Andreas Bourzoukos

List uwięzionego anarchisty Andreasa Bourzoukosa

2013

”To jeszcze nie koniec, bo nigdy nie zaakceptowałem porażki”

25 minut po południu. Ostatni raz, kiedy spojrzałem na zegarek. Za nami radiowóz, a w furgonetce dwóch moich towarzyszy, „zakładnik” i ja. Jeszcze kilka minut wcześniej nasze emocje były zupełnie inne. Wszystko wydawało się być w porządku, do momentu gdy aresztowano naszego towarzysza jadącego „karetką”. Wszyscy nagle straciliśmy ducha, lecz mimo to pozostaliśmy przytomni, na tyle na ile byliśmy w stanie, aby swoimi działaniami, umożliwić pozostałym towarzyszom ucieczkę.

Zacznijmy jednak od początku: nas trzech w furgonetce razem z „zakładnikiem” i „przypadkowo” spotkany radiowóz (właściwie to nie zupełnie przypadkowo, ponieważ we wszystkich okolicznych miejscowościach podniesiono alarm). Chwila, gdy zaczęło się odliczanie ostatnich minut naszej wolności. To, o czym rozmawialiśmy wtedy w samochodzie nie ma znaczenia, ważna była decyzja, jaką ostatecznie podjęliśmy. Postanowiliśmy nie otwierać ognia, by nie narażać życia doktora (zakładnika) i była to jedyna decyzja jaka wówczas zapadła. Nie pozostaliśmy jednak bezbronni, byliśmy bowiem uzbrojeni pasją naszej wolności. Wykorzystaliśmy ją najlepiej jak umieliśmy. Po filmowym pościgu ulicami Verii, patrol policji uwięził nas w ślepej uliczce. Nie ma sensu powtarzać reszty tej historii.

Jedyną rzeczą, którą chciałbym wyjaśnić i która jest dość istotna to kwestia tortur. Wiem, że obraz pobitego człowieka wywołuje w społeczeństwie strach, współczucie oraz obawy. Jednak my i nasi towarzyszy temu nie ulegamy. Państwo celowo upubliczniło nasze zdjęcia, by sterroryzować wszystkich, którzy myślą o zrobieniu tego samego, co my. Być może „błąd” ten spowodowany był pośpiechem i faktem, że Oddział Antyterrorystyczny przeprowadza wszystkie operacje niemal automatycznie. Jak by nie było, nie chcę się teraz na tym skupiać. Chciałbym powiedzieć, co mi przychodziło do głowy gdy nas bito.

Nigdy nie czułem się ofiarą i oczywiście nie chcę, by inni mnie tak postrzegali. Przez te cztery godziny ciągłego bicia zastanawiałem się co te tchórzliwe i brutalne świnie chcą w ten sposób osiągnąć. Nie czułem strachu ani bólu, jedynie złość. Niezależnie od tego, jak bolesna może być prawda, chwytasz kogoś po prostu za włosy i powalasz na kolana. Gdy mnie tak bili, przypominałem sobie chwile, kiedy wypowiedziałem temu zgniłemu systemowi wojnę. Wszystkie moje decyzje i przemyślenia znalazły swoje potwierdzenie. Prawdopodobnie wystarczyłaby ku temu minuta z rękoma skutymi przez gliny albo tortury, będące jeszcze jednym dowodem jak zgniły jest ten system.

Teraz kilka słów o pieniądzach, które (również w czasie kryzysu) płyną obficie do banków, urzędów i wszelkiego rodzaju inwestycji kapitałowych, takich jak Cosco (międzynarodowa firma transportowa). To krew kapitalizmu.

Nie chce stać się kolejnym, dobrze naoliwionym trybikiem systemu, między innymi dlatego postanowiłem napaść na bank (ja nazywam to „wywłaszczeniem”). Nigdy nie chciałem być jeszcze jednym „statystycznym”, dążącym do znalezienia „normalnej” pracy i do „normalnego” życia. Nie trzeba było wiele, by zrozumieć, że praca polega na wykorzystywaniu ludzi przez kapitał, znajdujący się się w rękach nielicznych, którzy pozostają obojętni na negatywne skutki swoich poczynań. W tym miejscu zadałem sobie kilka pytań: czy malwersacje i korupcja to odizolowane przypadki, które doprowadziły ten system do kryzysu, czy może integralna część planu skonstruowanego w celu osiągnięcia jeszcze większych zysków? Czy „upadek” systemu bankowego był wynikiem rozdmuchanego sektora kredytowego, czy może tylko kapitalistyczną sztuczką, służącą dalszej koncentracji kapitału i jeszcze intensywniejszej kapitalizacji?

Jest oczywiste, że jesteśmy świadkami bezprecedensowego kryzysu kapitalistycznej rzeczywistości i jest oczywiste, że kryzys ten poprzedził „krach” [załamanie] systemu bankowego. Mówimy jednak o dwóch stronach tej samej monety. Kapitalizm nie mógłby istnieć bez systemu bankowego ani nie mógłby istnieć ten jeden z najważniejszych środków koncentracji kapitału. Podobnie jak wtedy , gdy załamanie systemu bankowego było już bliskie i aby zapełnić bankowe kasy wezwano Państwo, tak samo, gdy załamała się machina państwowa, natychmiast wezwano banki, aby wsparły inwestycje i wybrukowały drogę ku nowej kapitalizacji banków. To okrutne koło, które pomaga konającemu kapitalizmowi siać śmierć.

Patrząc na historię Grecji od czasu jej obecności w Unii Europejskiej, a także na upadek greckiej gospodarki, uważam, że było to z góry zaplanowane. Zarówno jeśli chodzi o Grecję, jak i inne kraje europejskie, dotknięte kryzysem. Gdy wraz ze swoją „kreatywną księgowością”, Grecja przystępowała do strefy euro, premier Simitis mówił o nadchodzącej, wspaniałej erze, przedstawiając kraj jako silny i rozwijający się, na równi z innymi krajami UE. W tym samym czasie klasa średnia modliła się o nadejście kapitalistycznego nieba. Sen jednak szybko się rozwiał, gdy w 2008 r nastąpił kryzys, „znak markowy” kapitalizmu i gdy zaczęła się zapaść. Wówczas nadszedł czas na kolejny pokaz „kreatywnej księgowości”, tym razem w wykonaniu Giorgiosa Papandreu. Wpadł on na pomysł, by skorzystać z mechanizmów wsparcia finansowego MFW i EBC (Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego). Tak oto, dotarliśmy do punktu w którym znajdujemy się dzisiaj, do całkowitej wyprzedaży ludzkiego życia i pozbawienia nas godności. Oczywiście w ślad za tym idą tanie inwestycje i liczne okazje do grabienia natury, co ma dziś miejsce w wielu rejonach Grecji.

Życiowe doświadczenia oraz nieznośna presja wywierana na społeczeństwo są w zupełności wystarczające, byśmy ujrzeli brudną twarz kapitalizmu w całej okazałości. Swoje działania uważam za wywłaszczenia. Według mnie, prawdziwi złodzieje to ludzie na kierowniczych stanowiskach banków i aparatu państwowego. Oczywiście, wiernym asystentem kryzysu są organy represji, które w całokształcie swej działalności jak i w ukierunkowanych, punktowych operacjach, służą terroryzowaniu i osłabianiu całego społeczeństwa. Jednak głównym obiektem represji jest szerokie spektrum anarcho-wywrotowe, które działa jak detonator i katalizator, niejednokrotnie wywołując powstania, napięcia i manifestacje gniewu, rozprzestrzeniające się coraz bardziej w różnych obszarach społeczeństwa.

Paradoks państwowej polityki represji można dostrzec, gdy przyjrzymy się jego atakom na grupy społeczne, stawiające opór. Władza nazywa ich „terrorystami, którzy pragną tylko niszczyć”. Przykładem takiej spazmatycznej reakcji były wydarzenia jakie rozegrały się w Skouries. Wielki pożar który zniszczył sprzęt, należący do tej kopalni złota, natychmiast uznano za „atak terrorystyczny”. Podobała mi się ta akcja i popieram ludzi, którzy jej dokonali. Jedyny możliwy dialog z międzynarodowymi korporacjami, które dla zysków dążą do niszczenia i grabieży natury, to czysty, brutalny atak. Podziwiam odwagę ludzi, którzy potrafią wziąć sprawy w swoje ręce i przystępują do działań bezpośrednich. Udało im się zadać potężny cios, przedsiębiorstwu „El Dorado” i państwu. Z tego powodu, następnego dnia po ataku, siły porządkowe napadły na Skouries, przeprowadzając nalot na wszystkie domy we wsi. Stosowanie takich metod, przypomina czasy wojny domowej i demaskuje totalitaryzm państwa, które przekształciło całą wioskę w strefę działań wojennych. Oczywiście nie omieszkano wspomnieć o „udziale anarchistycznych terrorystów”, a media niezwłocznie pośpieszyły, by zlokalizować „terrorystów, którzy udzielili instrukcji jak przeprowadzić atak”. Taktyka mediów jest dobrze znana: potępić, sterroryzować i oczernić, zgodnie z wytycznymi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Oddziału Antyterrorystycznego i samego rządu. To autentyczni „pracownicy” systemu ucisku i posłuszeństwa, zajmujący się kopaniem grobów, wystarczająco głębokich, by pomieściły wszystkich wrogów systemu. Dzięki nim represyjne ramie może kontynuować swoją pracę, a sądownicza mafia nadal może burzyć wszystko, co stawia jej opór.

Identycznie, zaraz po naszym aresztowaniu, rozpoczęło się medialne delirium, przypominające goebellsowską propagandę. Idealny materiał o terrorystach, nadający się dla biuletynów informacyjnych i scenarzystów antyterrorystycznej fikcji. Nie muszę chyba podkreślać, przyjętej przez media, wyraźnej linii politycznej, która była widoczna, gdy sensacyjnym tonem mówiły o naszym „udziale w innych akcjach poza rabunkiem”. Państwo greckie stara się stłumić opór, korzystając w tym przypadku z taktyki, jakiej użyto przeciw anarchistom we Włoszech w połowie lat 90-ych (sprawa ORAI – Rewolucyjnej Organizacji Anarcho-Insurekcyjnej)

Nie trudno wyobrazić sobie, co działo się w kolejnych dniach po moim aresztowaniu. Pewien prokurator specjalny, zajmujący się sprawami związanymi z terroryzmem (chyba nazywał się Mokkas?) wezwał mnie na przesłuchanie i na podstawie miałkich dowodów (…), stwierdził, że jestem członkiem pewnej organizacji. Dojście do takich wniosków nie zajęło im zbyt wiele czasu.

Jakiś czas później, ponownie zostałem wezwany przez specjalnego prokuratora śledczego (rzeczywiście nazywał się Mokkas), który oświadczył, że uznano mnie za członka R.O. Konspiracyjne Komórki Ognia. Oczywiście, zarówno akcje KKO jak i tworzący ją rewolucjoniści są mi bliscy, nie znaczy to jednak, że miałem cokolwiek wspólnego z tą organizacją. Nie byłem ich członkiem z powodu istotnych różnic, zarówno w kwestii projektualizmu (sposób przebycia drogi od powstania do rewolucji – przyp. tłum.), jak i ogólnego postrzegania społeczeństwa. Uznając mnie za członka KKO, państwo może w łatwy sposób zwiększyć mój wyrok, wskutek czego, spędziłbym więcej lat w więzieniu. Według mnie jest to wrzucanie wszystkich do tego samego worka, skandaliczne glajszachtowanie, odbierające bojownikom możliwość zaznaczenia własnej postawy politycznej.

„Cena samostanowienia nigdy nie była niska, wręcz przeciwnie, jest bardzo wysoka”

Z pewnością droga ku rewolucji i anarchii nie jest usłana różami, może biec jednak różnymi ścieżkami, bez względu na aktualną sytuację. Nasze metody są dobrze znane i potrzebują ciągłego rozwoju, dysponujemy wystarczająco szerokim arsenałem. Uważam, że każdy rewolucjonista musi posiąść umiejętność przenikliwego i klarownego wyboru najodpowiedniejszej „broni”, stosownie do zaistniałych warunków. Droga oporu posiada wiele cech i wymaga walki biegnącej różnymi torami. Mogą to być plakaty wzywające do strajku, zajęcie jakiegoś budynku państwowego, podpalenie banku, ataki bombowe na różne państwowe struktury, wywłaszczanie państwowych pieniędzy. Cel jest ciągle ten sam, tj. z jednej strony atak na struktury i funkcje kapitalizmu, z drugiej: szerzenie metod, praktyk i koncepcji anarchistycznej walki o wolność.

Żyję w bardzo zróżnicowanym społeczeństwie, lecza zawsze walczę o siebie, moich towarzyszy, ostateczne zniszczenie systemu i całkowity upadek współczesnego świata. Nie znaczy to jednak, że przestanę krytykować tych, którzy na to zasługują, ponieważ swoją tolerancją i obojętnością, podtrzymują oraz odtwarzają ten zgniły i opresywny system.

„Ta rewolucja musi opierać się na przemocy, nawet jeśli przemoc sama w sobie nie jest czymś słusznym. Absurdem jest myśleć, że uprzywilejowani dobrowolnie wyrzekną się swej pozycji i korzyści, gdy zobaczą wynikające z nich cierpienie i niesprawiedliwość.”

Jedyną wartościową reakcją na ten rozpadający się, pełen cierpienia system jest rodząca się w nas przemoc. Społeczeństwo radykalizuje się już dziś. Historycznie ważnym pytaniem jest: dokąd zmierza ta polaryzacja? Coraz większe poparcie dla Złotego Świtu i coraz częstsze przypadki rasistowskich ataków w centrum Aten są namacalnym przykładem tego, że napięcie narasta. Rzecz jasna stanowisko tej partii, tylko pozornie jest „ekstremistyczne”, bo brak w nim sumienia. Prezentując się jako rzekomo „antysystemowa partia”, Złoty Świt zdołał przechwycić sporą część gniewu, obecnego w różnych częściach społeczeństwa.

Nie muszę dodawać, że nie jestem zwolennikiem „teorii skrajności” i nie uważam Złotego Świtu za partię antysystemową. To dla mnie aż nazbyt oczywiste, że w gruncie rzeczy są oni częścią systemu, a nawet jego obrońcą.Dlatego Złoty Świt nie jest wart tyle uwagi, ile udało mu się przyciągnąć.

Będziemy organizować się na rzecz wielotorowej i długotrwałej walki, aby zniszczyć pracę i opresywne stosunki, leżące u jej podstaw. Zrobimy to poprzez świadome wywłaszczenia kapitalistycznego bogactwa, dzięki czemu wzmocnimy i wesprzemy toczącą się walkę. Nie ustaniemy, podążając nadal ścieżką akcji bezpośredniej oraz totalnego ataku, wymierzonego w system kapitalistyczny. Dzięki ciągłej komunikacji oraz podsycaniu anarcho-wywrotowego żywiołu i różnych obszarów społecznych, możemy szerzyć we własnym życiu, anarchistyczne relacje i samostanowić o sobie. Poprzez ciągłą obecność na ulicach i uczestnictwo w toczących się tam, dzikich walkach, kształtujemy własne sumienia i ducha walki oraz rozpowszechniamy przemoc.

Nie, koktajle Mołotowa i barykady nie są niezbędnymi krokami do „wspięcia się wyżej”. Nie stanowią one przejściowego etapu walki zbrojnej po którym należy chwycić za butle gazowe i bomby. Są raczej nieodłączną częścią samej walki. Jedno uzupełnia drugie. Uliczne walki są tak samo konieczne, jak nocne sabotaże. Z państwową machiną należy walczyć wszelkimi dostępnymi środkami. Walka zbrojna jest jednym z przejawów walki, niezbędnym elementem, wspierającym szersze zmagania ruchu oraz samemu wspieranym przez ten ruch. Wszelki sabotaż odseparowany od walk prowadzonych przez ruch i odseparowany od jego żądań, ryzykuje, że przejdzie przez historię niezauważony, uznany za nieistotny, a w końcu zupełnie z niej wymazany.

Pozostawmy po sobie niezatarty „ślad” w historii. Nadszedł czas rewolucji, zniszczenia i zastąpienia plutokracji przez anarchię.

Andreas-Dimitris Bourzoukos
Więzienie Koridallos, skrzydło A

Marzec 2013


Andreas-Dimitris Bourzoukos jest jednym z 4 anarchistycznych towarzyszy, aresztowanych 1 lutego 2013 roku po podwójnym rabunku banku i poczty w Velventos.