niż potrzebował dla siebie i swojej rodziny każdego dnia, ale brakowało mu innych niezbędnych elementów pracy, czyli środków produkcji i surowców. Pozbawiony jakiegokolwiek bogactwa, robotnik był zmuszony, aby móc przeżyć swoje życie, sprzedać swoje jedyne dobro, swoją siłę roboczą właścicielowi pieniędzy, który uczynił ją swoją własnością. Własność prywatna i robotnik najemny, fundamenty kapitalistycznego systemu produkcji, były główną przyczyną tak wielu cierpień.

Ale to jest niesprawiedliwe! To niegodziwe! A kto przyznał człowiekowi prawo do własności prywatnej? I w jaki sposób właściciel pieniędzy znalazł się w posiadaniu prymitywnej akumulacji, będącej źródłem wielu niesław?

Straszny głos grzmi ze świątyni Boga Kapitału: „Wszystko jest w porządku, ponieważ wszystko jest zapisane w księdze wiecznych praw. Ustały już bardzo odległe czasy, w których wszyscy ludzie wciąż wędrowali wolni i równi po całej Ziemi. Niewielu z nich było pracowitych, trzeźwych i oszczędnych; wszyscy inni byli próżniakami, biesiadnikami i marnotrawcami. Cnota bogaciła pierwszych, a występek zubażał drugich. Nieliczni mieli prawo cieszyć się (ci i ich potomkowie) cnotliwie zgromadzonym bogactwem; podczas gdy wielu, zmuszonych przez swoją nędzę do sprzedania się bogatym, zostało skazanych na wieczną służbę tym i ich potomkom”.

Oto jak niektórzy przyjaciele burżuazyjnego porządku wyjaśniają tę sprawę. „Taką jałową dziecinadę przeżuwa np. jeszcze pan Thiers z powagą męża stanu na użytek niegdyś tak inteligentnych Francuzów, w obronie propriété [własności]” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 1).

Gdyby takie było pochodzenie pierwotnej akumulacji, teoria, która się z niej wywodzi, teoria grzechu pierworodnego i predestynacji, byłaby tak sprawiedliwa. Ojciec był próżniakiem i biesiadnikiem, syn będzie cierpiał nędzę. Taki jest syn bogatego człowieka, jest predestynowany do bycia szczęśliwym, potężnym, uczonym, cywilnym, silnym itd.; taki jest drugi syn biednego człowieka, jest predestynowany do bycia nieszczęśliwym, słabym, ignoranckim, brutalnym, niemoralnym itd. Społeczeństwo oparte na takim prawie z pewnością musiałoby się skończyć, tak jak skończyło się już wiele innych społeczeństw, mniej barbarzyńskich i mniej obłudnych, tak wiele religii i bogów, począwszy od chrześcijaństwa, w których prawach można znaleźć podobne przykłady sprawiedliwości.

I tutaj moglibyśmy położyć kres naszemu słowu, gdyby pozwolono nam zakończyć je tym burżuazyjnym nonsensem. Ale nasz dramat jest godny katastrofy, jak wkrótce zobaczymy, będąc świadkami jego ostatniego aktu.

Otwieramy historię, tę historię napisaną przez burżuazję i na użytek i konsumpcję burżuazji; szukamy w niej pochodzenia prymitywnej akumulacji i to tutaj ją znajdujemy.

W najdawniejszych czasach stada koczowniczych ludzi osiedlały się w miejscach lepiej przygotowanych i bardziej sprzyjających naturze. Zakładali miasta, poświęcali się uprawie ziemi i robieniu wielu innych rzeczy niezbędnych dla ich własnego dobrobytu. Ale to tutaj napotykają i zderzają się ze sobą w swoim rozwoju, a wojna, śmierć, pożary, rabunki i masakry kroczą za nimi. Wszystko, co należy do pokonanych, staje się własnością zwycięzców, w tym osoby, które przeżyły stające się wszystkie niewolnikami.

Oto pochodzenie prymitywnej akumulacji w starożytności. Przejdźmy teraz do średniowiecza.

W tym drugim wieku historii nie znajdujemy nic innego niż inwazje ludzi na kraje innych ludzi, bogatszych i bardziej uprzywilejowanych przez naturę, i zawsze ten sam refren masakr, rabunków, pożarów itp. Wszystko, co należy do pokonanych, staje się własnością zwycięzców, z tą różnicą, że ocaleni nie stają się już niewolnikami, jak w starożytności, ale poddanymi i przechodzą wraz z ziemią, do której są przypisani, we władanie swoich panów. Dlatego nawet w średniowieczu nie znajdujemy najmniejszego śladu idyllicznej pracowitości, trzeźwości i oszczędnego gospodarowania, wychwalanych przez pewną burżuazyjną doktrynę jako źródło prymitywnej akumulacji. Zauważmy też, że średniowiecze to epoka, z której wywodzą się nasi najznakomitsi właściciele bogactw. Ale przejdźmy wreszcie do czasów współczesnych.

Rewolucja burżuazyjna zniszczyła feudalizm i przekształciła poddaństwo w pracę najemną. Jednocześnie jednak odebrała robotnikom nieliczne środki egzystencji, które zapewniał im stan poddaństwa. Chłop pańszczyźniany, chociaż musiał pracować przez większą część swojego czasu dla swojego pana, miał również kawałek ziemi ze środkami i czasem, aby ją uprawiać/żyć swoim życiem. Burżuazja zniszczyła to wszystko, a z chłopa pańszczyźnianego uczyniła wolnego (?) robotnika, który nie ma innego wyboru, albo być wyzyskiwanym w sposób, który już widzieliśmy, przez pierwszego kapitalistę, który go spotka, albo umrzeć z głodu.

Przejdźmy teraz do szczegółów. Zacznijmy od historii ludności i zobaczmy, jak doszło do wywłaszczenia ludności rolniczej i powstania mas pracujących, przeznaczonych do zapewnienia siły roboczej nowoczesnym gałęziom przemysłu. Weźmiemy, jak zwykle, historię Anglii, ponieważ jeśli Anglia jest krajem, w którym choroba, którą badamy, jest bardziej rozwinięta niż gdzie indziej, jest oczywiste, że zawsze będzie w stanie zaoferować nam najbardziej odpowiedni zakres dla naszych praktycznych obserwacji.

„Poddaństwo faktycznie zanikło w Anglii ku końcowi XIV wieku. W owym czasie, a bardziej jeszcze w wieku XV, ogromną większość ludności stanowili wolni, samodzielnie gospodarujący chłopi, bez względu na wszelkie szyldy feudalne, zasłaniające ich własność. W większych dobrach pańskich wolny dzierżawca wyparł dawniejszego włodarza (bailiff), który dawniej sam był poddanym. Najemni robotnicy rolni byli po części chłopami, którzy korzystali z wolnego czasu, aby najmować się do robót u wielkich właścicieli ziemskich, po części byli odrębną klasą właściwych robotników najemnych, nieliczną absolutnie i względnie. Faktycznie także oni byli zarazem samodzielnie gospodarującymi chłopami, gdyż oprócz płacy otrzymywali domek i zwykle 4 akry lub więcej ziemi uprawnej. Poza tym zaś na równi z właściwymi chłopami korzystali z gruntów gminnych, na których wypasali swe bydło i z których brali też opał: drzewo, torf itd.”

„Prolog przewrotu, który stworzył podstawę dla kapitalistycznego sposobu produkcji, rozegrał się w trzech ostatnich dziesięcioleciach wieku XV i w pierwszych dziesięcioleciach w. XVI. Wtedy to rozpuszczenie feudalnych świt, o których trafnie powiada James Steuart, że »wszędzie zapełniały bezużytecznie zamki i dwory«, wyrzuciło na rynek pracy masę postawionych poza prawem proletariuszy. Chociaż władza królewska, która sama była wytworem rozwoju burżuazyjnego, w swym dążeniu do absolutyzmu przyspieszała gwałtownymi środkami rozpuszczenie tych świt, nie była to jedyna przyczyna tego ostatniego. Raczej wielki pan feudalny, butny przeciwnik króla i parlamentu, stawrzał daleko większą masę proletariatu, gwałtem spędzając chłopów z ziem, do których mieli oni równnie dobre jak on sam feudalne tytuły prawne, oraz uzurpując sobie ich grunty gminne. Bezpośrednim do tego bodźcem stał się zwłaszcza w Anglii rozwój flamandzkiej manufaktury sukienniczej i wywołany tym wzrost cen wełny. Starą feudalną szlachtę pochłonęły wielkie wojny feudalne, a nowa była dziecięciem swego czasu czczącego pieniądz nad wszelką potęgę świata. Hasłem jej stało się więc obrócenie pól ornych w pastwiska dla owiec. Harrison, w dziele »Description of England Prefixed to Holinshed’s Chronicles«, opisuje, jak wywłaszczenie drobnych chłopów rujnuje kraj. »What care our great incroachers!« [cóż to obchodzi naszych wielkich uzurpatorów!]. Burzono przemocą domy włościan i chaty robotników lub pozostawiano je na pastwę losu. »Jeżeli zajrzymy – powiada Harrison – do starych inwentarzy każdego szlacheckiego majątku, przekonamy się, że znikło mnóstwo domów i drobnych gospodarstw chłopskich, że ziemia żywi dziś o wiele mniej ludzi niż dawniej, że wiele miast upadło, choć niektóre nowe rozkwitły… Niejedno mógłbym opowiedzieć o miastach i wioskach, które zburzono i obrócono w pastwiska dla owiec, i na których miejscu stoją dziś jedynie pańskie dwory«”

„W wieku XVI reformacja i jej następstwa, olbrzymia grabież dóbr kościelnych, stała się nowym potężnym bodźcem w procesie wywłaszczania przemocą mas ludowych. Kościół katolicki był w epoce reformacji feudalnym panem wielkiej części ziemi angielskiej. Zniesie klasztorów itd. rzuciło ich mieszkańców w szeregi proletariatu. Same dobra kościelne po większej części rozdarowane drapieżnym faworytom królewskim lub sprzedano za psi grosz spekulującym dzierżawcom i mieszczanom, którzy masowo rugowali dawnych dziedzicznych dzierżawców i scalali ich gospodarstwa. Cichaczem skonfiskowano zubożałym wieśniakom ich usankcjonowane ustawami prawo do części dziesięcin kościelnych. »Pauper ubique jacet!« [Wszędzie pełno nędzarzy!] – zawołała królowa Elżbieta wracając z objazdu Anglii. W 43 roku jej panowania zaszła wreszcie konieczność oficjalnego uznania istnienia pauperyzmu przez wprowadzenie podatku na ubogich. »Autory tej ustawy wstydzili się widocznie nazwania pobudek, które ją wywołały, toteż wbrew wszelkiej tradycji ustawa ta weszła w życie bez żadnego preamble (wstępnego uzasadnienia)«. Na mocy ustawy 16 Karola I, 4 ustawa o podatku na ubogich została uznana za wieczystą i rzeczywiście dopiero w r. 1834 otrzymała nową, ostrzejszą formę” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 2).

„Na południu Anglii różni właściciele ziemscy i zamożni dzierżawcy, pogłowiwszy się razem, ułożyli 10 pytań dotyczących właściwej interpretacji ustawy o ubogich wydanej przez królową Elżbietę i przedstawili je do zaopiniowania słynnemu podówczas prawnikowi, Sergeant Snigge (później sędziemu za Jakuba I). Pytanie dziewiąte: Niektórzy spośród bogatych dzierżawców naszej parafii wymyślili mądry plan pozwalający usunąć wszelki zamęt przy stosowaniu tej ustawy. Proponują, żeby wybudować w parafii więzienie. Każdemu ubogiemu, który nie zechce dać się zamknąć w wymienionym więzieniu, ma być odebrana zapomoga. Następnie należy zawiadomić sąsiedztwo, że jeżeli jakaś osoba skłonna jest wydzierżawić ubogich tej parafii, niech przyśle w określonym terminie zapieczętowaną ofertę z wymienieniem najniższej ceny, za którą gotowa jest wziąć do siebie naszych ubogich. Autorzy tego planu zaznaczają, że w sąsiednich hrabstwach nie brak osób niechętnych do pracy, a nie posiadających majątku ani kredytu, aby nabyć folwark lub okręt i żyć w ten sposób bez pracy (»so as to live without labour«). Tacy chyba skłonni będą poczynić naszej parafii bardzo korzystne propozycje. Gdyby nawet tu i ówdzie ubodzy pod opieką tego, kto ich zakontraktował, mieli zginąć, grzech spadnie na jego głowę, boć przecież parafia swój obowiązek względem nich spełniła. Obawiamy się jednak, że obecna ustawa nie pozwala na tego rodzaju rozsądny środek (prudential measure), i trzeba jednak panu wiedzieć, że pozostali freeholderzy naszego hrabstwa i hrabstw sąsiednich połączą się z nami i skłonią swych przedstawicieli w Izbie Gmin do przedłożenia ustawy pozwalającej na zamykanie ubogich i na ich przymusową pracę, tak aby każda osoba opierająca się zamknięciu traciła prawo do zapomogi. Spodziewamy się, iż to powstrzyma osoby będące w biedzie od upominania się o zapomogi (»will prevent persons in distress from wanting relief«)” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, przypis 197).

„Postęp wieku XVIII objawia się w tym, że ustawa sama staje się teraz narzędziem grabieży ziemi ludowej, chociaż wielcy dzierżawcy stosują przy tym swe drobne niezależne metody prywatne. Formę parlamentarną tej grabieży stanowią »Bills for Inclosures of Commons« (ustawy o ogradzaniu gruntów gminnych), inaczej mówiąc dekrety, z których pomocą dziedzice sami sobie podarowali ziemię ludu na własność, dekrety o wywłaszczeniu ludu. Sir F. M. Eden w chytrych adwokackich wywodach usiłuje przedstawić własność gminną jako prywatną własność wielkich właścicieli ziemskich, którzy zajęli miejsce feudałów, lecz przeczy sam sobie, gdyż domaga się »powszechnej ustawy parlamentarnej o ogradzaniu gruntów gminnych«, a więc przyznaje, że potrzebny jest parlamentarny zamach stanu, aby te grunty obrócić w własność prywatną, z drugiej zaś strony domaga się od Izby »odszkodowania« dla wywłaszczonych ubogich”.

„»W Northamptonshire i Lincolnshire [pisze Addington] ogradzanie gruntów gminnych przybrało wielkie rozmiary, a większość powstałych tą drogą nowych majątków obrócono w pastwiska; wskutek tego w wielu majątkach nie ma nawet 50 akrów pola ornego, choć przedtem było tam pod pługiem po 1500 akrów… Ruiny dawnych domów mieszkalnych, stodół, stajen itd.« są jedynymi śladami po dawnych mieszkańcach. »W niektórych miejscowościach … z setek domów i rodzin … pozostało 8 lub 10… W wielu parafiach, w których ogrodzenie gruntów gminnych dokonało się przed 15 lub 20 laty, obecnie właściciele gruntu są bardzo nieliczni w porównaniu z liczbą tych, którzy tam uprawiali ziemię, gdy pola były jeszcze wolne. Zwykła to rzecz, że 4–5 bogatych hodowców przywłaszcza sobie wielkie posiadłości, świeżo ogrodzone majątki, na których poprzednio siedziało 20–30 dzierżawców i tyluż drobnych właścicieli i komorników [tu w znaczeniu historycznym – chłop bez majątku, mieszkający „na komorze” u osoby dla której wykonuje pracę – przyp. nieporządek] . Wszyscy oni zostali wyzuci ze swych posiadłości, wraz ze swymi rodzinami, podobnie jak wiele innych rodzin, które dzięki nim znajdowały zajęcie i utrzymanie«. Pod pozorem ogradzania sąsiedni landlord zagarniał nie tylko pola nieuprawne, lecz również grunty uprawianie zbiorowo lub wydzierżawiane przez gminę za określony czynsz”.

„»Gdy ziemia – powiada dr Price – dostaje się w ręce niewielu dzierżawców, drobni dzierżawcy (których przedtem określił jako »mnóstwo drobnych właścicieli i dzierżawców, którzy utrzymują siebie i swe rodziny z plonu uprawianych przez siebie pół oraz z owiec, drobiu, świń itd. wypasanych na gminnych gruntach, a zatem mają mało powodów do kupowania środków utrzymania«) przemieniają się w ludzi, którzy pracą dla innych muszą zarabiać na swe utrzymanie i chodzić na rynek po wszystko, czego im potrzeba… Pracują może więcej, gdyż większy jest przymus do tego… Miasta i manufaktury będą wzrastały, gdyż więcej ludzi zapędzi się tam w poszukiwaniu zajęcia. Takie muszą być skutki, do których siłą rzeczy prowadzi koncentracja dzierżaw i do których faktycznie doprowadziła od wielu lat w naszym Królestwie«. Ogólny skutek enclosures [ogrodzeń] określa on w następujący sposób: »Na ogół sytuacja niższych warstw ludowych pogorszyła się pod każdym względem. Pomniejsi gospodarze i dzierżawcy są zepchnięci do stanu wyrobników dziennych i komorników. A zarazem ludziom tego stanu coraz trudniej zarobić na życie«. Istotnie, przywłaszczenie gruntów gminnych i towarzyszący mu przewrót w rolnictwie oddziałały tak silnie na sytuację robotników rolnych, że jak sam Eden przyznaje, płaca ich w latach 1765–1780 poczęła spadać poniżej minimum i musiała być uzupełniania z środków dobroczynności publicznej. Płaca robocza, powiada on, »ledwie wystarczała już tylko na zaspokojenie najelementarniejszych potrzeb życiowych«”.

„W wieku XIX zatarło się oczywiście nawet wspomnienie o związku łączącym chłopa z własnością gminną. Czy lud wiejski otrzymał choć szeląg wynagrodzenia za 3 511 770 akrów gruntów gminnych, które w latach 1801–1831, że pominiemy już okres późniejszy, zostały mu wydarte i które landlordowie uchwałą parlamentarną sami sobie podarowali?” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 2).

W przypadku ostatnich środków o wielkim znaczeniu historycznym, służących wywłaszczaniu pracowników wiejskich, należy słusznie spojrzeć na Górną Szkocję, gdzie miały one najbardziej barbarzyńskie zastosowanie. George Ensor, w książce opublikowanej w 1818 roku, mówi:

„»Magnaci szkoccy tak wywłaszczali rodziny wieśniaków, jak gdyby wyrywali chwast z ziemi, postępowali z wioskami i ich ludnością tak jak Indianie opanowani uczuciem zemsty postępują z norami dzikich zwierząt… Człowieka sprzedają za owczą skórę, za baranie udo, za jeszcze mniej… Wielka Rada Mongołów po podboju Chin Północnych obradowała nad wnioskiem, żeby wyrżnąć w pień ludność, a ziemię jej obrócić w pastwiska. Wielu landlordów Górnej Szkocji wykonało ten wniosek we własnym kraju i w stosunku do własnych rodaków«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, przypis 217).

„Wystarczającym przykładem metody panującej w XIX wieku są »czyszczenia« przeprowadzane przez księżnę Sutherland. Zaledwie ta wyszkolona w ekonomii dama objęła rządy, postanowiła przeprowadzić radykalną kurację gospodarczą i obrócić w pastwiska dla owiec całe hrabstwo, którego ludność pod wpływem poprzednich operacji tego samego rodzaju stopniała już była do 15 000. W latach 1814–1820 systematycznie wypędzano i rujnowano owych 15 000 mieszkańców stanowiących około 3 000 rodzin. Zburzono i popalono wszystkie ich wsie, wszystkie ich pola obrócono w pastwiska. Żołnierze brytyjscy byli odkomenderowani do tych egzekucyj i staczali istne bitwy z mieszkańcami. Jakaś staruszka spłonęła w chacie, której nie chciała porzucić. W ten sposób ta madame przywłaszczyła sobie 794 000 akrów ziemi, która od niepamiętnych czasów należała do klanu. Wygnanym tubylcom odmierzyła 6 000 akrów na wybrzeżu morskim, po 2 akry na rodzinę. Te 6 000 akrów leżało dotychczas odłogiem i nie przynosiło właścicielom żadnego dochodu. Księżna była tak wspaniałomyślna, że ziemię te wydzierżawiła przeciętnie pod 2 szylingi i 6 pensów za akr członkom klanu, który przez całe stulecie krew przelewał za jej ród. Całą ziemię zrabowaną klanowi podzieliła na 29 wielkich dzierżaw owczarskich i w każdej osadziła tylko jedną rodzinę, przeważnie spośród angielskich parobków. Już w roku 1825 miejsce 15 000 Gaelów zajęło 131 000 owiec. Część tubylców wyrzuconych na wybrzeże morskie starała się żyć z rybołówstwa. Pewien pisarz angielski powiada, że stali się oni ziemnowodnymi zwierzętami i żyją pół na lądzie, pół na wodzie, lecz oba żywioły dają im dopiero pół utrzymania.

Wkrótce jednak dzielni Gaelowie mieli jeszcze srożej odpokutować za swą góralską romantyczną wierność dla »wielkich mężów« klanu. Ci »wielcy mężowie« od razu poczuli rybi zapach. Zwietrzyli w nim coś zyskownego i wydzierżawili wybrzeże wielkim handlarzom ryb z Londynu. Gaelów wygnano po raz drugi.

Wreszcie, pewną część pastwisk obrócono z kolei w rewiry łowieckie” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 2.).

[„»Deer forests« (knieje) w Szkocji są lasami bez drzew. Z nagich gór spędza się stada owiec, napędza się jelenie, i to się nazywa »deer forest«. A więc nie jest to nawet zalesione!” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, przypis 219a). Fragment dodany przez nieporządek].

„W kwietniu r. 1866, w 18 lat po ogłoszeniu cytowanej wyżej rozprawy Roberta Somersa, prof. Leone Levi wygłosił odczyt w »Society of Arts« o obracaniu pastwisk w knieje. W odczycie tym opisał w następujący sposób postępy opustoszenia górskich okolic Szkocji: »Rugowanie ludności i obracanie pól w pastwiska dla owiec było najdogodniejszym sposobem pobierania dochodu bez ponoszenia wydatków… Obracanie pastwisk dla owiec w deer forest [knieje] stało się rzeczą zwykłą w okolicach górskich. Owce są wypierane przez zwierzynę, podobnie jak niegdyś wypędzono ludzi, aby zrobić miejsce owcom… W Forfarshire można przejść z dóbr hr. Dalhousie do posiadłości John o’Groata, nie wychodząc z lasów. W wielu (lasach) zadomowione są lisy, dzikie koty, kuny, tchórze, łasice i zające alpejskie. Niedawno dołączyły do nich króliki, wiewiórki i szczury. Olbrzymie połacie ziemi, które w statystyce Szkocji niedawno jeszcze zaliczały się do najrozleglejszych i najbujniejszych pastwisk, dziś leżą odłogiem i służą jedynie dla myśliwskiej rozrywki niewielu osób, a i to trwa tylko przez niewielką część roku«.

Londyński »Economist« pisze pod datą 2 czerwca 1866 r.: »Pewne pismo szkockie z ubiegłego tygodnia podaje wśród innych nowin: ‘Obrócono w knieję jeden z najlepszych folwarków owczarskich w Sutherlandshire. Za folwark ten niedawno, z okazji wygaśnięcia kontraktu, ofiarowano 1200 f. szt. rocznego czynszu’«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, Przypis do wyd. 2.).

Inne gazety, z tej samej epoki, mówią dalej o tych feudalnych instynktach, które są bardziej rozwinięte w Anglii; ale potem niektóre z nich dochodzą do wniosku, dowodząc liczbami, że taki fakt wcale nie zmniejszył bogactwa narodowego.

„Ludzie, wygnani z ziemi wskutek rozwiązania świt feudalnych i gwałtownego, brutalnego wywłaszczenia gruntów, tworzyli ów postawiony poza prawem proletariat, którego powstające manufaktury nie mogły wchłaniać równie szybko, jak się rodził. Z drugiej zaś strony ludzi ci, tak raptownie wytrąceni ze zwykłej kolei swego życia, nie mogli równie błyskawicznie wdrożyć się do dyscypliny nowej sytuacji. Przemieniali się masowo w żebraków, rozbójników i włóczęgów, czasem pod wpływem własnych skłonności, częściej zaś pod naciskiem okoliczności. Toteż w końcu wieku XV i przez cały wiek XVI cała Europa Zachodnia jest widownią krwawego ustawodawstwa przeciw włóczęgostwu. Przodków dzisiejszej klasy robotniczej karano przede wszystkim za to, że zrobiono z nich włóczęgów i nędzarzy. Ustawodawstwo traktowało ich jako »dobrowolnych« zbrodniarzy i wychodziło z założenia, że przy dobrej woli mogliby nadal pracować w dawnych, nieistniejących już warunkach.

W Anglii owo ustawodawstwo zaczęło się za Henryka VII.

Henryk VIII, rok 1530: Starzy i niezdolni do pracy żebracy otrzymują licencję na żebractwo. Natomiast włóczędzy zdolni do pracy podlegają karze chłosty i więzienia. Mają być przywiązani do taczki i biczowani, póki krew nie popłynie z ich ciała, potem zaś mają złożyć przysięgę, że powrócą do miejsca urodzenia albo tam, gdzie mieszkali przez ostatnie trzy lata i »wezmą się do pracy« (to put himself to labour). Jakaż okrutna ironia! Henryk VIII, 27 rok panowania. Potwierdzenie poprzedniego statutu, zaostrzonego jednak przez dodatkowe postanowienia. Przy powtórnym ujęciu za włóczęgostwo – ponowna chłosta, a ponadto obcięcie pół ucha. Za trzecim razem delikwent ma być stracony jako złoczyńca i wróg społeczeństwa” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 3).

Tomasz More powiada w swojej »Utopii«: »Tak to bywa, że chciwy i nienasycony żarłok będący istną plagą swej okolicy może zagarnąć tysiące akrów gruntu i ogrodzić je płotem lub parkanem, albo też dopóty nękać i szykanować ich właścicieli, póki ich nie zmusi, by mu wszystko sprzedali. Tym czy innym sposobem, podstępem czy przymusem, zostają oni wysiedleni – ci wszyscy prości, ubodzy, słabi ludzie! Mężczyźni i kobiety, mężowie i żony, sieroty i wdowy, zawodzące matki z niemowlętami, całe gospodarstwa ubogie w środki, lecz liczące wiele osób, boć rolnictwo wymaga wielu rąk do pracy, wynoszą się – powiadam – ze znanych sobie, za rodzinnych swoich stron, lecz nie znajdują spokojnego schronienia. Wyprzedaż sprzętów domowych, pomimo ich małej wartości, w innych okolicznościach przyniosłaby im jaką taką ulgę, ale nagle wyrzuceni na bruk, muszą wyzbywać się ich za bezcen. A gdy już w wędrówce swej wysupłali się do ostatniego szeląga, cóż innego mogą uczynić niż kraść – a wtedy, dalibóg, wieszają ich, z zachowaniem wszelkich form prawnych – albo żebrać? A i wtedy wtrącają ich do więzień za włóczęgostwo, jako że się wałęsają i nie pracują, oni, których nikt do pracy przyjąć nie chce, choćby najgoręcej dopominali się o to!« Spomiędzy tych biednych tułaczy, o których Tomasz More mówi, że ich przymuszano do złodziejstwa, »za panowania Henryka VIII stracono 72 000 za duże i małe kradzieże« (Holinshed: »Descripiton of England«, t. I, str. 186)” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, przypis 221a).

Edward VI. Statut z roku 1547, pierwszego roku jego panowania, postanawia, że ktokolwiek by się wzdrygał pracować, ma być oddany w niewolę osobie, która go zadenuncjowała jako próżniaka. Pan ma karmić swego niewolnika chlebem i wodą, słabymi napojami i takimi odpadkami mięsa, jakie uzna za dobre. Ma prawo zapędzić go do każdej, chociażby najwstrętniejszej roboty; może go w tym celu chłostać i zakuwać w łańcuchy. Jeżeli niewolnik oddali się na 14 dni, zostaje skazany na niewolnictwo dożywotnie i napiętnowany literą S wypalaną na czole lub na policzkach. Za trzecim razem ma być stracony jako zdrajca stanu. Pan może go sprzedać, zapisać w testamencie, wynająć jako niewolnika, w ogóle traktować go jak wszelki iny majątek ruchomy i bydlę. Za wszelkie poczynania przeciw swym panom niewolnicy mają być również karani śmiercią. Sędziowie pokoju obowiązani są ścigać sądownie tych łotrów na pierwsze zawiadomienie. Jeżeli się okaże, że włóczęga wałęsał się trzy dni, należy go odesłać do miejsca urodzenia, tam wypalić mu rozżarzonym żelazem znak V na piersiach, a następnie, skutego w łańcuchy, przeznaczyć do moszczenia dróg lub od innych robót w tym rodzaju. Jeżeli włóczęga wskaże fałszywe miejsce urodzenia, winien za karę zostać dożywotnim niewolnikiem wskazanej miejscowości, jej mieszkańców lub cechu, i być napiętnowanym literą S. Każdy ma prawo zabrać włóczędze jego dzieci i trzymać je u siebie w terminie: chłopców do lat 24, dziewczęta do lat 20. W razie ucieczki, zostają oni na ten sam czas niewolnikami majstra, który może zakuwać ich w kajdany, chłostać itd. według swego uznania. Każdy pan może swemu niewolnikowi nałożyć obręcz żelazną na szyję, rękę lub nogę, aby go łatwiej rozpoznać i pewniej trzymać. Ostatnia część tego statutu stanowi, że niektórzy ubodzy mają być zatrudnieni w tej miejscowości lub u tej osoby, która zgadza się pracy im dostarczyć i za tę pracę karmić ich i poić. Ten rodzaj niewolników parafialnych istniał w Anglii jeszcze w wieku XIX pod nazwą roundsmen (ludzie krążący)” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 3).

„Autor »Essay on Trade itd.« 1770, czyni następującą uwagę: »Za panowania Edwarda VI Anglicy, jak się zdaje, wzięli się istotnie z całą powagą do popierania manufaktur i dostarczania pracy ubogim. Świadczy o tym znakomity statut, który stanowi, że wszyscy włóczędzy mają być napiętnowani« itd.” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, przypis 221).

Elżbieta, r. 1572: żebracy nie mający licencji, w wieku powyżej lat 14, maja być srodze wychłostani i napiętnowani na lewym uchu, o ile nikt nie zgodzi się wziąć ich na służbę na dwa lata; w razie recydywy starsi ponad 18 lat mają być traceni, o ile nikt nie zgodzi się przyjąć ich na służbę na dwa lata; za trzecim razem podlegają straceniu nieodwołalnie jako zdrajcy stanu” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 3).

„Za czasów Elżbiety »włóczęgów wieszano rzędami, nie mijał rok bez tego, aby 300 lub 400 nie zawisło na szubienicy w tej czy innej okolicy kraju« (Strype: »Annals of the Reformation and Establishment of Religion, and other Various Occurences in the Church of England during Queens Elisabeth’s Happy Reign«, 2 wyd., 1725, tom II). Według tegoż Strype’a w Somersetshire w ciągu jednego tylko roku stracono 40 osób, napiętnowano 35, wychłostano 37, a 183 »niepoprawnych hultajów« uwolniono. Jednakowoż, powiada on, »ta wielka liczba oskarżonych nie obejmuje nawet ⅕ rzeczywistych przestępców, a to dzięki pobłażaniu sędziów pokoju i niedorzecznemu współczuciu ludu«. Do tego dodaje: »inne hrabstwa w Anglii nie były w lepszej sytuacji niż Somersetshire, a wiele z nich było nawet w sytuacji gorszej«” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, przypis 221a, cd.).

Jakub I. Ktokolwiek by się wałęsał i żebrał, uznany będzie za włóczęgę. Sędziowie pokoju na Petty Sessions [lokalnych sądach] są upoważnieni do skazywania ich na publiczną chłostę i ponadto przy pierwszym ujęciu na 6 miesięcy więzienia, przy drugim – na dwa lata. W więzieniu winowajca ma być tak często i tak wiele chłostany, jak to sędziowie pokoju uznają za właściwe… Włóczęgów niepoprawnych i niebezpiecznych należy piętnować na lewym ramieniu literą R i przeznaczać do robót przymusowych, a gdyby znów zostali schwytani na żebractwie, nieodwołalnie karać śmiercią. Zarządzenia te zachowały moc prawną aż do początku XVIII wieku, kiedy to zniósł je statut 12 Anny c. 23 [r. 1714]” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 3).

I oto za pomocą takich okropności, za pomocą tak dużej ilości przelanej krwi wywłaszczenie ludności rolniczej jest zakończone, i uformowała się ta klasa robotnicza, przeznaczona do karmienia nowoczesnego przemysłu. Żadna to idylla! To miecz i ogień były jedynym źródłem prymitywnej akumulacji; ogniem i mieczem przygotowano niezbędne środowisko dla rozwoju kapitału, masy ludzkiej siły przeznaczonej do jego odżywiania; a jeśli dziś miecz i ogień nie są już zwykłymi środkami stale rosnącej akumulacji, to dlatego, że ma w zamian inną metodę, o wiele bardziej nieubłaganą i straszną, jedno z chwalebnych współczesnych osiągnięć burżuazji, metodę, która stanowi niezbędną część samego mechanizmu kapitalistycznej produkcji, metodę, która działa sama w sobie, bez zbędnego zamieszania, bez wywoływania skandalu, krótko mówiąc, doskonale cywilizowaną metodę: głód. A dla tego, kto buntuje się przeciwko głodowi, zawsze i na wieki miecz i ogień.

Skromny rozmiar tego podsumowania nie pozwala mi opowiedzieć również o chwale kapitału w koloniach. Odsyłam czytelnika do historii odkryć, począwszy od Krzysztofa Kolumba, i wszystkich kolonizacji, ograniczając się jedynie do przytoczenia w tym względzie słów

W. Howitt[a], który z chrześcijaństwa uczynił swoją specjalność, [który tak] mówi o chrześcijańskim systemie kolonialnym: »Barbarzyństwa i nikczemne okrucieństwa popełniane prze tak zwane rasy chrześcijańskie w każdej okolicy świata i wobec każdego narodu, który udało im się ujarzmić, nie znajdują równych sobie przykładów w żadnej epoce dziejów świata, u żadnej rasy, choćby najdzikszej, najciemniejszej, najokrutniejszej i najbezwstydniejszej«”.

„Jeżeli pieniądz, wedle słów Augiera, »przychodzi na świat z krwawym piętnem na policzku«, kapitał rodzi się ociekając krwią i brudem wszystkimi porami, od stóp do głowy” (Marks, Kapitał, t. 1, rozdz. 24, sekcja 6).

I to jest czysta, czyli burżuazyjna historia, smutna historia krwi, która zasługiwałaby na uważną lekturę i rozważenie przez was, którzy umiecie w swojej cnocie wpaść w święte oburzenie wobec żądzy krwi współczesnych rewolucjonistów; przez was, którzy deklarujecie, że możecie pozwolić robotnikom na użycie wyłącznie środków moralnych.

Wnioski

Choroba zatacza coraz szersze kręgi. Robotnicy cywilizowanego świata wiedzą o niej od dawna; z pewnością nie wszyscy, ale ogromna liczba, a oni już przygotowują środki działania, aby ją zniszczyć.

Rozważali oni co następuje:

  1. Pierwszym źródłem wszelkiego ludzkiego ucisku i wyzysku jest własność prywatna;

  2. Emancypacja robotników (emancypacja człowieka) nie będzie opierać się na nowych zasadach klasowych, ale na zniesieniu wszystkich przywilejów i monopoli klasowych oraz na równości praw i obowiązków;

  3. Sprawa pracy, sprawa ludzkości, nie ma granic;

  4. Emancypacja robotników musi zostać przeprowadzona rękami samych robotników.

I tak potężny głos krzyknął: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się! Koniec z prawami bez obowiązków, koniec z obowiązkami bez praw! Rewolucja!”

Ale rewolucja, której domagają się robotnicy, nie jest rewolucją pretekstową, nie jest praktyczną metodą chwili dla osiągnięcia danego celu. Nawet burżuazja, podobnie jak wielu innych, pewnego dnia zażądała rewolucji; ale tylko po to, by zastąpić szlachtę i zastąpić feudalny system pańszczyzny tym bardziej wyrafinowanym i okrutnym systemem pracy najemnej. I nazywają to postępem i cywilizacją! Każdego dnia jesteśmy świadkiniami śmiesznego spektaklu burżuazji, która bełkocze słowo rewolucja, mając na celu wyłącznie możliwość dobrania się do koryta i przejęcia władzy. Rewolucja robotnicza jest rewolucją dla rewolucji.

Słowo „rewolucja”, w swoim największym i najprawdziwszym znaczeniu, oznacza zwrot, transformację, zmianę. Jako taka, rewolucja jest duszą całej nieskończonej masy. Tak naprawdę wszystko w naturze się zmienia, ale nic nie jest tworzone i nic nie jest niszczone, jak pokazuje nam chemia. Masa, pozostając zawsze w tej samej ilości, może zmieniać formę na nieskończenie wiele sposobów. Kiedy masa traci swoją starą formę i zyskuje nową, przechodzi ze starego życia, w którym umiera, do nowego życia, w którym się rodzi. Kiedy nasz przędzarz, używając znanego nam przykładu, przekształcił 10 kilogramów bawełny w 10 kilogramów nici, co innego nastąpiło, jeśli nie śmierć 10 kilogramów masy w postaci bawełny i ich narodziny w postaci nici? A kiedy tkacz przekształci nić w tkaninę, cóż innego się stanie, jeśli nie przejście materii z życia nici do życia tkaniny, tak jak wcześniej przeszła z życia bawełny do życia nici? Masa zatem, przechodząc od jednego obrotu życia do drugiego, żyje nieustannie zmieniając się, przekształcając, rewolucjonizując.

A więc jeśli rewolucja jest prawem natury, która jest wszystkim, to z konieczności musi być również prawem ludzkości, która jest częścią natury. Na Ziemi jest jednak kilku ludzi, którzy tak nie uważają, a raczej zamykają oczy, by nie widzieć, i uszy, by nie słyszeć.

„Tak, to prawda”, słyszę wołanie burżuja, „prawo naturalne, rewolucja, o której mówisz, jest absolutnym regulatorem stosunków międzyludzkich. Winę wszystkich ucisków, wszystkich wyzysków, wszystkich łez i wszystkich masakr, które są ich przyczyną, należy słusznie przypisać temu nieubłaganemu prawu, które narzuca nam rewolucję, to znaczy ciągłej transformacji, walce o byt, wchłanianiu słabszych przez silniejszych, poświęcaniu mniej doskonałych typów dla rozwoju doskonalszych typów. Jeśli setki robotników giną dla dobra tylko jednego burżuja, dzieje się to bez najmniejszej jego winy, jest to rzeczywiście smutne i ponure, ale tylko na mocy dekretu prawa naturalnego, rewolucji”.

Jeśli ktoś mówi w taki sposób, robotnicy pragnący zmiany nie proszą o nic lepszego, chcą walki o byt, rewolucji, zgodnie z tym samym prawem naturalnym, oni rzeczywiście przygotowują się do bycia silniejszymi, do poświęcenia wszystkich potwornych i pasożytniczych roślin dla pełnego i kwitnącego rozwoju najpiękniejszego ludzkiego drzewa, całego i doskonałego, którym musi być, w całej pełni swojego ludzkiego charakteru.

Ale burżuazja jest zbyt bojaźliwa i pobożna, by móc odwołać się do naturalnego prawa rewolucji. Byli w stanie powołać się na nie w chwili upojenia; ale jak tylko się opamiętali, rozliczyli się i stwierdzili, że ich działania były miłe i przyjemne, oddali się krzyczeniu na cały głos: „Porządek, religia, rodzina, własność, ochrona!”. W ten sposób, przez rzeź, ogień i rabunek, zajmując swoje miejsce jako władcy i wyzyskiwacze ludzkości, wierzą, że mogą powstrzymać bieg rewolucji; nie zdając sobie sprawy, w swojej głupocie, że nie mogą zrobić nic innego, niż sprawić straszne kłopoty ludzkości, a w konsekwencji dla siebie, nagłymi eksplozjami rewolucyjnej siły, szaleńczo przez nich tłumionej.

Rewolucja, po usunięciu materialnych przeszkód, które się jej przeciwstawiają i pozostawieniu jej wolnej drogi, sama w sobie wystarczy, aby stworzyć wśród ludzi najdoskonalszą równowagę, porządek, pokój i najpełniejsze szczęście, ponieważ ludzie w swoim wolnym rozwoju nie będą postępować jak brutalne zwierzęta, ale jak istoty ludzkie, wybitnie rozsądne i cywilizowane, które rozumieją, że żaden człowiek nie może być prawdziwie wolny i szczęśliwy, chyba że we wspólnej wolności i szczęściu całej ludzkości. Koniec z prawami bez obowiązków, koniec z obowiązkami bez praw. Nie jest to już zatem walka o istnienie między człowiekiem a człowiekiem, ale walka o istnienie wszystkich ludzi z naturą, aby wykorzystać największą sumę sił naturalnych dla dobra całej ludzkości.

Znając zło, łatwo jest poznać jego lekarstwo: rewolucję dla samej rewolucji.

Ale w jaki sposób robotnicy przywrócą bieg rewolucji?

Nie jest to miejsce na rewolucyjny program, już opracowany lata temu i opublikowany gdzie indziej w innych książkach; ograniczymy się do zakończenia, odpowiadając słowami z ust robotnika i umieszczonymi jako epigraf do tego tomu: „Robotnik stworzył wszystko; i robotnik może wszystko zniszczyć, ponieważ może on wszystko odbudować”.

Dodatek:

Korespondencja między Cafiero i Marksem

Cafiero do Marksa

Les Molières, 27 lipca 1879 r.

Najjaśniejszy Panie,

Tym samym kurierem wysyłam dwa egzemplarze Pana dzieła, Kapitału, krótko przeze mnie streszczonego. Chciałem dostarczyć je Panu wcześniej, ale dopiero teraz udało mi się zdobyć kilka egzemplarzy dzięki życzliwości przyjaciela, który swoją interwencją był w stanie wpłynąć na publikację książki.

Gdyby tylko publikacja mogła zostać przeprowadzona na mój koszt, chciałbym wcześniej przedłożyć manuskrypt do sprawdzenia. Ale w obawie, że przychylna opinia mi umknie, pośpiesznie zezwoliłem na zaproponowaną mi publikację. I dopiero teraz byłem w stanie zwrócić się do Pana w nadziei, że powie Pan, czy byłem w stanie zrozumieć i wyrazić Pana dokładną koncepcję.

Modlę się, sir, aby docenił pan wyrazy mojego najgłębszego szacunku i zaufał mi.

Z największym oddaniem,
Carlo Cafiero

Marks do Cafiero

Drogi Obywatelu,

Najszczersze podziękowania za dwa egzemplarze Twojej pracy! W tym samym czasie otrzymałem dwie podobne prace, jedną napisaną w języku serbskim, drugą w języku angielskim (opublikowaną w Stanach Zjednoczonych), ale obie są wadliwe, chcąc dać zwięzłe i popularne podsumowanie Kapitału, a jednocześnie zbyt pedantycznie trzymają się naukowej formy dyskusji. W ten sposób wydaje mi się, że w mniejszym lub większym stopniu mijają się z ich głównym celem: poruszeniem opinii publicznej, dla której te streszczenia są przeznaczone.

I to jest wielka wyższość twojej pracy.

Jeśli chodzi o koncepcję rzeczy, wierzę, że nie oszukuję się, przypisując lukę w rozważaniach przedstawionych w Twojej przedmowie, a jest to dowód na to, że materialne warunki niezbędne do emancypacji proletariatu są generowane spontanicznie przez rozwój kapitalistycznego wyzysku. W końcu zgadzam się z Tobą (jeśli dobrze zinterpretowałem twoją przedmowę), że nie jest konieczne przeciążanie tych, których chcesz edukować. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w stosownym czasie powrócić do kwestii materialistycznych podstaw Kapitału.

Ponawiając moje podziękowania, Twój najbardziej oddany,
Karol Marks