Tytuł: Trzeci Świat: Bankructwo kilku mitów
Osoba autorska: John Maynard Keynes
Data: 1990
Źródło: zb.eco.pl
Notatki: Wydane po polsku przez Wydawnictwo Zielone Brygady

      Wstęp

      Niedostatek. Brak żywności

        Zużycie zboża

        A co z przyrostem naturalnym?

        Kontrola urodzeń

        Praca kobiet nie kończy się nigdy

      Czy to nie wina natury? Powódź, susza i głód

        Etiopia - tragedia stworzona przez człowieka

      Produkcja żywności przeciw środowisku naturalnemu. Czy wyniszczamy światowe zasoby chcąc nakarmić każdego?

        Jak powstaje putynia

        Niszczenie lasów tropikalnych

        Osadnictwo rolne

        Wyręb lasów

        Trzy sposoby bezpiecznej eksploatacji lasów

        Ile lasów tropikalnych zostało?

        Zagrożenie dla całego klimatu

        Rośliny i zwierzęta w niebezpieczeństwie

        Ziemi nie brakuje

        Pestycydy

        Czy pestycydy zwiększają produkcję żywności?

        Siła napędowa pestycydów

        Trucizna dla piękna

      Zielona rewolucja. Czy większa produkcja żywności rozwiąże problem głodu?

        Im więcej jedzenia, tym większy głód

        Atak na farmę

        Zielona rewolucja - kto faktycznie czerpie zyski?

        Gdzie podziała się cała żywność?

      Reforma rolna przeciw produkcji. Czy podział ziemi zmniejszy ilość żywności?

        Sukces reformy

      Pasywni ubodzy - zbyt głodni by mogli się buntować?

        Czy to nas w ogóle dotyczy?

        ...A w krajach rozwijających się?

        Zamknięty krąg głodu

        Jakie są przyczyny głodu

        Pierś jest najlepsza

        Najważniejszą przyczyną jest ubóstwo

Wstęp

Na samym początku konstruktywna rozmowa na temat głodu wydawać się może niemożliwa, trudno będzie bowiem w kryzysie żywnościowym Trzeciego Świata dostrzec cokolwiek, co przypominać będzie nadzieję lub optymizm. Lecz gdy już zidentyfikujemy wszystkie odnośne czynniki oraz zaczniemy docierać do prawdziwych przyczyn tej sytuacji, gdy już wykroczymy poza wszystkie kłamstwa oraz całą dezinformację stanowiącą otoczkę problemu, zamiast uważać go za problem wywołujący depresję, problem, którego należy unikać, kwestia wyżywienia Trzeciego Świata pomoże nam zrozumieć prawdziwe funkcjonowanie naszego globalnego systemu oraz tego, do czego musimy dojść, aby zmienić tę sytuację.

Nie posiadając dogłębnego zrozumienia mechanizmu głodu, częstokroć czujemy bezradność i winę, gdyż nie jesteśmy w stanie powstrzymać się od nadmiernej konsumpcji, podczas gdy inni nie posiadają nic; lub strach, gdy postrzegamy głodujące masy jako potencjalną groźbę, konkurującą z nami o udział w naszych zmniejszających się zasobach. Czasami biedni są dla nas wielkim ciężarem oraz odpowiedzialnością, gdyż populacja świata ciągle się zwiększa. Przede wszystkim jednak największą przeszkodą stojącą na drodze do rozwiązania problemu głodu jest bezsilność odczuwana wobec problemu, który przez swój ogrom znajduje się poza kontrolą zwykłych ludzi, powinni się nim więc zajmować jedynie eksperci.

W rzeczywistości jednak rozwiązanie tego problemu znajduje się w naszych rękach. Pierwszym krokiem jest rozpoczęcie demistyfikacji problemu, który nie jest związanuy jedynie z żywnością lub jej brakiem. W grę wchodzi tu również wiele problemów politycznych, społecznych oraz ekonomicznych. Problemy Trzeciego Świata to problemy wagi ogólnej, które dotyczą także nas, jako że większość tych problemów ma swoje źródło w rozwiniętych krajach Północy, i jedynie we współpracy ze światem rozwiniętym można liczyć na jakąkolwiek nadzieję zlikwidowania bądź przynajmniej złagodzenia tych problemów.

Choćby część tej drogi naprzód musi być związana z naciskami ze strony jednostek oraz organizacji na rządy, banki, instytucje czy firmy, które działania czerpią z zysków z powodu sytuacji w Trzecim Świecie i które należy zmusić do zmiany ich zwyczajów, nie można jednak polegać jedynie na tym. Ludzie, którym zależy na załagodzeniu problemu głodu, muszą szukać prawdy. Musimy uzbroić się w wiedzę i odwagę, aby stawić czoło istniejącej sytuacji, musimy do niej wnieść nowe poczucie pilności, edukować, upowszechniać oraz prowadzić kampanię na rzecz radykalnych zmian za pomocą wszystkich możliwych środków. Wiele ludzi bowiem na pewno zbyt długo ponosi niepotrzebne cierpienia i zbyt wielu ludzi umiera, podczas gdy prawdziwe przyczyny głodu na świecie pozostają nieujawnione, zaś aktualna sytuacja jest ignorowana.

W latach 80. niemal codziennie pojawiały się na ekranach telewizyjnych doniesienia o tragicznych wydarzeniach w historii świata: sceny przedstawiające tysiące ludzi z Trzeciego Świata z przypominającymi szkielety sylwetkami odzianymi w łachmany, żyjących w tragicznych warunkach, cierpiących z powodu niedożywienia, głodu i chorób. Te drastyczne sceny poruszyły serca milionów ludzi, którzy sięgnęli do kieszeni, aby podjąć próbę ocalenia życia niektórych z nich (mamy tu na myśli dobroczynność). Na Zachodzie mieliśmy Live Aid, Band Aid, Sport Aid czy różne inne rodzaje pomocy (ang. "aid" - "pomoc", przyp. tłum.) z wyjątkiem pomocy naprawdę potrzebnej, aby Trzeci Świat mógł pozbyć się raz na zawsze prawdziwych przyczyn głodu: doprowadzających do kalectwa państwa długów, które zmuszone jest ono spłacać zachodnim rządom, jak również oprocentowaniu pożyczek, wymaganego przez bogate zachodnie banki. Podczas gdy na Zachodzie zbierało się miliony funtów, aby "nakarmić świat", ignorowana była niemal cakowicie polityka związana z głodem. Najważniejsze media przedstawiały nam proste, ładne posłanie problem, który mieliśmy rozważyć: głód i możliwość rozwiązania tego problemu, czyli dobroczynność, prawdziwe zaś powody niedoli cierpiących głód biedaków były całkowicie ignorowane. Oficjalnie głód zawsze był rezultatem powodzi, suszy itd. można było obwiniać niedostatek lub wojny, nigdy zaś Zachód. W czasie, gdy opinia publiczna miała tak duże znaczenie i mogła wywrzeć znaczący wpływ na tę sytuację, polityka skierowana przeciwko Trzeciemu Światu oraz mroczne praktyki rządów, banków i międzynarodowych korporacji przez długi okres nie spotkały się z żadnym protestem.

Jeśli kiedykolwiek mamy naprawdę pomóc Trzeciemu Światu, musimy ukierunkować swój gniew, współczucie i chęć pomocy, aby odejść od krótkoterminowych rozwiązań takich jak dobroczynność i poświęcić swoją energię na rzecz walki o bardziej złożone, długoterminowe rozwiązania polityczne.

Za zubożenie Trzeciego Świata odpowiedzialnmość ponoszą państwa Zachodu. Bez względu na to, czy nam się to podoba czy nie, wszyscy z tej sytuacji czerpiemy korzyści. Ich naturalne bogactwa zostały przetrzebione, podczas gdy oni sami nie otrzymali w zamian nic, lub jedynie część pieniężnej wartości. Pracę ich kradziono najpierw dzięki niewolnictwu, w tej chwili zaś dzięki wypłacaniu im niskich zarobów za uzyskiwanie wszystkich plonów, z których korzystamy. Kradniemy ich ziemię, aby paść na niej bydło będące źródłem mięsa, podczas gdy mogliby oni go używać do wyprodukowania własnej żywności. Część ich utrzymania może zależeć od Zachodu, lecz to my zależymy od nich w znacznie większym stopniu w kwestii taniego importu oraz surowców. Rządy oraz banki podkreślają, ile pieniędzy jest im winien Trzeci Świat, lecz my jesteśmy im winni więcej niż kiedykolwiek będziemy w stanie zwrócić.

Wkraczamy teraz w lata 90., tak jak kiedyś wkroczyliśmy w lata 80. oraz 70. Olbrzymia część ludności świata cierpi głód na planecie, której zasoby pozwalają na zaspokojenie potrzeb wszystkich, lecz nie chciwości państw wysoko rozwiniętych.

Nie ma tu łatwych rozwiązań, zmian nie da się dokonać z dnia na dzień. Aby spróbować stworzyć sprawiedliwszy świat, będziemy musieli ponieść pewne poświęcenia we własnym życiu, jest to prblem globalny, kryzys, który świat musi pokonać.

Patrząc na Trzeci Świat i jego problemy nie powinniśmy zapominać o milionach bezdomnych biedaków, którzy śpią na ulicach wielkich miast w najbogatszych krajach świata, co jest wyraźnym dowodem na to, że naszemu światu potrzebny jest nowy kierunek rozwoju, nowy sposób utrzymania ciężaru jego populacji.

Nakarmić świat? Tak, sądzę, że czas już zacząć...


Co roku niepotrzebnie umiera z głodu, biedy oraz chorób prawie 15 milionów dzieci na całym świecie. W czasie, który zajęło ci przeczytanie tego zdania, zmarło następnych dwoje. Jest to rodzaj burzących krew w żyłach danych, które nas szokują i zawstydzają - do czasu, dopóki znowu nie pogrążymy się we własnych problemach.

Mnóstwo zawdzięczasz biednym tego świata. Bez ich surowców nie cieszyłbyś się w domu nawet połową obecnych wygód.

5% populacji świata konsumuje ponad 35% zasobów planety. W Stanach Zjednoczonych oraz Europie nadmierna konsumpcja stała się stylem życia.

Z naszym systemem wyżywienia świata stało się coś strasznego. W obecnych czasach produkuje się więcej żywności, niż potrzeba na wykarmienie całej populacji planety, a jednak miliony kobiet, mężczyzn i dzieci muszą codziennie głodować. I liczba ta wzrasta. Jedzenie, które zaspokaja najbardziej podstawową ludzką potrzebę, coraz częściej znajduje się poza zasięgiem biednych i głodnych. W dzisiejszym świecie nie spotykamy się z brakiem żywności, lecz z brakiem sprawiedliwości.

Niedostatek. Brak żywności

Ogólnie rzecz biorąc, świat jest w stanie wyprodukować więcej żywności niż jest to potrzebne wszystkim ludziom.

Same tylko zboża (pszenica, ryż, jęczmień, kukurydza, proso i sorgo) uprawiane są w celu zapewnienia człowiekowi dostatecznej ilości protein i ponad trzech tysięcy kalorii. (1/3 lub więcej z tej uprawy ziarna jest obecnie przeznaczana do żywienia zwierząt domowych). Otrzymana w ten sposób wartość kaloryczna diety ludzkiej nie uwzględnia innych źródeł pokamów, takich jak groch, fasola, rośliny okopowe, owoce, orzechy i pozostałe warzywa. Obfitość, a nie brak, określa w najlepszy sposób sytuację żywnościową współczesnego świata. Pozwala to w zasadzie widzieć świat na różowo, lecz te ogólne liczby służą jedynie do obalenia idei, że właśnie osiągnęliśmy granice możliwości świata.

W gruncie rzeczy chodzi o to, czy istnieją dostateczne źródła produkcji żywności w krajach, gdzie tak wielu ludzi cierpi głód. Oczywiście, że takie źródła istnieją, lecz nieodmiennie są źle wykorzystywane lub wykorzystywane niedostatecznie. Powoduje to nadmiar u kilku, a brak u kilkuset.

Ludzie nie dojadają ustawicznie w państwach biednych, a więc w Afryce, w Azji, w Ameryce Południowej i Środkowej. Zjawisko głodu, w sytuacji gdy jest wystarczająco dużo jedzenia, szokuje tym bardziej, że na wszystkich obszarach Ziemi, poza Afryką, zyski z produkcji żywności od r. 1950 utrzymują się pomimo przyrostu ludności.

Wytwarza się wystarczającą ilość żywności w krajach w których głoduje wielu ludzi. Według obliczeń Banku Światowego, gdyby tylko niewielki procent żywności dostępnej w krajach Trzeciego Świata uległ ponownemu, innemu podziałowi, uzupełniłoby to całą brakującą żywność na obszarach, w których ludzie cierpią chronicznie z powodu głodu. (Co roku straszliwy głód uśmierca od 18 do 20 milionów ludzi.) W Indiach, gdzie mieszka ponad 1/3 głodujących świata, równy podział bieżącej produkcji żywności zlikwidowałby problem głodu. W r. 1978 miliony Hindusów nękał głód, a w tym samym czasie żołnierze pilnowali 16 milionów ton nadwyżki produkcji zboża, będącej w posiadaniu rządu.

Indie wysuwają się na czoło w trójce światowych eksporterów produktów rolniczych, zaś w tym samym czasie, gdy 300 milionów Hindusów głoduje, kraj eksportuje pszenicę i wołowinę, a urzędnicy rządowi zadręczają się problemem, w jaki sposób uwolnić się od rosnącej nadwyżki pszenicy i ryżu, która w 1985r. wynosiła 24 miliony ton - dwa razy więcej niż cała światowa pomoc żywnościowa w tym roku! W Indonezji, w drugim co do ilości niedożywionych kraju świata, tylko 2% z krajowych dostaw żywności musiałoby ulec ponownej dystrybucji, zaś z krajów afrykańskich: 7,8% w Tanzanii, a tylko 2,5% w Senegalu i Sudanie, zadośćuczyniłoby potrzebom głodujących. Jednakże według ostrzeżeń samego Banku Światowego, nawet gdyby nie brakowało jedzenia, biedni nie mieliby dość pieniędzy by je wykupić.

Pomimo rosnącego głodu eksport żywności i artykułów rolniczych w Etiopii, Kenii, Somalii, Sudanie, Tanzanii i Ugandzie przewyższał w 1985r. o 1,5 miliarda dolarów wartość żywności importowanej. Kraje obszaru saharyjskiego w Zachodniej Afryce (teren znany z powtarzających się klęsk głodu) eksportują więcej produktów niż importują. Nawet w latach 1970-74, a więc w okresie suszy, wartość eksportu produktów rolniczych z tych obszarów wynosiła 1,25 miliarda dolarów, co stanowiło kwotę trzykrotnie większą od sumy wydanej na import zboża. W rzeczy samej, w czasie najbardziej głośnej klęski suszy i głodu we wczesnych latach 70-tych, dzięki badaniom przeprowadzonym przez Komisję Narodów Zjednoczonych do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa - które zostały zatajone przez skorumpowane rządy szukające pomocy - dowiedziono, że każdy z krajów dotkniętych klęską, poza być może bogatą w złoża mineralne Mauretanią, wyprodukował faktycznie wystarczającą ilość zboża, by wykarmić całą swoją ludność.

Dzięki reportażom telewizyjnym świat dowiedział się o głodujących w innych częściach Afryki. Choć na przykład o głodzie w Południowej Afryce mówi się rzadko, około 50 tys. czarnych dzieci walczy tam ze śmiercią każdego dnia, a 136 codziennie umiera. Warto dodać, że Południowa Afryka ma nadwyżkę eksportu produktów rolnych nad importem, eksportuje nawet kukukurydzę, która jest podstawowym pokarmem czarnych rodzin.

Bangladesz, należący do najbardziej zaludnionych krajów świata, nękany jest ustawicznie klęskami głodu i powodzi. Lecz sama tylko, nawet oficjalnie podawana, roczna produkcja ryżu mogłaby zapewnić każdemu obywatelowi więcej niż 2 tys. kalorii dziennie, łącznie z warzywami i owocami. Najubożsi, stanowiący 1/3 społeczeństwa Bangladeszu, spożywają najczęściej tylko 1,5 tys. kalorii dziennie, a więc dużo poniżej wymogów normy zdrowego życia.

W Meksyku, gdzie co najmniej 80% dzieci z obszarów rolniczych jest niedożywionych, zwierzęta hodowlane (większość z nich przeznaczona na eksport do USA) spożywają więcej zbóż podstawowych niż cała rolnicza ludność kraju. W Brazylii zaś, która stała się drugim co do wielkości po Stanach Zjednoczonych eksporterem żywności, 86 milionom ludzi brakuje jedzenia. Większość głodujących krajów mogłoby już teraz wyżywić całą swoją ludność, gdyby uporały się z problemem nierównego podziału własności zasobów przyrody, i gdyby osiągnęły pełnię swoich możliwości w produkcji żywności.

Ludzie głodują wtedy, gdy zasoby wytwarzanej żywności nie zaspakajają podstawowych wymogów wyżywienia, a kierowane są do tych, którzy są syci. Nawet gdyby większość ludności w danym kraju potrzebowała jedzenia, a miałaby ona zbyt mało pieniędzy by zaznaczyć swą obecność na rynku żywnościowym, to i tak zasoby artykułów rolniczych posłużą tym, którzy mogą za nie zapłacić - a więc klasie posiadającej i nabywcom zagranicznym, oferującym wysokie ceny. W niektórych krajach Ameryki Środkowej aż połowa ziemi rolnej (najczęściej tej najżyźniejszej) wykorzystywana jest do hodowli bydła i produkcji towarów luksusowych, do wypasu bydła lub pod uprawę zbóż przeznaczonych na eksport (kraje rozwinięte importują ponad 2/3 artykułów żywnościowych i rolniczych w handlu światowym). Eksportuje się kukurydzę, sorgo, warzywa, kasawę i ryż, a więc tradycyjne pokarmy biednych.

Wiele rządów Trzeciego Świata zawyżyło wartość swoich walut, obniżając sztucznie ceny importowanej żywności i podcinając tym samym egzystencję producentów miejscowych. Zasoby publiczne, włączając w to kredyty przeznaczone na badania naukowe i uprawę ziemi, kieruje się na eksport zbóż. Pozbawia się tym samym biednych możliwości uprawy roślin, które stanowią podstawę ich wyżywienia. Diagnoza o niedostatku żywności, postawiona krajom Trzeciego Świata, ma wiele ludzkich uwarunkowań, i dlatego możliwa jest ich zmiana.

***

BZB nr 3 - Trzeci świat. Bankructwo kilku mitów PRZELUDNIENIE. ZBYT WIELE UST DO NAPEŁNIENIA?

Jeśli przyczyną głodu jest zbyt wielka liczba ludzi na świecie, zmniejszenie gęstości zaludnienia mogłoby faktycznie wyeliminować ten problem. Ale aby jeden czynnik warunkował drugi, oba muszą konsekwentnie razem zachodzić. Gęstość zaludnienia i głód nie są skorelowane. Przykładowo Holandia ma 1,079 ludzi na milę kwadratową, Wielka Brytania 565, a oba kraje uwolniły się od chronicznego głodu i eksportują znaczne ilości jedzenia. Są kraje, w których tysiące ludzi umiera z głodu każdego roku z powodu braku żywności przy powierzchni ziemi uprawnej wystarczającej by wyżywić wszystkich. W Afryce, na południu Sahary, gdzie głód jest powszednim zjawiskiem, 2,5 akra (ok. 1 ha) ziemi uprawnej przypada na osobę. To więcej niż w USA, gdzie zresztą 6% ludności świata zjada więcej niż 25% zasobów świata, przewyższając w tym względzie Chińczyków. Wskutek tego 800 milionów ludzi otrzymuje ponad 2300 kalorii dziennie, a ludność Indii spożywa połowę tej dawki. Gęstość zaludnienia na subkontynencie wynosi 613 ludzi na milę kw., a większość z nich odczuwa dotkliwy głód.

Przyglądając się światu widzi się jasno, że nie ma żadnej wzajemnej zależności pomiędzy gęstością zaludnienia a zjawiskiem głodu. Po Bangladeszu, gęsto zaludnionym i nękanym głodem, mamy Senegal lub Brazylię z jedynie 39 osobami na milę kwadratową. Pełnowartościowe źródła pokarmów współistnieją tam z uporczywym głodem. Nie jest to tylko kwestia liczb. Głodujące kraje nie zawsze zaliczają się do najbardziej przeludnionych lub do tych, w których spożywa się najwięcej. To państwa, w których biedni nie mają dostępu do ziemi, która urodziłaby im żywność, lub po prostu brakuje im pieniędzy na jej zakup.

Pierwszą rzeczą, z której trzeba zdać sobie sprawę, gdy próbuje się myśleć o związkach zaludnienia z żywnością, będzie fakt, że przyczyną głodu nie jest presja rosnącego zaludnienia. Zarówno głód, jak i gwałtowny przyrost naturalny, odzwierciedlają klęskę jakiegoś systemu polityczno-ekonomicznego.

Pomoc żywnościowa dla biednych - nawet organizowana w najlepszej wierze - nie może uniknąć oskarżenia o arogancję. Ojcowie niekoniecznie muszą wiedzieć wszystko najlepiej. To samo dotyczy ekskolonialnych mocarstw.

Zużycie zboża

Zwierzęta hodowlane zjadają ponad 1/3 światowych zbiorów zboża, a jednocześnie 500 milionów ludzi cierpi głód. Zwierzęta na fermach rywalizują z nami o jedzenie. Wartość ich pokarmów ulega zniszczeniu, ziarno zamienia się w mięso, które ma niższe wartości odżywcze.

10 akrów ziemi (tyle co pięć boisk do piłki nożnej) utrzyma:

  • 61 ludzi uprawiających soję,

  • 24 ludzi uprawiających pszenicę,

  • 10 ludzi uprawiających kukurydzę,

  • 2 ludzi hodujących bydło.

A co z przyrostem naturalnym?

Nie ulega wątpliwości, że najgłodniejsi żyją w Azji, Afryce, Ameryce Południowej i Środkowej. Tradycyjnie rodzi się tam najwięcej dzieci. Stan ten warunkowany jest podobieństwem sytuacji socjalnej. Przyczyna pozostaje zawsze ta sama. Klasy wyższe tych kontynentów nie chcą zapewnić bezpieczeństwa socjalnego większości swoich obywateli. Żyzna ziemia, praca, edukacja, opieka zdrowotna, a na starość emerytury, znajdują się poza zasięgiem przeważającej liczby ludzi.

Proroctwa na temat skutków wzrastającego zaludnienia świata to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Liczne raporty, studia i szokujące opowieści ustawicznie głoszą, że jest już zbyt wielu ludzi na Ziemi. Inni z kolei donoszą, że następuje stopniowe obniżenie liczby urodzeń na świecie nawet przy stale powiększającej się liczbie ludzi w wieku prokreacji. Istnieje także teoria, która sugeruje, że światowe zasoby mogłyby wyżywić od 40 do 50 mld mieszkańców naszej planety przy całkowitej diecie wegańskiej lub wegeteriańskiej. Wielu potrafi rozprawiać o tym stale, i zapewne będzie to nadal robić. A przecież współczesne, nawet najbardziej wyszukane teorie na temat zaludnienia są jedynie przeniesieniem określonych trendów z przeszłości w teraźniejszość - sprawdzą się tylko wtedy, gdy niezmienne pozostaną przyczyny, które wywołały dotychczasowy wzrost liczby ludności.

Spośród niezliczonej ilości proroctw wynurza się jedna wiarygodna ocena, a mianowicie, że liczba mieszkańców Ziemi podwoi się w ciągu najbliższych trzydziestu lat (w 1983r. wynosiła około 4 mld ludzi). I nic ani nikt nie jest w stanie zatrzymać ten proces. Najbardziej udane projekty planowania rodziny zapobiegną temu w niewielkim stopniu. Pozostaje nam tylko zabrać się do racjonalnego rozwiązania problemu wyżywienia współczesnego świata. Dyskusji na temat rosnącego zaludnienia nigdy nie łączy się bezpośrednio z socjalnymi projektami mającymi dać konkretne rozwiązania światowych problemów z żywnością. Gdyby było inaczej, może udałoby się znaleźć szansę dla przyszłych pokoleń, by zdołały wyżywić się same, wszyscy co do jednego. A jeśli przypadkiem zmniejszy się liczba urodzeń, a wzrośnie produkcja żywności, zaś większość ludzi i tak nie będzie posiadała siły nabywczej na jej zakup, to głód i niedożywienie będą trwały nadal.

Kontrola urodzeń

Zachodnie mass-media utrwaliły wiele przesądów i stereotypów na temat warunków życia ludności w krajach Trzeciego Świata. Jednym z najpoważniejszych jest sugestia, że wysoki przyrost naturalny jest bezpośrednią przyczyną głodu.

"Dlaczego mają więcej dzieci niż potrzebują lub mogą sobie na to pozwolić?" To pytanie stawiają zazwyczaj mieszkańcy rozwiniętych krajów Zachodu, gdy znajdą się wobec obrazu niedożywionych dzieci. W Europie i Ameryce Północnej bogaci i silni ujawniają wielkie zainteresowanie perswazją lub przymusem w stosunku do biednych z Trzeciego Świata, by ci stosowali kontrolę urodzeń. Fundusze przeznaczone na studia poświęcone regulacji narodzin powrównywalne są z tymi, które poświęca się na poszukiwanie sprawiedliwych metod podziału żywności.

Prawda jest jedna - bez środków zabezpieczających ich przyszłość, ludzie mogą jedynie polegać na swoich rodzinach. Tak więc, kiedy wielu biednych rodziców ma dużo dzieci, mamy tu do czynienia z reakcją obronną na wzmagające się ubóstwo. Niemoc i bieda, a nie ignorancja, są przyczyną sprawczą wielodzietnych rodzin w krajach Trzeciego Świata. Ich własny punkt widzenia różni się od zachodniego. Dzieci są wartościowymi pracownikami, są dobrodziejstwem, a nie ciężarem. Przetrwanie w rolniczych krajach Trzeciego Świata często zależy od tego czy własne dzieci dostarczą dodatkowej żywności lub pieniędzy. Badania wykazują, że cztero i pięcioletnie dzieci przynoszą wodę i pasą bydło, sześciolatki pracują w polu, a dzieci od 10. roku w górę przynoszą więcej, niż zużywają.

Dzieci zapewniają bezpieczeństwo w podeszłym wieku. W 45. roku życia mieszkaniec kraju nierozwiniętego może być już stary, wyczerpany pracą fizyczną i niedożywieniem. Nie miałby niczego, gdyby nie opieka dzieci w czasie starości. Często zdaje sobie sprawę z niepewności tego dobrodziejstwa i dlatego postanawia mieć dużo dzieci, bowiem głód i brak opieki zdrowotnej uśmierci wielu potomków zanim dorosną.

Kiedy uświadomimy sobie, że dzieci są ekonomiczną potrzebą ubogich, zrozumiemy, że ich liczba w biednych rodzinach nie przestanie rosnąć, szczególnie w społeczeństwie, które nie posiada systemu emerytalnego, ubezpieczeń socjalnych i zdrowotnych.

Zamiast mówić innym, jak mają żyć i na ile dzieci mogą sobie pozwolić, my - ludzie Zachodu - powinniśmy raczej poznać nasze własne motywy. To oczywiste, że ogarnął nas strach. Boimy się, że rosnąca liczba mieszkańców Trzeciego Świata zażąda od nas pewnego dnia tego, co jej się należy, a to mogłoby przecież obniżyć poziom naszego życia. Przeraża nas myśl, że napięcie towarzyszące wzrostowi zaludnienia doprowadzi w końcu do tego, że "było proszenie, będzie grabienie".

Praca kobiet nie kończy się nigdy

Prawda ta nigdzie nie jest bardziej oczywista, niż w krajach Trzeciego Świata. Tam zazwyczaj oczekuje się od kobiety, aby rodziła i wychowywała dzieci, pracowała w polu (by wyżywić całą rodzinę), przynosiła wodę, pasła bydło i wykonywała wiele innych obowiązków. Pomimo stwierdzonego zubożenia większości rodzin rolniczych, problem ich wielkości rozwiązuje się prostym stwierdzeniem: "im więcej tym lepiej". U licznych matek, najczęściej niedożywionych, obawa przed koleją ciążą i dzieckiem bierze górę nad przyszłym zyskiem z dodatkowego robotnika w rodzinie. Wszakże wiele kobiet nie ma wpływu na decyzję o zajściu w ciążę, pozbawiane są one wolności osobistej. Na przykład obyczaj panujący w Bangladeszu nie pozwala tamtejszym kobietom rozmawiać ze swoimi mężami o współżyciu seksualnym lub o zapobieganiu ciąży. Kobiety z kasty Hindu muszą za wszelką cenę rodzić synów, wskutek tego wydają na świat 10-15 dzieci (z czego córki są ogólnie traktowane jako mniej wartościowe). Wywiady przeprowadzone z kobietami z rolniczych obszarów Tunezji, Sudanu, Kenii, Sri Lanki, Meksyku czy Egiptu ujawniły, że nie ma tam kobiet, które należałoby przekonywać do posiadania mniejszej ilości dzieci. W każdej z tych sześciu różnych kultur wypowiadały różne warianty tej samej skargi: "Jestem zmęczona. Spójrz na mnie. Nie różnię się niczym od zwierzęcia harującego w polu i rodzącego wszystkie te dzieci. Nie chcę już więcej, ale mój mąż mówi, że muszę mieć tyle ile przychodzi."

W społeczeństwach, w których kobiety są mniej zależne od mężczyzn, lub gdy decyzja zależy od obojga, kobiece możliwości panowania nad prokreacją ograniczone bywały przez słaby dostęp do służby zdrowia, włączając w to kontrolę urodzeń. Samo tylko wydawanie dzieci na świat jest przyczyną śmierci około pół miliona kobiet żyjących w Trzecim Świecie. Z liczby tych, które przeżyją, tylko połowa ma szansę zobaczenia swoich dzieci w wieku powyżej 5 lat. Przyrost naturalny spada, gdy życie biednych ulega poprawie dzięki daleko sięgającym reformom społecznym, ekonomicznym i politycznym. (Badania Banku Światowego przeprowadzone w 64 różnych krajach świata wykazały, że gdy dochody najbiedniejszych zwiększają się o 1%, to ogólny poziom płodności spada o 3%). Konieczne jest więc zapewnienie minimum bezpieczeństwa materialnego wszystkim ludziom, umożliwiając wolny wybór w kontroli urodzeń czy mniejszej ilości dzieci. Program kontroli urodzeń, rozumiany w kategoriach służenia interesom najuboższych, powiedzie się jedynie wtedy, gdy stanowić będzie część systemu opieki zdrowotnej, którego celem będzie obniżenie śmiertelności matek i noworodków. Co więcej, jeśli zawierał będzie w sobie edukację seksualną zarówno mężczyzny jak i kobiety, a przeprowadzony zostanie przez ludność miejscową uprzednio do tego przygotowaną.

Wymykający się kontroli wzrost zaludnienia będzie kryzysem dla naszej planety i to nie tylko z powodu zagrożenia przyszłości człowieka. Mamy moralne zobowiązania odpowiedzialnego dzielenia się Kulą Ziemską z innymi formami życia. Na przykład z ekologicznego punktu widzenia nie pożądane jest dziesiątkowanie lasów w celu ich przekształcenia w ziemię orną dla wyżywienia milionów ludzi. By przywrócić człowiekowi stan utraconej harmonii z jego środowiskiem naturalnym, społeczeństwa stanęły przed absolutną koniecznością zainteresowania się właściwą dystrybucją zasobów, pracy, edukacji i opieki zdrowotnej. Los świata zależy od losu najuboższych ludzi. Od poprawy ich sytuacji materialnej zależy spadek stopy zaludnienia. Atakowanie wysokiego przyrostu naturalnego bez zaatakowania przyczyn ubóstwa jest tragicznym odwróceniem uwagi od rzeczywistego problemu, na co nasza planeta nie może sobie pozwolić.

Kobiety są odpowiedzialne nie tylko za przygotowanie jedzenia rodzinie i jej sposób odżywiania, lecz w dużej mierze także za uprawiane produkty żywnościowe.

Czy to nie wina natury? Powódź, susza i głód

Proste założenie, iż klęski żywiołowe są bezpośrednią przyczyną głodu jest błędem. We wczesnych latach 80-tych większość badań nad suszami, powodziami i klęskami żywiołowymi przeprowadzonych przez Szwedzki Czerwony Krzyż i międzynarodową organizację Earthscan wykazało, że roczna liczba ofiar klęsk żywiołowych podskoczyła sześciokrotnie w przeciągu dziesięciu lat pomiędzy 1960-70 - jest to o wiele więcej, niż wzrost liczby samych klęsk żywiołowych czy stopy przyrostu naturalnego ludzkości.

Siły rozpętane przez człowieka sprawiają, że stopniowo maleje jego odporność na kaprysy przyrody. Zaczyna się to wtedy, gdy spycha się ludzi na obszary trudne do uprawy lub w ogóle pozbawia się ich ziemi, gdy zadłużają się u właścicieli ziemskich, którzy żądają od nich większej części plonów, gdy są opłacani tak marnie, że nic im już nie zostaje, lub gdy są osłabieni chronicznym głodem. Wtedy właśnie umierają miliony istnień ludzkich. Naturalne wypadki nie stanowią przyczyny, są tylko końcowym uderzeniem. W 1974r. cały świat zaakceptował pośpiesznie oświadczenie władz Bangladeszu, że głód nękający kraj, mający być przyczyną ponad 100 tys. zgonów, wywołały powodzie niszczące zbiory. Jednakże wielu robotników znajdujących się na terenie tych wydarzeń na równi z późniejszymi badaniami dowiodło, że mimo powodzi, Bangladesz w żadnym wypadku nie był pozbawiony żywności. Jedna z miejscowych kobiet opisała, co zaszło w jej wiosce: "Wielu ludzi umarło tutaj z głodu. Bogaci rolnicy przechowywali ryż w ukryciu przed wieśniakami". Zapytana, czy w wiosce znajdowała się wystarczająca ilość jedzenia, odpowiedziała: "Może nie było tam dużo jedzenia, ale gdyby zostało ono podzielone, nikt by nie umarł."

Powtarzające się klęski głodu nie występują z powodu braku żywności, ale dlatego, że tłumi się żądania społeczeństwa. Gdy odmawia się ludziom środków do uprawy lub zatrzymania plonów, by mogli zaspokoić potrzeby własnych rodzin, a jedyną możliwością uzyskania dodatkowych racji żywności uzyskuje się dzięki pieniądzom. Ludziom brakuje żywnosci i zaczynają głodować gdy podupadają ich dochody, lub gdy ceny zboża rosną drastycznie. Wpływy pieniężne ludzi zmaleją dramatycznie, gdy będą oni pozbawieni środków produkcji. Mogą na przykład zostać zmuszeni do sprzedaży ziemi lub inwentarza żywego z powodu śmierci w rodzinie lub klęski nieurodzaju, która uniemożliwi im spłatę zaciągniętych długów. Wiele takich rozpaczliwych sprzedaży było tłem dla licznych przypadków śmierci głodowej w Bangladeszu. Jeśli ceny towarów produkowanych przez biednych spadną niespodziewanie w dół, nie pozwalając im tym samym na zakup wystarczającej ilości jedzenia, albo gdy dochody ludzi dobrze sytuowanych wzrosną nagle, ceny żywności mogą pójść w górę. Znajdzie się ona wtedy poza zasięgiem biednych, nawet bez poważniejszych niepowodzeń w zbiorach. Niepokój wywołany przepowiedniami o nadchodzącym kryzysie - prawdziwym lub fałszywym - może skłonić rolników i kupców do gromadzenia zapasów żywności, co spowoduje niedobór u jednych, a rosnące zyski u drugich.

We wczesnych latach 70-tych i 80-tych w krajach obszaru saharyjskiego Zachodniej Afryki (Czad, Mali, Mauretania, Niger, Senegal, Górna Wolta) nastąpiły głośne klęski głodu, spowodowane prawdopodobnie przedłużającą się suszą. Ale dokładnie w tym samym czasie znaleziono tam wystarczającą ilość wody do uprawy bawełny o wartości wielu milionów dolarów, warzyw, orzechów ziemnych (do produkcji oleju spożywczego i na pokarm dla zwierząt hodowlanych) i innych artykułów rolniczych przeznaczonych na eksport, wywożonych do Europy i USA tymi samymi statkami, którymi przywożono do Dakaru pomoc żywnościową głodującym.

Etiopia - tragedia stworzona przez człowieka

Reportaże prezentowane przez środki masowego przekazu na temat głodu w Etiopii w 1985r. przekonały wielu ludzi o tym, że klęska suszy dotknęła teren całego niemal kraju. Jednakże w chwili, gdy głód osiągnął swoją szczytową fazę - o czym dokładnie informowała telewizja - w wielu dolinach kraju padały deszcze przynosząc dobre zbiory, na pozostałych terenach deszcz padał rzadziej lub wcale, dając stosunkowo mniejsze plony. Całkowity obszar Etiopii (około 1 221 900 km kw.), z jej różnorodnym środowiskiem geogarficznym, wyklucza możliwość dotknięcia suszą lub innym czynnikiem klimatycznym ludności całego kraju. W każdym razie eksperci od spraw rolnictwa ocenili, że susza w 1982r. objęła 30% obszarów rolnych Etiopii.

W chwili, gdy oczy całego świata skupione były na tych właśnie terenach, gdzie indziej rozległe powierzchnie urodzajnej ziemi, wchodzące w skład upaństwowionych gospodarstw rolnych, wydawały plony trzciny cukrowej i bawełny przeznaczonej notabene na eksport. W dodatku już w przeciągu ośmiu lat poprzedzających suszę produkcja żywności w wielu wioskach zmniejszyła się średnio o 20%. Tak więc, jeśli znaczna powierzchnia kraju nie zaznała suszy, a produkcja żywności obniżyła się już przed jej nastaniem, staje się jasne, że brak wody nie może tłumaczyć braku jedzenia, który spowodował śmierć 300 tys. ludzi w 1985r.

Gruntowna reforma rolna obiecywana przez reżim wojskowy, obalający cesarza Hajle Selassie w r. 1974 nie została nigdy zrealizowana. Do 1984r. udział wydatków wojskowych w bieżącym budżecie państwowym pochłaniał rocznie prawie połowę wszystkich środków finansowych państwa. I chociaż 22% budżetu przeznacza się na rolnictwo, faktycznie niewielka część tej kwoty dociera do 7 milionów drobnych wytwórców rolnych, którzy w zasadzie produkują podstawową żywność dla kraju. Jedynie 8% z części budżetu przydzielonego rolnictwu zużywa się na dostarczenie im ziarna, kredytów, bydła, pomocy technologicznej i nawozów sztucznych. Reszta płynie do dostatnio subwencjonowanych państwowych gospodarstw rolnych. Policja rządowa pozbawiła biednych rolników zasobów, wymuszając sprzedaż ich dóbr po zaniżonych cenach. Działanie to stanowiło część ogólniejszego programu tworzenia kolektywnej gospodarki rolnej.

Licząc się z brakiem dotacji na rozwój własnego gospodarstwa i z perspektywą, że ziemia na której pracuje stanie się w przyszłości częścią gospodarstwa kolektywnego, rolnik etiopski ma niewielkie motywacje by produkować więcej żywności, niż jest to konieczne do zaspokojenia potrzeb tylko własnej rodziny (nawet przy sprzyjających opadach deszczu). Dodawszy do tego inne klęski żywiołowe, głód staje się nieuchronny. Nie można pominąć tutaj pewnego bezpośredniego skutku działania policji rządowej. Poborowa armia Etiopii, licząca ponad 300 tys. rekrutów, pozbawia ludność wiejską silnych i młodych mężczyzn, którzy zwykli uprawiać ziemię. Trwająca nieprzerwanie wojna domowa odciągnęła od pól i żniw wielu wiejskich producentów żywności. W r. 1985 rozkazem rządowym przesiedlono około 800 tys. ludzi z terenów podejrzanych o sympatię z siłami powstańczymi. Uzbrojone oddziały wojskowe podpaliły pola i zbombardowały liczne wioski w okolicach Tigray i w Erytrei.

W latach 1976-89 rząd etiopski zakupił od Związku Radzieckiego broń wartości 2 mld $. Skierowanie zainteresowania głównie na możliwości zdobycia pieniędzy potrzebnych do militaryzacji kraju spowodowało, że rządzący skupili się bardziej na eksporcie żywności, niż na jej gromadzeniu w celu wyżywienia własnego kraju. W tym samym czasie USA zwiększały dostawy broni do sąsiedniej Somalii, z którą Etiopia była w stanie wojny od 1978r. Bez pokojowego rozwiązania konfliktu i zakończenia wyścigu zbrojeń, podsycanego ukrytą rywalizacją o strefy wpływów pomiędzy supermocarstwami Wschodu i Zachodu, istnieje słaba nadzieja na długoterminowe rozwiązanie problemu głodu w Etiopii, nawet przy najbardziej sprzyjających warunkach klimatycznych. Wojna, a nie klęski żywiołowe, stanowi główną przyczynę głodu w Etiopii, podobnie jak i w innych krajach Afryki. Na 31 państw obszaru saharyjskiego, dotkniętych suszą we wczesnych latach osiemdziesiątych, tylko 5 z nich doświadczyło głodu. W każdym przypadku: Mozambiku, Angoli, Czadu, Sudanu i Etiopii, głód pojawiał się wraz z wojną. Jeśli my, zwykli ludzie, usiłując zrozumieć przyczynę głodu, uwierzymy, że leży ona w działaniach przyrody, poczujemy się bezsilni. Rozgrzeszymy się wtedy z niechęci do jakiejkolwiek aktywności, mającej na celu zapobieżenie ciągle powracającym tragediom. Kiedy pojmiemy, że niedostatek jedzenia przyczynia się, ale nie powoduje głodu, który jest skutkiem wyłącznie decyzji ludzi, odzyskamy nadzieję. Nie mamy wpływu na pogodę, ale możemy stworzyć stabilny system gospodarki rolnej i zmienić zasady ekonomiczne, tak by każdy człowiek miał równy dostęp do żywności.

Nigdy nie będzie prawdziwego bezpieczeństwa żywnościowego, nie ważne w jakiej ilości wyprodukowano by pokarm, jeśli źródła wytwarzające go będą w rękach mniejszości, służąc powiększaniu jej zysków.

Każdego dnia umiera z głodu 35-40 tys. ludzi. Kiedy myślimy o głodzie, nasuwa się nam obraz dzieci nim nękanych. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, że klęska zabiera tylko 10% z ogólnej liczby zmarłych wskutek niedożywienia. Pozostałe 90% to rezultat powszechnie istniejącego chronicznego niedożywienia, które dotyka każdego dnia 750 milionów ludności świata.

Produkcja żywności przeciw środowisku naturalnemu. Czy wyniszczamy światowe zasoby chcąc nakarmić każdego?

Nie jest mitem stwierdzenie, że klęski ekologiczne nadwerężają nasze zasoby żywności i zagrażają naszemu zdrowiu. Jednakże mity i półprawdy utrudniają nam zrozumienie głównych przyczyn tego stanu rzeczy, oddziaływując na nasze możliwości znajdywania skutecznych rozwiązań. Powinniśmy być świadomi, że presja na środowisko naturalne niszczy źródła, od których zależy produkcja pokarmów. Zarazem powinniśmy szukać rzeczywistych przyczyn zainstaniałej sytuacji i starać się jej zapobiec. Ponad połowa wyjałowionej lub prawie wyjałowionej ziemi świata - co stanowi 1/5 lądowej powierzchni globu i dom dla 80 milionów ludzi - stoi przed niebezpieczeństwem zamiany w pustynie. Przy takim jak dotychczas tempie eksploatacji, połowa z zachowanych lasów tropikalnych ulegnie zagładzie do końca naszego stulecia.

Przy ogólnoświatowym zużyciu pestycydów - rosnącym od zera 40 lat temu do ponad 5 milionów funtów rocznie w ostatnich czasach - każdego dnia co najmniej trzy osoby ulegają zatruciu, a wskutek tego rocznie umiera 10 tys. ludzi na świecie.

W wielu krajach ziemie niegdyś żyzne przypominają dzisiaj pustynny krajobraz księżycowy. Użalanie się, iż przeludnienie i nadmierny wypas bydła niszczą ziemie uprawne, opisuje lecz nie wyjaśnia zachodzącego zjawiska. Podobnie jest w przypadku wynajdywania racji dla wyrębu lasów tropikalnych i konieczności stososwania pestycydów. Wszystko to nie pomaga zrozumieć, dlaczego musimy niszczyć środowisko naturalne w zamian za możliwość wyżywienia ludzi.

Jak powstaje putynia

Przez setki lat afrykańscy rolnicy uprawiając nieurodzajną ziemię stosowali kombinowaną metodę uprawy zbóż, drzew i wypasu bydła (czyli płodozmian). Pozwalało to na utrzymanie płodności ziemi i chroniło ją przed erozją powodowaną działaniem wody i wiatru. Gospodarka tak różnorodna zapewniała zbiory nawet w sezonach ubogich w deszcze, co nie należało przecież do rzadkości.

Pod koniec XIXw. wszystko się zmieniło. Koloniści europejscy, którzy okupowali Afrykę, zaczęli traktować ziemię jak kopalnię, z której mogliby czerpać swój dobrobyt. Skłonili oni tubylców do eksportowej uprawy roślin jednego rodzaju, głównie orzeszków ziemnych (wykorzywanych do produkcji oleju kuchennego i paszy dla bydła) i bawełny przeznaczonej dla francuskich i angielskich fabryk włókienniczych. Ustawiczna uprawa jednego tylko rodzaju rośliny rolnej, bez możliwości wymiany na zboża, drzewa lub pastwiska, doprowadziło do szybkiego wyjałowienia ziemi. Na przykład w Senegalu wystarczy przez dwa lata pod rząd uprawiać orzeszki ziemne, by pozbawić glebę 1/3 jej substancji organicznych. Gwałtownie niszczejąca ziemia zmuszała rolników do poszerzania swoich pól o tereny bardziej wrażliwe, które - choć odpowiednie do wypasu bydła i uprawy drzew - nie nadawały się do kopania lub orki. Większość ziemi została zryta i tylko niewielka jej część leżała odłogiem. Gdy Europejczycy zagarnęli dla siebie obszary żyznej i bogatej w wodę ziemi, przesiedlając i spychając tubylców na tereny nie nadające się do uprawy rolnej, spowodowali tym samym miejscowe przeludnienie i niszczenie zasobów do produkcji żywności. Po odzyskaniu niepodległości przez narody afrykańskie, co nastąpiło na początku lat 60-tych, sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej. Aby stworzyć system wymiany z zagranicą, który gwarantowałby utrzymanie zachodniego stylu życia elitom miejskim, a także uruchomił inwestycje przemysłowe, rządy Afryki postkolonialnej zwiększyły jeszcze bardziej produkcję rolną tego typu. Spadek cen żywności na rynkach światowych na przełomie lat 70. i 80., zmusił rządzących do rekompensaty utraconej wartości poprzez zwiększenie produkcji rolnej. W konsekwencji sami rolnicy, otrzymując mniej pieniędzy za to co wyprodukowali, musieli wytworzyć więcej by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Zwiększenie eksportu zbóż doprowadziło do wyjałowienia pastwisk. Ograniczenia rządowe skupiały pasterzy i ich stada na mniejszych terenach pastewnych, często zbyt ubogich w trawę, by wykarmić bydło. Uniemożliwiło to tym samym tradycyjne wędrówki stad w okresie pory deszczowej. Liczba inwentarza żywego podskoczyła drastycznie w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci. Bydło stało się środkiem na przeżycie dla biednych, źródłem bogactwa i prestiżu społecznego dla bogaczy i obszarników, zaś dla rządów, które promują hodowle większych stad, to większa ilość mięsa przeznaczonego głównie na eksport.

Przy tak silnej presji na glebę, na jej zdolności produkcyjne i ochronne, oczywiste jest, że to wiatr i woda (poprzez erozję gleby), a także susza są sprawcami powstawania pustyń. A wyprodukowana żywność rzadko trafia do tych, którzy są naprawdę głodni.

Niszczenie lasów tropikalnych

Bez wątpienia największą katastrofą ekologiczną, jaka przytrafia się naszej planecie, jest nieprzerwana zagłada lasów tropikalnych. Nie da się ich niczym zastąpić, a wyrąb lasów jest zagrożeniem na skalę światową. Od Brazylii do Borneo, od Ameryki Środkowej aż po Wybrzeże Kości Słoniowej nieodmiennie powtarza się ta sama historia. Nie zamierzam rozwodzić się na ten temat, wyjąwszy stwierdzenie jednego faktu. Wielu biednych rolników wycina drzewa, chcąc uzyskać ziemię pod uprawę. Najczęściej nie robią tego z wyboru, lecz z konieczności. Nie są oni zresztą główną przyczyną wylesiania.

Weźmy na przykład Brazylię - kraj, który powinien mieć dosyć ziemi dla wszystkich swoich mieszkańców przy gęstości zaludnienia 39 osób na milę kwadratową (2,6 km2). Jednakże i dzisiaj biedne brazylijskie rodziny przybywają na tereny leśne, wyrębują drzewa, wypalają lasy, sieją zboże na uzyskanej ziemi, a kiedy po kilku latach gleby zostaną wyjałowione, przeniosą się w inne miejsce. Niektórzy ludzie winią duże i ciągle rosnące społeczeństwo Brazylii za tę ciągłą wędrówkę. Zastanawiające jest to, że nie chcą zapytać, dlaczego wybierają oni tak trudną do uprawy ziemię.

Pozbawieni ziemi Brazylijczycy nie karczują jej dlatego, że brakuje im pól uprawnych. Dzieje się tak, bowiem większość najlepszej gatunkowo ziemi tego kraju znajduje się w posiadaniu kilku zaledwie rodzin. 2% z brazylijskich posiadaczy ziemi kontroluje 60% gruntów ornych, z których co najmniej połowa leży odłogiem. 340 największych obszarników ma więcej ziemi niż dwa i pół miliona biednych farmerów. Od dziesiątek lat bogaci farmerzy udaremniają wszelkie próby zmiany struktury własności ziemi. Tylko w 1985r. oni sami, lub wynajmując płatnych morderców, zabili ponad 200 ludzi, którzy domagali się przeprowadzenia reformy rolnej.

Tysiące robotników wiejskich i ich biednych rodzin nie posiada ziemi, zaś szybka mechanizacja rolnictwa - przeprowadzona przy pomocy hojnych subsydiów rządowych - odbiera pola drobnym dzierżawcom. Powoduje to poważne trudności na i tak ograniczonym rynku pracy.

Rząd brazylijski znajduje się z jednej strony pod naciskiem obszarników, którzy nie chcą się z nikim dzielić swoją własnością, zaś z drugiej strony pod presją wyzutych z ziemi robotników rolnych, którzy oczekują znalezienia środków na wyżywienie ich rodzin. W efekcie rząd szuka rozwiązania w wyrębie lasów, ale i one nie są puste i mają swoich właścicieli. Masowy napływ ludzi niesie niebezpieczeństwo zagłady autochtonicznym mieszkańcom lasów - plemionom, które mieszkają tam od wieków.

Osadnictwo rolne

To nie wzrost zaludnienia, a głównie rabunkowa gospodarka rolna zniszczyła większość lasów tropikalnych Amazonii. W latach 60-tych rząd brazylijski faktycznie przekazał miliony arów najlepszych obszarów leśnych zamożnym ludziom lub firmom, takim jak Volkswagen, Nestle czy Mitsubishi, pokrywając jednocześnie ponad 3/4 wydatków związanych z zamianą lasów w pastwiska do wypasu bydła. Wyprodukowana tą drogą wołowina przeznaczona została na rynki europejskie, bliskowschodnie i północno-amerykańskie, a nie - jak by się mogło wydawać - dla głodujących robotników brazylijskich. Faktycznie nie robi się niczego, by rozwiązać problem niedożywienia nękający biednych w Brazylii.

Wyręb lasów

Legalna i nielegalna komercyjna wycinka drzew prowadzi do zagłady lasów tropikalnych. W Indonezji kompanie międzynarodowe zajmujące się wyrębem, Weyeraeuser i Georgia-Pacific, równają z ziemią 2 mln akrów (0,81 mln ha) rocznie, czyli 4x więcej niż wynoszą spustoszenia czynione przez wycinki i wypalanie lasów związane z miejscowym osadnictwem rolnym. Wyrąb komercyjny dokonywany w celu zdobycia kilku zaledwie rzadkich materiałów, poszukiwanych na rynkach światowych, niszczy całe połacie lasów. Olbrzymie, wyrąbane wśród lasów drogi ułatwiają dostęp wielkiej rzeszy rolników i hodowców. Przeprowadzana w ten sposób eksploatacja tropików gwarantuje jedynie krótkoterminowe wpływy. Zaś przy mało skutecznych sztucznych zalesieniach ocenia się, że z 33 krajów, które obecnie są głównymi eskporterami produktów leśnych, do końca tego wieku zachowa się tylko 10. Wzrastająca uprawa żywności, towarzysząca rosnącemu przyrostowi naturalnemu w krajach tropikalnych, nie stanowi zagrożenia dla ziemi i wyrębów. Prawdziwe niebezpieczeństwo przychodzi ze strony narodów uprzemysłowionych. W krajach tych zużycie drewna twardego wzrosło dziesięciokrotnie od r. 1950. Przewyższa to znacznie całkowitą konsumpcję tego artykułu przez wszystkie kraje tropikalne w tym samym czasie. Rządy lokalne, skupione na zwrocie zaciągniętych długów, eksploatują i tak już ograniczone zasoby naturalne, by utrzymać wymianę międzynarodową. Prowadzi to do wyniszczania środków życiowych zwykłych ludzi. Drobni wytwórcy kauczuku, ogrodnicy i rolnicy leśni a także ci, dla których las jest źródłem opału, tracą grunt pod nogami. W istocie rzeczy tylko właściwa gospodarka leśna, stymulująca w naturalny i bezpieczny sposób rozwój lasów (uwzględniająca przede wszystkim interesy ich mieszkańców) przyniesie więcej dochodów niż można to uzyskać wskutek destrukcyjnej wycinki komercyjnej.

Indie

Uttarakhand, znajdującym się na obszarze hinduskich Himalajów, tysiące biednych kobiet wiejskich zrzeszonych w ruchu "Tree Huggers" (Obejmujące drzewa) z powodzeniem interweniowało w rządzie, który w efekcie zakazał wycinania drzew i intensywnego wyrębu lasów. Przy pomocy rozmaitych działań ekonomicznych i akcji sadzenia miliona drzew udało się powstrzymać proces zagłady terenów leśnych.

Trzy sposoby bezpiecznej eksploatacji lasów

W stosunku do lasów tropikalnych zaczęto stosować nowe metody postępowania, które mają na celu właściwsze ich wykorzystywanie i ochronę przed zagładą. Jeśli postępowanie to utrzyma się i rozwinie, w ciągu najbliższych pięciu lat osiągnie się znaczące rezultaty. Oto trzy przykłady.

Peru

W dolinie Palcazu na wschodnim zboczu Andów grupa Indian Yanesha zorganizowała zrównoważony system wycinania lasów przy pomocy fachowców ze Stanów Zjednoczonych (USAID), wspieranych przez Światowy Fundusz Pomocy Naturze (World Wide Fund for Nature - WWF). Po obu stronach utartych szlaków leśnych wycina się korytarze leśne o szerokości 30 jardów (27 m). Metoda ta przypomina wyręb naturalny, który następuje wtedy, gdy padają stare i ogromne drzewa, tratując wszystko naokoło siebie. Wskutek tego pojawia się dziura w sklepieniu lasu. Uzyskane w ten sposób pasma wolne od drzew zostawia się na 30 lat do regeneracji, bez możliwości jakiegokolwiek wyrębu w tym czasie. W promieniu stu jardów (91 m) od powstałego korytarza nie wolno wycinać drzew w przeciągu 15 lat.

Z 21 tys. akrów (8500 ha) wyznaczonych pod gospodarkę leśną planuje się wycinać nie więcej niż 77 akrów (31 ha) rocznie. Duże drzewa holuje się przy pomocy wołów, które wyrządzają mniej szkód, niż ciężkie maszyny i zabiera się do tartaków. Mniejsze pnie przeznaczane są do budowania domów i ogrodzeń, zaś pozostałe odpady drzewne służą do produkcji węgla drzewnego.

Kolumbia

Około 700 tys. Indian otrzymało ostatnio prawo do życia w lasach o powierzchni 69 500 mil kwadratowych (ok. 180 tys. km2.). Nigdzie indziej nie przyznano Indianom praw do ziemi na taką skalę. Powierzchnia ta stanowi połowę kolumbijskiego obszaru Amazonii, odpowiadając w przybliżeniu wielkości Anglii i Walii. W czasach kolonialnych Indianie byli wykorzystywani i żyli w niewoli. W niedalekiej przeszłości mieli kontakty z misjonarzami, handlowcami i handlarzami kokainy. Ci ostatni chcieli, by Indianie uprawiali im surowiec potrzebny do produkcji narkotyków. Tubylcy próbują zarabiać pieniądze potrzebne na zakup metalowych narzędzi, lekarstw i innych artykułów.

Dr Marin Hilderbrand, antropolog i szef rządowego departamentu chroniącego interesy Indian kolumbijskich twierdzi, że Indianie będą kontrolować i ograniczać rozwój na wielkich i odległych terenach, ponieważ wiedzą najlepiej jak korzystać z lasów nie niszcząc ich.

Kamerun

Cztery lata temu miejscowy rząd przeznaczył 486 mil kwadratowych (1264 km2) na park narodowy, chcąc zachować jeden z najbogatszych na świecie lasów tropikalnych. Wydzielona część znajduje się wewnątrz większego kompleksu leśnego o powierzchni 1.740 mil kwadratowych (4524 km2), który określa się jako strefę buforową. Podjęte działania mają na celu poprawę poziomu życia 300 tys. mieszkańcow lasu i dokonanie przemian w ich świadomości. W przeciwnym razie będą oni kontynuowali niszczącą eksploatację parku. Mimo wydanych zakazów wciąż w nim polują.

Światowy Fundusz Pomocy Naturze (WWF), wspierany przez Brytyjskie Ministerstwo Pomocy Krajom Rozwijającym Się, próbuje ulepszyć miejscowy handel i przetwórstwo owoców leśnych, orzechów i przypraw, zachęcając równocześnie do uprawy ziemi i hodowli bydła takimi metodami, które nie powodują sztucznego dziurawienia sklepienia lasu.

Ile lasów tropikalnych zostało?

Niszczenie lasów tropikalnych wzmogło sie znacznie w latach 80-tych. Sprawozdanie "Przyjaciół Ziemi" (Friends of the Earth - FoE) podaje ogólny wskaźnik strat o wartości 1,8% w skali rocznej, gdy w r. 1970 wynosił zaledwie 1%. Wielu znawców problemu twierdzi, że 1/4 z tego co zostało ulegnie zagładzie w latach dziewięćdziesiątych. Raporty mówią o zachowaniu 3,01 miliona mil kwadratowych (ok. 7,8 miliona km2), co stanowi 60% lasów istniejących przed rozpoczęciem "najazdu" na tropiki w obecnym stuleciu. Z tegi 2,05 miliona mil kwadratowych (5,33 miliona km2) to dziewicze lasy nietknięte przez wyręb.

Zagrożenie dla całego klimatu

Wypalanie lasów w celu otrzymania ziemi uprawnej wytwarza nadmiar dwutlenku węgla w atmosferze, co jest główną przyczyną powszechnego ocieplenia. 3/4 nadmiernej ilości dwutlenku węgla pochodzi z wypalanych lasów, reszta zaś ze spalania paliw kopalnych. Lasy odgrywają czołową rolę w utrzymaniu równowagi przepływu energii, włączając w to promieniowanie słoneczne, parowanie i opady deszczu. Ich wyniszczenie powoduje nadmiar energii słonecznej i niedobór deszczu, co przyniesie znaczne obniżenie produkcji rolnej.

Rośliny i zwierzęta w niebezpieczeństwie

Oprócz zatrzymywania opadów deszczowych i hamowania erozji gleby, lasy są siedliskiem nieporównywalnej z niczym różnorodności ptaków i roślin. Określenie znaczenia strat, jakie poniesie człowiek w przypadku zagłady tego bogactwa, jest trudniejsze do oszacowania niż w jakimkolwiek innym przypadku. Jednakże rekordowe tempo wymierania gatunków flory i fauny lasów tropikalnych jest dla biologów najtragiczniejszym aspektem tego zagadnienia.

Ziemi nie brakuje

Nawet gdyby wykorzystać tylko 44% wszystkich gruntów ornych kuli ziemskiej (pozostała część leży odłogiem, lub służy do wypasu bydła i produkcji mięsa - jest to najczęściej ziemia o najwyższej jakości) to i tak można wyprodukować wystarczającą ilość żywności bez zagrożenia dla środowiska naturalnego. Problem stanowi to, kogo ta ziemia żywi, do czego się jej używa i co na niej rośnie. Nie można negować hodowli artykułów rolniczych przeznaczonych na eksport. Należy wszakże oddać pierwszeństwo potrzebom żywnościowym ludzi, którzy uprawiają ziemię.

Pestycydy

Dane na temat zagrożenia życia ludzkiego i jego środowiska naturalnego przerażają. Najgorzej jest w krajach Trzeciego Świata. Stosowanie pestycydów na całej kuli ziemskiej zwiększa wydatki rolników o kwotę 14 bilionów dolarów, a towarzyszące temu zatrucia środkami owadobójczymi sięgają nieraz liczby 1,5 miliona przypadków w roku. Co najmniej 1/4 pestycydów produkowanych przez amerykańskie spółki z przeznaczeniem na eksport do krajów Trzeciego Świata objęta jest całkowitym bądź częściowym zakazem w Stanach Zjednoczonych. Większość z nich zostanie użyta przez robotników, którzy nie noszą ochronnych ubrań roboczych, w miejscach gdzie nikt nie troszczy się o bezpieczeństwo i higienę pracy. Nawet jeśli nie spowoduje to bezpośredniej szkody, to warto przytoczyć tutaj relację nauczyciela z Trynidadu. Stwierdził on bowiem, że za każdym razem w dzień po opryskaniu pestycydami plantacji trzciny cukrowej w szkole brakuje dzieci - słabną, na skórze pojawia się wysypka, zaczynają chorować.

Czy pestycydy zwiększają produkcję żywności?

W krajach niedorozwiniętych używa się około 800 milionów funtów pestycydów rocznie. Nie stosuje się ich wszakże w hodowli zbóż podstawowych, które stanowią pokarm najuboższych. Przeznacza się je głównie do eksportowej uprawy monokultur zbożowych w warunkach plantacyjnych. A Afryce Zachodniej aż 80% pestycydów służy do tego celu.

Biedni rolnicy i drobni posiadacze ziemscy nie mogą pozwolić sobie na zakup środków owadobójczych. Są one zbyt drogie i dostępne tylko właścicielom wielkich farm produkcyjnych, co idzie w parze z ich wpływami politycznymi. W związku z tym kraje Trzeciego Świata wydają setki milionów dolarów rocznie na subwencjonowanie pestycydów. Otrzymawszy je za darmo, producenci rolni stosują je przesadnie, nie licząc się ze szkodliwym wpływem chemikaliów na zdrowie ludzkie. Często mniej niż 0,1% zużytych środków, stosowanych w opryskiwaniu pól, skutecznie dociera do szkodników. Reszta przenika do ekosystemu skażając ziemię, wodę i powietrze. Wskutek braku informacji fachowej i nieuważnego korzystania ze środków owadobójczych, najbardziej cierpią mieszkańcy Trzeciego Świata. Można domniemywać, że sami robotnicy polowi bywają spryskiwani pestycydami. Zapobiega się w ten sposób rozprzestrzenianiu się szkodników, które mogłyby zostać przeniesione na ciałach ludzkich lub w ubraniach przy przechodzeniu z pola na pole.

Siła napędowa pestycydów

W miarę stosowania pestycydów trzeba ciągle zwiększać ich dawkę - jest to niekończąca się spirala. W ciągu 10-15 lat liczba zabiegów z użyciem pestycydów wzrosła w Ameryce Środkowej z 5 do 28 w sezonie rolnych, przy jednoczesnym podniesieniu z 2 do 8 liczby niszczonych insektów. Bardzo szybko sumy wydawane na pestycydy osiągnęły połowę wszystkich wydatków ponoszonych na produkcję rolną. W jednym kraju za drugim powtarza się ta sama historia. Zwiększa się produkcję zbóż eksportowych by uzyskać dewizy potrzebne na spłatę zaciągniętych długów oraz na zakupy maszyn rolniczych za granicą. Spadek cen zboża i surowców rolnych na rynkach międzynarodowych powoduje, że trzeba zwiększyć areał uprawy. Cały ten proces omija potrzeby żywnościowe ludności miejscowej. Wielu nie może pozwolić sobie na uprawę własnych pól i wynajmuje się do nisko opłacanych prac polowych w majątkach obszarników lub spółek zagranicznych.

Stosowanie pestycydów prowadzi do powstania kultury rolnej wymagającej coraz większej ilości środków owadobójczych. Na początku tępi się insekty za rozsądne kwoty, a plony rzeczywiście są wyższe. Z biegiem czasu atakowane gatunki szkodników uodparniają się. Zachodzi wtedy konieczność zwiększenia ilości pestycydów do walki z masą pasożytniczych organizmów, których rozwój stymulują same pestycydy.

Insekty uodporniły się na prawie wszystkie środki owadobójcze. Im skuteczniejsze są insektycydy, tym szybciej rozwija się system odpornościowy niszczonych szkodników. Tak stało się w przypadku większości gatunków. Powiedzenie, że martwy robak to dobry robak nie sprawdza się tutaj. Każde kolejne rozpylenie pestycydów zabija coraz więcej pożytecznych owadów, które żerują na obfitych zazwyczaj chwastach. Poza tym zagrożenie dla roślin ze strony wielu mniejszych szkodników rośnie, gdyż regularnie stosowanie pestycydów niszczy ich naturalnych rywali i przeciwników.

Trucizna dla piękna

Wyższe plony i lepsza jakość żywności nie zawsze idzie w parze z użyciem pestycydów. Perswazyjna reklama wyrobiła w ludziach nastawienie na przyjmowanie świeżych owoców i warzyw jedynie w idealnej postaci, wolnych od wszelkiej skazy. Płacimy wysoką cenę stosując pestycydy dla uzyskania tego powierzchownego piękna. W wielu krajach Ameryki Łacińskiej wzrost spożycia kosztownych i szkodliwych środków grzybobójczych nie ma nic wspólnego z dążeniem do wyprodukowania większej ilości pożywienia, które zaspokoiłoby potrzeby miejscowej ludności. Nadużywanie pestycydów w hodowli warzyw i owoców ma pomóc w osiąganiu wyśrubowanych kryteriów piękna, którymi ocenia się jakość artykułów rolnych na rynkach swiatowych i w sklepach. "Człowiek z Delmonte" może powie "zgoda", ale to hodowcy dostają to, co firmy nazywają "najwyższą ceną", za idealny wygląd owoców i warzyw. Za owoce przeznaczone do przetwórstwa spożywczego (np. na soki), które odbiegają od wyznaczonej normy piękności, płaci się o wiele mniej. Niektórzy przetwórcy pomidorów żądają idealnie wyglądających owoców, nawet jeśli zużyje się je do produkcji sosów lub puree. Około dwie trzecie środków owadobójczych stosuje się w hodowli pomidorów przeznaczonych do przetwórstwa. Niszczą one te robaki grasujące na pomidorach, które w pierwszym rzędzie zagrażają "urodzie" owoców.

Producenci zmuszeni do wytworzenia żywności o jak najbardziej idealnym wyglądzie, wprowadzają pestycydy do środowiska naturalnego, podważając tym samym fundamenty własnego dobrobytu. Pomimo tego, że to farmerzy i robotnicy rolni cierpią bezpośrednio na choroby wywołane przez pestycydy, to i tak wszyscy jedzący wytwarzane przez nich pokarmy ponoszą podobne ryzyko. Wiele substancji chemicznych produkowanych w Europie i Stanach Zjednoczonych, a uznanych za szkodliwe, posyła się bez żadnych skrupułów do krajów Trzeciego Świata. Jak na ironię są one tam wykorzystywane do eksportowej produkcji zboża, które następnie kupują kraje zachodnie. Taka jest ukryta cena, jaką płacimy za używanie pestycydów. Wciąż wiemy zbyt mało o przedłużonym działaniu resztek pestycydów przenikających do ludzkiego ciała.

Taki stan rzeczy będzie trwał dopóty, dopóki fabryki chemiczne będą wykorzystywały swoje wpływy i monopol wiedzy fachowej do przekonania rolników o tym, że jedynie nieprzerwane stosowanie pestycydów gwarantuje im środki egzystencji i rozwiązuje żywieniowe problemy świata. Powołują się oni na brak badań i infromacji o metodach alternatywnych, do których należy między innymi całościowy proces walki ze szkodnikami. Jest to strategia, która oznacza, że sama tylko kontrola chemiczna produkcji płodów rolnych jest niewystarczająca. Stosuje ona płodozmian, genetyczną hodowlę odpornych gatunków zboża i tak zwane uprawy mieszane, w których kilka odmian rośliny rośnie jedna przy drugiej, wprowadza się pasożyty atakujące szkodniki i zwierzęta je zjadające. Poza tym zobowiązuje się robotników do regularnych kontroli pól, w celu stwierdzenia faktycznych zniszczeń, wywołanych przez szkodniki. Unika się w ten sposób "ślepego pryskania" pestycydami po całej powierzchni pola i zbyt częstych zabiegów - "na wszelki wypadek". Technologiczne metody tego rodzaju stosuje się z powodzeniem w wielu krajach, od Chin po Kalifornię. Wstępne oszacowania podają, że amerykańscy farmerzy mogliby ograniczyć o 75% ilość używanych pestycydów, gdyby konsekwentnie posługiwali się tym całościowym procesem walki ze szkodnikami. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że zrzeszenia producentów środków chemicznych trzymają w swoich szponach przemysł rolniczy. W związku z tym, wykorzystywanie tej metody na dużą skalę, nawet przy dużym zainteresowniu ze strony rolników, nie wydaje się prawdopodobne.

Załóżmy, że stosowanie pestycydów faktycznie zwiększyło produkcję żywności w ciągu minionych 40 lat. Sądzę jednak, że powinniśmy zapytać siebie, jaką cenę płaci za to środowisko naturalne człowieka. Jak długo jeszcze substancje, które przenikają do łańcucha pokarmowego i zatruwają swoje naturalne otoczenia, mogą być używane przy produkcji pokarmów. Do jakiego stopnia gleba musi zostać skażona by przestać rodzić cokolwiek. Czy nie nadszedł najwyższy czas na poszukiwanie alternatywnych metod hodowli zamiast podtrzymywać istniejący system chemiczny.

Wciąż potrzeba nowych pestycydów, by zwalczać opór organizmów, wytworzony właśnie pod wpływem pestycydów. Owady uodporniły się już na wszystkie ważniejsze rodzaje pestycydów.

Trzynastoletni Chandra Deepthi pomagając ojcu przy rozpylaniu pestycydów na rodzinnym polu ryżowym, spostrzegł, że rozpylacz się zablokował. Chłopiec spieszył się na lekcję angielskiego, toteż chciał jak najszybciej zakończyć pracę. Rozebrał dyszę i przeczyścił ją dmuchając w nią mocno. Rozpylacz zaczął funkcjonować ponownie. Chandra uśmiechnął się do zadowolonego ojca. Późnym wieczorem Chandra odczuł poważne kłopoty z oddychaniem, pobiegł więc do szpitala. W kilka minut później lekarz stwierdził zgon chłopca. Powód: zatrucie pestycydami.

Ze sprawozdań szpitala w Sri Lance wynika, że w samym tylko 1981r. około 15 tysięcy ludzi szukało pomocy lekarskiej wskutek zatrucia. Niemal 80% wszystkich zachorowań spowodowały pestycydy.

Amerykańskie zrzeszenia producentów środków chemicznych wykorzystały swoje wpływy w Kongresie USA do zniesienia jakichkolwiek ograniczeń i zakazów stosowania na terenie kraju DDT i innych pestycydów. DDT oraz wszystkie inne środki owadobójcze nie zostają w tym miejscu, w którym je zastosowano, lecz spływają do jezior, strumieni, rzek i oceanów. Ponad 1/4 całej produkcji DDT przedostała się do morza, powodując powszechne skażenie ryb.

DDT stosowane na plantacjach bawełny w Nikaragui zostało wykryte w mięsie wołowym importowanym do Miami. Pestycydy z łatwością przenikają do łańcucha pokarmowego i docierają do tkanek ludzkich. Około 50% testowanych w 1973r. próbek żywności zawierało dostrzegalną ilość resztek środków owadobójczych. Każdy młody Amerykanin nosi w sobie co najmniej 0,003 uncji (0,085 g) pestycydów, które odkładają się w tkance tłuszczowej. Trudno ocenić w tej chwili, czy taka ilość stanowi zagrożenie dla zdrowia ludzkiego, gdyż wciąż zbyt mało wiemy na temat długofalowego działania pestycydów na organizm człowieka.

Żadne insekty żywiące się roślinami nie stanowią zagrożenia dla życia ludzkiego. Pomimo to, Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia od ponad 40 lat regularnie obniża dopuszczalną liczbę substancji insektopochodnych w niektórych przypadkach aż pięciokrotnie. Aby sprostać takim wymogom żywieniowym zużycie środków owadobójczych do spryskiwania owoców i warzyw zwiększyło się od 200 do 300%.

Agnus Wright - profesor studiów ekologicznych na Uniwersytecie Stanowym w Sacramento - powiedział w 1986r. Matce Jones, że ludność wiejska Meksyku jest zatruwana po to, byśmy mogli jeść tanie pomidory i inne świeże owoce w różnych porach roku. Na tej żywności jest krew.

Statystyki organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczące 80 krajów Trzeciego Świata informują, że 80% wszystkich tamtejszych ziem znajduje się w posiadaniu 3% właścicieli ziemskich. Dlatego też najbogatsi stosują pestycydy do uprawy zboża, które sprzedadzą później do Stanów Zjednoczonych, Europy i Japonii. W tej sytuacji pestycydy faktycznie zwiększają produkcję żywności, jednak nie przeznacza się jej na zaspokojenie potrzeb miejscowej ludności.

Pestycydy, których stosowanie jest zakazane w USA, nadal są produkowane na eksport do krajów Trzeciego Świata.

Zielona rewolucja. Czy większa produkcja żywności rozwiąże problem głodu?

Gdy ludzie głodują, to twierdzi się, że brakuje jedzenia. Od 30 lat kładzie się nacisk na ciągły wzrost ilości produkowanej żywności, szczególnie zaś dzięki wprowadzeniu technologii zwanej Zieloną Rewolucją czyli zainicjowaniu uprawy wydajniejszych gatunków zbóż, np. o podwójnych ziarnach. W ten sposób dąży się do zwiększenia plonów bez poszerzania areału uprawnego. Metoda ta przyjęła się szczególnie w krajach Trzeciego Świata. Przy pomocy naturalnej selekcji wybiera się rośliny o najdłuższych łodygach, okazy, które mogą przyjąć jak największą ilość światła słonecznego, skutecznie bronić się przed powodziami i zagłuszyć chwasty. Podwójne ziarna na wysokich łodygach sprawiły, że szczyt rośliny stał się zbyt ciężki, a więc wyhodowano gatunek zboża o krótkiej i grubej łodydze, która mogłaby udźwignąć tę wrażliwą na nawozy krzyżówkę. Uzyskane tą drogą wysokowydajne odmiany (high-yielding varieties - HYVs) posiadają zdolności adaptacyjne w różnych środowiskach, ale nie mają takich możliwości przystosowawczych jakimi charakteryzują się gatunki powstałe w ciągu tysięcy lat naturalnej selekcji. Zaraz też pojawiły się problemy z odpornością na choroby. Sztucznie wyhodowane zboża nie wydadzą pełnych ziaren, jeśli nie dostarczy się im dużych dawek nawozów sztucznych i nie zapewni doskonałego nawodnienia. W celu uzyskania jak największych korzyści z tych "cudownych ziaren" trzeba zagwarantować roślinom dostateczne ilości wody, pożywienia, osłonę chemiczną przeciw chorobom (pestycydy i fungicydy), a także środki do zwalczania chwastów, które żywią się nawozami. W przypadku gdy brakuje jednego z tych czynników, HYVs wydają niejednokrotnie mniej ziarna, niż możnaby było uzyskać stosując tradycyjne odmiany. To prawda, że dzięki Zielonej Rewolucji uzyskuje się większe plony. Nowe gatunki zboża dają rocznie o 50 milionów ton zbiorów więcej w stosunku do metod uprawy tradycyjnej. Biotechnologia, manipulując genami roślin, umożliwia uzyskanie dalszego wzrostu produkcji.

Zieloną Rewolucję rozpoczął prywatny biznes amerykański w Meksyku (była to inicjatywa Fundacji Rockefellera). Odniesiony tam sukces (w latach 1944-67 zbiory kukurydzy i pszenicy podwoiły i potroiły się, pozwalając na odpowiednio wyższą produkcję eksportową) został powtórzony przy uprawie ryżu w Azji, tym razem przy pomocy Fundacji Forda.

Ignorowano ostrzeżenia uświadamiające ludziom, że nowe ziarna są cudowne dopóty, dopóki zapewnia się im ochronę przed chorobami, właściwe nawozy, nawadnianie i osuszanie. Przezorność uśpiono stwierdzeniami, że udało się wreszcie pokonać światowe problemy z żywnością, a ludzie przestaną głodować. HYVs pozwoliły na skrócenie cyklu uprawy, zwiększenie ilości zbiorów z tego samego poletka w ciągu jednego roku, a co za tym idzie większe plony z jednego akra. W ciągu siedmiu lat, pomiędzy 1965 a 1976, uprawa nowego ziarna wzrosła znacznie na terenach krajów niedorozwiniętych i rozwijających się. Miliony hektarów ziemi obsiano ryżem i pszenicą w Indiach, Pakistanie, Turcji, Afryce Północnej, na Filipinach, Tajwanie, w Sri Lance.

Zwolennicy Zielonej Rewolucji utrzymują, że tradycyjne rolnictwo nie jest w stanie odpowiedzieć zadawalająco na wyzwania rosnącej liczby ludzi. Ich zdaniem, przyśpieszona produkcja zboża zmniejszyła głód, lub conajmniej zapobiegła jego pogłębieniu. Poza tym twierdzą, że usunięcie przyczyn biedy na świecie wymaga czasu, a ludzie już teraz walczą o przeżycie. Zwiększenie produkcji zboża pozwoli na zdobycie czasu potrzebnego krajom Trzeciego Świata na rozwiązanie swoich problemów socjalnych. Ale czy faktycznie Zielona Rewolucja dostarcza nam dowodów na to, że jej działanie zmniejszyło głód na świecie?

Im więcej jedzenia, tym większy głód

Rosnąca liczba ludzi na świecie spowoduje wzrost produkcji żywności. Skoncentrowanie się jedynie na zagadnieniu samej produkcji nie rozwiąże samorzutnie problemu głodu. Zawężając podejście do całej sprawy odgradzamy się od wpływu na politykę gospodarczą krajów, w których mamy do czynienia z niesprawiedliwym podziałem dóbr. Gdy poruszamy kwestię głodu, to natychmiast pojawia się prosta, lecz znacząca okoliczność: ludzie, którzy nie mają dostępu do ziemi uprawnej, albo brakuje im pieniędzy na zakup jedzenia, głodują. Najbardziej nawet dramatyczne wysiłki zmierzające do udoskonalenia technologii procesów wytwórczych nie zdadzą się na nic. Podobną diagnozę postawił Bank Światowy w poważnych badaniach poświęconych zjawisku głodu na Ziemi w 1986r. W ich wyniku stwierdzono, że gwałtowny wzrost produkcji niekoniecznie wpływa na zabezpieczenie pożywienia, a tym samym na zmniejszenie głodu, który mógłby zostać uśmierzony "ponownym podziałem siły nabywczej i zasobów z uwzględnieniem ludzi niedożywionych".

W krajach, gdzie Zielona Rewolucja odniosła największy sukces, na przykład w Indiach z ich 24 milionami ton nadprodukcji zboża, prawie połowa ludności nie ma pieniędzy na zakup pożywnego jedzenia. W latach sześćdziesiątych produkcja ryżu w Tajlandii wzrosła o 30%, lecz indywidualne możliwości nabywcze zmalały, bowiem tempo wzrostu eksportu ryżu przewyższyło dziewięciokrotnie tempo wzrostu jego produkcji. W Meksyku zaś, w kolebce Zielonej Rewolucji, głód jest o wiele bardziej dotkliwy niż miało to miejsce w momencie pierwszego siewu nowych ziaren.

Ilość wyprodukowanej żywności niewiele mówi o zasięgu głodu. Potencjalny sukces Zielonej Rewolucji - lub jakiejkolwiek innej strategii zwiększającej produkcję, która zniosłaby w końcu głód - uzależniony jest od praw ekonomicznych, politycznych i kulturowych będących dziełem człowieka. One właśnie wpływają bezpośrednio na to, kto czerpie korzyści z dostawy środków do zwiększenia produkcji, czyja rola i uprawy rozwijają się pomyślnie i kto ma z tego zysk, kto konsumując korzysta z tego stanu rzeczy, kto otrzymuje żywność i za jaką cenę.

Atak na farmę

Zielona Rewolucja jest strategią, która pomija kwestię kontroli wyprodukowanego dobra. Celem jej jest wytwarzanie coraz większej ilości żywności. Obrazuje wprowadzenie nowej technologii do starego systemu społecznego zorganizowanego wedle zasady przeciwstawiającej biednych bogatym. Lekceważąc żądania powszechnego dostępu do korzyści płynących z użycia nowej technologii prowadzi do skupienia majątku rolnego w rękach zamożnych właścicieli ziemskich.

Spodziewane wysokie plony, które zapewniła Zielona Rewolucja, przyciągnęły do niej nową klasę społeczną tworzoną przez "rolników" - lichwiarzy, urzędników wojskowych, biurokratów, miejskich spekulantów i towarzystwa zagraniczne, które na gwałt wykupują ziemię. Rządy krajów Trzeciego Świata uczyniły z rolnictwa przemysł rozwojowy dzięki państwowym subwencjom na finansowanie metod unowocześniania gospodarki rolnej. Pomoc ta obejmuje zazwyczaj ludzi zamożnych i bogate firmy, które mogą pozwolić sobie na zaciągnięcie kredytów, potrzebnych na zakup maszyn i chemikaliów, lub do nabycia ziemi na własność. Rywalizacja pomiędzy tymi tzw. rolnikami podbiła ceny ziemi trzy, a nawet pięciokrotnie. W czasach Zielonej Rewolucji powierzchnia średniego gospodarstwa rolnego w północno-zachodnim Meksyku powiększyła się gwałtownie z 200 do 2000 akrów. Wskutek tego 3/4 pracowników rolnych utraciło ziemię. Wysokie dochody zawdzięcza się często dużej ilości ziemi, a nie faktycznej jakości stosowanych metod uprawy gleby. Na wielu obszarach ziemianie i bogatci rolnicy usunęli drobnych dzierżawców sądząc, że przy pomocy wynajętych w niepełnym wymiarze godzin robotników i przy zastosowaniu maszyn rolniczych osiągną większe zyski. Począwszy od lat pięćdziesiątych liczba wyzutych z ziemi ludzi w takich krajach jak Indie, Bangladesz, Kolumbia i Meksyk co najmniej podwoiła się, zaś stopień mechanizacji rolnej wzrósł. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych (1973-1986) liczba traktorów zwiększyła się dwukrotnie.

Farmerzy, którzy utrzymali się na swoich dzierżawach płacą wysoki czynsz, a dostają mniej za dzierżawę swoich zbiorów. Ziemianie mieszkają zazwyczaj w miastach, toteż żądają zapłaty renty dzierżawnej gotówką. Gdy czas płatności wypadnie na początek sezonu rolnego, dzierżawcy zostają zmuszeni do zaciągnięcia długów, gdyż brakuje im wtedy pieniędzy. Pensje płacone są gotówką, gdyż obszarnicy wolą gromadzić żywność by sprzedać ją później z ogromnym zyskiem, aniżeli oddać robotnikom cząstkę swoich zbiorów. Zielona Rewolucja doprowadziła do ruiny wielu biednych rolników w różnych krajach. Zmonopolizowała produkcję pszenicy i innych zbóż eksportowych, które uprawia się przy pomocy kosztownych systemów nawadniających, wybudowanych przez rząd. Dopiero w latach siedemdziesiątych wrócono do hodowli płodów rolnych uzależnionych od opadów deszczowych, położono nacisk na uprawę zbóż kukurydzianych, grochu, prosa i sorgo - a więc tradycyjnych pokarmów ubogich. Nawet jeśli przyswojenie nowej technologii powiedzie się, to i tak drobni wytwórcy nie mogą na równi z bogatymi obszarnikami korzystać z jej dobrodziejstw. Nie dostaną rządowych subsydiów i kredytów, przegrają, gdy bogacz ograniczy należne im prawa do korzystania z zasobów naturalnych. Biedni płacą więcej, a otrzymują mniej. Brakuje im pieniędzy na zakup ogromnej ilości pestycydów, od których zależą efekty nowoczesnych metod uprawy ziemi. Nie mogą pozwolić sobie na korzystanie z kosztownych urządzeń nawadniających, na koniec zaś nie potrafią targować się o najwyższe ceny za swoje towary.

Zielona rewolucja - kto faktycznie czerpie zyski?

Zielona Rewolucja to przyjęcie pewnej alternatywy w uprawie zbóż, która polega na wyhodowaniu takich gatunków ziarna, które gwarantują wysokie plony przy zachowaniu najlepszych warunków uprawy. Odrzuciła ona rozwój odporności dotychczasowych gatunków zboża i pominęła możliwość ulepszenia tradycyjnych sposobów powiększania plonów do których należy między innymi metoda mieszania zbóż. Nie rozwinęła wydajnej technologii, która bazowałaby na wzmożonej pracy i zachowała niezależność od dostaw zagranicznych. Nie zrobiła także nic dla wzbogacenia diety stosowanej od wieków przez większość ubogich ludzi.

Trzeci Świat obrał najgorszą z dróg, kupując pakiety technologiczne, co uniemożliwiło połączenie nowoczesnych metod uprawy ziemi z tradycyjnymi. Nowe gatunki ziarna wymagają w uprawie środków produkowanych najczęściej za granicą, a gdy ich brakuje, całe przedsięwzięcie upada. Potrzebne są pieniądze na zakup nawozów, pestycydów, urządzeń nawadniających, by nie wspomnieć o traktorach, mechanicznych suszarniach, rozpylaczach itp.

Dostarczenie tej technologii to dobry interes i duża gałąź przemysłu. Jedynie przemysł rolniczy może dostarczyć technologię i związane z nią artykuły. Składa się nań długi szereg elementów, począwszy od nowych ziaren i nawozów opatentowanych przez główne firmy farmaceutyczne i chemiczne, poprzez wytwórnie maszyn rolniczych, zakłady przetwórstwa spożywczego, a na firmach handlowych i marketingowych skończywszy. Kto naprawdę czerpie zyski z Zielonej Rewolucji? Firmy międzynarodowe. Decyzja o tym gdzie, co i za jaką cenę wyprodukują rolnicy w krajach Trzeciego Świata zależy częściowo od polityki zagranicznych przedsiębiorstw rolniczych. Rolnicy są od nich zależni.

Gdzie podziała się cała żywność?

W wielu krajach zainwestowano olbrzymie kapitały na modernizację produkcji rolnej, co spowodowało znaczne powiększenie dochodów bogatych rolników. Ale co stało się z uzyskaną dzięki temu żywnością? Zielonej Rewolucji nie udało się pomóc biednym ludziom w uprawie zbóż, które stanowią podstawę ich wyżywienia. Rewolucja zawiodła w dostarczeniu środków na kupno jedzenia i nie zwiększyła ilości pokarmów będących "w zasięgu ręki". Prawie połowa hinduskiej ludności wiejskiej kupuje więcej żywności niż sprzedaje. Kiedy cena importowanych warzyw strączkowych, ważnego składnika diety ubogich, spadła o połowę, rząd hinduski zamiast poprawić zaopatrzenie krajowe ograniczył import ziarna. Oznacza to, że dzienna racja zboża dostępna statystycznemu Hindusowi nie przekroczyła dawki sprzed 20 lat, pomimo wzrostu konsumpcji pszenicy wyprodukowanej przy pomocy nowej technologii.

Część żywności przetwarza się na artykuły luksusowe, których nie mogą kupić biedni. Należy do nich między innymi słód otrzymywany z kukurydzy i wykorzystywany do produkcji napojów bezalkoholowych. Pochłania on znaczne ilości surowca, ziarna kukurydzy, które jest podstawowym źródłem pokarmów ubogich w Pakistanie. Inna z kolei część żywności płynie do średnich i wyższych warstw napływowej ludności miejskiej. Na przykład w Meksyku i na Filipinach nadwyżka żywności wykorzystywana bywa przez przemysłowców i ich zagranicznych partnerów na rynkach miejskich. Dążą oni do obniżenia cen żywności w ośrodkach przemysłowych by móc utrzymać wynagrodzenia robotników na niskim poziomie. Czy Zielona Rewolucja obniżyła ceny żywności by pomóc ubogim w nabyciu wystarczającej ilości jedzenia? Wydaje się, że zatrzymała wzrost cen, a w Kolumbii faktycznie je zmniejszyła. Jednakże w tym czasie gdy spadły ceny zbóż na rynkach światowych (po r. 1970), to ich poziom w kluczowych dla Zielonej Rewolucji krajach nie zmienił się.

Spadek cen żywności nie zależy od wzrostu jej produkcji. Większa ilość towarów na rynku nie pociąga za sobą łatwiejszego dostępu do nich. Nadprodukcja niektórych artykułów wysyłana jest na eksport. Gdy ludzie są zbyt biedni by kupować jedzenie, a rolnictwo w ich kraju uzależnione jest od imporowanych maszyn i nawozów, to wtedy wyprodukowane artykuły rolnicze sprzedaje się za granicą. Uzyskuje się w ten sposób rynki zbytu, które dostarczają dewizy potrzebne do importu towarów stosowanych w krajowej gospodarce rolnej. Indie eksportują ziemniaki do Szwecji i Rosji, jednak dostępna Hindusowi ilość kartofli zmniejszyła się o 12% w latach 1972-74. Znaczne ilości żywności po prostu wyrzuca się. Przed owocami i warzywami hodowanymi w Ameryce Środkowej na eksport do USA częstokroć zamyka się i tak przepełniony już rynek, lub odrzuca się je, gdy nie spełniają amerykańskich kryteriów jakości określających pożądaną wielkość, kolor i gładkość. Ponieważ bezrolna ludność miejscowa nie ma pieniędzy na kupno czegokolwiek, to - według pewnej pracy naukowej - 65% owoców i warzyw "musi być dosłownie wyrzucona, a gdzie to możliwe, przeznaczona na paszę dla bydła". Prowadzi to do produkcji mięsa, którego i tak nie kupią biedni, a więc przeznaczy się je na eksport. Około połowa wieprzowiny wyprodukowanej w Ameryce Środkowej wywożona jest do Stanów Zjednoczonych. Tak właśnie wygląda ukryta rewolucja w Trzecim Świecie, rosnąca produkcja mięsa kurczy a nie poszerza dostawy żywności.

Meksyk jest kolejnym przykładem tego typu. Przy rosnącym zaludnieniu i z 1/3 chronicznie niedożywionej ludności, obszar gruntów przeznaczonych na uprawę podstawowych pokarmów ubogich (kukurydza i groch) nie zwiększył się od dwudziestu lat. Wręcz przeciwnie, przeznacza się je pod uprawę prosa - zboża paszowego, stosowanego w hodowli drobiu, do produkcji jajek, mleka i artykułów mięsnych. Artykuły te zakupi elita miejska, stanowiąca 15% całej populacji Meksyku. Spożywa ona połowę krajowej żywności. Proso pastewne (na paszę dla bydła) nie było praktycznie znane w Meksyku w r. 1958, jednak już w r. 1980 powierzchnia pól przeznaczonych pod jego uprawę przewyższyła dwukrotnie areał uprawy nowej krzyżówki pszenicy. Przez 25 lat zużycie zboża przez zwierzęta hodowlane wzrosło z 6 do 50% globalnej produkcji ziarna, z czego 5% przypada na pszenicę. Jedynie ułamek tego wraca w postaci pokarmów mięsnych do najbiedniejszych. Co najmniej 25 milionów Meksykańczyków jest zbyt uboga, aby jeść mięso, włączywszy w to drób i nabiał.

Sytuacja w północno-zachodnim Meksyku nie jest niczym wyjątkowym. Na ogół wzrost eksportowej produkcji żywności, w tym głównie artykułów luksusowych, jest dwukrotnie szybszy od tempa przyrostu całej produkcji żywności w krajach Trzeciego Świata. Ta ukryta rewolucja faktycznie nie dała biednym nic. Ograniczyła produkcję podstawowych grup żywności, zaspakajając zachcianki tych, którzy mają pieniądze. Oni nie głodują. Wzrost produkcji żywności nie zapewnił czasu niezbędnego dla uporania się z zasadniczymi uwarunkowaniami społecznymi, które są przyczyną głodu. Wręcz przeciwnie, umocnił je tylko.

Jeżeli jednak świat dąży do pozytywnego rozwiązania problemu głodu musi pojąć, że nie można oddzielać innowacji technologicznych od zmian socjalnych. Wprowadzenie wysokoefektywnych technologii do społeczeństw, w których utrzymują się nierówności majątkowe i finansowe, gdzie nie wszyscy mają równy dostęp do kredytów, a żywność jest traktowana jako artykuł handlowy, umocni jeszcze bardziej istniejące struktury. Doda mocy bogatym, osłabiając ich chęć do rezygnacji z rosnących zysków, zaś pogorszy sytuację najbiedniejszych. Ulepszenia w produkcji żywności zwiększyły tylko niedolę i cierpienia - czasami sięgają one kresu wytrzymałości. Bunty ludności, wybuchające raz po raz w różnych krajach Trzeciego Świata, nie są jedynie dziełem "ekstremy politycznej", lecz autentycznie głodnych ludzi. Jeśli nawet rządy tych państw są niewolniczo przywiązane do etyki spod znaku "zachodnie jest najlepsze", to kiedyś, przed tłumem głodnych ludzi, będą zmuszone powiedzieć: dosyć! Jeśli nie zrobi się żadnego wysiłku by zrozumieć i zapobiec katastrofie społecznej, to wtedy lęki - a może i nadzieje niektórych - ziszczą się, a rządzący politycy krajów Trzeciego Świata będą musieli zmierzyć się z autentyczną rewolucją.

Niemal wszystkie główne odmiany zbóż na świecie pochodza z krajów Trzeciego Świata. Informacje dotyczące protoplazmy zarodków roślin z tych stron świata zostały wchłonięte przez banki genetyczne krajów uprzemysłowionych. Zgromadziwszy ogromną kolekcję materiału genetycznego roślin mogą one sprawować, poprzez koncerny ponadnarodowe, kontrolę nad wynalazkami nowych odmian i hodowlą roślin. Wprowadzenie ochrony prawnej i patentowej wytworów hodowców roślin pozwoliło koncernom - głównie firmom farmaceutycznym, chemicznym i naftowym - na pobieranie honorariów za nowo wyhodowane gatunki. Dzięki temu kontrolują one sprzedaż i dystrybucję krzyżówek zbóż.

Pod koniec lat siedemdziesiątych podróżowaliśmy po północnym Meksyku by przekonać się naocznie do czego doprowadził przełom w uprawie pszenicy, który nastąpił przed dwudziestu laty. Krążyliśmy po rozległych polach kukurydzy, wyposażonych w kosztowne urządzenia nawadniające, wybudowane z funduszy państwowych.

Najczęściej spotykaliśmy plantacje bawełny, grejfrutów, pomidorów i pszenicy, które w większości przeznaczano na eksport. W jednej rolniczej stacji badawczej zapytaliśmy, dlaczego ziemię najwyższej jakości przeznacza się pod uprawy eksportowe, kiedy dokoła żyje tylu głodnych ludzi. Pisząc kilka cyfr na kawałku papieru młody agronom wyjaśnił: "To proste. Zarządca tego majątku zarobi 20 razy więcej na hodowli pomidorów niż na produkcji żywności dla Meksykańczyków."

W r. 1974 2/3 kolumbijskiego ryżu, uzyskanego przy zastosowaniu technologii zwanej Zieloną Rewolucją, przeznaczono na paszę dla bydła i do produkcji piwa. Rosnące plony kukurydzy dostarczyły surowca, który zapoczątkował rozwój produkcji paszy dla drobiu.

Czy znaczy to, że niedożywiona ludność Kolumbii jadła drób? Ponad 1/4 miejscowych rodzin chcąc kupić 2 funty mięsa drobiowego lub tuzin jaj musiałby przeznaczyć na ten cel co najmniej swoje tygodniowe zarobki. Jajka wykorzystuje się w przetwórstwie spożywczym do produkcji przekąsek i majonezu, a także sprzedaje się je w miastach.

Biuletyn FAO z r. 1971 skierowany do krajów Trzeciego Świata zawierał propozycję rozwiązania problemu z nadwyżką zboża, uzyskanego wskutek sukcesu Zielonej Rewolucji. FAO proponowała przeznaczenie większości zboża na pasze dla bydła oraz uprawę zbóż gruboziarnistych, badziej odpowiednich w żywieniu bydła niż pszenica i ryż. Czy to były żarty? Rozwiązanie problemu tzw. nadmiaru w krajach posiadających najwięcej głodujących obywateli miało, zdaniem FAO, polegać na polepszeniu wyżywienia hodowanych zwierząt!?

Na całym świecie ponad 40% produkowanego zboża przeznacza się na wyżywienie żywego inwentarza. W Trzecim Świecie potrzeby paszowe rosną o 75% szybciej niż wymagania żywieniowe człowieka. Uprawia się coraz więcej soi i kasawy (obie rośliny stanowią bazę żywieniową mieszkańców Trzeciego Świata) z przeznaczeniem na pasze dla bydła, którą sprzedaje się na rynkach zagranicznych.

Reforma rolna przeciw produkcji. Czy podział ziemi zmniejszy ilość żywności?

Podstawowym warunkiem wytwarzania żywności jest posiadanie ziemi, nie jest to jednak takie proste. Większość mieszkańców Trzeciego Świata żyje na wsi - 80% w Azji a 95% w niektórych rejonach Afryki. Ziemia dostarcza im podstawowych środków utrzymania. W krajach najbiedniejszych życie większości ludzi uzależnione jest od rolnictwa. Rozpaczliwe warunki życia biedoty miejskiej w krajach Trzeciego Świata nie odbiegają niczym od sytuacji ubogich na wsi. Największą liczbę ludzi żyjących w skrajnej nędzy stanowią mieszkańcy wiosek. Są to miliony drobnych rolników, dzierżawców, "obrabiaczy" (za część plonów), chłopów pańszczyźnianych, pasterzy, i okresowo bezrobotnych robotników wiejskich wraz z rodzinami. Spotykamy ich we wszystkich krajach niedorozwiniętych. Stosunkowo największy procent wśród nich stanowią drobni gospodarze wiejscy. Liczba bezrolnych lub bliskich utraty ziemi stale się powiększa.

Dlaczego wszyscy ci ludzie nie mogą zarobić na życie w krajach, w których nie powinno brakować ziemi? Wiąże się to z faktem, iż ziemia - równoważnik bogactwa w krajach Trzeciego Świata - znajduje się w rękach kilku zaledwie osób. W całej Ameryce Południowej w rękach 17% właścicieli ziemskich znajduje się 90% gruntów. W Azji 1/5 obszarników dysponuje 3/5 obszaru ziemi uprawnej. Nierówny podział gruntów w Ameryce Łacińskiej sprawia, że 1/3 ludności wiejskiej uprawia 1% pól. W Afryce 3/4 ludzi ma dostęp do mniej niż 4% ziemi. Badania Banku Światowego, przeprowadzone w 22 krajach, wykazały, że 1/3 czynnej ludności rolniczej nie posiada ziemi w ogóle.

Wciąż pokutuje przekonanie, że tylko wielcy hodowcy wiedzą jak uzyskać najwyższe plony. Pozbawienie ich ziemi byłoby równoznaczne ze spadkiem produkcji żywności i wzrostem głodu na świecie. Wierzą w to ci, którzy nie potrafią dostrzec braku efektywności niewłaściwego systemu produkcji żywności, który jest własnością niewielkiej garstki najbogatszych ludzi. Taki stan świadomości hamuje rozwój i prowadzi do niewyzyskania lub zmarnowania źródeł żywności.

Dla bogatych ziemian wykorzystanie każdej piędzi ziemi nie wydaje się życiową koniecznością. I dzieje się tak rzeczywiście. W Brazylii zamożni hodowcy wykorzystują do uprawy 11% swoich ziem uprawnych, zaś w Ameryce Południowej 14%. Poza tym wielu ludzi, którzy posiadają ziemię dla prestiżu lub jako inwestycję, pozostawia odłogiem jej wielkie połacie. Nie mamy tu do czynienia z jakimś wyjątkowym zjawiskiem ostatnich czasów. Badania przeprowadzone w latach sześćdziesiątych na terenie Kolumbii wykazały, że ci którzy posiadają 70% ziemi uprawiają jej tylko 6%.

Monopolizacja ziemi prowadzi nieuchronnie do jej zaniedbania. W Afryce, Azji i w Ameryce Południowej największe majątki produkują najmniej żywności. Badania przeprowadzone w 1985r. w 15-stu krajach (głównie Azji i Afryki) wykazały, że wydajność z jednego akra w małym gospodarstwie jest czterokrotnie wyższa niż w dużym. Nawet jeśli porównamy wydajność gruntów uprawianych faktycznie, to i tak drobne fermy o areale poniżej 5 akrów produkują znacznie więcej. W Indiach wartość produkcji przypadającej na 1 akr jest o 1/3 wyższa od relatywnej produkcji uzyskiwanej w największych fermach. W Tajlandii dwu lub trzy akrowe działki wytwarzają niemal 60 razy więcej niż gospodarstwa o areale 140 i więcej akrów. W Kolumbii małe fermy są 14 razy efektywniejsze od dużych, przy przeliczeniu wydajności na 1 hektar.

Wyższa produkcja w małych gospodarstwach rolnych uzyskiwana jest bardziej intensywną uprawą ziemi. W Kolumbii małe fermy wykorzystują siłę roboczą pięciokrotnie intensywniej niż gospodarstwa duże. W Kenii fermy o areale poniżej 10 akrów wykorzystują siłę roboczą średnio 9 razy więcej na 1 akr niż gospodarstwa 100 i więcej akrowe. W efekcie pozwala to na sześciokrotnie wyższe zbiory. Biedni rolnicy uzyskują więcej z własnej ziemi, bowiem muszą przeżyć na niewielkich zasobach, które im wyznaczono. Badania dowodzą, że sadzą oni dokładniej od maszyn, stosują mieszaną uprawę zbóż i łączą ją z hodowlą zwierząt. Pociąga to za sobą więcej pracy na eksploatowanych do granic możliwości niewielkich polach. Gospodarka rolna nie stanowi nigdy dla biednej rodziny abstrakcyjnej kalkulacji dochodowej, rozważanej z zestawieniu z innymi inwestycjami. Dla niej jest to kwestia życia i śmierci.

Już teraz można ocenić, jakie oszczędności osiąga się w nierentowanych gospodarstwach będacych własnością obszarniczej elity, przy wydajniejszej produkcji małych ferm, które nie mają dostępu do większej ilości lepszej ziemi. Wielkie przedsięwzięcia bogatych producentów udają się dzięki ich przewadze materialnej i politycznej. Posiadają oni uprzywilejowany dostęp do kredytów, nawadniania, nawozów sztucznych, pestycydów, poradnictwa fachowego i usług handlowych. Polityka rządowa uwzględnia ich interes. Na tym tle osiągnięcia drobnych rolników robią tym większe wrażenie.

Motywacja do solidnej gospodarki rolnej słabnie, kiedy większa część ziemi uprawnej znajduje się w rękach kilku zaledwie właścicieli. Ktokolwiek by to nie był, dzierżawcy, "obrabiacze", czy płatni robotnicy, to i tak ci, którzy pracując najwięcej, nie mają zabezpieczonych praw do uprawianej roli, a co za tym idzie, nie interesuje ich jej długoterminowa wydajność. Bez zabezpieczenia ich praw do ziemi miliony biednych dzierżawców i robotników z krajów Trzeciego Świata inwestuje mało lub wcale, nie stosuje płodozmianów i nie troszczy się o długofalowe użyźnianie ziemi. W Bangladeszu 90% ziemi jest uprawiane przez robotników rolnych i dzierżawców za część plonów, których zobowiązani są oddać od połowy do 2/3. Ziemianie na ogół nie uczestniczą w kosztach zakupu ziarna i nawozów. Dzierżawcy uprawiają tę samą działkę nie dłużej niż 3 lata. Obszarnicy wolą ich wyeksmitować z obawy iż długoterminowa dzierżawa mogłaby z czasem przyznać rolnikom prawo do uprawianej ziemi.

Skupienie źródeł produkcji żywności w kilku zaledwie rękach uniemożliwia współpracę pomiędzy robotnikami. Historia pokazuje, że współdziałanie odgrywało istotną rolę w ochronie i utrzymaniu społeczności wytwarzającej żywność. Na przykład w Bangladeszu współdziałanie przy kopaniu stawów do nawadniania i ich konserwacja było powszechnym zjawiskiem już przed r. 1793, w którym to Anglicy wprowadzili prywatną własność ziemską. Obecnie 10% bangladeskich właścicieli ziemskich trzyma w swoim ręku połowę ziemi, a prawie połowa rodzin wiejskich nie posiada dosłownie niczego. Wiele stawów irygacyjnych, stanowiących niegdyś własność wioski, a zaniedbanych dzisiaj, stoi bezużytecznie. Biedota wiejska unika współdziałania, które powiększyłoby zyski najbogatszych. Rzecz jasna, że każdy zamożny obszarnik nawadnia swoją ziemię własnymi pompami. Takie nieefektywne użytkowanie źródeł oznacza, że zamiast kierować wodę wszędzie tam gdzie to możliwe, zbyt wiele pomp nawadnia zbyt mało ziemi.

Dobra wytwarzane przez właścicieli źródeł żywności rzadko wracają do społeczeństw. Większość z nich ląduje na kontach oszczędnościowych w bankach zagranicznych, służą do zakupu samolotów, drogich samochodów i olbrzymiach domów oraz importowanych towarów konsumpcyjnych. Ci, którzy mają ziemię, decydują i o tym co na niej wyrośnie, w zależności od tego co przyniesie najwyższe dochody na rynkach świata. Większość ludzności miejscowej ma zbyt mało pieniędzy, by kupować żywność. Na przykład w Ameryce Środkowej i na Karaibach, gdzie 80% dzieci nie dojada, prawie połowa uprawianej ziemi (zawsze najlepszej) przeznaczona jest pod uprawę kawy, bananów, kakao, roślin cukrowych i do produkcji wołowiny. Ani uzyskana w ten sposób żywność, ani tym bardziej dochody pochodzące z jej sprzedaży, nie przynoszą żadnych zysków wioskom i ich mieszkańcom. Z terenów rolniczych "wywozi się" od połowy do trzech czwartych wartości wyprodukowanej żywności.

Sukces reformy

Badania Międzynarodowej Organizacji Pracy, organu Banku Światowego, przeprowadzone w 6 krajach świata - w Indiach, Malezji, Brazylii, Kolumbii, Pakistanie i na Filipinach - rozważały możliwości wyprodukowania większej ilości żywności przy sprawiedliwszym podziale ziemi ornej. Ostatecznie wyciągnięto wniosek, że reforma rolna zwiększyłaby produkcję żywności zarówno w bogatej w ziemię Ameryce Łacińskiej, jak i ograniczonej pod tym względem, a intensywnie uprawianej, Azji. Pozostałe czynniki, takie same w każdym przypadku, przekształcając krajobraz rolniczy w niewielkie, prywatne gospodarstwa rolne, mogłyby zwiększyć plony o 10% w Pakistanie, 28% w Malezji i Kolumbii. W północnowschodniej Brazylii, jak podają badania, ponowny podział ziemi między drobnych właścicieli, mógłyby zwiększyć zbiory o nieprawdopodobną wartość 80%.

Niestety nie tak łatwo wypróbować zalety sprawiedliwego dostępu do ziemi. Zamożni obszarnicy wykorzystują całą swoją siłę by stawić opór takim posunięciom. W Brazylii, w połowie lat osiemdziesiątych ich przerażenie reformą rolną było tak wielkie, że wydali 5 mln dolarów na zakup broni i wynajęcie rewolwerowców w celu ochrony swoich ziem przed okupacją chłopską. W Salwadorze wielu wieśniaków domagających się swoich praw w trakcie przeprowadzanej reformy rolnej zostało zabitych przez brygady śmierci opłacane przez elitę obszarniczą.

Stosunkowo w niewielu tylko krajach udało się wprowadzić autentyczne zmiany: w naszym stuleciu byliśmy świadkami przeprowadzenia udanych i dalekosiężnych reform, aczkolwiek niektóre z nich miały miejsce w takich krajach jak Chiny, których prześladowczy i autorytatywny rząd nie liczy się z żadnym aspektem praw człowieka. Ale już w Nikaragui, zaraz po rewolucji rząd zagwarantował prawo własności 60% pozbawionych ziemi robotników rolnych. Pomimo finansowanej przez Stany Zjednoczone wojny kontrrewolucyjnej, uzyskano tam rekordowe plony wielu płodów rolnych. Zbiory bawełny w gospodarstwach spółdzielczych w r. 1985 były wyższe od tych, które zebrano w prywatnych posiadłościach.

W Zimbabwe w r. 1985 rząd zwiększył ilość kredytów przydzielanych drobnym producentom i zagwarantował kobietom formalne prawo do posiadania prywatnej własności. Wskutek tego kobiety uzyskały dostęp do kredytów i szkoleń specjalistycznych. Można teraz zrozumieć dzięki czemu Zimbabwe osiągnęło w 1985r. nadwyżkę 2 miliona ton ziaren kukurydzy, pomimo siedmiu lat najgorszej w ostatnim dziesięcioleciu suszy. Zbiory kukurydzy uzyskane w małych gospodarstwach rolnych przekroczyły dziesięciokrotnie plony zbierane w latach przed odzyskaniem niepodległości.

Podczas gdy wzrost produkcji nie zawsze związany jest z reformą, to obserwacje historyczne nie uzasadniają obaw, że przekształcenia własnościowe negatywnie wpłyną na produkcję. "W zasadzie nie można posługiwać się argumentem reformy rolnej jako czynnikiem krępującym produkcję rolną i jej wydajność, przynajmniej nie po przezwyciężeniu początkowych trudności" stwierdzono ostrożnie w podsumowaniu wyników badań z 1970r. W r. 1978 Bank Światowy dokonał przeglądu pięciu prób reformy rolnej w takich krajach jak Boliwia, Meksyk, Chile, Peru i Wenezuela. Stwierdzono, że wyjąwszy Peru, wpływ reformy rolnej na produkcję w tych krajach był ogólnie pozytywny. Trzeba jednak przyznać, że w przypadku co najmniej kilku reform i przekształceń produkcji, jej wielkość zmalała, przynamniej w początkowej fazie. Potrzeba czasu, by pokazać korzyści płynące z reformy, w postaci wzrostu produkcji i poprawy jakości wytwarzanej żywności. Oczekiwania, że nowy system będzie gotowy w przeciągu nocy i jeszcze doskonale zadziała są po prostu nierealistyczne. Musimy pamiętać także o sabotażowych działaniach elity obszarniczej, broniącej się przed utratą ziemi i wpływów. Może ona np. niszczyć własne zbiory, likwidować hodowlę zwierząt aby wywieść swój majątek z kraju. Może także próbować naruszyć system ekonomiczny państwa, by rozbudzić niezadowolenie przeciwko rządowi przeprowadzającemu reformy.

Przykłady pozornych i dlatego nieudanych reform rolnych przyniosły tej idei złą sławę. Było tak w Meksyku, Salwadorze, na Filipinach, w Hondurasie, Pakistanie i w Indiach - rządy tych krajów, zadłużone u obszarników, zapewniały nienaruszalność ich stanu posiadania.

Przesunięcie równowagi sił na korzyść biednej większości stanowi klucz do autentycznej reformy rolnej. Nie można bowiem wykluczyć, że wielkie przedsięwzięcia rolne, prowadzane metodą spółdzielczą, gdzie praca i wynagrodzenia są dzielone, mogą odnieść sukces. Co więcej, drobni rolnicy pozostają na łasce tych, którzy decydują o dystrybucji wkładów rolniczych i marketingu wyprodukowanej żywności i są faktycznie bezsilni, nawet jeśli obsarnicy nie mają monopolu na własność ziemi.

Gdyby udowodniono, że system rolniczy zdominowany przez elitę obszarniczą jest bardziej wydajny, to i tak o sukcesie metody wytwarzania żywności decyduje fakt czy zaspakaja ona potrzeby żywieniowe wszystkich ludzi. Jeśli sposób produkcji jest wydajny, a mimo to ludzie głodują, to znaczy, że nie sprawdził się.


Nie należy pytać, jaki system wyprodukuje najwięcej żywności, lecz który z nich może uśmierzyć głód i zdoła wyżywić większość ludzi.

Obszarnicy zaliczani są do najmniej pewnych kredytobiorców. Bank Światowy informuje, że w Bangladeszu, Kolumbii, Kostaryce i w Etiopii najgorszymi płatnikami są obszarnicy ziemscy. Podobnie Amerykański Departament Rolnictwa stwierdza, że częstotliwość naruszania umów i zajęć majątku na poczet długu jest o wiele wyższa w przypadku dużych pożyczek dawanych korporacjom wielkich gospodarstw rolnych niż w przypadku drobnych kredytów udzielanych rodzinom farmerskim.

Każdy rozwój uzależniony jest od współpracy ludzi dążących do wspólnego celu. Jednak system społeczny oferujący dostęp do ziemi i pomoc rządową w uruchamianiu produkcji rolnej wyłącznie niewielkiej grupie ludzi niszczy wszelką możliwość współpracy i wymiany doświadczeń. Założono, iż skoncentrowanie uprawy zbóż i związanych z tym nakładów w rękach garstki wielkich posiadaczy ziemskich zafunkcjonuje jako zachęcający do współzawodnictwa przykład wzorcowy. Sztucznie organizowane prezentacje lekcji poglądowych odniosły przeciwny od spodziewanego skutek.

Nie można bezkrytycznie twierdzić, że małe gospodarstwa produkują lepiej. Przekonaliśmy się, że liczy się nie tyle powierzchnia gruntów, co jakość stosunków pomiędzy ludźmi pracującymi przy ich uprawie.

Małe gospoadrstwa mogą być bardzo wydajne (przykład Japonii) jeśli pracujący w nich ludzie wiedzą, że ta wydajność przyniesie im zyski. Może jednak być zupełnie inaczej: małe gospodarstwo z niską produkcją. Dzieje się tak wtedy, gdy kredyty, długi i zobowiązania dzierżawcze nie pozwalają rolnikom korzystać z owoców ich własnej pracy.

Przekonano wielu ludzi, że musimy wybrać pomiędzy sprawiedliwym systemem ekonomicznym a wydajną produkcją. Taki układ to czysta iluzja. W istocie rzeczy najmniej wydajny, a najbardziej destruktywny, jest ten system, który służy interesom nielicznych. Większa sprawiedliwość może uruchomić niewykorzystany potencjał twórczy dając gwarancję jego trwałości. To jedyna droga do tego, by produkcja żywności przyczyniła się do rozwiązania problemu głodu na Ziemi.

Nasza kultura, wolność, prawa i obyczaje wyrastają z naszej ziemi.

Dla wielu biedaków ziemia to wszystko co posiadają. Społeczeństwa nieurodzajnych terenów Afryki zwanych Sahelem sieją nowe życie na tej jałowej ziemi sadząc drzewa, zatrzymując wodę i hamując erozję.

Pasywni ubodzy - zbyt głodni by mogli się buntować?

Zachodnie środki masowego przekazu, pokazując nam filmy o ludziach żyjących w Trzecim Świecie, przyczyniły się do utrwalenia w nas obrazów ludzi biednych, wygłodniałych i słabych. Łatwo można sobie wyrobić opinię, że głodujący siedzą bezczynnie czekając na pomoc żywnościową z Zachodu. Fałszywe przedstawienie rzeczywistości uniemożliwia większości ludzi obiektywne spojrzenie na faktyczny stan rzeczy. Walczące z głodem istoty, przy minimalnej ilości zasobów żywieniowych, wykonują ogromny wysiłek by przeżyć. Ubodzy pokonują olbrzymie odległości w poszukiwaniu pracy, a jeśli już uda im się ją dostać, pracują od 12 do 14 godzin dziennie. Kobiety w rolniczej Azji i Afryce przechodzą wiele godzin dziennie by zaopatrzyć rodzinę w wodę, zaś zdobycie opału potrzebnego do gotowania posiłków wymaga wielomilowych pieszych poszukiwań. Biedni widzą możliwości tam, gdzie wielu z nas nie dostrzega już nic. Sami kopią systemy nawadniające, a gdy brakuje im narzędzi, posługują się kijami lub gołymi rękami. Gdyby ubodzy byli rzeczywiście bierni, niewielu z nich by przeżyło.

W całym Trzecim Świecie ludzie znajdujący się na najniższym szczeblu drabiny społecznej zaczęli zdawać sobie sprawę ze swoich niewykorzystanych możliwości działania. Już teraz widoczne są skutki ich dążeń do poprawy warunków własnego życia. To zrozumaiłe, że chcą sobie pomóc. Równie oczywiste jest i to, że musimy im pomagać i ośmielać ich w każdej wymagającej tego sytuacji.

W r. 1976 na terenie Meksyku grupa ubogich ludzi zawładnęła ziemią, obiecywaną im przez rząd od dawna. Nie mieli narzędzi, domów, nie posiadali niczego. W 10 lat później ilość uzyskanych przez nich zbiorów dorównywała plonom sąsiadujących z nimi obszarników. Uniezależnieni od rządu rozwinęli swój własny marketing, system kredytowy i ubezpieczeniowy.

Na Filipinach, we wczesnych latach osiemdziesiątych, pracownicy plantacji bananów, którzy pracowali od 12 do 14 godzin dziennie, spotykali się potajemnie - z narażeniem utraty pracy i życia - by założyć własne związki zawodowe.

Ceny otrzymywane za zbiory są równie ważne jak i posiadana ziemia. Na początku lat osiemdziesiątych w Senegalu robotnicy rolni organizowali demonstracje, żądając wyższych cen za orzeszki ziemne, ich podstawowy artykuł rolny. Przerażony ich solidarnym działaniem rząd podniósł ceny wypłacane rolnikom o 50%.

Otrzymanie kredytu to kolejna trudność z którą muszą zmierzyć się ubodzy. W Indiach istnieje Forum Kobiet Pracujących, organizacja zrzeszająca 36 tys. członkiń, przeważnie biednych i niewykształconych. Forum zdołało uruchomić swój własny system kredytowy, nad którym sprawuje pieczę. Kobiety, najczęściej drobne producentki żywności lub sukna, zagwarantowały sobie pożyczki z banków narodowych. (Współczynnik spłaty długu przekracza 90%.) Osiągnięty sukces pozwolił im na założenie własnego banku spółdzielczego i zaspakajanie swoich podstawowych potrzeb, takich jak nauka zawodu, system rentowy i opieka zdrowotna.

Jedynie biedni mogą dobrze znać przyczyny swojej sytuacji socjalnej, wielu z nich rozumie zasady działania systemu gospodarczego: wyzysk płacowy, system pożyczkowy, łapownictwo i dyskryminacja cenową. Jeśli wyzyskiwani nie powstają przeciw swoim wyzyskiwaczom, to nie ich fatalne położenie jest tego przyczyną. Paraliżuje ich lęk przed władzami lokalnymi, posiadaczmi ziemi, policją, szwadronami śmierci lub rządem. Na szczęście rośnie liczba ludzi, którzy zachęceni powodzeniem innych, organizują się w związki oporu. Mieszkańcy krajów bogatych, uważając głodujących Trzeciego Świata za ludzi biednych i zrozpaczonych, nie dowiedzą się niczego o ich rzeczywistym życiu. Echa wydarzeń, które docierają do nas przepuszczone przez filtr informacyjny, skłaniają do identyfikowania się z elitami klas rządzących, a nie z ludźmi nam podobnymi. Ważne by nie dać zwieść się pozorom. Przywódcy krajów Trzeciego Świata żyją we współczesnych domach, identycznych z naszymi, noszą ubrania podobne do naszych i mówią naszym językiem. Dzięki temu wielu z nas uwierzy, że tak właśnie wyglądają i żyją typowi przedstawiciele Trzeciego Świata. Faktycznie stanowią tylko drobny ułamek swojej społeczności. My, zwykli ludzie, nie mamy nic albo niewiele wspólnego z nimi, z większością z nich. Naszymi rzeczywistymi partnerami w dialogu są biedacy, rodziny uprawiające drobne gospodarstwa rolne, zbieracze kawy, zwyczajni mężczyźni, kobiety i dzieci, którzy są naszymi rzeczywistymi partnerami.

W związku z tym, że tak często karmi się nas wypaczonymi faktami i ich fałszywą oceną, od nas zależy poszukiwanie alternatywnych źródeł informacji na temat Trzeciego Świata. Przekażą nam pole widzenia zwykłych ludzi, wspierając pozytywny obraz ubogich i ich walkę o sprawiedliwość.

Nawet podkreślając działający skutecznie system kontroli życia ubogich, uwydatniając ich zrozumiały z tego powodu strach, możemy łatwo przeoczyć fakt, że w każdym kraju, w którym głodują ludzie, jak świat długi i szeroki, już teraz toczy się walka. Zdesperowani głodem ludzie usiłują uzyskać panowanie nad źródłami produkcji, które prawnie im się należą.


Podkreślając istnienie wszechwładnego systememu władzy nad ubogimi i ich zrozumiałych obaw nie powinniśmy ignorować faktu, że głodujący na całym świecie walczą z posiadaczami zasobów naturalnych, służących do produkcji żywności. Tak jest w Meksyku, na Filipinach, w Południowej Afryce, w Brazylii, Czadzie, w Stanach Zjednoczonych, w Salwadorze, Bangladeszu i Tajlandii. Można by tak wymieniać bez końca. Ci którzy stawiają opór wyzyskowi to prawdziwie ludzie, których wielu uważało za "zbyt udręczonych, by mogli się zmienić". Na pełne wątpliwości pytanie niedowiarków "co wieśniacy mogą zrobić?" odpowiada się podając przykład Wietnamu, Mozambiku, Gwinei Bissau i Angoli. Państwa te, po latach intensywnej walki prowadzonej przez organizacje rekrutujące się przeważnie z wieśniaków, odzyskały niepodległość. Ich obywatele podejmują teraz energiczne działania, które zmierzają do wykorzenienia głodu, a także do stworzenia rodzimego zaplecza żywnościowego. Nie możemy również pominąć faktu, że począwszy od lat pięćdziesiątych ponad 40% ludności krajów niedorozwiniętych własnym wysiłkiem uwolniło się od widma głodu.

Czy to nas w ogóle dotyczy?
  1. Nie chciałbym się wtrącać, ale czy zdajesz sobie sprawę z tego, że liczba ludzi podwoi się w ciągu najbliższych 20 lat? Co zamierzasz zrobić w tej sprawie?

  2. Czy ludzie są źli? Lubię ludzi...

  3. Ja także ich lubię, rzecz jasna. Zrozum jednak, że zasoby świata nie zdołają wyżywić rosnącej liczby ludzi.

  4. Rozumiem. Jest to więc problem zarówno ludzi, jak i zasobów.

  5. Tak.

  6. Należałoby więc zająć się kontrolą urodzeń i kontrolą zasobów.

  7. Ta...ak.

  8. No cóż, nie chciałbym się wtrącać, ale czy zdajesz sobie sprawę z tego, że 10% najbogatszych ludzi na kuli ziemskiej zużywa 90% z całości jej zasobów. Co zamierzasz zrobić w tej sprawie?

...A w krajach rozwijających się?

Ludność krajów rozwijających się nie ma wpływu na władzę w państwie, w którym rozpoczęto proces uprzemysłowiania. Dla nich najczęściej jedynym rozwiązaniem pozostaje liczna rodzina.

  1. Potrzebujemy dzieci do pracy w polu.

  2. A także i w domu.

  3. Poradzimy sobie jakoś, a gdy będą miały już po 11 lub 12 lat, zaczną przynosić rodzinie dochody.

  4. Może jedno z nich dostanie pracę w mieście i będzie posyłało nam pieniądze.

  5. Musimy mieć dzieci, by opiekowały się nami w chorobie albo kiedy będziemy już starzy.

  6. Tyle dzieci umiera naokoło. Lepiej mieć ich pięcioro lub sześcioro, by choć niektóre z nich przeżyły.

  7. Nie jestem pewna czy chcę mieć ich tak dużo, ale mój mąż nie akceptuje planowania rodziny.

Zamknięty krąg głodu
  1. Niewłaściwe odżywianie i ciężka praca stanowi zagrożenie dla wielu kobiet.

  2. Jedno dziecko na sześcioro rodzi się z niedowagą, będąc mało odpornym na choroby i wczesną śmierć.

  3. Noworodki do 6 miesiąca życia chronione są mlekiem matki. Jednakże przepracowane i niedożywione matki narażają dzieci na niebezpieczeństwo.

  4. Wiek od sześciu miesięcy do dwóch lat. Bieda i brak opieki rodzicielskiej mogą być równoznaczne z niewłaściwym odżywianiem i brakiem higieny. Stopa umieralności dzieci jest w takim wypadku 30-40 razy wyższa, niż w krajach zamożnych.

  5. Wiek trzech lat. Możliwości niedorozwoju umysłowego z powodu niedożywienia lub apatyczności. Dziecko nie zadaje pytań stymulujących rozwój umysłowy.

  6. Brak energii i mała aktywność w szkole.

  7. Nisko wynagradzana praca nie pozwala na kupno odpowiedniej żywności w pożądanej ilości.

Zabrali nam ryby
a zostawili ości
zabrali naszą miedź
a zostawili skały
Zabrali nasze owoce, zabrali nasz olej
Zabrali nam tłuszcz
Złupili naszą ziemię
Kazali uprawiać kawę
Zamiast kukurydzy
Nasz dzieci głodowały
Będąc jeszcze w brzuchach matek
Odebrali nam bydło, odebrali nasze mięso
Nie zostawili naszym ludziom niczego do jedzenia
Pobudowali drogi i porty
By szybciej nas ograbić.
A teraz mówią nam
Wystarczy was dwoje
Aby ochronić swój świat
Przed ekologiczną zagładą.

Jakie są przyczyny głodu
  1. Brak wykształcenia.

WHO - Światowa Organizacja Zdrowia ocenia, że ponad połowa afrykańskich problemów z żywnością zostałaby rozwiązana, gdyby rodziny wiedziały, jak wykorzystać miejscowe pokarmy do przygotowania wartościowej diety dla swoich dzieci.

  1. Używanie ziemi do uprawy zbóż na sprzedaż.

70% dzieci Ameryki Środkowej i Karaibów jest źle odżywianych, jednakże aż 50% ziemi uprawnej na tych terenach używana jest do eksportowej produkcji zboża. Tylko 10% całej ilości zboża przeznaczonego przez bogatych na paszę dla bydła w 1974r. mogłoby zlikwidować braki żywności w krajach trzeciego świata tym roku głodu.

  1. Straty

Ponad 10% plonów marnuje się w magazynach, zjadane przez gryzonie.

Pierś jest najlepsza
  1. Karmienie piersią jest pożywne, bezpieczne, tanie i chroni dzieci przed chorobami.

  2. W ostatnich latach pojawiła się tendencja do karmienia dzieci mlekiem w proszku. Może to spowodować niedożywienie lub choroby, ponieważ: rodzice mogą nie umieć przeczytać informacji na opakowaniu z mlekiem, nie są w stanie kupić wystarczającej ilości mleka w proszku i w związku z tym dają dziecku zbyt rozrzedzone, skutkiem czego dziecko jest niedożywione i mało odporne na choroby, woda stosowana do rozpuszczania mleka może być skażona, - rodzice często nie potrafią wysterylizować butelki i dziecko pije mleko z bakcylami. (Liczne zatrucia dzieci spowodowane ww. przyczynami doprowadziły do bojkotu, przez organizacje ekologiczne, firmy NESTLE - głównego eksportera sproszkowanego mleka do krajów Trzeciego Świata. W szczególności bojkotowano, reklamowaną też w Polsce, kawę NESCAFE, gdyż przynosi ona producentowi największe zyski. - przyp. Piotr Rymarowicz)

Najważniejszą przyczyną jest ubóstwo
  1. Ludzie zaczynają głodować, kiedy nie mają wystarczających środków do produkcji żywności dla siebie albo kiedy brakuje im pieniędzy na zakup jedzenia.

  2. W krajach rozwijających się 1 robotnik na 3 nie posiada pracy.

  3. Na świecie jest 800 milionów "absolutnie" biednych ludzi.

Każdemu, kto tylko chce wiedzieć, dobrze wiadomo, że my - mieszkańcy bogatego świata - spożywamy wielokrotnie więcej na osobę, niż mieszkańcy krajów ubogich.

Gdy ktoś głoduje... to nie jest brak pokarmu - to brak sprawiedliwości.

Dla głodnych zawsze brak pieniędzy, na wojnę nigdy.

Kapitalizm, to takie niezwykłe wierzenie, że najgorsi mężczyźni, z najgorszych pobudek, w niewiadomy sposób będą pracować dla wspólnego dobra.